Zobacz co znajdziesz w numerze 10 magazynu Inne Oblicza Historii

Legenda skrzydlatych husarzy – historia, fakty i mity


Witold Głębowicz Od ponad stu lat Polacy zmagają się z pewnym problemem natury historycznej, który – co niezbyt częste w naszym kraju – ożywia zarówno uczonych, jak i przeciętnych zjadaczy chleba. Chodzi o skrzydła husarskie, a właściwie o to, czy husarze mieli je za plecami czy też nie. Jak się wydaje, nie chodzi tu wcale o prawdę historyczną, a raczej o pewien mit tyczący świetlanej przeszłości, niezwykle trudny do zweryfikowania czy też nawet do obalenia. Co jest w tym wszystkim najciekawsze, jego weryfikacją nie są wcale zainteresowani uczeni, a więc osoby nie tylko upoważnione, ale wręcz zobowiązane do ustalania prawdy. Niektórzy z nich nawet do dziś świadomie fałszują historię, działając przy tym z pobudek patriotycznych, w celu budowania chwały oręża polskiego w kraju, a także coraz częściej i za granicą. Na wszystkich ostatnio organizowanych wielkich międzynarodowych wystawach, że wymienimy tu tylko najważniejsze, takie jak „Pod jedną koroną – historia i kultura czasów unii polsko-saskiej”, „Orzeł i trzy korony. Sąsiedztwo polsko-szwedzkie nad Bałtykiem w epoce nowożytnej XVI–XVIII w.” czy też „Kraj skrzydlatych jeźdźców. Sztuka polska 1572–1764 r.”, husaria prezentowana była w Polsce i za granicą (Niemcy, Szwecja, USA) jako uskrzydlona kawaleria.



„Żbik” – wspomnienia żołnierza AK


Stefan Dąmbski [...]Po godzinie mojej perswazji zgodzili się na wszystko, choć niechętnie. Po wyjściu Stacha odetchnąłem głęboko. Zacząłem cały świat oglądać przez różowe okulary, marzyć, układać plany na przyszlość. Nie przyszło mi jakoś do głowy, że za parę godzin muszę zastrzelić człowieka, że muszę pozbawić życia nie tylko istotę ludzką, ale w dodatku swojego kolegę, z którym niejedną flaszkę samogonu się wypiło. Uważałem to widocznie za rzecz zupełnie normalną, za spełnienie zwykłego patriotycznego obowiązku. To, że zgłosiłem swoje usługi ochotniczo, nie było ważne[...]



Heraldyczny świat mnichów i zakonów


Marcin Hlebionek Heraldyka zakonna jest gałęzią heraldyki kościelnej. Jednak ani heraldyka kościelna w ogóle, ani heraldyka zakonna w szczególności długo nie wzbudzały zainteresowania badaczy. Dość powiedzieć, że dwie szacowne, wielotomowe encyklopedie kościelne, jedna z 2. połowy XIX w., druga zaś z początków XX stulecia, nie notują żadnego z tych pojęć. W przypadku pierwszego z nich wynikało to z faktu, iż heraldykę kościelną traktowano jako integralną część heraldyki w ogóle – stąd chętniej posługiwano się określeniem „herby używane przez duchowieństwo” czy „herby w Kościele”. Trudno wyznaczyć wyraźną granicę między kościelną a zwykłą heraldyką. Natomiast heraldyka zakonna tylko w pewnym stopniu ma cechy wspólne z klasyczną nauką o herbach. Herb to przecież „znak rozpoznawczo-bojowy skonstruowany i funkcjonujący według określonych zasad”.



Pierwsza wojna Narodów Zjednoczonych


Wojciech Przybylski Telefon zadzwonił około północy 24 czerwca 1950 r. John Hickerson poinformował sekretarza generalnego ONZ Trygve Lie o inwazji Korei Północnej na Południową. – Dobry Boże, Jack, to jest wojna przeciwko Narodom Zjednoczonym – odpowiedział Lie. Dla Organizacji Narodów Zjednoczonych był to najpoważniejszy kryzys w jej krótkiej historii. Sekretarz Generalny od samego początku był zdecydowany działać. ONZ pod jego przywództwem nie mogła pozostać na uboczu jak Liga Narodów w latach trzydziestych. Lie kazał przedstawicielom ONZ w Korei zebrać informacje o sytuacji na froncie i skontaktował się z Sir Bengalem Rau, uprzedzając go o możliwości nagłego zwołania posiedzenia Rady w najbliższych godzinach (Rau był ambasadorem Indii przy ONZ, a w czerwcu 1950 r. przewodniczył Radzie Bezpieczeństwa). Dla większości polityków amerykańskich włączenie organizacji międzynarodowej w konflikt zbrojny nie było najlepszym rozwiązaniem. Obawiali się ograniczeń i trudności, jakie mogło spowodować umiędzynarodowienie konfliktu. Prezydent Truman był innego zdania. Uważał ONZ za organizację stworzoną przez Stany Zjednoczone. Chciał pokazać jej siłę, doprowadzając – przy jej udziale – do zakończenia konfliktu koreańskiego.



Cele i zadania niemieckich obozów koncentracyjnych wobec narodu polskiego


Marek T. Frankowski Na drugi dzień po zorganizowanej przez Hermanna Göringa i Ernsta Röhma prowokacji z podpaleniem Reichstagu, 28 lutego 1933 r., prezydent Paul von Hindenburg podpisał opracowane przez nazistów zarządzenie „O obronie narodu i państwa”. Znosiło ono w III Rzeszy Niemieckiej wolność osobistą i upoważniało policję do zwalczania, wszelkimi możliwymi środkami, wrogów Rzeszy. Zawieszało podstawowe prawa gwarantowane przez konstytucję, zezwalało na aresztowanie i osadzenie w więzieniu bez wyroku sądowego, na czas nieokreślony, wszystkich antyfaszystów jako wrogów państwa i narodu.



Rehabilitacja ludobójców


Jacek E. Wilczur Kilka istotnych przyczyn złożyło się na to, że w okresie powojennym alianckie trybunały wojskowe nie rozpatrywały spraw o zbrodnie wojenne i zbrodnie ludobójstwa dokonane w latach minionej wojny przez formacje zbrojne ukraińskiego skrajnego nacjonalizmu – Organizację Ukraińskich Nacjonalistów, Ukraińską Armię Powstańczą i ochotniczą ukraińską Dywizję Grenadierów SS, zwaną po ukraińsku „Hałyczyna”, a po niemiecku „Galizien”. Omawianie tych przyczyn, znanych historykom zajmującym się dziejami kolaboracji ukraińskich nacjonalistów z hitlerowską III Rzeszą oraz dziejami OUN–UPA, wykracza poza ramy niniejszego artykułu, wymaga odrębnego omówienia. Dla poznania, zrozumienia istoty skrajnego, integralnego nacjonalizmu ukraińskiego, dla zrozumienia doktryny tej ideologii i ruchu, dla zrozumienia okoliczności, gruntu, na którym powstały programy i plany operacyjne czystek etnicznych, ludobójstwa, należy sięgnąć do działalności pisarskiej twórcy nieludzkiej ideologii i praktyki – Dmytra Doncowa. To on bowiem zapowiadał utworzenie na trupach milionów ludzi, na szczątkach zlikwidowanych państw, głównie Polski, imperium ukraińskiego.



10. Panzer Division „Frundsberg”


Jarosław Gdański W połowie sierpnia 2006 r. cały kulturalny świat był poruszony oświadczeniem laureata Nagrody Nobla Günthera Grassa, iż podczas drugiej wojny światowej służył w Waffen SS. W wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung” niemiecki noblista ujawnił, że służbę wojskową odbywał w 10. Dywizji Pancernej SS „Frundsberg”. Grass został zmobilizowany 10 listopada 1944 r. i skierowany na unitarkę i przeszkolenie wojskowe do Drezna. Nawet w warunkach wojennych kurs trwał 3 miesiące. Potwierdzałoby to oświadczenie znanego pisarza, iż przysięgę składał dopiero w lutym 1945 r. W wywiadzie Grass podkreślał, że odbywał służbę jako ładowniczy i że po prostu „migał się” od wykonywania obowiązków, np. symulował chorobę. Ale nie ujawnił, czy brał udział w walkach i w jakim miejscu.



Wojenne ślady i pozostałości w Warszawie. Część druga


Jacek Olecki W Warszawie, pomimo ogromnych zniszczeń, jakie przyniosła druga wojna światowa, a po jej zakończeniu „władza ludowa”, pozostało jeszcze wiele wojennych śladów i pamiątek. Dziś coraz częściej przeszkadzają przy wznoszeniu nowych biurowców i budowanych hurtowo handlowych molochów. Kilka lat temu postanowiłem, że nim takie miejsca i obiekty znikną zupełnie z mojego miasta, zatrzymam ich obraz przynajmniej na fotografiach i materiałach wideo we własnej kolekcji. Dziś dzielę się tym, co udało mi się wyszukać osobiście, a także dzięki wymianie informacji z podobnymi do mnie szperaczami i pasjonatami. W pierwszej części opisałem bunkry, schrony i wartownie, które jeszcze dziś można odszukać w Warszawie. Druga część poświęcona będzie innego rodzaju wojennym pamiątkom oraz śladom, niekiedy bardzo widocznym, częściej jednak znajdującym się gdzieś na uboczu, w bramach czy mało dostępnych podwórkach domów. W mojej opinii jednak wszystkie te pamiątki warte są zauważenia i zachowania!



Od drewnianych rur do komputerowego monitoringu


Bogdan Ryszard Bock W ubiegłym roku Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji Spółka z o.o. we Włocławku uroczyście obchodziło 70-lecie istnienia nowożytnego przedsiębiorstwa. Ten akcent położony na słowa „nowożytne przedsiębiorstwo” jest tutaj bardzo potrzebny, jako że wodociągi we Włocławku liczą sobie już ponad 400 lat! W 1577 roku król Stefan Batory nadał Włocławkowi przywilej zezwalający na budowę wodociągu miejskiego. Włocławek liczył wtedy około 2 tys. mieszkańców. Wodociąg zbudował, a właściwie kazał zbudować biskup włocławski, późniejszy prymas Polski Stanisław Karnkowski. Pamiętać bowiem trzeba, że Włocławek był wtedy (aż do końca XVIII wieku) tzw. miastem biskupim, tj. własnością biskupów włocławskich i stąd wynikało to bardzo prozaiczne zainteresowanie i zaangażowanie samego biskupa, osoby przecież duchownej. Geneza tamtych decyzji i poczynań wynikła głównie z... lobbingu – jakby dzisiaj powiedziano – włocławskich piwowarów. Otóż nieskażone przez człowieka zasoby wód podziemnych w okresie późnego średniowiecza umożliwiały pozyskiwanie wody o bardzo dobrej jakości i takich walorach, że stała się ona powodem zainteresowania i w konsekwencji podstawą produkcji wyśmienitego piwa. Potwierdzają ten fakt źródła historyczne, mówiące o słynącym z dobrej jakości piwie z Włocławka.



Okręty Polskiej Marynarki Wojennej w latach 1918–1939


Maciej Neumann Przyznanie Polsce skrawka wybrzeża bałtyckiego po I wojnie światowej narzuciło na nią obowiązek zapewniania bezpieczeństwa żeglugi na przynależnych jej wodach. Z tego też powodu pierwszym morskim okrętem Polskiej Marynarki Wojennej był okręt hydrograficzny (ORP „Pomorzanin”), który miał przede wszystkim sporządzić mapy Zatoki Gdańskiej i południowego Bałtyku. Gdy decyzją Rady Ambasadorów Polska otrzymała zaledwie 6 poniemieckich torpedowców, oczywista stała się konieczność rozszerzenia floty o okręty wojenne, mogące oczyścić morze z min. W okresie międzywojennym w Polskiej Marynarce Wojennej służyło łącznie 10 trałowców, od nazw pierwszej czwórki nazywanymi „ptaszkami”. Ich imiona zostały powtórzone, gdy stare wysłużone okręty skreślono z listy floty, a do służby weszły nowoczesne minowce (tak ówcześnie zwano trałowce, jako okręty mogące nie tylko trałować, ale i stawiać miny): najpierw cztery, a następnie jeszcze dwa. W efekcie przez naszą flotę przewinęły się okręty należące do dwóch typów.



Poznański Czerwiec’56 – w pięćdziesięciolecie wydarzeń


Magdalena Szczepańska Minęło właśnie pięćdziesiąt lat od poznańskich wydarzeń czerwcowych, pierwszego masowego buntu społecznego przeciwko narzuconemu Polsce systemowi komunistycznemu, który w niedalekiej przyszłości doprowadzić miał do zmian politycznych w październiku 1956 roku. W ciągu następnych dwudziestu pięciu lat władze komunistyczne blokowały wszelkie informacje o tych krwawych wydarzeniach, usiłując je wymazać ze zbiorowej świadomości – cenzura dbała o to, by nie ukazywały się w publikacjach naukowych i podręcznikach żadne wzmianki na ten temat, a historykom uniemożliwiono badania źródłowe.




Podziel się: