Nad portem panowała ciemna grudniowa noc, do świtu było jeszcze parę godzin. Dwudziestu pięciu ludzi z załogi polskiego ośmiotysięcznika spało w kabinach, podobnie troje gości. Około godziny 4.30 nad portem rozległ się hałas silnika samolotu. Po chwili zrzucona lotnicza bomba zmiotła szalupę, przebiła poszycie pokładu łodziowego i wpadła do pomieszczeń załogowych, gdzie eksplodowała. Eksplozja wznieciła pożar, który wkrótce ogarnął całą nadbudówkę. Akcja gaśnicza była utrudniona, ponieważ ogień zniszczył statkowe agregaty, więc w gaszeniu pomagały jednostki portowe. Na domiar złego niecałe pół godziny później nad portem pojawiły się kolejne samoloty. Tym razem ciężka bomba minęła kadłub, ale jej eksplozja w pobliżu lewej strony rufy wyrwała w burcie dziurę o wymiarach około 17 × 4 m. Ponadto wstrząsy spowodowały rozszczelnienie luku ewakuacyjnego i grodzi V ładowni. Statek nabrał wody, ale nie osiadł na dnie.
Pierwszej pomocy rannym Polakom udzielono na nabrzeżu i stojącym obok radzieckim statku „Dwinogorsk”. Niestety w wyniku bombardowania na miejscu zginęło trzech marynarzy: III oficer Stanisław Maliszewski (lat 41), III mechanik Adam Kaczorowski (lat 28) i steward Kazimierz Giertler (lat 27). Czwarty, starszy marynarz Roman Dudek (lat 38), zmarł siedem dni później w szpitalu w wyniku rozległych poparzeń. Kolejnych czterech marynarzy zostało rannych: elektryk Jan Chrościcki, st. marynarz Marian Fudala, motorzysta Ryszard Rusinek i lekarz Jerzy Turek.
Wbrew pozorom nie jest to historia z lat II wojny światowej. Samoloty, z których bomby spadły na polski statek, nosiły na skrzydłach białe gwiazdy amerykańskiego lotnictwa. Do opisanych wydarzeń doszło bowiem 20 grudnia 1972 roku w wietnamskim porcie Hajfong, a uszkodzoną jednostką był „Józef Conrad”.
Józef Conrad w Gdyni – pocztówka z epoki
Statek ten zbudowano w jugosłowiańskiej stoczni Brodogradilište 3.Maj w Rijece jako ochronnopokładowiec. Był jednym z trzech planowanych statków przeznaczonych na linię południowoamerykańską. „Józef Conrad” został zwodowany 4 marca 1961 roku, a służbę rozpoczął 10 listopada tego samego roku.
Nalot z 20 grudnia 1972 roku był elementem Operacji Linebacker II, trwającej od 18 do 29 grudnia. W tym okresie amerykańskie lotnictwo 7. Armii Powietrznej (Seventh Air Force) oraz lotnictwo pokładowe Zespołu 77 (Task Force 77) dokonywało codziennych nalotów na Hanoi i Hajfong. Drugiej nocy (z 19 na 20 grudnia) 93 bombowce strategiczne B-52 dokonały nalotów na cele w Hanoi i w pobliżu tej miejscowości (m.in. węzeł kolejowy, magazyny, elektrownia). Tej samej nocy nad Hajfongiem pojawiły się samoloty US Navy, najprawdopodobniej w misji rozpoznawczej lub mającej na celu zmylenie wietnamskiej obrony przeciwlotniczej, ciężkie naloty na Hajfong rozpoczęły się bowiem dopiero w nocy z 21 na 22 grudnia. Niestety nie wiadomo, jakiego dokładnie typu był samolot, który zaatakował „Józefa Conrada”, z którego lotniskowca wystartował, do której jednostki należał ani jaką dokładnie bronią ugodził polski statek. Najprawdopodobniej był to F-4 Phantom II, ewentualnie A-7 Corsair II lub A-6 Intruder, nieco mniej prawdopodobne, że F-8 Crusader. Samoloty te były na wyposażeniu grup lotniczych sześciu lotniskowców tworzących TF 77: USS „America” (CVA-66), USS „Enterprise” (CVAN-65), USS „Midway” (CVA-41), USS „Oriskany” (CVA-34), USS „Ranger” (CVA-61) i USS „Saratoga” (CVA-60).
W ogarniętym wojną wietnamską porcie znalazły się zresztą aż trzy polskie statki – oprócz „Józefa Conrada” także „Kiliński” i „Moniuszko”, przy czym dwa pierwsze stały w porcie, a ten ostatni na wewnętrznej redzie. „Józef Conrad” zawinął do Hajfongu 31 maja 1972 roku podczas swojego 25 rejsu. Został tam uwięziony, razem z dwoma innymi wspomnianymi polskimi statkami, po zaminowaniu wyjść z portu przez amerykańskie lotnictwo. Co ciekawe, do zaminowania doszło jeszcze 9 maja, kiedy sześć A-7 Corsair II i trzy A-6 Intruders startujące z USS „Coral Sea” zrzuciły 36 tysiącfuntowych min Mark 52 i Mark 55. A więc wchodząc do portu, „Józef Conrad” musiał przejść nad minami! W czerwcu część załóg polskich statków zwolniono do kraju, a na jednostkach pozostały załogi szkieletowe. W przypadku „Józefa Conrada” było to 25 ludzi, ale w chwili nalotu na pokładzie znajdowały się jeszcze trzy osoby: kierownik placówki Chipolbroku, przedstawiciel PLO oraz jego żona. Po nalocie pozostali członkowie załogi wyruszyli do kraju. Do Gdyni dotarli 31 grudnia 1972 roku. Uszkodzony „Józef Conrad” pozostał pod opieką przedstawiciela PLO oraz władz wietnamskich.
Po zaprzestaniu bombardowań Hajfongu przez USA władze miasta zwróciły się do PLO o usunięcie statku z portu. W tym celu do Wietnamu udała się delegacja Polskiego Ratownictwa Okrętowego pod przewodnictwem dyrektora naczelnego PRO kpt. ż.w. Wojciecha Babińskiego. Po dwutygodniowych problemach z uzyskaniem zezwoleń na przejazd z Hanoi do Hajfongu polskiej delegacji udało się w końcu dotrzeć do pozostawionego statku. W wyniku oględzin stwierdzono przede wszystkim, że statek nie zatonął, nie osiadł na dnie i że zachował pływalność, aczkolwiek nabrał wody. Ładownie I, II i III nie nosiły śladów uszkodzeń, podobnie jak nadbudówka rufowa. W pokładzie łodziowym z lewej burty była dziura po bombie sięgająca pokładu głównego, a pokład ochronny między ładowniami miał perforacje od odłamków bomb lub rakiet. Niektóre opracowania podają wręcz, że „Józef Conrad” został trafiony i zatopiony rakietami. Jednak opis uszkodzeń dokonany przez Wojciecha Babińskiego jednoznacznie wskazuje na trafienia dwiema bombami. Co prawda na mostku i na kominie widać było „dwa owalne otwory jak po przejściu pocisków lub rakiet, które nie eksplodowały”, ale nie były one powodem pożaru i zatonięcia statku. Możliwe więc, że „Józef Conrad” został ostrzelany w którymś z kolejnych nalotów. Pożar wywołany bombardowaniem spowodował wypalenie się całej nadbudówki i pomieszczeń śródokręcia, a na dodatek w maszynowni i dwóch ładowniach (IV i V), do mniej więcej 2/3 ich wysokości, znajdowała się woda. Ponadto statek miał wspomnianą wielką dziurę poniżej linii wodnej oraz rozszczelniony kadłub.
Szkic anonimowego artysty przedstawiający wypalone nadbudówki stojącego w Hajfongu Józefa Conrada
W efekcie oględzin podjęto decyzję o odholowaniu statku na redę zewnętrzną (była tam większa przezroczystość wody, ułatwiająca prace poniżej linii wodnej), a następnie: uszczelnieniu kadłuba, wypompowaniu wody, zabezpieczeniu mechanizmów przed korozją i przygotowaniu statku do holowania. Następnie zalecano przeholować go do najbliższej stoczni, dokonać dokładnych ekspertyz i podjąć decyzję o odbudowie lub złomowaniu.
W trakcie pobytu delegacji PRO w Hajfongu Wietnamczycy wystąpili z wysokimi roszczeniami za akcję gaszenia statku. Wszystkie roszczenia zostały przez stronę polską odrzucone. Jednocześnie zapewniono, że statek zostanie możliwie najszybciej wyprowadzony z portu. W efekcie, zresztą zgodnie z zaleceniami po oględzinach, został on odciągnięty od nabrzeża i osadzony na dnie u wejścia do kanału portowego. Na pokładzie rozlokowano żołnierzy wietnamskich, którzy mieli dwa główne zadania: ochronę statku przed szabrownikami oraz walkę... ze szczurami. Ci pierwsi próbowali dostawać się na pokład, wspinając się po linach z kotwiczkami, i żołnierze nieraz byli zmuszani do otwarcia ognia.
Po powrocie polskiej delegacji do kraju podpisano pomiędzy PLO a PRO umowę dotyczącą wydobycia statku. Wynagrodzeniem za przeprowadzone prace miało być przelanie praw własności do „Józefa Conrada” z PLO na PRO. 27 sierpnia 1973 roku wrak statku został przekazany PRO i z Kanady do Hajfongu wyruszył holownik „Koral” w celu przeprowadzenia prac.
Dziury w kadłubie zostały uszczelnione betonowymi łatami, a woda z maszynowni wypompowana. 2 października 1973 roku statek przybył na holu do stoczni złomowej Yau Wing Metal Co. Ltd. w Hongkongu. Najwyraźniej w efekcie dalszych badań podjęto decyzję o nieodbudowywaniu jednostki, ponieważ na początku 1974 roku statek sprzedano stoczni złomowej w Kaohsiung na Tajwanie, dokąd w połowie marca przeholowano „Józefa Conrada” i wkrótce po tym pocięto go na złom.
Miesięcznik „Morze” w styczniu 1973 roku tak opisywał powyższe wydarzenia (uwagę zwracają charakterystyczne określenia, nadające tekstowi propagandowy wydźwięk): „»Józef Conrad« zbombardowany w Hajfongu. Napływające informacje z Wietnamu wskazują, że całe terytorium Demokratycznej Republiki Wietnamu stało się przedmiotem niszczycielskiego bombardowania z powietrza i morza. Obiektami tych terrorystycznych nalotów stały się miasta i gęsto zaludnione obszary wiejskie, a zwłaszcza stolica DRW Hanoi i główny port morski Hajfong. Są liczne ofiary wśród ludności cywilnej oraz olbrzymie straty materialne. Pirackie bomby amerykańskiego lotnictwa, zrzucone na Hajfong 20 grudnia ub. r., ugodziły znajdujący się w tym porcie polski statek handlowy – »Józef Conrad«. W wyniku barbarzyńskiego ataku zginęli: trzeci oficer Stanisław Maliszewski, trzeci mechanik Adam Kaczorowski i steward Kazimierz Giertler. Ponadto czterech członków załogi zostało rannych. Są to: elektryk Jan Chrościcki, lekarz Jerzy Turek, st. marynarz Marian Fudala i motorzysta Ryszard Rusinek. Skutkiem odniesionych poparzeń zmarł w szpitalu st. marynarz Roman Dudek. Wskutek bombardowania statek m.s. »Józef Conrad« wypalił się i zatonął. Rząd PRL otoczył rodziny ofiar nalotu troskliwą opieką i zapewnił im pomoc materialną. Przedstawiciele władz wojewódzkich przekazali dla rodzin poległych osobiste kondolencje od E. Gierka, H. Jabłońskiego i P. Jaroszewicza. Ocalali członkowie załogi »Józefa Conrada« powrócili już do kraju. Akcja amerykańskiego lotnictwa, która spowodowała tragiczną śmierć czterech polskich marynarzy, może być zakwalifikowana tylko jako akt powietrznego piractwa, zasługującego na bezwzględne potępienie. Jest ona jaskrawym pogwałceniem powszechnie uznanego przez wszystkie państwa prawa międzynarodowego do swobodnej żeglugi i utrzymywania handlowych stosunków z wszystkimi krajami. Społeczeństwo polskie, głęboko oburzone nową eskalacją działań wojennych przeciw DRW, wyraża ostry protest i domaga się natychmiastowego przerwania bombardowań i wszelkich przejawów agresji przeciwko narodowi wietnamskiemu. Domaga się także podpisania przez rząd amerykański porozumienia o zaprzestaniu wojny i przywróceniu spokoju w Wietnamie”.
Ofiary nalotu zostały pośmiertnie odznaczone Krzyżami Kawalerskimi Orderu Odrodzenia Polski oraz odznaczeniami wietnamskimi.
„Józef Conrad” – zbudowany w Rijece (Jugosławia), wodowany w 1961, w tym samym roku wszedł do służby pod biało-czerwoną banderą. Przy 5752/8370 BRT, 3080/4734 NRT i 8646/10735 DWT oraz wymiarach 148,3 × 19 × 7,6 m osiągał prędkość 16,5 węzła. Napęd jego stanowił silnik spalinowy Sulzer o mocy 5733 kW. Miał kabiny dla 12 pasażerów. |
Polskie Ratownictwo Okrętowe (PRO) – polskie państwowe przedsiębiorstwo armatorskie z siedzibą w Gdyni, którego domeną są holowania oceaniczne i pełnomorskie. PRO powstało w 1951 roku jako organizacja, której zadaniem było oczyszczenie polskiego wybrzeża z wraków pozostałych po drugiej wojnie światowej. Z czasem PRO przejęło także funkcje ratownictwa morskiego. |
Polskie Linie Oceaniczne (PLO) – polskie przedsiębiorstwo żeglugowe z siedzibą w Gdyni. PLO powstało jako przedsiębiorstwo państwowe w 1951 z połączenia spółek: Gdynia–America Line (GAL), Żegluga Polska i Polsko-Brytyjskie Towarzystwo Okrętowe. |
Chipolbrok – Chińsko-Polskie Towarzystwo Okrętowe SA w Szanghaju. Powołane w roku 1951 w Tianjin i Gdyni jako „Chińsko-Polskie Przedsiębiorstwo Maklerów Okrętowych” na podstawie umowy między Polską i Chinami w celu ustanowienia połączenia drogą morską między portami chińskimi i polskimi. Udziałowcami są rządy Polski i Chin reprezentowane przez ministrów transportu obu państw. Chipolbrok jest najstarszym chińskim armatorem dalekomorskim i pierwszym przedsiębiorstwem z udziałem kapitału zagranicznego w Chińskiej Republice Ludowej. |