Żbik cz. II
Stefan Dąmbski [...] Nie mogłem już dłużej czekać, wyrównałem lufę automatu w kierunku oddalającej się postaci i pociągnąłem za spust. Długa seria i patrzyłem z przerażeniem, jak ciemna sylwetka upada na ziemię. Podszedłem do leżącego Staszka sprawdzić, czy jeszcze żyje. Przemówił do mnie po raz pierwszy tego strasznego wieczoru: „Stefan, dobij mnie...” I wtedy po raz pierwszy od wielu lat mnie, twardemu partyzantowi, łzy stanęły w oczach. Obróciłem się w stronę stojacego o parę kroków ode mnie Tadzika: „Tadzik, pomóż mi...” Zrozumiał, podszedł do Staszka bez słowa i gdy już odchodziłem, obrócony plecami do niego, posłyszałem ostatnią tej nocy, krótką salwę.
Bo nie jest tak na wojnie, jak w żołnierskim śpiewie...
Jacek E. Wilczur O tym, jak bardzo uboga jest wiedza, orientacja młodego pokolenia, młodzieży szkół średnich i wyższych, o dziejach polskiej partyzantki, oddziałów leśnych i poszczególnych osób, o dniu powszednim partyzantów, świadczyć mogą ich wypowiedzi w czasie spotkań z kombatantami, byłymi partyzantami. W czasie takich spotkań, organizowanych w szkołach, ośrodkach kultury, w różnych klubach młodzieżowych, padają często pytania świadczące o kompletnej lub prawie całkowitej niewiedzy o codziennym życiu partyzantów, o ich codziennych problemach, dotyczących nie tylko samej walki z okupantami, z policją, SS, wojskiem regularnym – Wehrmachtem.
Co z tymi piramidami?
Jan ?ukasiak W ostatnich dniach października bieżącego roku wyruszyła do Bośni ekspedycja naukowo-fotograficzna, zorganizowana przez redakcję magazynu „Inne Oblicza Historii”. Celem wyprawy było uzyskanie odpowiedzi na pytanie: czym naprawdę są piramidy w miejscowości Visoko? Czy rację ma ich „odkrywca” Semir Osmanagić, czy też nie zgadzający się z nim naukowcy, a może rozwiązanie zagadki jest całkiem inne? My już wiemy, dowiecie się i Wy, ale... w następnym numerze. Możemy powiedzieć jedno – warto było jechać do tego pięknego kraju i zobaczyć wszystko na własne oczy. To się nazywa prawdziwa przygoda!
Czwarta pieczęć
Marcin Hlebionek Pod koniec listopada, w jesienny deszczowy poranek, podczas spaceru z psem ktoś podniósł z ziemi mały ołowiany przedmiot. Wkrótce na jednym z forów internetowych pojawiło się pytanie: „co to jest?” Towarzyszył mu opis przedmiotu: „ołów, 42 mm średnicy i 7 mm grubości”. Znalazca sugerował w tytule, że znalezisko to uważa za jakąś plombę. Wkrótce zaczęły pojawiać się głosy, że być może jest to jednak co innego...
200 lat temu – Francuzi nadchodzą!
Andrzej Nieuważny Aż do Napoleona kontakty polsko-francuskie były rzadkie i naskórkowe. Nieliczni przedstawiciele polsko-litewskich elit odwiedzali Wersal i Paryż, a pojedynczy wręcz dworzanie lub podróżnicy znad Sekwany i Rodanu zapuszczali się nad Wisłę czy Wilię, spisując potem pamiętniki o pobycie w dziwnym kraju. Zdarzały się oczywiście momenty intensywniejszych kontaktów, jak choćby w czasach poślubionej przez dwóch Wazów królowej Marii Ludwiki, za którą ściągnął do Warszawy liczny dwór. Jednak i tu mówimy co najwyżej o dziesiątkach przybyszów.
JAK ZGIN?? NACZELNY WÓDZ ARMII KSIęSTWA WARSZAWSKIEGO KSI?Żę JÓZEF PONIATOWSKI? - Próba rekonstrukcji wydarzeń
Książę Józef Poniatowski, bratanek króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, urodził się 7 maja 1763 r. w Wiedniu. Służbę wojskową rozpoczął w 1780 r. jako oficer austriacki, a od 1789 r. służył w wojsku polskim. W wojnie z Rosją w 1792 r. dowodził 20-tysięcznym korpusem, 18 czerwca tr. pobił przeciwnika pod Zieleńcami. Brał udział w Insurekcji kościuszkowskiej. W grudniu 1806 r. na życzenie Napoleona I objął dowództwo formowanego wojska polskiego. Od stycznia 1807 r. przewodził Dyrekcji Wojny w Komisji Rządzącej Księstwa Warszawskiego. W 1809 r. poprowadził zwycięską kampanię przeciw Austriakom, w 1812 r. był dowódcą V korpusu Wielkiej Armii, 17 października 1813 r. cesarz mianował go marszałkiem Francji. Poległ 19 października 1813 r., trzeciego dnia „bitwy narodów” pod Lipskiem.
Pieniądz emitowany w oblężonym Zamościu w 1813 roku.
Jacek Feduszka Monety i papierowy pieniądz zastępczy, emitowane w oblężonych twierdzach, są ciekawym i w dalszym ciągu mało znanym fragmentem historii pieniądza europejskiego. Pierwsze monety bite w oblężonych miastach i twierdzach pochodzą z początków XVI wieku, co prawda oblężenia twierdz i miast oraz związane z nimi trudności, jakie stwarzało to obrońcom, zdarzały się także wcześniej, ale nie podejmowano w owym czasie trudu produkcji i dystrybucji monet w warunkach oblężenia. Monety oblężnicze XVI wieku są zjawiskiem wyjątkowym, będącym produktem rozwiniętych stosunków pieniężnych okresu nowożytnego. Zakłócenia funkcjonowania obiegu monetarnego w warunkach wojny, a szczególnie w obleganych miastach i twierdzach, oraz gwałtowne zmniejszenie podaży pieniędzy, spowodowane odcięciem od dostaw nowych monet zmuszały obrońców do zastosowania nadzwyczajnych środków zaradczych. Takim środkiem była emisja własnego pieniądza.
Czarodziej siodła – Nathan Bedford Forrest
Krzysztof Kuryłowicz Mineło 131 lat od śmierci Nathana Bedforda Forresta, a jego osoba wciąż wzbudza emocje. Rudowłosy, pobudliwy i przerażająco skuteczny na wojnie generał Sherman nazywał go „diabłem”. Ci, którzy pod nim służyli, nazwali go „Czarodziejem siodła”. Jego legenda rosła z każdym kolejnym zagonem, z każdą bitwą. Ma równie wielu apologetów, co zaprzysięgłych wrogów. Nathan Bedford Forrest był klasycznym przykładem self-made mana. Wszystko zawdzięczał własnej pracy, zdolnościom i odwadze ocierającej się o szaleństwo. Nigdy nie ukończył żadnej szkoły wojskowej. Pisał tak, jak mówił – niegramatycznie, posługując się gwarą, co czasami utrudniało zrozumienie treści rozkazów jego bardziej wykształconym bądź pochodzącym z wybrzeża podwładnym.
Serbski Korpus Ochotniczy SS
Jarosław Gdański Waffen SS jest bardzo znaną niemiecką formacją wojskową z okresu II wojny światowej. Jednak, jak to bywa w podobnych przypadkach, zwykle posiadamy o niej tylko obiegowe, a co za tym idzie – niepełne informacje. W przypadku SS jest to jeszcze powszechne przekonanie o jej zbrodniczym charakterze. Większość z nas zna – potrafi wymienić – kilka jednostek czy postaci, ale to właściwe wszystko. A tymczasem Waffen SS dysponowała większością typów jednostek lądowych – piechoty, pancernych, zmechanizowanych, górskich, kawaleryjskich, artyleryjskich (klasycznych i moździerzy wielolufowych, czyli tzw. Nebelwerferów), saperskich, a nawet spadochronowych czy do działań specjalnych. W jej składzie utworzono jedno dowództwo armii (6. Armia Pancerna), osiemnaście dowództw korpusów, ponad 40 dywizji oraz wiele jednostek niższego szczebla – grup bojowych, brygad, samodzielnych pułków itp.
SOCJOPSYCHOLOGICZNE ASPEKTY SYTUACJI OBOZOWYCH
Marek Tadeusz Frankowski System społeczny niemieckich obozów koncentracyjnych opierał swoje działanie na zastraszeniu i planowym regresie prospołecznych zachowań więźniów do najprymitywniejszych reakcji. Obóz był miejscem, w którym więzieni mieli zatracić godność ludzką, wszelką inicjatywę, odwagę, szlachetność. Więźniowie mieli zapomnieć, że byli kiedyś ludźmi. Mieli się stać stadem istot obojętnych na wszystko to, co nie było jedzeniem i snem; przeistoczyć się w bezwładną, powolną nadzorcom masę osobników walczących o przetrwanie.
Gniew Żelaznej Dziewicy
Jerzy Lebiedziewicz W październiku 1960 roku z kosmodromu Bajkonur miała wystartować nowa radziecka rakieta. Za jej nic niemówiącym oznaczeniem – R-16 – kryła się nietuzinkowa konstrukcja. R-16 była bowiem pierwszą bojową rakietą międzykontynentalną, opracowaną w ZSRR. Jej konstruktorem był Michaił Kuźmicz Jangiel. Nikita Chruszczow pisał o nim w swoich wspomnieniach: „Problem obronności, wojny i uzbrojenia naszej armii w broń rakietową – za to wszystko odpowiedzialny jest Jangiel, który kieruje biurem konstrukcyjnym. To utalentowany, a nawet, powiedziałbym, genialny konstruktor – twórca rakiet o różnym przeznaczeniu”. Rolę, jaką specjaliści z poligonu przypisywali Jangielowi, znakomicie odzwierciedlało następujące powiedzenie: „Korolow pracuje dla TASS, a Jangiel – dla wszystkich nas”. Rakiety Jangiela rzeczywiście nie służyły do spektakularnych lotów kosmicznych, jak w przypadku konstrukcji Korolowa, stanowiły za to ostoję bezpieczeństwa oraz gwarancję mocarstwowej pozycji ZSRR…
Restytucja – czyli cenne, bezcenne, zaprzepaszczone
Andrzej Mania W opracowaniu tym nie zamierzam poruszać sprawy rewindykacji niemieckich (oprócz „Berlinki”), jak i polskich dzieł sztuki z terenów Dolnego Śląska, uważam bowiem, że tematyka ta doczekała się wielu opracowań naukowych i artykułów prasowych i w związku z tym jest dostatecznie znana większości z nas. Chciałbym natomiast przybliżyć sprawę restytucji, inaczej zadośćuczynienia, o której tak pisze A. Rottermund: „Polska nigdy nie otrzymała pełnej rekompensaty za ogrom zniszczeń i strat spowodowanych II wojną światową, jak też, że mamy pełne prawo własności do zbiorów Państwowej Biblioteki Pruskiej przechowywanych obecnie w Bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie”. Kiedy mamy na myśli przeszłość zbiorów Państwowej Biblioteki Pruskiej, znajdującej się dzisiaj pod opieką Biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego, nie możemy zapominać o ogromie strat, jakie poniosła polska kultura w wyniku II wojny światowej.
Przemysłowe zabytki techniki Stalowni i Zbrojowni Praskiej kłopotliwym dziedzictwem kultury
Marek Borkowski, Zbigniew Rekuć „Halo, halo, tu radiokabiny na rasie W–Z... Załoga Trasy W–Z rozpoczyna pracę...” Tak zaczynały się komunikaty radia Wuzetu. O 7.30 z megafonów wzdłuż Trasy rozbrzmiewała „Międzynarodówka”. Odliczano ostatnie dni przed oddaniem Trasy. Krajobraz zmieniał się nie do poznania. Zbliżało się, zapowiadane na 22 lipca 1949 roku, huczne i uroczyste otwarcie Trasy. I wówczas, w wigilię tej epokowej uroczystości, dojeżdżających koleją wąskotorową z kierunku Radzymina do pracy w Warszawie skierowano za wiaduktem nad Generalską nie jak zwykle na Stalową, lecz na Dworzec Wileński, wprost na Trasę. Tuż przed Dworcem, pokonując teren tzw. kolejowy, porysowany gęsto torami i rozjazdami, pociąg toczył się wzdłuż nowo przebitej szosy. Siedzący w wagonach od strony zachodniej z zaciekawieniem spoglądali na długi mur ciągnący się od wspomnianego wiaduktu, czyli od mostu kolejowego nad skrzyżowaniem Kolei Obwodowej i Nadwiślańskiej aż do ulicy Szwedzkiej. Za murem przesuwały się połączone szczytami, milczące budynki „przemysłowe” o zróżnicowanej wysokości. Dość wysoki mur nie pozwalał na zaspokojenie ciekawości wywołanej wystającymi zza niego budynkami. Tchnęło tajemnicą. Dojeżdżający wcześniej do końcowej stacji kolejki wąskotorowej Warszawa Praga Stalowa pamiętali zapewne ruiny powalonej, obszernej, konstrukcji na terenie Zbrojowni tuż za dodatkowymi torami tej kolejki, wybudowanej w 1943 roku przez Niemców. Za ruinami widocznych było kilkanaście starych budynków w różnym wieku – od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu lat. Najciekawsze jednak znajdowało się pod ziemią. Kilkaset metrów technicznych kanałów i tuneli, a nawet kilka okazałych pomieszczeń. Skąd się wzięły?
Historia wydobyta z bagna
Piotr P. Lewandowski W dniach 1–4 czerwca 2006 roku na Pomorzu, koło Gowidlina na Kaszubach, odbyła się bezprecedensowa akcja. Członkowie Sekcji Historyczno-Eksploracyjnej Towarzystwa Przyjaciół Sopotu (http://www.eksploracja.eu) pod kierunkiem przewodniczącego Zbigniewa Okuniewskiego razem z Gdańskim Bractwem Historii Wojskowości (http://www.gbhw.com.pl) kierowanym przez prezesa Adama Mazura wydobyli z torfiastego leśnego jeziorka szczątki niemieckiego samolotu. Pozwolenie na wydobycie wydał Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Gdańsku oraz nadleśnictwo Kartuzy. A koparki, która posłużyła do wyciągnięcia najcięższego znaleziska, nieodpłatnie użyczył pan Mieczysław Migowski.
Pistolet maszynowy PPSz wz.1941
Leszek Erenfeicht Pistoletami maszynowymi w ZSRR zajmowano się do końca lat 30. jedynie marginalnie. W czasach rewolucji i wojny domowej pistolet maszynowy był wszędzie zaledwie obiecującym eksperymentem. Pierwsza wojna światowa skończyła się, nim zdołał dowieść swojej przydatności. W okresie międzywojennym armia pod dowództwem Tuchaczewskiego śniła o potędze, która miała się przejawiać w motoryzacji, rakietach i rozwoju wojsk pancernych. Przyszłość broni piechoty upatrywano raczej w karabinach samoczynnych na nabój karabinowy. Jedyną formacją zainteresowaną pistoletami maszynowymi były wojska OGPU, w których importowane Thompsony M1921 i Schmeissery MP 28.II używane były w ochronie dostojników i przez oddziały pacyfikacyjne, walczące z basmaczami w Azji Środkowej. Kiedy w początkach lat 30. po wojnie Boliwii z Paragwajem o Gran Chaco cały świat zainteresował się pistoletami maszynowymi, w ZSRR prowadzono już wprawdzie od 1926 roku szeroko zakrojony program rozwoju broni tej klasy, w którym uczestniczyli czołowi radzieccy konstruktorzy broni, ale rezultaty były – w porównaniu do wydatkowanych środków – bardziej niż nikłe.
Okręty Polskiej Marynarki Wojennej
Marcin Neumann Najbardziej uniwersalnymi ze wszystkich jednostek pomocniczych są holowniki. Chociaż ich główne zadanie polega na holowaniu innych jednostek oraz pomaganiu im przy manewrach, to holowniki mogą wykonywać dziesiątki innych zadań. Wystarczy wymienić ratowanie statków i ludzi, wydobywanie wraków, ściąganie statków z mielizn, holowanie barek, łamanie lodu, obsługę taboru pogłębiarskiego, transport poczty i drobnych ładunków, przewóz funkcjonariuszy portowych, utrzymywanie łączności wewnątrzportowej i akcje pożarowe.
Galicyjska dywizja Waffen SS
Jarosław Gdański Autorzy publikacji naukowych oraz publicystycznych, kombatanci, a zwłaszcza przeciętni czytelnicy nie odróżniają różnorodnych jednostek ukraińskich po stronie Niemców z okresu II wojny światowej. Większość Ukraińców w niemieckich mundurach zaliczają do tajemniczego SS-Galizien. Trzeba więc zadać sobie pytanie: co to było owo SS-Galizien? Popularnie, acz niepoprawnie, określa się tak ogół jednostek ukraińskich podległych Reichsführerowi SS Heinrichowi Himmlerowi. Zalicza się tu zarówno galicyjską 14. Dywizję Waffen SS, jak i złożone z Ukraińców pułki policyjne i bataliony Schutzmannschaften oraz tzw. legion wołyński. Jednostki te utworzono w końcu po przełamaniu wielu oporów, szczególnie samego Hitlera.