Tajemnica mazowieckiej katowni cz. 2

Autor: Marek T. Frankowski

Warunki życia więźniów

OPIS WIĘZIENIA

 Więzienie w Forcie III zajmowało obszar około 5 ha. Składało się ono z właściwego fortu oraz szeregu mniejszych bunkrów ukrytych głęboko w ziemi. Do fortu wiodła brukowana droga, którą dochodziło się do wielkiej, żelaznej bramy, zaopatrzonej w okrągły otwór, służący do porozumiewania się interesantów ze strażą więzienną. Brama wmurowana była w gruby i wysoki na około 5 m mur zakończony na szczycie drutem kolczastym. Za bramą rozciągał się długi na 200 m i szeroki na 20 m plac. Po środku dziedzińca znajdował się korytarz podziemny. Jego wylot znajdował się w odległości około 80 m w głąb i wiódł na zaplecze. Korytarz ten stanowił drogę przejazdową z dziedzińca fortu na jego zaplecze - ziemny nasyp maskujący, porośnięty drzewami i krzakami. Zaplecze fortu stanowiło nieckowate zagłębienie, z którego rozchodziły się półkoliście wejścia do bunkrów podziemnych mniejszych rozmiarów. Po prawej stronie dziedzińca, tuż nieopodal bramy, znajdował się budynek, w którego prawym skrzydle mieściły się pomieszczenia dla kierownictwa obozu i funkcjonariuszy gestapo prowadzących przesłuchania. W nich urzędował komendant obozu, komisarz gestapo, który przyjeżdżał tam z Nowego Dworu Mazowieckiego oraz dwóch funkcjonariuszy gestapo. W budynku były także mieszkania strażników, magazyn i łaźnia wykorzystywana często jako sala tortur. W lewym skrzydle budynku zorganizowano cele więźniów stanowiących szczególne „niebezpieczeństwo” dla Rzeszy. Przez środek lewego skrzydła biegł korytarz, na którym wartownik pełnił służbę całą dobę. W celach „więźniów specjalnych” wmurowano w ścianę kółka na wysokości około 1 m. Do nich przywiązywano więźniów za wykręcone do tyłu ręce.

Wokół dziedzińca rozmieszczonych było - półkolem - dziesięć cel głównych. Były to pomieszczenia wyłożone cementową posadzką o długości około 10 m, szerokości 8 m. W kwietniu 1943 r. do niektórych cel dorabiano jeszcze drzwi1. Wokół placu pobudowano wysoki, ceglany mur, do którego co kilka metrów powbijano żelazne kółka.

Zaplecze fortu zwane przez więźniów „górką” stanowiło miejsce masowych egzekucji oraz przesłuchań. Obok placu egzekucyjnego znajdował się mały bunkier o czterech korytarzach zbudowanych na kształt krzyża. Służył on za rozbieralnię, gdzie skazani przed egzekucją zostawiali swoje ubrania. Naprzeciwko rozbieralni stała szubienica, wsparta na trzech słupach. Na niej wieszano jednocześnie 40 osób. Zbudowano ją w więzieniu w drugiej połowie maja 1943 r. Jednym z więźniów pracującym przy jej budowie był aresztowany we wsi Bieliny 15 kwietnia 1943 r. Leon Szymański. „(...) otrzymaliśmy od wachmanów polecenie zbudowania na zapleczu fortu «górke» szubienicy. Prace te trwały kilka kolejnych dni. Najpierw z dziedzińca fortu przenosiliśmy na «górkę» słupy, a następnie długi - dwudziestometrowy - bal. Bal był nie tylko długi, ale i bardzo ciężki, tak, że nosiliśmy go w 40 więźniów. Bal ten stanowił poprzeczkę zbudowanej przez nas więźniów - na polecenie wachmanów Pomiechówka - szubienicy”2.

Natomiast po zewnętrznej stronie fortu biegł parkan z drutu kolczastego. To właśnie wokół niego rozstawione były posterunki wartownicze.


WARUNKI SANITARNE I WYŻYWIENIE

 Na wstępie należy wspomnieć, że fort składał się z przestarzałych pomieszczeń niedostosowanych do przetrzymywania ludzi. Stąd też warunki, w jakich więźniowie przebywali, były straszne. Gnieździli się oni w celach w niesamowitej ciasnocie. Spali na betonowej podłodze, a za posłanie służyła im jedynie garstka słomy, której i tak w więzieniu stale brakowało. W zamkniętych nocą kazamatach panował potworny zaduch. Smród zwiększały jeszcze stojące wewnątrz cel wiadra, do których więźniowie załatwiali swe potrzeby fizjologiczne. Dlatego z braku powietrza więźniowie mdleli i dusili się. Warto podać, że na powierzchni około 80 m2 wegetowało około 100 wycieńczonych ludzi. Wielu z nich miało ciało sine od uderzeń pałkami, ropiejące i gnijące rany. Atmosferę grozy potęgowały również jęki więźniów straszliwie skatowanych podczas przesłuchań. Dlatego masowe zgony nie należały wśród nich do rzadkości. Ciasnota w celach prowadziła do tego, że żaden więzień z braku miejsca nie mógł położyć się na podłodze swobodnie. Stąd też układali się oni na komendę, na jeden bok i również na komendę przewracali na drugi. Były więzień Jan Makowski wspominał: „Pojemność celi nie była tak duża, jak ilość więźniów umieszczonych w niej przez gestapowców. W związku z tym my nie byliśmy w stanie ani położyć się na betonie, ani usiąść na betonowej podłodze, a po prostu zgnieceni staliśmy słaniając się na nogach. Więźniowie mdleli (...)”3. Natomiast inny więzień Jan Bojarski przebywający w Pomiechówku od początku 1944 r. do kwietnia 1944 roku, o warunkach jakie istniały w forcie, tak mówił: „Warunki higieniczne były potworne. Po nocy kilka trupów zawsze wynoszono z cel”4. Edward Kozłowski, aresztowany podczas obławy we wsi Nowe Budy 14 kwietnia 1943 r., podał do zeznań protokołu: „Było nas około 100 osób. Pędzono do celi, gdzie po kostki była woda i w takich warunkach siedzieliśmy trzy dni. Spaliśmy w tej wodzie. Na trzeci dzień dostaliśmy jeść”5. Na temat, o którym mowa mówił również Józef Kossakowski trzymany w celi nr 4: „Bunkier nr 4, podobnie jak pozostałe bunkry, był zbudowany z cegły i z cementu. Podłoga bunkra była cementowa, a wysokość tej podłogi była równa z wysokością podwórza. Bunkier ten, lub jakieś inne bunkry, zasypany był ziemią, a na ziemi tej rosły drzewa i krzaki. Do bunkra było tylko jedno wejście, a w bunkrze panowała ciemność. W dzień drzwi od bunkra były otwarte, a jedynie wejście do bunkra zamykali żelazną kratą, natomiast na noc hitlerowcy wejście do bunkra zamykali drewnianymi drzwiami. Cela ta, mniej więcej, była długości 10 metrów i szerokości 8 metrów i zbudowana była w kształcie prostokąta. W takiej celi w bunkrze przebywało 50 lub 60 więźniów. Spaliśmy na cemencie, z tym, że bardzo znikomą ilość słomy podkładaliśmy sobie tylko pod górną część ciała, a nogi nasze leżały na gołym cemencie. Więźniowie leżeli na boku, bowiem gdyby leżeli na wznak nie zmieściliby się w celi. W bunkrze - celi był straszny tłok. Więźniowie w obozie poza posiłkami przez cały czas przebywali w celach (...)”6. Aresztowany wraz z grupą ludzi z Serocka w listopadzie 1943 r., Kazimierz Czarnecki, więziony w Forcie III przez trzy miesiące, opowiadał: „Pomimo, że to była zima, cele nie były w ogóle opalane. Pryczy żadnych w celach nie było, a tylko na podłodze betonowej rzucone było trochę słomy, w której aż roiło się od wszy”7.

Aresztowani podczas pobytu w więzieniu nie otrzymywali żadnej bielizny osobistej. Chodzili w tych ubraniach, w których ich aresztowano. Łaźnię urządzono w bunkrze o powierzchni około 20 m2. W niej znajdował się piec przeznaczony do odwszenia garderoby więźniów. W niej także było 10 pryszniców, do których woda pompowana była ze studni znajdującej się na dziedzińcu więzienia. W łaźni więźniowie byli również strzyżeni.

Codziennie rano i to, bez względu na porę roku, więźniów wyganiano na podwórze o 6 rano. W celu wykonania „porannej toalety”. Na podwórzu stała w sześciu beczkach zimna woda, która była do tego jeszcze brudna. Przy dużej ilości więźniów i ograniczonym czasie na mycie, tylko niektórym więźniom, przeważnie zdrowym, udawało się dopchać do beczki. Natomiast więźniowie słabsi i chorzy chodzili brudni całymi tygodniami.

Swoje potrzeby fizjologiczne więźniowie załatwiali w celach. Do tego służyły im stojące tam duże, drewniane beczki, od których rozchodził się straszny smród. Na podwórzu więziennym znajdowała się tylko jedna jedyna ubikacja, która była do tego ulubionym miejscem szczucia przez strażników więźniów psami. Z tego też powodu więźniowie korzystali z niej rzadko. Chęć skorzystania z niej wielu z więźniów cierpiących na biegunkę przypłaciło życiem. Taki los spotkał pewnego inżyniera z Wólki Mławskiej. Po powrocie z ubikacji wachmani zarządzili ćwiczenia karne. Podczas nich został wtratowany przez wachmanów w ziemię. ,,(...) Kazali nam skakać «żabki» - opowiadał Bolesław Czaplicki - i szczuli wtedy nas psami. Jeden inżynier z Wólki Mławskiej (...) nie zdołał przeskoczyć przez kałużę i wpadł w nią. Wówczas jeden z członków załogi (...) Szewczyk, albo Szymański wskoczył na plecy leżącego inżyniera i tak długo kopał go butami, po prostu wtratował go w kałużę, aż ten inżynier zmarł na miejscu”8.

Więzienie pozbawione było jakiejkolwiek opieki medycznej. Jedyną pomoc pokaleczonym, zmasakrowanym więźniom niósł dr Józef Witwicki, również więzień. Jemu to zezwolono na chodzenie do poszczególnych cel. Nie posiadał on jednak ani lekarstw, ani też bandaży. Rannych opatrywał bandażami wykonanymi z ich własnej bielizny. Bolesław Czaplicki, aresztowany 24 sierpnia 1943 r., tak wspominał Józefa Witwickiego: „Aresztowany w jednym czasie ze mną Józef Witwicki - przez pewien okres siedział w celi «O». Następnie Witwicki zgodził się zostać lekarzem więziennym, aby móc więźniom chorym udzielić w różny sposób pomocy lekarskiej, o ile w warunkach Pomiechówka, o pomocy lekarskiej można było mówić. To jednak pozwoliło lekarzowi Witwickiemu mieć wstęp do różnych cel z więźniami oraz utrzymywanie z więźniami jakiegoś kontaktu”9.

Dopiero w maju 1943 r. urządzono w Forcie III izbę chorych. Jednak więźniowie nie byli tam leczeni. Jan Makowski, mówił o tym: „(...) izba chorych znajdowała się w małym podziemnym bunkrze. Po zorganizowaniu izby chorych żaden chory w tej izbie nie przebywał, jak również nie było tam łóżek (...). W izbie tej nie było żadnego światła i nie było tam również wody oraz innych nawet najbardziej prymitywnych urządzeń. Położono tam natomiast na cement drewnianą podłogę”10.

W więzieniu panował głód a racje żywnościowe, które otrzymywali osadzeni nie pokrywały zaopatrzenia organizmu. Na śniadanie i kolację wydawano im kromkę chleba i kubek niesłodzonej kawy. Od czasu do czasu dokładano tylko odrobinę buraczanej marmolady. Na obiad więzieni dostawali miskę wodnistej zupy z brukwi, liści kapusty lub innego zielska. Do tego jeszcze surowce zużyte do przyrządzenia zupy były bardzo często, nadpsute, mające obrzydliwy smak, a do tego niedogotowane. Niedobór białka w pożywieniu powodował, nawet po krótkim pobycie w więzieniu, obrzęki głodowe. Dlatego postępowało lawinowo wyniszczenie organizmu, osłabienie mięśni, zmniejszenie energii ruchu. Jadwiga Dąbrowska pracująca wówczas w kuchni więźniarskiej i rozdzielająca dla więźniów chleb, podała dokładne dane o ilości wydawanego im pieczywa. „(...) Na śniadanie kilogramowy bochenek chleba kroiłyśmy na 10 porcji. Przed kolacją inspektor wydawał nam w magazynie chleb na posiłek kolacyjny i na ten posiłek kilogramowy bochenek chleba dzieliłyśmy na dwadzieścia porcji”11.

Więźniowie już po otrzymaniu jedzenia musieli odchodzić od kotła biegiem. Jeśli natomiast komuś przypadkiem wylało się trochę płynu, natychmiast był bity12. Na spożycie otrzymywanego posiłku więźniowie mieli około półtorej minuty czasu. Stąd też niemożliwym było, aby w tak krótkim czasie wypić prawie gorącą wodę. Cały ten proceder był aranżowany celowo, ponieważ w ten sposób więźniowie parzyli sobie zarówno jamę ustną jak i dłonie a do tego dodatkowo cierpieli z pragnienia.       Obiad wydawano od godziny 12-tej do 13-tej. Aleksander Suwiński wspominał: „Cierpieliśmy głód (...). Kiedy byliśmy wypuszczani z cel - grupami - na dziedziniec, celem spożycia posiłków, to otrzymywaliśmy je bardzo gorące w miskach blaszanych, bez łyżek. Misek nie można było utrzymać w rękach, a wachmani SS - pilnujący nas - pospieszali nas więźniów biciem do bardzo szybkiego spożywania tych posiłków. Ponadto szczuli nas psami. W tych warunkach nie byliśmy w stanie spożyć, nawet w całości, gorącej polewki”13. O jakości jedzenia, jakim karmiono więźniów, świadczy równie dobitnie wypowiedź Bolesława Kacprzaka: „Wyżywienie w obozie karno-śledczym było tego rodzaju, że więźniowie chorowali na krwawą biegunkę (dezynterię) i co noc umierało od dziesięciu do dwudziestu osób. Dawano na śniadanie czarną kawę z nie gotowanej wody i kawałek chleba spleśniałego, na obiad wodę po kartoflach, gdyż kartoflami karmiono psy, na kolację tylko kawę bez jedzenia”14. Kazimierz Czarnecki, wspominając swój pobyt w więzieniu, tak mówił: „Na śniadanie otrzymywaliśmy kromkę chleba o wadze jakieś 5 dkg z marmoladą i czarną zbożową kawę, niesłodzoną. Kolację otrzymywaliśmy taką samą. Na obiad dostawaliśmy miskę wodnistej zupy z brukwi, nieraz z kartoflami, a nieraz rozgotowanego chleba z paczek zatrzymanych. Obiad jedliśmy na dworze pod gołym niebem niezależnie od pogody siedząc w kucki. Zupę piło się prosto z miski. Kiedy z obiadu wpędzani byliśmy do cel to wachmani szczuli więźniów psami”15.

O stosunkach panujących w Forcie III świadczą też dwie inne relacje: „W obozie syn umarł z głodu - wspominał Stanisław Kościński. Kiedy otrzymałem miskę z gorącą zupą i postawiłem na ziemi, żeby ostygła, podszedł do mnie nieznany Niemiec. Pytał, co ja robię, a kiedy odpowiedziałem, że studzę zupę, kopnął miskę, wylał zupę, a mnie pobił dotkliwie laską”16. Zenon Pierścieniak opowiadał: „Pewnego razu chciałem dwukrotnie otrzymać posiłek, ponieważ z głodu byłem bardzo wycieńczony. Zauważył to Czesław Bross, wówczas kazał mi przynieść pod ścianę budynku pieniek i położyć się na nim. Czesław Bross następnie bił mnie kijem po głowie, plecach, pośladkach. Na skutek pobicia nie mogłem o własnych siłach powrócić do celi”17.

Więźniów zabijano nawet za najdrobniejsze „przewinienia”, takie jak np. wzięcie nie swojej miski podczas obiadu. „(...) Gdy rozdawałyśmy więźniom miski z jedzeniem - wspominała Sabina Wrona - jeden z nich nie wziął swojej, lecz sąsiada, gdyż widział w niej parę kawałków brukwi. Wówczas doskoczył do niego jeden z esesmanów i bijąc go strasznie kijem po plecach przetrącił więźniowi krzyż, tak że już więcej nie podniósł się z ziemi”18.


 ZABÓJSTWA

 Zeznania, jakie więźniowie składali podczas przesłuchań w Forcie III były przeważnie wymuszone. Temu celowi służył specjalny system tortur polegający z jednej strony na fizycznym z drugiej zaś strony na psychicznym znęcaniu się nad więźniami. System, o którym mowa oprawcy określali jako męczący, ale przynoszący pewne rezultaty. Rezultatem „ciężkiej pracy” specjalistów posługujących się tym systemem byli zakatowani na śmierć mężczyźni i kobiety oraz kaleki fizyczne i psychiczne.

Wymuszaniu zeznań służył niezwykle złożony system tortur. Wstępem do nich było z reguły bicie na oślep bykowcem oraz kopanie po całym ciele. W przypadku, gdy wyjaśnienia składane przez więźnia nie zadawalały przesłuchującego, wówczas ponawiano bicie, wymierzając ofierze razy po pośladkach, nerkach i narządach płciowych. Innym ze sposobów na wymuszanie zeznań było topienie więźnia. Nieszczęśnika takiego krępowano na koźle do bicia tak, by nie mógł on wykonać żadnego nawet najmniejszego ruchu. Następnie gumowymi rurkami doprowadzono mu wodę do nosa i ust. Woda wypełniała jamę ustną i dostając się przez oskrzela do płuc, powodowała olbrzymi ból. Torturowany w ten sposób więzień tracił przytomność już po kilku minutach. Wynikiem przejścia kilku takich „seansów” maltretowany człowiek już na sam plusk wody najczęściej popadał w paniczny strach, którego nie mógł on w żaden sposób przezwyciężyć.

Więźniów podejrzanych o działalność w organizacji podziemnej przesłuchiwano ze szczególnym sadyzmem, aby za wszelką cenę wymusić od nich zeznania. W takich przypadkach do ulubionych metod oprawców z Pomiechówka należało zrywanie paznokci. Wykonywano je następująco: Ręce ofiary mocowano do stołu. Każdy palec krępowano osobno, a następnie obcęgami chwytano za paznokcie, ściągając tak, aby cały ten proces przebiegał jak najwolniej.

Prowadzono także przesłuchania więźnia wiszącego na belce za nogi głową w dół. Krew spływająca do głowy zadawała torturowanemu okropne męki. Aby je jeszcze spotęgować ofiarę huśtano19.

Wbijano także igły w szczególnie wrażliwe części ciała. Ulubionymi miejscami wbijania gwoździ były: stawy łokciowe, kolanowe i biodrowe oraz pod paznokcie. W czasie tych „zabiegów” rzeczą normalną było bicie więźnia dębową pałką miażdżenie palców podkutymi butami.

Antonina Brzezińska, więziona w forcie od 22 maja do 22 lipca 1943 r., widziała powracających z przesłuchania: „Widziałam z celi trzech Polaków, których przywieziono z Serocka, byli bardzo pobici, że o własnych siłach nie mogli wejść do celi. Czołgali się na łokciach i kolanach, krew sączyła się przez ich ubrania. Tych trzech pobitych szarpały psy na korytarzu”20. Znamienne są również w tej kwestii słowa Władysława Pruszyńskiego: „Więźniowie wracali z przesłuchań z połamanymi rękami, nogami i żebrami”21.

Dalej w swych wstrząsających opisach W. Pruszyński opowiada o śmierci więźnia Bachmana z Nowego Dworu Mazowieckiego: „(...) tłumaczem był Zems Ryszard, a bili go dwaj gestapowcy z Niemiec, jeden o nazwisku Schulc, drugiego nazwiska nie znam. W czasie pierwszego przesłuchania Bachman nie przyznał się, do stawianych mu zarzutów, a po drugim przesłuchaniu odpadały mu kawałki ciała i po trzech dniach zmarł”22.

Więziony od 5 maja 1943 do 4 listopada 1943 r., Bolesław Kacprzak, katowany był przez Zygmunta Studzińskiego i Romana Brossa. „Badanie odbywało się w ten sposób, że bito mnie pałkami brzozowymi i kiedy mdlałem przykładano mi do brzucha zapalone gazety. Przetrącono mi prawe przedramię i złamano trzy żebra”23.

Więzień Ciosek został zamordowany podczas przesłuchania przez Karola Wendta i Jerzego Scherfera. Oprawcy ci nakazali więźniowi położyć się na klocu drzewa, a potem zaczęli go bić. Scherfer - bykowcem, a Wendt - kijem. Przesłuchiwany nie podniósł się już więcej24.

O stanie, w jakim wracali więźniowie z przesłuchań wymowne świadectwo składają wypowiedzi naocznych świadków. Jan Makowski wspominał: ,,(...) dwaj więźniowie (...) przyciągnęli z «górki» do celi, w której ja przebywałem, nieprzytomnego i strasznie pobitego Jana Chądzyńskiego (...) gdy odzyskał przytomność opowiadał mi dokładnie, że na «górce» był przesłuchiwany przez Plewkę (...). Na plecach, na piersiach, na brzuchu, na twarzy i na głowie miał bardzo duże i rozlegle siniaki. W wielu miejscach miał poprzecinane ciało. Jan Chądzyński miał tak okropne obrażenia na całym ciele, że trudno mi w tej chwili w słowach opisać te wielkie obrażenia (...). Chądzyński po upływie dwóch lub trzech godzin od chwili, gdy go przyciągnięto z «górki» zmarł w naszej celi w mojej obecności”25. Antoni Dybicz natomiast tak opowiadał: „Widziałem również, jak pobili gestapowcy Liśkiewicza z okolic Serocka. Miał poodbijane ciało, leżał nieprzytomny, był cały pokrwawiony, leżał na naszej celi. Po kilku tygodniach wzięli go znowu na przesłuchanie. Został ponownie skatowany do nieprzytomności, rany w ciele z powrotem zostały otwarte. Przywlókł się do celi, gdzie następnie powieszono go na korytarzu za ręce i na drugi dzień zmarł”26.

 

Były więzień Józef Bargieł również opisywał stan więźniów znoszonych po katowaniu na „górce”. do cel: „Niektórzy byli tak strasznie skatowani, że nie szli o własnych siłach, a znosili ich do celi inni więźniowie. Jest mi wiadomo, że szereg więźniów bardzo zbitych podczas przesłuchań, wkrótce po powrocie do celi kończyło życie (...). Takich przypadków zakopywania zwłok więźniów, którzy kończyli życie po powrocie przesłuchań na skutek strasznego ich tam pobicia było dużo (...)”27. Do tego dodajmy jeszcze jedną relację Władysława Grylaka: „(...) Część z wyprowadzanych więźniów była przez hitlerowców mordowana na «górce», a część wracała do celi. Spośród tych więźniów, którzy żyli i wracali z «górki» wszyscy byli zawsze w straszny sposób pobici. Większość z tych więźniów (...) umierała na skutek ran i licznych obrażeń odniesionych w czasie bicia ich przez hitlerowców na «górce». (...) Wielu z tych więźniów miało wybite oczy, połamane żebra, połamane ręce, powybijane zęby, połamane nosy, połamane nogi i inne obrażenia ciała. Hitlerowcy bili również więźniów gumami w pięty, co powodowało straszny ból”28.

W pomiechowskiej katowni więźnia miał prawo bić, a nawet zabić każdy z funkcjonariuszy. Dlatego też stosunek strażników i gestapowców wobec więźniów cechował skrajny sadyzm i okrucieństwo. Oprawcy wymyślali więc najróżniejsze kary, często także za wyimaginowane przewinienia. Najczęściej ze stosowanych w więzieniu kar była „stójka”. Polegała ona na związaniu w przegubie rąk, które więzień miał złożone na plecach. Następnie podciągano go do takiej wysokości, na wmurowanych w ścianę kółkach, aby jego stopy nie dotykały ziemi. Kara ta była niesłychanie bolesna, stąd też w jej trakcie więźniowie tracili z bólu przytomność. Ze względu na konsekwencje, jakie niosła ze sobą była ona także bardzo niebezpieczna. Na skutek bowiem, długotrwałego wiszenia na „kółkach” zrywały się u więźniów ścięgna ramion. W wyniku tego następowała utrata władzy w rękach. Do „kółek” przykuwano też więźniów w celu zagłodzenia ich. Stanisław Walicki, więziony od 17 listopada 1943 do 16 marca 1944 r. opowiadał: „Widziałem jak czternastoletnią dziewczynkę przykuto do kółka w ścianie. (...) Widziałem, że stała ona czternaście dni, aż zmarła”29. Władysław Pruszyński był natomiast świadkiem znęcania się nad bezbronną kobietą. Strażnicy przykuli ją do ściany a do tego nieludzko katowali. Po tych bestialstwach kobieta postradała zmysły30.

Edward Judziewicz obserwował wielokrotnie jak Szulc, Lange, Studziński i Bross wiązali więźniom ręce drutem kolczastym a następnie przywiązywali ich do kółek przytwierdzonych do muru. Był on również świadkiem następującego zdarzenia: „Widziałem też w czasie wypuszczania nas z cel na obiad, jak jeden z ludzi miał (...) przez obie wargi i język (...) przeciągnięty drut, który był następnie przywiązany do muru, tzn. ogrodzenia obozu”31.


EGZEKUCJE

 Zarówno badacze jak i zainteresowani historią Fortu III muszą natknąć się na pewną trudność. Wiąże się ona z faktem, że jest rzeczą niezwykle trudną, a nawet można pokusić się o stwierdzenie, iż praktycznie niemożliwą dokładne określenie ilości wykonanych tam egzekucji. Jest to wynikiem z jednej strony fragmentaryczności materiałów archiwalnych, z drugiej strony znacznych różnic pomiędzy zeznaniami byłych więźniów.

Dla przykładu Leon Barszczewski, więziony od 2 kwietnia do połowy lipca 1943 r., stwierdził: „Podczas mojego pobytu w obozie codziennie rano wyprowadzano na «górkę» grupy więźniów od 20 do 50 osób i tam ich rozstrzeliwano (...). Strzały słyszałem wyraźnie. Podkreślam, że oprócz wyżej opisywanych egzekucji, które odbywały się w godzinach rannych, niezależnie od tego dwa lub trzy razy w tygodniu hitlerowcy wyprowadzali małe kilkuosobowe grupy więźniów w godzinach wieczornych na «górkę» i tam ich rozstrzeliwali. Byli to ci więźniowie, którzy uprzednio na polecenie hitlerowców zakopywali zwłoki rozstrzelanych ofiar w godzinach rannych”32.

Natomiast Jadwiga Dąbrowska, przetrzymywana w forcie od maja do 15 listopada 1943 r., miała możliwość określenia ilość więźniów mordowanych w pojedynczych egzekucjach na podstawie wydawanego na poszczególne dni chleba. Wynikało to stąd, że pracowała ona w kuchni więziennej. „Niezależnie od tych dwóch dużych egzekucji, prawie każdego dnia ubywało po kilku więźniów zabijanych na «górce» przez gestapowców. ?ącznie w okresie mej pracy w kuchni, w tych pojedynczych zbrodniach hitlerowskich mogło zginąć około 100 więźniów”33.

Władysław Sitkowski, którego zabudowania gospodarskie znajdowały się w niewielkiej odległości od katowni słyszał „dochodzące z terenu obozu strzały z broni maszynowej. Strzałów takich było bardzo dużo (...). Strzały takie odbywały się z częstotliwością trzech razy w tygodniu”34.

Z kolei Józef Strzelczak, więziony od stycznia do maja 1944 r., powiedział: „(...) bardzo często tzn. dwa, trzy, a nawet cztery razy w tygodniu wieszano więźniów. Więźniów wieszano grupami po kilkanaście osób. Bardzo często z innych więzień przywożono do obozu w Pomiechówku samochodami ciężarowymi więźniów. W takich wypadkach przywożono kilkudziesięciu więźniów. Bezpośrednio z samochodów więźniów takich wyprowadzano i niezwłocznie wieszano. Więźniów przywożono dużymi samochodami ciężarowymi, do których wchodziło 80 więźniów”35.

Pracujący wówczas na terenie fortu z ramienia firmy budowlanej Beniamina Wendta Piotr T. Rączka zapamiętał, że: ,,(...) Przeciętnie w miesiącu odbywała się jedna lub dwie masowe egzekucje. W czasie takiej masowej egzekucji zabijano około lub ponad 100 Polaków (...). Niezależnie od tego nagminnie istniały przypadki indywidualnych zabójstw (...)”36.

Egzekucje odbywały się najczęściej na „górce”. O jednej z nich Bolesław Czaplinki tak mówił: „Od lekarza Witwickiego dowiedziałem się, że na zapleczu fortu III w Pomiechówku gestapowcy mordują więźniów przez wieszanie ich na ustawionej tam w tym celu szubienicy. Witwicki mówił mi, że do każdej egzekucji gestapowcy zabierają go na «górkę» i on musi stwierdzić zgon powieszonych uprzednio, partiami, na szubienicy więźniów. Dopiero wtedy zwłoki odcinane były ze sznurów i zakopywane do ziemi również na «górce». (...) przed egzekucją Niemcy przywiązywali go do jakiegoś drzewa na «górce» i z tego miejsca obserwował on wieszanie kolejnych grup więźniów. Po powieszeniu na szubienicy każdej z grup, wachmani rozwiązywali Witwickiego, podprowadzali go przed szubienicę i on musiał stwierdzić zgon zamordowanych. Witwicki mówił, że oficerowie gestapo kierujący egzekucją dawali mu do podpisu jakieś papiery na okoliczność stwierdzenia zgonu, każdego z więźniów i dopiero po tym zwłoki więźniów były odcinane ze sznura szubienicy i wrzucane do wykopanego dołu. Ponadto lekarz Witwicki mówił, że pod szubienicą stały stołki. Na polecenie Niemców, więźniowie musieli wchodzić na te stołeczki i sami musieli zakładać sobie pętle na szyję. Szereg więźniów nie chciało wykonać polecenia oficerów gestapo i odmówiło założenia sobie pętli na szyję. Wówczas do tych więźniów oficerowie gestapo strzelali z pistoletów w tył głowy. Z ust Witwickiego wiem, że w tego typu pozbawianiu życia więźniów przodował gestapowiec Czesław Bross. (...)”37.

Inną, równie wstrząsającą relację podał naoczny świadek egzekucji, więzień Bolesław Witaszek, aresztowany 15 kwietnia 1943 r.: „(...) Otóż widziałem jak na placyk koło szubienicy przyszła duża grupa oficerów gestapo i komendant więzienia. Spostrzegłem również, przyprowadzonych koło szubienic (…) więźniów. Co dalej się działo już nie widziałem, gdyż widoczność zasłonił nam wachman. Po pewnym czasie wachman wyprowadził nas z bunkra na placyk. Polecił on nam abyśmy odcięli linki z wiszącymi ludźmi. Wtedy to zobaczyłem, że na każdej szubienicy powieszonych jest po dwunastu więźniów. Wydaje mi się, że na ziemi koło każdego powieszonego stały stołeczki (...). Odcięliśmy z linek tych 24 powieszonych więźniów. Następnie na polecenie wachmana musieliśmy zwłoki zamordowanych przenieść, na przygotowanych już tam noszach koło wykopanego dołu. Kiedy skończyliśmy przenoszenie zwłok odciętych z szubienicy, wówczas zobaczyłem jak w kierunku szubienic prowadzona jest dalsza grupa więźniów, którzy pod szubienicę podchodzili sami. Kto wiązał pętle dla tej grupy nie wiem. Zaledwie zdążyliśmy rozebrać zwłoki pierwszych 24 powieszonych więźniów, kiedy wachman zabrał nas z nad dołu i poprowadził w pobliże szubienicy. Po raz drugi zobaczyłem na każdej szubienicy wiszących na pętlach po dwunastu więźniów, a więc w tej drugiej partii powieszonych zostało znów 24 Polaków. Tych zamordowanych zwłoki, także musieliśmy odciąć z linek, przenieść nad dół, rozebrać i włożyć do dołu. Kiedy zwłoki wszystkich 48 więźniów powieszonych przez Niemców znajdowały się już w dole, to obecny oficer gestapo, o nieznanym mi nazwisku, obserwujący naszą pracę, wydał nam po niemiecku polecenie abyśmy leżącym już w dole zabitym pościągali z rąk obrączki złote i w ogóle wszystką biżuterię jaką mieli przy sobie, a nadto, abyśmy każdemu trupowi rozwierali szczęki i ściągali złote zęby, koronki i mostki ze złota. Polecenie oficera gestapo przetłumaczył nam wachman. Do tej pracy dano nam obcęgi i nimi zrywaliśmy złoto z ust, tych zabitych, którzy posiadali w uzębieniu złoto. Ściągając to złoto z trupów rzucaliśmy je do góry do rąk, stojących nad dołem wachmanów i gestapowców, a jeden z oficerów gestapo składał to wszystko na białą chusteczkę, jaką trzymał na otwartej dłoni (...)”38.

W przypadku szczególnie śmiałych prób ucieczek z więzienia lub wyimaginowanego przez wachmanów nieposłuszeństwa okazanego im przez więźniów okrutnym sposobem ich wychowania cechowały się egzekucje pokazowe. Celem ich było, z jednej strony sterroryzowanie, z drugiej zaś strony przekonanie więźniów o bezskuteczności jakiegokolwiek ich oporu. Świadkiem takiego zabójstwa był Władysław Pruszyński. Gestapowcy związali drutem kolczastym dwóch więźniów, których następnie oblali benzyną i podpalili. Po czym stali przyglądając się tym płonącym ludzkim pochodniom39. Jednym z zamordowanych, w tej egzekucji, był Polak - Bolesław Wójcik. Nazwiska zaś drugiego więźnia, narodowości żydowskiej, nie udało się ustalić40.

Inny Polak, Bolesław Kacprzak, zmuszony do oglądania podobnego makabrycznego widowiska opowiadał: „Widziałem osobiście jak w obecności Studzińskiego, Szulca, tego wysokiego komendanta obozu i innych wachmanów, przy oknach fortu Niemcy postawili Żyda, który uciekł uprzednio, na kłodach drzewa, a następnie rozpalili pod nim ogień i kazali mu się modlić. Żyd ten na oczach nas wszystkich spalił się żywcem”41.


ŚMIERTELNOŚĆ WIĘŹNIÓW

 Przyczyn ogromnej śmiertelności więźniów dopatrywać się można w ich ciężkich pobiciach dokonanych podczas przesłuchań, głodzie i chorobach szerzących się wśród więźniów na skutek złych warunków sanitarnych. Trudno jest jednak określić w tym przypadku dokładnie rozmiary zjawiska, o którym mowa, ponieważ nie zachowały się na ten temat żadne dokumenty niemieckie. Można jedynie spróbować odtworzyć w przybliżeniu, opierając się na zeznających byłych więźniów, rozmiary śmiertelności. Jan Makowski, trzymany w więzieniu od 15 kwietnia do 21 października 1943 roku, a więc jak na warunki Pomiechówka stosunkowo długo, stwierdził: „(...) szerzyły się choroby: jak krwawa dezynteria, świerzb i inne. W rezultacie tych chorób więźniowie masowo umierali. Codziennie w całym obozie, w rezultacie tych chorób, umierało dziesięciu lub więcej jak dziesięciu więźniów. Nie było dnia, aby w jednej celi przynajmniej jedna osoba lub kilka osób nie umierało”42. Więziony, mniej więcej, w tym samym czasie co Jan Makowski, bo od 6 maja do 17 listopada 1943 roku Władysław Grylak, uściślił nieco rozmiary śmiertelności więźniów w Forcie III. „(...) W okresie mojego pobytu w obozie, tylko w tej celi, w której ja przebywałem w mojej obecności (...) zmarło w przybliżeniu jakieś 150 więźniów na skutek pobicia ich poprzednio przez hitlerowców na „górce”. (...) W czasie mojego pobytu w obozie, każdego dnia w tej celi, w której ja przebywałem umierało kilku lub kilkunastu więźniów skatowanych przez hitlerowców uprzednio na „górce” oraz osób, które umierały na skutek szerzenia się chorób”43. W innym miejscu owej relacji Wł. Grylak określił liczbę zmarłych więźniów, podając, że: „hitlerowcy mordowali w tym obozie przeciętnie 30 do 40 więźniów każdego dnia”44.

Nieco inne dane przedstawił Eugeniusz Dominikiewicz, więziony w Forcie III od lipca do października 1943 roku. Powiedział on, że w tym czasie „zmarło i zostało powieszonych ponad 200 osób”45. Z kolei Wiktor Rychłowski, przetrzymywany w forcie od 19 kwietnia do 22 lipca 1944 r., powiedział: „ Więźniowie na skutek strasznych warunków sanitarnych i wielkiego głodu często umierali. Wielu więźniów umierało na skutek ran odniesionych w czasie śledztwa”46.

Precyzyjniejsze dane o śmiertelności więźniów, w dwóch miesiącach 1944 roku, podał Józef Kossakowski, więziony od 1 lub 2 kwietnia do 20 maja 1944 roku. Wspomniał on, że każdego dnia wynoszono z celi po kilka lub kilkanaście zwłok więźniów zmarłych na skutek głodu, chorób i ran odniesionych w śledztwie. „W przybliżeniu - mówił J. Kossakowski - mogę określić, że na skutek głodu i chorób umierało około 100 ludzi. Niezależnie od tego hitlerowcy wchodzący w skład załogi obozu codziennie z listy wywoływali z różnych cel po nazwiskach więźniów, którzy musieli po wywołaniu ich udać się na podwórze obozu (...)”47. Stamtąd zaś wyczytanych więźniów prowadzono na „górkę”, gdzie byli mordowani.

Przytoczone powyżej relacje uszeregowane zostały w sposób, chronologicznie obejmujący okres od wiosny 1943 roku do 20 maja 1944 roku. Takie ustawienie pozwala na analizowanie rozmiarów wśród mas więźniarskich śmiertelności. Oczywiście należy pamiętać, że materiał jest bardzo fragmentaryczny, to jednak daje możliwość stwierdzenia, faktu ogromnej śmiertelności, jaką powodowały panujące w forcie nieludzkie warunki przetrzymywania więźniów.

 

 LICZBA OFIAR

 Podobnie jak ilości egzekucji oraz rozmiarów śmiertelności tak również i dokładnej liczby więźniów zamordowanych w Forcie III, nie można dokładnie określić. Fakt ten wypływa z niezachowania się niemieckich dokumentów z kancelarii więziennej. Warto podkreślić, iż przyczyną tego stanu rzeczy jest ich skrupulatne zniszczenie dokonane przez oprawców.

 Sami więźniowie i osoby, które pracowały przy robotach związanych z modernizacją fortu na więzienie karno-śledcze przytaczali także różne dane co do liczby ofiar.

Piotr Tadeusz Rączka, który pracował przy modernizacji fortu wiosną 1943 roku, stwierdził: „ W okresie mojej pracy na terenie trzeciego fortu w Pomiechówku hitlerowcy wymordowali nie mniej jak 10 tysięcy więźniów. Oczywiście cyfra, którą wyżej podałem jest szacunkowa”48.

Liczbę więźniów, jaka przewinęła się przez Fort III w czasie całej okupacji niemieckiej Tadeusz Peczyński mieszkaniec wsi Stanisławowo nieopodal Pomiechówka określił, na co najmniej 50 tysięcy ludzi49.

Władysław Grylak, mówiąc zaś o ilości zabitych więźniów, zeznawał: „(...) moim zdaniem, w tym okresie kiedy ja tam przebywałem tzn. w okresie od 6 maja do 17 listopada 1943 roku, w obozie w Pomiechówku wymordowano szacunkowo w przybliżeniu około 6 tysięcy więźniów. (...) Wydaje mi się, że rocznie mordowano tam więcej jak 15 tysięcy. W okresie istnienia obozu, to znaczy od marca 1941 roku do września 1944 roku w obozie w Pomiechówku hitlerowcy wymordowali na pewno nie mniej jak 60 tysięcy więźniów. Największe nasilenie w zakresie mordowania więźniów miało miejsce pod koniec 1943 roku i przez cały 1944 rok”50.

Po zakończeniu II wojny światowej pojawiały się próby oceny stanu ludobójstwa w Forcie III. Michał Grynberg pisał, iż ankiety, jakie sporządzone zostały w 1945 roku przez sądy grodzkie na zlecenie Instytutu Pamięci Narodowej określiły liczbę uwięzionych w Pomiechówku więźniów na około 50 tysięcy, a pomordowanych na około 15 tysięcy51. Autor jednak nie określił dokładnej liczby pomordowanych w Forcie III. Wspomniał tylko i to do tego ogólnikowo, że: „Swoiste getto dla ludności żydowskiej w obozie w Pomiechówku funkcjonowało stosunkowo krótko, bo około dwa miesiące, a jednak zapisało się ono w dziejach martyrologii ludności żydowskiej w rejencji ciechanowskiej tragiczną kartą cierpień i męczeńskiej śmierci tysięcy Żydów z północnego Mazowsza”52.

Natomiast Józef Szymański stwierdził, że przez obóz w Pomiechówku, „przewinęło się około 100 tysięcy osób”53. Przy czym warto dodać, iż Teodor Kufel podał liczbę 100 tysięcy osób, które zginęły w Pomiechówku54.

Z kolei Benon Dymek zasugerował, że przez więzienia przeszło od 50 do 100 tysięcy więźniów, w tym od 6 do 10 tysięcy Żydów55. W innym zaś opracowaniu Benon Dymek i Józef Kazimierski podają, że „w oparciu o relacje świadków najczęściej przyjmuje się, że przeszło przez obóz 100 tysięcy osób”56. Autorzy, o których mowa, powołują się w swej pracy również na dokument sporządzony przez Zarząd Gminy w Pomiechówku w dniu 29 lipca 1946 roku dla Biura Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów. W dokumencie tym straty ludzkie w Forcie III oceniono na około 65 tysięcy osób. Wspomniani wyżej autorzy odwołują się też do akt procesu Ericha Kocha. Podczas trwania jego rozprawy biegli sądowi ustalili liczbę ofiar pomordowanych w Pomiechówku na około 100 tysięcy osób. Jak udało im się ustalić ginęło tam dziennie średnio około 100 osób. Wiele tysięcy rozesłanych zostało do różnych obozów57. Dane te przytacza również Józef Kazimierski w innych opracowaniach dotyczących Pomiechówka. W jednym z nich tak pisał: „W tym największym w rejencji ciechanowskiej obozie zagłady, zwanym więzieniem policyjnym lub karno-śledczym, zamordowano lub zagłodzono na śmierć około 100 tysięcy osób, głównie z terenów północnego Mazowsza”58.

Na temat liczby zamordowanych więźniów zabrał również głos Jan Ptasiński konkludując swe szacunki krótkim stwierdzeniem: „(...) liczba ofiar zamordowanych w Pomiechówku przez cały okres istnienia obozu w latach 1941-1945 sięga 100 tysięcy”59.

Nieco inne liczby pomordowanych ofiar w pomiechowskiej katowni podaje Józef Strzelczak. Przy czym autor ten odwołuje się do procesu członka załogi katowni Fortu III Ludwika Langera. Tenże Langer oświadczył przed Sądem Powiatowym w Nowym Dworze Mazowieckim w 1945 roku, że w Pomiechówku zostało zamordowanych 2400 Żydów i około 11 tysięcy Polaków60.

W celu określenia jak najbardziej dokładnej liczby pomordowanych więźniów niezbędne jest ustalenie charakteru katowni w Pomiechówku. W tym miejscu warto wspomnieć, że fort spełniał od marca do jesieni 1941 roku funkcję obozu dla wysiedlonych, z jednej strony rolników polskich z drugiej zaś strony getta zbiorczego-obozu dla Żydów z rejencji ciechanowskiej. Z kolei od końca jesieni 1942 roku lub wczesnej wiosny 1943 roku do 30 lipca 1944 roku - więzienia karno-śledczego gestapo.

Przy czym dopiero z chwilą utworzenia w Forcie III więzienia gestapo jego charakter został jednoznacznie określony. Stąd też fort był więzieniem przejściowym, gdzie trzymani byli więźnie w stosunku, do których było prowadzone śledztwo. Także stamtąd zabierano więźniów na przesłuchania do siedziby gestapo w Nowym Dworze Mazowieckim. Również w samym forcie prowadzone były przesłuchania.

Po zakończonym śledztwie więźniów albo wysyłano do obozów koncentracyjnych: Mauthausen - Gusen, Stutthof, Oświęcim i innych, albo też mordowano ich w masowych egzekucjach, w przypadku skazania na karę śmierci przez sądy doraźne policji.

Dlatego rotacja więźniów w Forcie III była duża, a czas ich pobytu uzależniony od zasięgu prowadzonego śledztwa. Wahał się on od kilku tygodni do kilku miesięcy, gdy sprawy miały szeroki zasięg. Na podstawie zeznań byłych więźniów można założyć, iż średni czas pobytu więźniów w Forcie III wynosił około jednego miesiąca.

Najczęściej w więzieniu przebywało jednorazowo od około 800 do 1000 więźniów.

Przyjmując powyższe dane możemy obliczyć przybliżoną ilość więźniów, która przewinęła się przez katownię od kwietnia 1943 roku do 30 lipca 1944 roku. Liczba, o której mowa, wynosi od 13 do 16 tysięcy więźniów.

Istnieją jednak poważne trudności przy określeniu, możliwie najprecyzyjniejszej liczby więźniów zmarłych w Forcie III na skutek ciężkich obrażeń odniesionych w wyniku przesłuchań, strasznych warunków życia, czy głodu i chorób. Jest to wynikiem tego, że zeznania byłych więźniów są zróżnicowane i do tego często są mało precyzyjne.

Stąd też biorąc pod uwagę powyższe dane oraz fakty wydaje się, że przyjęcie liczby około 100 do 200 więźniów zmarłych w Forcie III w ciągu miesiącu nie jest liczbą zbyt wygórowaną. Pozwala to na wyciągnięcie wniosku, iż w forcie zmarło od 2 do 4 tysięcy więźniów. Przy czym do liczby, o której mowa, należy dodać jeszcze około 2 tysiące więźniów zamordowanych w egzekucjach odbywających się „na górce”.


ZACIERANIE ŚLADÓW ZBRODNI

 Do planowanego zacierania śladów swych zbrodni Niemcy w Forcie III przystąpili najprawdopodobniej już w styczniu lub lutym w 1944 roku. W tym też celu pochowane na „górce” ciała zmarłych lub pomordowanych więźniów wydobywali z dołów, sprowadzeni do tej pracy Żydzi. Stanisław Walicki, więziony w Pomiechówku od 17 listopada 1943 do 16 marca 1944 roku zapamiętał‚ że brygada paląca zwłoki składała się z 16 Żydów61. Grupa, o której mowa została do fortu sprowadzona w styczniu 1944 r.

Zwłokom przeznaczonym na spalenie wyrywano złote zęby i przeszukiwano w celu odnalezienia przy nich ukrytych kosztowności. Były więzień Jan Pytlak opowiadał o spotkaniu z Żydem którego hitlerowcy zmusili do palenia zwłok więźniów: „Pewnego razu z jednym ze wspomnianych wyżej Żydów nawiązałem rozmowę przy ubikacji. Zapytałem co oni robią w Pomiechówku, gdyż poza nimi w Pomiechówku innych Żydów nie było. Żyd (...) opowiadał mi, że on i pozostali Żydzi robią w Pomiechówku straszną robotę na zapleczu fortu. Następnie powiedział, że oni właśnie, pod nadzorem wachmanów SS, odkopują doły ze zwłokami zamordowanych przez Niemców więźniów, że zwłoki w dołach oblewają ropą i je palą, zaś doły już z prochami tylko ludzkimi zasypują na powrót ziemią (...). Dopiero wtedy zrozumiałem, dlaczego od pewnego czasu siedzenia w celi nr.8, wciskał się do tej celi charakterystyczny, jakiś dziwny smród spalenizny”62.

Początkowo zwłoki palono w dołach. Później zaś zrobiono do tego procederu specjalny ruszt. Na ruszcie tym kładzione były ciała na przemian z warstwami drewna. Gotowy już stos oblewano benzyną i podpalano. Ciała pomordowanych płonęły dniem i nocą. Świadczył o tym unoszący się nad okolicą słodkawy i duszący dym.

Mieszkający nieopodal fortu Borys Nikitin wspominał: „(...) Po jakimś czasie - od kiedy, nie pamiętam - z wnętrza fortu w Pomiechówku zaczęły się snuć dymy. Dym wydobywający się z fortu trzeciego był strasznie cuchnący i charakterystyczny dla palącego się mięsa (...)”63.

Władysław Nagiel, który wraz z rodzicami mieszkał w czasie okupacji we wsi Stanisławowo znajdującej się w odległości około 300 metrów od zaplecza fortu opowiadał: „Nie pamiętam dokładnej daty, ale chyba w styczniu lub w lutym 1944 roku mieszkańcy Stanisławowa zobaczyli pewnego dnia wieczorem, buchający z terenu fortu trzeciego ogień (...), później ogień przygasł, ale z terenu fortu zaczął się wydobywać duży dym o bardzo przykrym, mdławym zapachu. Dym ten snuł się przez wiele godzin i smród rozlegał się po okolicy. (...) Po tym wydarzeniu rozmawiałem z pracującymi przy wożeniu wody więźniami. Ci więźniowie powiedzieli mi, że na «górce» fortu zostały spalone zwłoki zamordowanych tam uprzednio przez gestapowców wielu więźniów”64.

 


1 Akta Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Warszawie – Instytut Pamięci Narodowej (dalej w tekście OK. – Wa), Akta Ds 2/71, Zeznanie Jana Makowskiego z 25 lipca 1974 r.

2 Tamże‚ Zeznanie Leona Bolesława Szymańskiego z 7 października 1974 r.

3 Tamże, Zeznanie J. Makowskiego.

4 Tamże, Akta sądu Powiatowego w Olsztynie, sygn. II Kps 233/68, Zeznaniu Jana Bojarskiego z 14 listopada 1968 r.

5 Tamże, Akta Sądu Powiatowego w Nowym Dworze Mazowieckim, Zeznania Edwarda Kozłowskiego z 9 listopada 1968 r.

6 Tamże, Akta Ds 104/68, Zeznanie Józefa Kossakowskiego z 28 września 1968 r.

7 Tamże, Akta Prokuratury Powiatowej Nowym Dworze Mazowieckim, sygn. Ko 470/68, Zeznanie Kazimierza Czarneckiego z 20 stycznia 1968r.

8 Tamże, Akta Sądu Powiatowego w Nidzicy, sygn. Ko 7/68, Zeznanie Ignacego Kownackiego z 14 września 1968r.

9 Tamże, Akta Ds 2/71, Zeznanie Bolesława Czaplickicgo z 23 lipca 1974 r.

10 Tamże, Akta Ds 104/68, Zeznanie J. Makowskiego z 11 lipca 1968 r.

11 Tamże‚ Ds 2/71, Zeznanie Jadwigi Dąbrowskiej z 10 września 1974 r.

12 Tamże, Ds 66/67, teczka Ds 2/71, Zeznanie Józefa Ruszkowskiego.

13 Tamże, Ds 2/71, Zeznanie Aleksandra Suwińskiego z 17 września 1974 r.

14 Tamże, Akta Sądu Powiatowego w Sztumie, sygn. Ko 24/68, Zeznanie Bolesława Kacprzaka z 22 kwietnia 1969 r.

15 Tamże, Zeznanie Kazimierza Czarneckiego.

16 Tamże, Akta Sądu Powiatowego w Nowym Dworze Mazowieckim, Zeznanie Stanisława Kościńskiego z 9 listopada 1968 r.

17 Tamże, Akta Prokuratury Powiatowej w Płońsku, sygn. Ko 3/70, Zeznanie Zenona Pierścieniaka z 12 stycznia 1970 r.

18 Tamże, Akta Sądu Powiatowego w Bielsku Białej, sygn. Ko 18/68, Zeznanie Sabiny Wrony z 2 września 1968 r.

19 Tamże, Akta Prokuratury Powiatowej w Płońsku Ko 120/68, Zeznanie Albina Brześkiewicza z 18 lipca 1968 r.

20 Tamże, Akta Sądu Powiatowego w Nowym Dworze Mazowieckim, Ko 15/66, Zeznanie Antoniny Brzezińskiej.

21 Tamże, Ds 104/68, Zeznanie Władysława Pruszyńskiego.

22 Tamże.

23 Tamże, Zeznanie B. Kacprzaka z 22 kwietnia 1969 r.

24 Tamże, Ds 2/72, Zeznanie Władysława Grylaka z 11 lipca 1974 r.

25 Tamże, Ds 104/68, Zeznanie J. Makowskiego z 11 lipca 1968 r.

26 Tamże, Akta Sądu Powiatowego w Sochaczewie, sygn. Ko 32/68, Zeznanie Antoniego Dybicza z czerwca 1968 r.

27 Tamże, Ds. 2/71, Zeznanie Józefa Bargieła z 2 sierpnia 1974 r.

28 Tamże, Zeznanie Wł. Grylaka z 11 lipca 1974 r.

29 Tamże, Ds 104/67, Zeznanie Stanisława Walickiego z 9 września 1968 r.

30 Tamże, Zeznanie Wł. Pruszyńskiego.

31Tamże, Akta Prokuratury Powiatowej w Nowym Dworze Mazowieckim, Ko 470/68, Zeznanie Edwarda Judziewicza z 20 stycznia 1969 r.

32 Tamże, Akta Prokuratury Powiatowej w Sopocie, sygn. Ko 600/68, Zeznanie Leona Barszczewskigo z 20 września 1968r.

33 Tamże, Ds 2/71, Zeznanie Jadwigi Dąbrowskiej z 10 września 1974 r., oraz 21 marca 1968 r. (bez sygnatury).

34 Tamże, Ds 104/68, Zeznanie Władysława Sitkowskiego z 22 lutego 1968 r.

35 Tamże, Zeznanie Józefa Strzelczaka z 19 grudnia 1967 r.

36 Tamże, Zeznanie Piotra T. Rączki z 22 lutego 1968 r.

37 Tamże, Ds. 2/71, Zeznanie B. Czaplickiego.

38 Tamże, t.VI, Zeznanie Bolesława Witaszka z 29 lipca 1974 r.

39 Tamże, Ds 104/68, Zeznanie Wł. Pruszyńskiego.

40 Tamże, Akta Prokuratury Powiatowej w Malborku, sygn. Kpp 16/68. Zeznanie Boleslawa Kasprzaka z 2 lipca 1968 r.

 41 Tamże.

42 Tamże, Ds 104/68, Zeznanie J. Makowskiego z 11 lipca 1968 r.

43 Tamże, Zeznanie Wł. Grylaka z 20 maja 1968 r.

44 Tamże.

45 Tamże, Akta Prokuratury Powiatowej w Kamieniu Pomorskim, sygn. Ko 1/70/Kpp, Zeznanie Eugeniusza Dominkiewicza z 16 stycznia 1970 r.

46 Tamże, Akta Sądu Powiatowego w Nowym Dworze Mazowieckim, Zeznanie Bolesława Rychłowskiego z 3 lipca 1968 r.

47 Tamże, Ds 104/68, Zeznanie J. Kossakowskiego.

48 Tamże, Zeznanie P.T.Raczki.

49 Tamże ‚ Zeznanie Tadeusza Peczyńskiego z 22 lutego 1968 r.

50 Tamże, Zeznanie Wł. Grylaka z 20 maja 1968 r.

51 M.Grynberg, Żydzi w rejencji ciechanowskiej 1939-1942, Warszawa 1984, s. 80.

52 Tamże, s. 80.

53 J. Szymański, PPR i GL w powiecie ciechanowskim, w: Okręg Płocki 1942-1945. Z walk PPR, GL-AL, Warszawa 1974, praca zbiorowa pod redakcją naukową B.  Kobuszewskiego, s. 308.

54 T. Kufel „Teoch”, Północne Mazowsze w walce z okupantem, w: Okręg Płocki, cyt. wyd., s. 308.

55 B. Dymek, Hitlerowskie więzienie policyjne w Pomiechówku, „Trybuna Mazowiecka”, nr. 108/1972, s. 7.

56 B. Dymek, J. Kazimierski, Hitlerowskie więzienie w Pomiechówku, „Rocznik Mazowiecki”, nr VI, s. 118.

57 Tamże, s. 118, 119.

58 J. Kazimierski, Rejencja ciechanowska w latach 1939-1945 (powstanie - organizacja władz - polityka okupanta - zbrodnie - bilans strat), w: Okręg Płocki, cyt. wyd., s. 124.

59 J. Ptasiński, Z działalności PPR na północnym Mazowszu w latach okupacji hitlerowskiej 1942-1945, „Wojskowy Przegląd Historyczny”‚ nr 2, 1970, s. 117.

60 OK Wa, akta Ds 104/67, Zeznanie J. Strzelczaka.

61 Tamże, Zeznanie S. Walickiego.

[62] Tamże, Ds 2/71, Zeznanie Jana Pytlaka z 15 lipca 1974 r.

[63] Tamże, Zeznanie Borysa Nikitina 19 lipca 1974 r.

[64] Tamże, Zeznanie Władysława Nagiela z 14 października 1974 r.