Pod koniec 1941 roku w rejon Świeradowa Zdroju przyjechała kolumna ciężarówek wypełnionych ciężkimi skrzyniami o nieznanej zawartości. Tajemnicze pakunki ukryto na jednym z okolicznych szczytów, a jeńców wykonujących prace maskujące rozstrzelano. Jednemu z nich udało się jednak uciec i po latach zrelacjonował wydarzenia, których był świadkiem. Wydarzenia, które do dziś pozostają zagadką.
Edward Chudzik, wiceprokurator Prokuratury Wojewódzkiej w Katowicach 15 grudnia 1970 roku został oddelegowany do siedziby Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce w celu spisania zeznań Michała Skibickiego. W czasie tego spotkania 54-letni mężczyzna zrelacjonował niezwykle interesujące wydarzenia, jakich był uczestnikiem pod koniec 1941 roku. We wrześniu 1939 roku, podobnie jak inni żołnierze 22. Pułku Ułanów Podkarpackich, świadek dostał się do niewoli niemieckiej. Przebywał w stalagu prawie dwa lata, pracując przy robotach leśnych oraz folwarkach „w rejonie miejscowości Schwalbenhof”1. Wiosną 1941 roku Skibickiemu udało się uciec z obozu i w ciągu kilku dni przedostał się na teren Czechosłowacji. Został jednak schwytany przez niemiecką żandarmerię i przewieziony do obozu koło Brna. „Był to obóz karny składający się właściwie ze zbiegów polskich i ruskich... Po około pół roku [początek zimy 1941 r. – przyp. aut.] pobytu w obozie w Brnie został uformowany transport z więźniów młodych [świadek miał wtedy 25 lat – przyp. aut.], silnych i wysokiego wzrostu, do którego to i ja zostałem zaliczony i autami ciężarowymi wywieźli nas SS-mani jak się okazało w góry o nazwie Isengeburge [powinno być Isergebirge – Góry Izerskie – przyp. aut.] koło miejscowości Flinsberg [Bad Flinsberg – Świeradów Zdrój – przyp. aut.]”2. Michał Skibicki nie wiedział, dokąd zmierzał transport i jaki był cel tej podróży. „Pamiętam dokładnie, że z Brna wieźli nas przez góry serpentynami przez całą noc, tak że rano przyjechaliśmy pod wzgórze, gdzie stały małe domki jedno- i dwurodzinne wyludnione, i w tych domkach zostaliśmy ulokowani. Ja mieszkałem wraz z trzema jeńcami w jednym pokoju, a pilnowali nas SS-mani. Nie wolno nam było ze sobą rozmawiać. Pamiętam tylko, że jeden z jeńców nazywał się Władysław Lintmajer...” Po południu więźniowie zostali ponownie załadowani na ciężarówki i przewiezieni pod jedno z okolicznych wzniesień. Świadek zeznał, że w czasie tej podróży widział drogowskazy z nazwą Flinsberg. Transport przejechał około jednego bądź dwu kilometrów i zatrzymał się gdzieś w okolicy. „Pod powyższą górę prowadziły normalne tory kolejowe, na których stały już wagony towarowe załadowane skrzyniami. Skrzynie te były drewniane, okute sztabami o wymiarach ok. 1,5 m długości, od 80 do 100 cm szerokości i ok. 70 cm wysokości, były też skrzynie blaszane o takich samych rozmiarach. Każda ze skrzyń ważyła około 200 kg. Skrzynie te musieliśmy rozładowywać z wagonów, a następnie przy pomocy wyciągu i jeńców były wciągane na szczyt góry. Ponadto wyciągane też były skrzynie przy pomocy wozu ciągnionego mułem i popychanego przez jeńców.”3 Najdziwniejszy wydał się świadkowi fakt, że więźniowie zostali podzieleni na dwie grupy. Pierwsza transportowała skrzynie do połowy wzniesienia, a następnie przekazywała je drugiej zmianie. Według jego oceny w tym czasie jeńcy przetransportowali około 150 skrzyń. Michał Skibicki zeznał, że prace były prowadzone w trzech zmianach i trwały kilka dni (!). Zapamiętał, że jedną z osób nadzorujących prace był oficer SS, Helmut Götz. W jego relacji pojawiła się również zaskakująca informacja, że grupa pracująca na samym szczycie nie wracała już na dół. Nikt nie wiedział, co się stało z jej członkami, ale dla pozostałych więźniów los kolegów wydawał się oczywisty. „Codziennie słyszało się strzały na szczycie góry, tak że nabrałem przekonania, że ci jeńcy, którzy nie wracali na kwaterę, zostali na górze zlikwidowani, tj. rozstrzelani.” Świadek miał to szczęście, że jego zadanie ograniczało się do transportowania ładunku do połowy góry.
Dworzec kolejowy w Świeradowie Zdroju
Po kilku dniach Michał Skibicki został wyznaczony do pracy na ostatnim odcinku. Wiedział, jaki los spotkał jego poprzedników, ale nie miał możliwości ucieczki. Kiedy znalazł się na szczycie wzniesienia stwierdził, że prace odbywają się na dużej polanie w lesie. „Tam kazano mi w dwójkę z drugim jeńcem nosić w nosidłach ziemię i darnie, które to wysypywaliśmy na pokrywę żelazną ok. 4 cm grubości, wielkości 4 x 5 m, która leżała już na ziemi, a inni jeńcy darń tę układali na powyższą blaszaną pokrywę i sadzili małe drzewka iglaste. Opodal był wysypany nasyp z drobnych łupków skalnych.”4 Po całodziennej pracy Skibicki postanowił zbiec przed nieuniknionym rozstrzelaniem. Wykorzystując nieuwagę strażnika oddalił się w stronę lasu. Po kilkudniowej ucieczce trafił do Rybnika. Stamtąd udało mu się przedostać do rodzinnego domu w Hucie Pieniackiej w dawnym województwie tarnopolskim. Tego samego dnia został jednak aresztowany przez żandarmerię niemiecką i ponownie przewieziony do Austrii. Trafił do obozu pracy koło Linzu, gdzie doczekał końca wojny. Można powiedzieć, że w dalszym ciągu towarzyszyło mu szczęście. Pobyt w Arbeitslager ocalił go bowiem przed masakrą w Hucie Pieniackiej, której w lutym 1944 roku dokonały oddziały 14. dywizji Waffen SS „Galizien”.
W 1969 roku Michał Skibicki przypadkowo oglądał mapę Gór Izerskich i ze zdumieniem stwierdził, że niemiecka miejscowość Flinsberg (Bad Flinsberg) znajduje się na terenie Polski i nosi nazwę Świeradów Zdrój. Powracając pamięcią do wydarzeń z 1941 roku postanowił złożyć zeznanie przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Powodem tej decyzji był fakt, że „miejscowość Flinsberg jak i okolice Gór Izerskich, w których pracowałem, utkwiły mi w pamięci na całe życie i jestem w stanie wskazać to miejsce, w którym zostały ukryte te skrzynie”5. Propozycja złożona przez świadka została przyjęta przez urzędników. Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich od połowy lat 60. przejawiała ogromne zainteresowanie niewyjaśnionymi sprawami ostatniej wojny, niejednokrotnie podejmując próbę wyjaśnienia najbardziej sensacyjnych zeznań. W styczniu 1964 roku GKBZH powołała specjalną grupę, która spenetrowała tajemniczy rejon Gór Sowich. Celem tych działań było odnalezienie mogił jeńców wojennych, którzy pracowali przy budowie kwatery Hitlera o kryptonimie „Riese”. Kilka miesięcy później Komisja podjęła próbę weryfikacji innych doniesień dotyczących ukrycia jakichś cennych przedmiotów – m.in. Bursztynowej Komnaty. W latach 70. grupa członków Głównej i Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich poszukiwała ukrytych depozytów w rejonie Wałbrzycha, Dzikowca i Chojnika. Przeprowadzenie akcji poszukiwawczej w rejonie Świeradowa Zdroju było więc kontynuacją prowadzonych już wcześniej działań.
Mapa Świeradowa Zdroju z zaznaczonymi rejonami poszukiwań prowadzonych przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce
Na podstawie zeznań Michała Skibickiego 23 czerwca 1971 roku rozpoczął się „eksperyment śledczy”, który miał na celu zbadanie zawartości ukrytych skrzyń. W działaniach operacyjnych wziął udział zespół składający się z wiceprokuratora wojewódzkiego Jana Sipowicza, naczelnika archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce – Marii Bukowskiej, starszego radcy Głównej Komisji – Romana Polkowskiego i komendanta posterunku MO w Świeradowie Zdroju – Mieczysława Maruniaka, Michała Skibickiego oraz kapitana Stanisława Siorka z wrocławskiej delegatury SB, majora Dobosza, komendanta powiatowego MO. w Lwówku Śląskim i „jego zastępcy d/s bezpieczeństwa mjr. Wereszko”6. „Eksperyment śledczy”, o którym mowa, był najprawdopodobniej jedną z pierwszych operacji tego typu, w których uczestniczył Stanisław Siorek. Jak pokazała przyszłość, poszukiwania zaginionych i ukrytych dóbr stały się nie tylko jego działalnością służbową, ale i życiową pasją.
Rekonesans w rejonie Świeradowa Zdroju trwał od 23 do 25 czerwca 1971 roku. Ostatniego dnia został sporządzony protokół, dzięki któremu możemy poznać zakres przeprowadzonych działań. „W toku eksperymentu śledczego dokonanego w dniach 23, 24 i 25 czerwca 1971 r. ustalono, że wskazana przez świadka [podkr. aut.] góra nosi nazwę Sępiej Góry, u podnóża której przebiega tor kolejowy do tartaku w Świeradowie. Świadek Skibicki oświadczył nadto, że w pobliżu miejsca przykrywania płyty ziemią i darnią znajdowało się wysypisko połamanych łupków, a nadto na szczycie góry znajdował się domek, lecz świadek był w odległości około 150–200 m od tego domku oświetlonego w porze nocnej.”7 Oprócz przytoczonego protokołu powstała notatka służbowa, którą sporządziła szefowa archiwum GKBZH, Maria Bukowska. Dokument ten bardzo szczegółowo opisuje działania w ramach „eksperymentu śledczego”. Dzięki niemu wiemy, że w trakcie wstępnego rekonesansu, który odbył się 23 czerwca, Michał Skibicki doszedł do wniosku, że transport ukryto najprawdopodobniej na szczycie Sępiej Góry. Tego samego dnia trzech oficerów MO, Siorek, Dobosz i Wereszko, przeprowadziło wśród miejscowej ludności wywiad środowiskowy, starając się zebrać dodatkowe informacje na temat lokalnych tajemnic z okresu II wojny światowej. Efektem tych działań była decyzja o przeprowadzeniu wizji lokalnej w rejonie skupiska skałek granitowo-gnejsowych na szczycie Sępiej Góry, noszących nazwę Biały Kamień. „Udając się pieszo w dniu 24 czerwca 1971 roku na tenże szczyt [Sępią Górę – przyp. aut.] trasą wskazaną przez świadka przechodzono obok głazu z napisem Gräfin Sophien Stein [dziś grupa skał o nazwie Sępik – przyp. aut.] i oznakowań kamiennych słupków leśnych: 1 z numerami 106, 107, 187 i 188; 2 z numerami 105, 106, 186 i 187 – świadek nie rozpoznał żadnego miejsca kojarzącego się z jego pracą w Świeradowie w okresie drugiej wojny światowej.”8 Michał Skibicki starał się odszukać charakterystyczną stertę łupków, która miała się znajdować w pobliżu miejsca, gdzie nawożono ziemię na metalową płytę. Dlatego zawieziono świadka „na teren byłej kopalni łupek, który kojarzył się nam z podawanymi przez niego szczegółami, a gdzie zaprowadził ekipę gajowy. Oba te miejsca zostały przez świadka odrzucone jako nie te, które miał w pamięci”9. Ta i kolejne próby zakończyły się jednak niepowodzeniem, przez co eksperyment został przerwany. Michał Skibicki „wykazywał nawet chęć kontynuowania penetracji terenu, ale uznaliśmy [grupa uczestnicząca w eksperymencie śledczym – przyp. aut.] to za niecelowe, gdyż szanse znalezienia miejsca ukrycia skrzyń są minimalne”10. Maria Bukowska wyraziła jedynie opinię, iż dobrze się stało, że nie ściągnięto z Rawicza grupy żołnierzy, którzy mieli pomagać przy ewentualnej eksploracji schowka.
Mapa z zaznaczonymi rejonami badań prowadzonych przez radiestetę Karola Tomalę na zlecenie mjr. Stanisława Siorka z wrocławskiej SB
Kilka lat po nieudanym „eksperymencie śledczym” próbę wyjaśnienia losów tajemniczego transportu podjął Stanisław Siorek, major wrocławskiej delegatury Służby Bezpieczeństwa. Będąc uczestnikiem wizji lokalnej zorganizowanej w czerwcu 1971 roku przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, miał dostęp do materiałów operacyjnych dotyczących tej sprawy. Dzięki tym informacjom skontaktował się z Michałem Skibickim i zaproponował mu ponowne poszukiwania tajemniczego ładunku. Relację ze swojego uczestnictwa w tej sprawie major opisał następnie w artykule Ginęli bez śladu, opublikowanym w lutym 1989 roku w „Za wolność i lud”. Chwalił się nawet, że „po zbadaniu gór w rejonie Świeradowa wytypowałem Sępią Górę jako najbardziej odpowiadającą opisowi świadka”11. Ta informacja nie znajduje jednak potwierdzenia w dokumentach archiwalnych – zarówno w protokole „eksperymentu śledczego” z dnia 25 czerwca 1971 roku, jak również w notatce służbowej sporządzonej przez Marię Bukowską w dniu 28 czerwca 1971 roku. Jednakże nie to jest najważniejsze w tej sprawie. W trakcie kilku spotkań z Michałem Skibickim Stanisław Siorek próbował zweryfikować informacje przekazane przez świadka i ustalić dokładniejszą lokalizację skrytki. Po tych rozmowach doszedł do przekonania, że w zeznaniu z 1970 roku Skibicki nieprecyzyjnie określił moment, w którym widział tablicę miejscowości Bad Flinsberg. „Otóż świadek wyraźnie mówił, że nazwę miejscowości widział przez uchyloną z tyłu plandekę, a po tym fakcie jechali jeszcze z pół godziny... A zatem kolumna samochodów w tym momencie wyjeżdżała ze Świeradowa i w ciągu pół godziny (pamiętajmy, że świadek czas oceniał na oko) mogła dojechać np. do Szklarskiej Poręby.”12 W dalszej części swoich rozważań Siorek starał się również podważyć wskazaną przez Skibickiego lokalizację. Według oficera SB obecność linii kolejowej u podnóża Sępiej Góry nie mogła być decydująca. Emerytowany major SB był przekonany, że transport dojechał do Szklarskiej Poręby, która spełniała kryteria, odpowiadające wspomnieniom świadka – linia kolejowa, podobna struktura geologiczna skał i charakterystyczne łupki. Stanisław Siorek nie był w stanie sprawdzić słuszności swojej hipotezy, ponieważ Michał Skibicki zmarł. Jednak w dalszym ciągu prowadził poszukiwania, wykorzystując każdą nadarzającą się okazję, by wyjaśnić sekret Sępiej Góry. „W 1982 roku w WDW w Szklarskiej Porębie przebywał Karol Tomala, znany radiesteta, obecnie nie żyje. W wolnych chwilach przebadał rejon Wysoki Kamień–Koźle Skały–Czarna Góra [rejon Szklarskiej Poręby – przyp. aut.] i stwierdził, że szczyty tego pasma górskiego kryją laboratorium atomowe (były tam stare wyrobiska) i zapasy uranu, który między innymi w małych ilościach był kopany w Białej Dolinie, przyległej do tego masywu górskiego.”13 Obecność Karola Tomali w Szklarskiej Porębie była związana z trwającymi od początku 1980 roku poszukiwaniami tzw. „złota Wrocławia”, które prowadziła grupa specjalna MON i MSW. W rejonie Białej Doliny podjęto co prawda działania operacyjne, ale były one wynikiem informacji o prawdopodobnym ukryciu w tym rejonie depozytów jeleniogórskiego banku. W zachowanej dokumentacji z tych prac nie ma potwierdzenia, by rejon ten był związany z ukryciem tajemniczego transportu, który w 1941 roku dotarł w Sudety z Brna. Mimo że kierownictwo akcji eksploracyjnej interesowało się sprawą Michała Skibickiego, to jego relacji nie wiązano z rejonem Białej Doliny. Wspomnienia członków grupy specjalnej MON i MSW dowodzą zresztą, że nie podjęto ani penetracji rejonu Sępiej Góry, ani nie korzystano w tej sprawie z pomocy Karola Tomali. Informacja o próbie badań radiestezyjnych w rejonie Białej Doliny może więc wskazywać, że działania te były prowadzone poza ustaleniami z kierownictwem MON i MSW. Być może Tomala wykonał rozpoznanie na prośbę Stanisława Siorka, tak jak rok później w rejonie Białego Jaru.
Świeradów Zdrój. Lata 40. XX wieku. Widok na Sępią Górę
Bez względu na wiarygodność relacji Stanisława Siorka radiesteta nie wskazał żadnej skrytki, której lokalizacja mogłaby odpowiadać relacji Michała Skibickiego. Jednak motyw „laboratorium atomowego” i rud uranowych stał się wiodący w próbie wyjaśnienia wydarzeń, z końca 1941 roku w rejonie Świeradowa Zdroju. Major SB uważał bowiem, że w tym okresie „Niemcy mogli na szczyt góry rzeczywiście transportować uran, który już w samym transporcie stwarzał zagrożenie dla ludzi i dlatego wykonywali to więźniowie”14. Potwierdzeniem hipotezy, że w rejon Sępiej Góry przewieziono dużą partię tego surowca miały być, wg Stanisława Siorka, wydarzenia z 1945 roku. „Wczesną wiosną 1945 r. kilka czołgów z zagonów pancernych generała George’a Pattona przebiło się przez Góry Izerskie na północną stronę Sudetów. Jeszcze w pięćdziesiątych latach na asfaltowej drodze w pobliżu Czerniawy widać było ślady gąsienic czołgowych z wyprawy rekonesansu G. Pattona. [...] Warto jednak zadać pytanie o wyprawę grupy G. Pattona. Nadgorliwość, niesubordynacja to jedynie była? Czy może celowa wyprawa? Wywiady w Sudetach działały pod koniec wojny szczególnie intensywnie. Po wojnie zresztą też.”15 Opierając się na relacji profesora Jerzego Łojka, odnotowanej również przez Henryka Piecucha w jego książce Skarb III Rzeszy, Stanisław Siorek twierdził, że przekroczenie polskiej granicy przez kolumnę amerykańskich czołgów było działaniem mającym na celu zabezpieczenie i wywiezienie rudy uranowej, której zasoby zostały ukryte przez komando więźniów z Brna16. Fakt obecności czołgów amerykańskich w rejonie Świeradowa budzi jednak poważne wątpliwości samych weteranów 3. Armii Stanów Zjednoczonych, których oddziały były najbardziej wysunięte na północ Czechosłowacji17. Oczywiście można spekulować, czy akcja tego typu była możliwa czy nie, ale w tej chwili ważniejsza jest raczej przyczyna, dla której pod koniec 1941 roku Niemcy mieliby przywozić uran z Brna do Świeradowa. W dodatku nie była to bagatelna ilość. Zgodnie z relacją Michała Skibickiego więźniowie przetransportowali na szczyt 150 skrzyń o wadze około 200 kg, co mogło stanowić około 30 ton tego surowca (!).
W latach 40. Niemcy dysponowali dużymi zapasami uranu i byli pionierami w pracach nad rozszczepieniem jądra atomu. Uczeni i wysokie dowództwo Wehrmachtu i SS doskonale zdawali sobie sprawę z możliwości wykorzystania tego pierwiastka w produkcji nowoczesnej broni. Z tego też powodu od lat 30. Niemcy gromadzili zasoby uranu. Jak wspominał Minister Uzbrojenia i Amunicji Rzeszy, Albert Speer, „w 1940 r. w Belgii skonfiskowano 1200 ton rudy uranowej. Nie forsowano wydobycia naszej własnej rudy uranowej w Joachimstal”18. Zapotrzebowanie na ten surowiec wzrosło w następnych latach. W maju 1942 roku Albert Speer, w towarzystwie generałów Erharda Milcha, Friedricha Fromma i admirała Karla Witzellera przybył do Instytutu im. Cesarza Wilhelma, by zapoznać się ze stanem niemieckich badań naukowych. „Oprócz uczonych, których nazwisk już nie pamiętam, byli tam późniejsi laureaci Nagrody Nobla: Otto Hahn i Werner Heisenberg. Po zrelacjonowaniu eksperymentów w różnych dziedzinach badań Heisenberg poinformował o rozbiciu atomu oraz wynalezieniu maszyny uranowej i cyklotronu. Uskarżał się, że kompetentne ministerstwo zaniedbuje badania nuklearne, że brak jest środków finansowych i materiałów, oraz stwierdził, iż na skutek powołania do wojska pomocniczych pracowników naukowych niemiecka nauka wykazuje regres w dziedzinie, w której jeszcze przed kilku laty przodowała: wyciągi z fachowych pism amerykańskich pozwalają przypuszczać, że tam na cele związane z badaniami nuklearnymi przeznacza się aż nadto wystarczające środki techniczne i finansowe.”19 Po tym spotkaniu generał Fromm oddał do dyspozycji fizyków kilkuset pracowników naukowych, a Speer zapewnił o przekazaniu surowców oraz kwoty około 2 mln RM na dalsze prace nad bronią atomową. Czy w tej sytuacji jest możliwe, że 30 ton uranu przewieziono z odległego Brna tylko po to, by skrzynie z jego zawartością złożyć w podziemnej komorze? Wydaje się to mało prawdopodobne, tym bardziej że ten radioaktywny surowiec był niezbędny również w innych gałęziach produkcji zbrojeniowej. Speer wspominał, że kiedy latem 1943 roku „wskutek zablokowania naszego importu wolframu z Portugalii groziła nam krytyczna sytuacja w produkcji amunicji przeciwpancernej rdzeniowej. W związku z tym zarządziłem stosowanie rdzeni uranowych. Przeznaczenie na ten cel naszych zapasów uranu w wysokości około 1200 ton świadczyło, że i ja, i moi współpracownicy zaniechaliśmy wtedy myśli o produkcji bomb atomowych”20. Czy jest możliwe, by urzędnicy Ministerstwa Uzbrojenia i Amunicji zapomnieli o 30 tonach uranu, ukrytych w Świeradowie? Taką możliwość trzeba również wykluczyć.
Świeradów Zdrój zimą. Zdjęcie z lat II wojny światowej
Stanisław Siorek wierzył jednak w swoją wersję wydarzeń z 1941 roku. Jego przekonanie było tak wielkie, że nawet po śmierci Michała Skibickiego podejmował próby poszukiwań depozytu przywiezionego z Brna. Do wspólnej akcji namówił m.in. niektórych członków powstałego w 1987 roku Polskiego Towarzystwa Eksploracyjnego, którego był sekretarzem. Mimo iż wielokrotnie zapewniał, że zna lokalizację schowka, to do jego eksploracji nie doszło. Członkowie Towarzystwa wspominają, że emerytowany major SB sabotował wręcz inspirowane przez siebie prace. Odwoływał zaplanowane wyjazdy w teren, unikał odpowiedzi na pytanie o dokumenty, które miały potwierdzać jego teorię. Po śmierci Stanisława Siorka w 1998 roku nikt już nie podejmował tak energicznych poszukiwań tajemniczego transportu.
Próba racjonalnego wyjaśnienia zagadki tajemniczego transportu każe odrzucić przypuszczenie, że na szczycie Sępiej Góry (lub innym wzniesieniu w rejonie Świeradowa) zdeponowano zasoby uranu. Po pierwsze pod koniec 1941 roku nazistowskie Niemcy stały u szczytu swojej potęgi i nie było potrzeby ukrywania surowców. Do rozpoczęcia fatalnej w skutkach bitwy o Stalingrad, a później kolejnych niepowodzeń Wehrmachtu, pozostało wiele miesięcy. Alianckie bombardowania nie docierały również w rejon Brna. Po drugie trudno uwierzyć, że rudę uranową zapakowano do 150 metalowych lub „obitych sztabami” skrzyń. Co więc ukryto w rejonie Świeradowa? Jeśli odrzucimy przypuszczenie, że w 1941 roku istniała potrzeba ukrycia depozytów bankowych, dzieł sztuki, cennych akt lub surowców, trzeba założyć, że musiały to być przedmioty z jednej strony zbędne, z drugiej zaś konieczne było ich zabezpieczenie przed niepowołanymi osobami. W dodatku kierownictwo tej operacji zdecydowało się na poświęcenie więźniów, którzy zajmowali się transportem. Co prawda likwidacja jeńców nie stanowiła większego problemu. Jak zeznał Michał Skibicki, w obozie znajdowali się zbiegowie polscy i radzieccy, nieprzydatni do pracy i niebezpieczni. Nadzór nad nimi wymagał specjalnych środków, przez co nie przedstawiali dla nazistowskich Niemiec nawet wartości siły roboczej. Można ich było poświęcić, a akcja ukrycia transportu miała być ostatnią pracą wykonaną dla III Rzeszy. Skuteczność tych działań, mimo ucieczki jednego z jeńców, była tak duża, że do dziś nie wiemy co znajdowało się w tych 150 skrzyniach. Nie znamy również odpowiedzi na pytanie, dlaczego wieziono je aż z odległego o kilkaset kilometrów Brna? Przecież po słowackiej czy czeskiej stronie można było znaleźć równie odpowiednie miejsca do ukrycia ładunku, a później ciał rozstrzelanych więźniów...
1 Zeznanie Michała Skibickiego z 15 grudnia 1970 r.
2 Ibidem.
3 Ibidem.
4 Ibidem.
5 Ibidem.
6 Notatka służbowa Marii Bukowskiej, naczelnika archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, z 28 czerwca 1971 r.
7 Protokół eksperymentu śledczego z 25 czerwca 1971 r.
8 Ibidem.
9 Notatka służbowa Marii Bukowskiej...
10 Ibidem.
11 S. Siorek, Ginęli bez śladu, Za wolność i lud, 11 lutego 1989 r.
12 Ibidem.
13 Ibidem.
14 Ibidem.
15 H. Piecuch, Skarb III Rzeszy, Warszawa 1999.
16 A. Jałowiecki [Łojek J.], Kalendarz historyczny, Warszawa 1986.
17 Relacja grupy weteranów 3. Armii Stanów Zjednoczonych z 2004 r.
18 A. Speer, Wspomnienia, Warszawa 1990.
19 Ibidem.
20 Ibidem.