W południe 30 kwietnia 1945 r. dwóch radzieckich sierżantów zatknęło sowiecki sztandar nad gmachem Reichstagu. Wymogi propagandy sprawiły, że pamiętne ujęcie powtarzano przed kamerami kilkakrotnie. Pierwsze „podejście” wycięto, gdyż zatykający flagę sierż. Abdułchakim Ismaiłow okazał się Czeczeńcem. Drugie także, bo jego następcy mieli po 2–3 zegarki na przegubach rąk. Podobnie żmudny przebieg miało filmowanie zmęczonych bojem czerwonoarmistów siedem lat wcześniej, na wschód od jeziora Chasan, gdzie latem 1938 r. fingowano zdobycie wzgórza Zaoziernaja. Dlaczego fingowano? Ano dlatego, że właściwe wzgórze do końca walk pozostało w rękach Japończyków, a propagandowe zdjęcia ukazujące jego zdobycie, które z odpowiednio szumnym komentarzem zamieściła radziecka „Prawda”, wykonano u stóp góry. Bedące przedmiotem konfliktu oba sporne wzgórza (tj. Zaoziernaja – Changkufeng oraz Biezimiennaja – Schachaofeng) zostały zajęte przez krasnoarmiejców dopiero 14 lub 15 sierpnia 1938 r., czyli po zakończeniu walk i uprzednim opuszczeniu ich przez przeciwnika. Mimo że przez ostatnich kilkadziesiąt lat wpajano nam co innego, taktycznie zwycięzcami w chaotycznym boju nad jeziorem Chasan okazali się Japończycy, co ostatnio potwierdzają co bardziej obiektywni historycy rosyjscy1.
Słup dymu powstały po zdetonowaniu japońskiego „goliata” sfotografowany w listopadzie 1939 z zakrytego schronu obserwacyjnego. Rejon masywu Wielki Chingan w Mandżurii
Sukces przewrócił w głowach głównodowodzącym Armii Kwantuńskiej na tyle, że podjęto dość poważne przygotowania do ewentualnego ataku z obszaru Mandżukuo na tereny Mongolii i sowieckich posiadłości dalekowschodnich2. Piętą achillesową tych ostatnich była słynna kolej transsyberyjska, biegnąca na całej swej długości niebezpiecznie blisko japońskich pozycji w Mandżurii. Przeciąć kolej oznaczało postawić stronę rosyjską w bardzo trudnej sytuacji3. Zwłaszcza zgrupowanie sowieckie na obszarze tzw. Przymorza z bezcennym dla Stalina Władywostokiem zostałoby przez to praktycznie odcięte od reszty sił. Dlatego Rosjanie od 1931 r. coraz większym nakładem sił i środków fortyfikowali podejścia do linii kolejowej, co nie uszło uwagi cesarskich szpiegów. System tych umocnień miano przełamać za pomocą szeregu technicznych nowinek, które Japończycy przygotowywali aż do początków 1943 r. właśnie z myślą o przełamaniu oporu Rosjan. Jedną z tych „nowalijek” miał być pojazd typ 97Yi-Go (lub I-Go, oba warianty nazwy są poprawne), co do którego decyzję o seryjnej produkcji podjęto właśnie na fali sukcesu odniesionego nad jeziorem Chasan. Ponad sto takich maszyn miało ruszyć na sowieckie fortyfikacje chroniące Linię Transsyberyjską i sparaliżować system dowozu zaopatrzenia i posiłków po stronie przeciwnika. Powróćmy jednak do samego Yi-Go. O ile narodziny pojazdu – w sensie produkcyjnym – nastąpiły nad Chasan w 1938 r., o tyle „poczęcie” – w Szanghaju sześć lat wcześniej w czasie wydarzeń nazywanych przez propagandę japońską tzw. Incydentem Szanghajskim.
Ćwiczenia z użyciem zdalnie sterowanych min Yi-Go – rejon gór Wielkiego Chinganu w Mandżurii. W prawym dolnym rogu fotografii widoczne stanowisko obserwacyjne żołnierzy testujących pojazdy. Październik 1939 roku
IDEA POWSTANIA
Incydent był w istocie uliczną harataniną – miniaturą późniejszego Stalingradu, w której obie strony, chińska i japońska, zaangażowały grubo ponad 300 tys. ludzi (z czego IJA ok. 80 tys.). Starcia wybuchły 29 stycznia 1932 r. (dla Japończyków 7 rok ery Showa) i przeciągnęły się aż do połowy marca. Szanghaj posiadał jeden z największych portów w tej części świata. Jego zajęcie miało być przypuszczalnie powtórką aneksji Mandżurii dokonanej kilka miesięcy wcześniej. Główne walki stoczono o chińską dzielnicę miasta – Chapei. Jednak pod koniec lutego japońskie media skupiły swą uwagę nie na fabrycznej dzielnicy, lecz na małej nieznanej wiosce Miaohangchen, położonej na zachodnich przedmieściach Szanghaju. Biegły tam linie komunikacyjne broniącej miasta chińskiej 19. Armii. Właśnie pod Miaohangchen zaszło zdarzenie leżące u podstaw koncepcji pojazdu Yi-Go. Atakujący osadę żołnierze pochodzący z japońskiej 24. Szanghajskiej Brygady Ekspedycyjnej4 stanęli tu w obliczu solidnie wzniesionych umocnień chińskich. Szturmujący osadę 1. Batalion z 24. Pułku Piechoty został odparty z dużymi stratami, jego dowódca – mjr Yoshio Ikari zażądał więc wsparcia. Jako że (wbrew chińskim relacjom) cesarskie czołgi, z pomocą których można by przełamać fortyfikacje, nie dotarły na czas5, zamiast nich użyto pododdziału saperów. I to użyto w szczególny sposób: o świcie 22 lutego 1932 r. trzech japońskich żołnierzy obwiązanych materiałami wybuchowymi dopadło fortyfikacji przeciwnika i zdetonowało ładunki wraz ze sobą, czyniąc wyłom dla atakujących za nimi kolegów. Trzej „lądowi kamikaze” pochodzili ze składu 2. Kompanii/18. Batalionu Saperów, którą dowodził wówczas kpt. (Tai)) Matsushita. Byli to szeregowi (Itto-Hei) Kitagawa i Sakue oraz starszy szeregowy (Joto-Hei) Ejimo, ale japońska prasa szybko okrzyknęła ich mianem Bakudan san Yushi, czyli Trzej Bombowi Bracia. Pod tym mianem przeszli też do historii. Jak zaznaczył w swoich powojennych wspomnieniach gen. (Taisho) Kusaba6, wydarzenie to stało się inspiracją dla konstruktorów japońskich planujących stworzenie zdalnie sterowanego pojazdu wypełnionego „trotylem”, który kierowano by w stronę fortyfikacji przeciwnika, detonując pod lub na wybranych obiektach.
Schemat miny samobieżnej Yi-Go w wersji Ko, mniejszych rozmiarów i produkowanej w największej ilości. Schemat zaczerpnięty z zachowanej dokumentacji poświęconej broni tego typu, wchodzącej w skład zbiorów biblioteki Archiwum Dokumentacji Technicznej w Osace
NARODZINY
Z ideą stworzenia nowego pojazdu pospieszył gen. Reikichi Tada, który po zapoznaniu się z raportem opisującym „występ” Trzech Bombowych Braci głośno podsumował całe wydarzenie jako marnotrawienie życia japońskich żołnierzy. Jeden z ówczesnych adiutantów generała wspominał po latach, że z chwilą zakończenia lektury raportu Tada wykrzyknął dwa słowa: „Baka samuraj!”; po czym z miejsca zabrał się do pisania piętnującego to wydarzenie memorandum7. Tada był w tym czasie szefem tajnej komórki zajmującej się testowaniem nowinek technicznych dla armii, czyli tzw. 1. Sekcji Badań Naukowych Armii Imperialnej (Rikugun Kagaku Kenkyusho Dai 1 Bu), założonej w 1919 r. w ramach 1. Instytutu Techniki w Toyama ga hara (dzielnica Tokio). Był człowiekiem wykształconym, przeszedł za młodu edukację w Wielkiej Brytanii i USA. Co ważniejsze, posiadał już przypuszczalnie gotowy prototyp zdalnie sterowanego pojazdu pancernego przeznaczonego do niszczenia umocnień przeciwnika. Niestety wóz ten, oznaczony jako K-2 (zabawne, ale sami Japończycy nie bardzo obecnie wiedzą, co oznaczał skrót „K”), z powodu słabych osiągów nie powalił zapoznającej się z nową bronią komisji na kolana. Mimo to warto poświęcić mu chwilę uwagi.
Podwozie miny samobieżnej Yi-Go Otsu – widok na przednią i tylną płytę
K-2 był pierwszą zdalnie sterowaną samobieżną miną bezzałogową wyprodukowaną w Japonii. Po żelaznym prototypie zdołano w 1934 r. (9 roku ery Showa) przygotować pierwszy egzemplarz przedseryjny. Początkowo zamierzano zabudować maszynę wykorzystując podwozie średniego czołgu Typ 89. W końcu jednak użyto tylko niektórych z jego podzespołów, a otrzymana konstrukcja pierwszego cesarskiego „goliata” miała wygląd mocno archaiczny. Pojazd napędzał silnik o mocy 120h,p a 13-tonową konstrukcję chronił pancerz o grubości rzędu 10–17 mm. Maszynę testowano w rejonie Tokio na Polach Aoyana oraz na dziedzińcu 1. Instytutu Techniki w Tayama. W końcu 1934 r. pokaz z jej udziałem obejrzał sam cesarz Hirohito. Wiadomo jednak, że K-2 odznaczał się wyjątkową awaryjnością (co nie powinno dziwić w przypadku konstrukcji prototypowej), która zniechęciła ostatecznie samych konstruktorów pracujących w instytucie8. Potrzebą chwili stało się więc opracowanie zupełnie nowej maszyny.
Schemat kadłuba Yi-Go Otsu pierwszych serii, przy których wykorzystano technikę nitowania
Pomysł nie był dla cesarskich wojskowych nowy. Jeśli wierzyć japońskim źródłom, w 1917 r. niejaki Gerito(?), z pochodzenia Francuz, skonstruował rzecz nazwaną w ówczesnej, japońskiej prasie mianem mota bo to, czyli w wolnym tłumaczeniu łódź motorowa lub raczej zdalnie sterowana. Pomysł żywo zainteresował cesarskich wojskowych, wracając co kilka lat pod postacią mniej lub bardziej chybionych konstrukcji. Wprawdzie zamysł masowej produkcji K-2 szybko upadł, lecz ziarno zostało zasiane.
Generał Tada własnoręcznie sporządził wstępne schematy pojazdu, podając założenia, jakie winien on spełniać na polu walki. Pomysł opierał się na sterowaniu za pomocą elektrycznego kabla maszyną, która holując rodzaj naczepy wypełnionej ładunkiem TNT pozostawiałaby ładunek w wybranym miejscu. Detonacja miała następować samoistnie w wyniku odczepienia, z 20–30-sekundowym opóźnieniem potrzebnym na wycofanie się pojazdu-matki.
Japońska zdalnie sterowana mina samobieżna Yi-Go w wersji Otsu – powiększonym wariancie pojazdu, przenoszącym 300 kg ładunku wybuchowego. Wyprodukowano ok. 100 egz. tej wersji Yi-Go
Odpowiedzialnym za przebieg prac uczyniono gen. por. (Chujo) Tachibana Shouichi, który bezpośrednim dowódcą eksperymentu mianował kpt. Hato Masao. Prace nad projektem zaczęto wczesnym latem 1932 r. i jeszcze w tym samym roku przygotowano pojazd prototypowy. Niestety jego możliwości taktyczno-techniczne okazały się jeszcze gorsze od osiągów analogicznego K-2. Pojazd, lub raczej pojazdy, gdyż całość wehikułu sprowadzała się do sczepienia kilku maszyn (z których jedna funkcjonowała w charakterze ciągnika, druga transportowała materiał wybuchowy, a trzecia drużynę fachowców), fatalnie sprawdzał się w terenie, był zdecydowanie za ciężki i rozwijał – nawet na drogach miejskich – symboliczną raczej prędkość, co wykluczało użycie go w charakterze środka bojowego. Wzmianki o powyższej konstrukcji są bardzo szczątkowe. Wiadomo, że pojazdy zabudowano na podwoziach ciężarówek i opancerzono w wybranych miejscach spawanymi płytami, co mocno przeciążyło całą konstrukcję. Ten wariant zarzucono i na początku 1933 r. gen. Tada osobiście opracował projekt wstępny konstrukcji, która stała się protoplastą maszyn seryjnych znanych pod nazwą Yi-Go.
Jeden z kilku typów przyczep, które opracowano specjalnie z myślą o zasilaniu min samobieżnych Yi-Go. Zabudowano w niej prądnicę, która z odległości sięgającej maksymalnie 1 km zasilała atakujące cel miny. Początkowo stosowano wózki i przyczepy o podwoziu kołowym, mało mobilne podczas operowania w terenie. Zastąpiono je kilkoma typami na podwoziu gąsienicowym. Po Pearl Harbor prądnice na przyczepach zaczęto sukcesywnie wymieniać ciągnikami amunicyjnymi So-Da, w których przedział amunicyjny zaadaptowano na prądnicę nowego typu. Do 1941 r. wojskom dostarczono kilkadziesiąt samobieżnych przyczep tego typu. Wyprodukowano prawdopodobnie ok. 30 egzemplarzy
NOWA BROŃ
Odpowiedzialnym za wynik testów uczyniono kpt. Seiichi Ishikawę, któremu wiosną 1933 r. (8 Showa) przydzielono w charakterze pomocy fachowej bardzo zdolnego oficera technicznego Takano Yasuaki, prawdopodobnie również w stopniu kapitana. Duet ten zaowocował w pełni udaną współpracą. Kolejna konstrukcja zakładała opracowanie pojazdu z napędem gąsienicowym. Gen. Tada skłaniał się do zaadaptowania na potrzeby projektu gotowego podwozia któregoś z posiadanych już czołgów, najchętniej średniego Typ 89 (Japończycy byli bardzo dumni z tej konstrukcji, pierwszej rdzennie japońskiej, choć opartej na brytyjskim Vickers C). Yasuaki i Ishikawa dowodzili, że należy opracować całkowicie nowy pojazd bojowy dostosowany do specyfiki stawianych przed nim zadań. Tada dał podopiecznym zielone światło i tak powstał pierwszy produkowany seryjnie, zdalnie sterowany czołg japoński – Musen Soju Sensha.
Jesienią 1933 r. wykonano drewnianą makietę maszyny, a 6 miesięcy później gotowy już był żelazny prototyp. Nazwano go Yi-Go, czyli Numer Jeden lub Numer Pierwszy (Yi – pierwszy, Go – numer). Nowy wóz miał niewielkie rozmiary i był konstrukcją o całkowicie zamkniętym nadwoziu i napędzie elektrycznym. Przedział bojowy pojazdu zabudowano z przodu wypełniając go 35 kg ładunku wybuchowego. Przedział silnikowy umieszczono z tyłu, gdzie zamontowano dwa silniki elektryczne o łącznej mocy 2 hp – 600 V (średnica cylindra 24 mm, długość 200 mm), z których każdy napędzał gąsienicę po jednej stronie pojazdu, co przy masie całkowitej wozu rzędu 200 kg zapewniało prędkość 4 km/h w warunkach terenowych. Część zachowanych źródeł japońskich (niepotwierdzonych) utrzymuje, że po drodze maszyna osiągała prędkość maksymalną ok. 18 km/h. Pojazd pokonywał ściany wysokości do 25 cm i rowy szerokości 80–85 cm oraz wzniesienia do 40 stopni.
Całość nadwozia wykonano z nitowanych9, płaskich płyt stalowych, nie chroniących nawet dobrze przed pociskami karabinowymi wystrzeliwanymi z najbliższych odległości. Zakładano bowiem użycie nowej broni w warunkach zaskoczenia, wyposażając późniejsze seryjne egzemplarze m.in. w zestaw umożliwiający zastosowanie ich w warunkach nocnych, o czym w dalszej części artykułu.
Schemat przedniej i tylnej płyty kadłuba w wersji Yi-Go Otsu z płytami łączonymi z użyciem nitowania. Dla przedstawionej na rysunku wersji przewidziano nakładane pancerne płyty grubości 10 mm, wprowadzane sukcesywnie od 1939 roku
Długość wanny kadłuba wynosiła 133 cm, a długość całkowita pojazdu 142,5 cm. Przy szerokości 63,5 cm i wysokości 46 cm był to istotnie obiekt trudny do wykrycia.
Typ zawieszenia składał się z dwóch par kół jezdnych po każdej stronie, połączonych belkami nośnymi i wyposażonych w gumowe bandaże (kilkanaście wozów pierwszej serii z 1938 r. nie posiadało jeszcze bandaży). Dodatkowe pojedyncze koła jezdne służące równocześnie do wyrównywania napięcia gąsienic zawieszono niezależnie z przodu i z tyłu wanny kadłuba. W części wozów seryjnych z czasem wprowadzono montaż dodatkowych pojedynczych tylnych kół jezdnych. Koła napinające znajdowały się z przodu, zawieszone niezależnie, podczas gdy z tyłu zamontowano duże zębate koła napędowe. Górną część gąsienicy podtrzymywały z każdej strony po trzy rolki, przy czym każda taśma gąsienicy liczyła po 86–87 ogniw o szerokości 120 mm każda.
Miotacz płomieni Typ 100. Na rysunku przedstawiony jeden z trzech wariantów przewidzianych jako uzbrojenie min Yi-Go. Stanowił rozwinięcie używanego wcześniej przez armię japońską miotacza płomieni Typ 93 opartego na rozwiązaniach niemieckich z końca I wojny światowej. Miotacz osadzony był ponad płytą kadłuba za pomocą zakrzywionego wysięgnika. Przedział bojowy tak uzbrojonego Yi-Go dzielono na dwie części, w pierwszej umieszczając kompresor powietrza z silnikiem benzynowym, a w drugiej ciecz zapalającą. Zasięg strzału wynosił 23–28 metrów
Stosunkowo szybko zdano sobie sprawę, że przewidziana ilość ładunku wybuchowego (35 kg) może okazać się niewystarczająca do zneutralizowania solidnego obiektu fortyfikacyjnego; próby przeprowadzano m.in. na rosyjskich umocnieniach z czasu wojny 1904–1905 roku. Koniecznością stało się więc opracowanie drugiego modelu Yi-Go uzbrojonego w znacznie większą ilość TNT. W końcu 1934 r. przygotowano makietę powiększonego modelu, a wiosną następnego roku żelazny prototyp. Masę ładunku wybuchowego zwiększono prawie 10-krotnie – do 300 kg, przy jednoczesnym zachowaniu niedużych wymiarów maszyny. Tak zmodyfikowaną wersję nazwano Yi-Go Otsu (Otsu – w wolnym tłum. – drugi lub ulepszony). W tym czasie testy nad mniejszą, pierwotną wersją Yi-Go Ko (Ko, lub Kou – spotyka się obie pisownie, w wolnym tłumaczeniu – mały) wchodziły w końcową fazę.
Konstrukcja wersji Otsu nie odbiegała zasadniczo od modelu mniejszego – Ko. Zmiany sprowadziły się do zwiększenia rozmiarów i zastosowania dwóch zmodyfikowanych silników o łącznej mocy 4 hp zabudowanych w tyle kadłuba (średnica cylindra 36mm, długość 250 mm). Do układu jezdnego dodano jedynie pojedyncze, tylne koła jezdne, zawieszone niezależnie. Całkowita długość wersji Otsu wyniosła 198 cm. Szerokość – 117 cm, a wysokość 56 cm (zachowano więc bardzo niską sylwetkę pojazdu). Masa pojazdu zwiększyła się dwukrotnie – do 400 kg. Prędkość nie uległa zmianie.
Yi-Go Otsu mógł pokonywać ściany o wysokości do 35 cm i okopy szerokości 100–110 cm oraz wzniesienia 30 stopni. Również i ta wersja nie posiadała opancerzenia, aczkolwiek dla części pojazdów Otsu o specjalistycznym przeznaczeniu (o czym w dalszej części artykułu) przewidziano nakładane pancerne płyty, przypuszczalnie o grubości 4–5 mm, zakładane lub demontowane w razie potrzeby przez obsługę. Nie zapewniało to jednak osłony nawet przed karabinowymi pociskami p.panc. wystrzeliwanymi ze zwykłych karabinów piechoty, dając co najwyżej iluzoryczną raczej osłonę przed odłamkami.
Transporter opancerzony Typ 95 So-Ki (So – Soukou – Pancerny, Ki – Kidosha – Drezyna). Zastąpił samochód pancerny So-Mo w roli pojazdu-matki zasilającego miny samobieżne. W wozie przewidziano pierwotnie przedział dla 6 żołnierzy desantu. W kilkunastu egzemplarzach przedział ten zabudowano, montując tam prądnicę o max mocy 800 v. Transporter miał masę 8,7 ton i pancerz max 8 mm. Zasilany 6-cylindrowym silnikiem wysokoprężnym chłodzonym powietrzem, rozwijał prędkość do 30 km/h po drodze i do 72 km/h po torach. Transporter nie posiadał stałego uzbrojenia, a produkcja całkowita przewidziana niemal wyłącznie na obszar Mandżurii zamknęła się liczbą 121 egz.
Jednocześnie zdecydowano o równoległym wytwarzaniu obu wariantów Yi-Go, które miały ze sobą współdziałać w proporcjach 2–3 Ko na 1 Otsu.
W 11 roku Showa, czyli 1936 r. „naszej” ery istniały już wykończone i w pełni przetestowane prototypy obu wersji (inne dane podają, że końcowe próby przeprowadzono dopiero w 1937 r.). W lutym 1937 r. nową broń zatwierdzono oficjalnie do uzbrojenia armii cesarskiej pod nazwą 97 Shiki Sho-Sagyoki, czyli Saperski Pojazd Miniaturowy Typ 97. Nieoficjalnie już od roku wszyscy nazywali je po prostu Yi-Go, która to nazwa przewija się także w dokumentacji przechowywanej w zbiorach byłego arsenału w Osace.
Z produkcją seryjną wciąż jednak zwlekano. Prace nad nową bronią przeniesiono do Mandżurii, gdzie obszar nizinny wydawał się bardziej odpowiedni dla testów oraz lepiej oddawał warunki terenowe, w jakich zamierzano wykorzystać nową broń (dotąd sztab konstruktorów pracował głównie na Honshu i w mniejszym stopniu na Kyushu). W 1937 r. wykonano krótką serię pojazdów, kierując je wraz z oddziałem specjalistów w rejon gór Wielkiego Chinganu. Kierownictwo nad całością eksperymentów przejął wówczas mjr Senoo (Ishikawa pozostał prawdopodobnie jego zastępcą,) a do kpt. Takano, sprawującego nadzór techniczny nad całością prac, dołączyli kolejni młodzi technicy: kapitanowie Katuragi i Narutaki. Zespół zaczął się więc wydatnie rozrastać.
Lorneta nożycowa senboukyou stanowiąca wyposażenie wersji specjalistycznej miny Yi-Go Otsu, w której przewidziano miejsce dla załoganta obserwującego przedpole, lecz nie sterującego pojazdem. Opracowana na początku lat 30-tych dla dowódcy baterii w artylerii. Początkowo prowadzono próby z peryskopem Typ 93 przewidzianym dla kawalerii, który montowano w przedniej części kadłuba. Po wstępnych testach peryskop kawaleryjski zastąpiono przedstawioną na rysunku lornetą dającą 8-krotne powiększenie, długości 280 mm (wystającej z wozu na niecałe 20 cm) o ciężarze 0,8 kg
W 1937 r. rozwiązano ostatecznie dotychczasowe problemy z zasilaniem wozów prądem elektrycznym, których źródło stanowiły wadliwie działające kable zasilające. Usunięto też ostatnie usterki związane z systemem sterowania. Zasięg Yi-Go, początkowo oscylujący wokół 250–500 m, zwiększono do 800 m w terenie i ok. 1000 m po drodze (powojenna relacja gen. Kusaby). Inne dane (m.in. praca autorstwa Maseki Naka) mówią o dystansie 1000 m w terenie trudnym i 1500 m w terenie łatwym, które to osiągi uzyskano w 1940 r.
Zasilanie i sterowanie wozami odbywało się za pomocą czterech niezależnych kabli, łączonych z odcinków długości 250 m każdy. Kable były wodoszczelne i każdy zawierał cztery przewody miedziane w izolacji gumowej. Trzy służyły do sterowania, a jeden do zasilania. Spośród kabli sterowania jeden przekazywał impulsy elektryczne regulujące kierunek (pojazd mógł skręcać oraz cofać się), drugi – prędkości (trzy różne przy jeździe do przodu i dwie, gdy wóz się cofał). Trzeci kabel służył do zrzucenia lub detonacji ładunku. Sterowanie odbywało się z zakrytego stanowiska (transzeja, rzadziej schron polowy), gdzie na specjalnym wózku podciągano prądnicę. Bezpośrednio uczestniczyło w nim początkowo dwu żołnierzy, a od 1938 r. jeden. Obserwowali oni teren działania Yi-Go za pomocą specjalnie zmodyfikowanych peryskopów lub lornet nożycowych. Na przełomie lat 1941/1942 opracowano samobieżny wariant prądnicy zabudowany na podwoziu od niedawna produkowanego ciągnika amunicyjnego Typ 98 So-Da.
Wóz pancerny Typ 91 So-Mo. W źródłach niejapońskich określany jako Typ 93 Sumida. Stanowił pierwszy typ pojazdu, w którym zabudowano urządzenia prądotwórcze zasilające do trzech min samobieżnych Yi-Go naraz. Używany marginalnie podczas prób z pierwszymi prototypami min. Standardowy wóz posiadał pancerz do 6 mm, masę 7 ton, rozwijając do 40 km/h po drodze i 60 km/h po torach. Mieścił 6 ludzi załogi, a produkcja całkowita zakończyła się liczbą ok. 1000 egzemplarzy
ATAK NOCNY
Piętą achillesową Yi-Go była duża wrażliwość na ogień przeciwnika. Wynik przeprowadzonych w 1937 r. pod tym kątem testów był mało obiecujący. Oddajmy zresztą głos gen. Kusabie: „Karabinowy pocisk przeciwpancerny kal. 6,5 mm wystrzelony z ckm Typ 3 [...] przebijał płytę pojazdu z odległości 200–250 m. W przypadku amunicji kal. 7,7 mm wystrzelonej z ckm Typ 92 przebicie zanotowano już na dystansie 400 m”10. W efekcie sięgnięto po nietypowe rozwiązanie, jakim były nakładane pancerne płyty. Przewidziane były dla obu wersji, początkowo 4–5 mm w pojazdach Ko pierwszej serii, a następnie grubości 6–7 lub 10mm). Zaczęto również opancerzać tę część Yi-Go Otsu, które wytwarzano po 1939 r. (płyty grubości 10 mm chroniące przed ogniem z broni maszynowej i odłamkami). Zmieniono też założenia taktycznego wykorzystania Yi-Go. Odtąd przewidywano, że jeśli tylko warunki na to pozwolą, pojazdy działać będą w nocy. Do wyposażenia części wozów dodano zestaw świateł, który za pomocą systemu kolorów informował o położeniu pojedynczego Yi-Go. Był to rodzaj specjalnych lamp zabudowanych w tyle kadłuba, z założenia widocznych dla operatorów pojazdu, a ukrytych przed przeciwnikiem. Lampy te, dając odblask barwy czerwonej i niebieskiej miały raczej wskazać aktualną pozycję wozu, niż oświetlić teren11. Chodziło bowiem o skryte podprowadzenie maszyny do wybranego obiektu. W chwili „wpadnięcia” Yi-Go na atakowany cel (którym niekoniecznie musiał okazać się wrogi schron, zamiast niego nagminnie wozy zatrzymywały się na krzewach, okopach czy zwykłych pagórkach) samoczynnie zapalały się jasne, „tradycyjne” reflektory z przodu, oświetlając najbliższy obszar. Można było wówczas natychmiast zdetonować pojazd, zrzucić przenoszony przez niego ładunek i wycofać go lub nakierować Yi-Go na oświetlony cel w przypadku zboczenia z trasy. Podczas nocnych akcji wozy mogły poruszać się tylko w opcji przód–tył (praktycznie nie mogły skręcać lub było to poważnie utrudnione), a teren wybrany do ich wykorzystania musiała cechować równa powierzchnia (reflektory potrafiły włączać się samorzutnie podczas wstrząsów powstających przy pokonywaniu nierówności terenu). Innym problemem był hałas. Prądnica zasilająca samobieżne miny pozostawała w odległości kilkuset metrów, więc szum towarzyszący jej pracy nie ściągał uwagi przeciwnika. Yi-Go miały niską sylwetkę, utrudniającą wykrycie (odpowiednio 46 lub 56 cm), ale hałas towarzyszący ich przemieszczaniu musiał być znaczny, jeśli z tego powodu zdecydowano się na kolejne modyfikacje. W nowo wytwarzanych egzemplarzach wozów bazujący dotąd na tradycyjnych materiałach układ jezdny zaczęto produkować z bliżej nieokreślonego stopu występującego pod nazwą shirumin lub niseko (obie nazwy podaje się niezależnie w dwu różnych pracach opisujących produkcję Yi-Go). Pod niseko kryła się produkcyjna nazwa stopu, lub – co bardziej prawdopodobne – nazwa firmy dostarczającej metal (niseko to przypuszczalnie skrót od Nihon Seiko). Efekt akustyczny musiał być zadowalający, bo innowację z miejsca wprowadzono w pojazdach z bieżącej produkcji. Z czasem koła z niseko wyposażono w gumowe bandaże, a w maszynach ostatniej serii stop ten wykorzystano także do produkcji ogniw gąsienic stosowanych w Yi-Go. Najwyraźniej również wówczas zaczęto do wersji Ko dodawać dodatkowe pojedyncze koło jezdne, zamontowane w tyle pod kołem napędowym (istniejące już w wersji Otsu). Po takich modyfikacjach pojazdy potrafiły się poruszać niezwykle cicho, a ich ruch był „cudowny” i „harmonijny”, jak poetycko ujął to gen. Kusaba w swoich pamiętnikach. Inną cechą stopu był jego ciężar właściwy – mały w porównaniu z tradycyjną stalą. Być może to właśnie stanowi klucz do wyjaśnienia zagadkowych proporcji ciężaru całkowitego Otsu – 400 kg, z czego 300 kg przypadało na „trotyl”.
Moździerz piechoty wz. 1907 kal. 90 mm w wersji ze stalowymi kołami. Fotografia wykonana krótko po zakończeniu wojny 1904–1905 z Rosją. Broń ta posłużyła za uzbrojenie „bliźniaka” min samobieżnych Yi-Go. Pojazd ten, nazywany Yi-Te, parametrami przypominający minę Yi-Go Otsu, uzbrojony był w wyrzutnię opracowaną na bazie moździerza kal. 90 mm. Zakładano, że oba typy pojazdów będą ze sobą współdziałać, zwłaszcza w terenie górzystym, dla którego specjalnie opracowano Yi-Te
Koncentracja na działaniach nocnych może mocno dziwić współczesnego czytelnika. Jednak wówczas armia japońska przodowała na świecie w opracowywaniu doktryn preferujących działania nocne, forsownie szkoląc w ich realizacji każdy właściwie rodzaj wojsk, od piechoty i czołgów zaczynając, a na załogach okrętów kończąc.
WERSJE SPECJALNE
Równolegle z pojazdami seryjnymi pracowano nad wersjami specjalistycznymi, starając się nadać nowej broni bardzo uniwersalny charakter. W praktyce ich pomysłodawcą był oficer techniczny Yasuaki Takano, który opracował co najmniej osiem specjalistycznych modeli wytwarzanych w zauważalnych ilościach. Zmontowano wariant wyposażony w urządzenia służące do zadymiania (kilka sztuk w wersjach Ko i Otsu). Pojazd miał być kierowany w stronę pozycji przeciwnika w charakterze szpicy, która ściągała na siebie ewentualny ogień (ujawniając jednocześnie gniazda ogniowe wroga – czyli technika à la Zulu), wycofując się następnie pod osłoną postawionej przez siebie zasłony dymnej. Taki Yi-Go mógł poprzedzać atak własnej piechoty maskując jej ruchy lub zapewniać skryte podprowadzenie innych wozów swego typu wyposażonych w ładunki TNT pod linie przeciwnika.
Wytwornicę dymu zabudowano z przodu pojazdu w miejscu przeznaczonym dla ładunku wybuchowego i tak wykonany Yi-Go wyróżniał się dwoma charakterystycznymi „słupami”, za pomocą których stawiano zasłonę dymną. Na tej samej zasadzie można było rozprowadzać wzdłuż pozycji przeciwnika gaz trujący o nazwie Oo-aka-Tou, czyli dosłownie Duży Czerwony Słup (możliwy błąd w tłumaczeniu). Środek ten stanowił odmianę gazu łzawiącego, paraliżującego ponadto drogi oddechowe, co objawiało się atakami gwałtownego kaszlu i przede wszystkim kichania. Chodzi tu prawdopodobnie o iperyt – siarczek dwuchlorodwuetylowy, bardziej znany jako gaz musztardowy. Japończycy bazując na doświadczeniach Niemców kamuflowali zapach iperytu bromkiem ksylilu, uzyskując woń zbliżoną do zapachu bzu. Ponoć wiosną fakt ten wywoływał panikę w oddziałach przeciwnika, kiedy wiatr przywiał woń kwitnących bzów. Pochodnym środkiem nasączano zatrute pierze transportowane następnie na teren USA i Kanady za pomocą specjalnych balonów pokonujących ocean i rozprowadzających swą zawartość nad kontynentem północnoamerykańskim (większość wyposażano jednak w ładunki zapalające lub materiał wybuchowy).
Wiadomo, że opracowano także taktykę działania I-Go Otsu we współpracy ze specjalnym kontenerem zabudowanym na podwoziu gąsienicowym. Kontener mieścił ogromną ilość gazu, najczęściej musztardowego, a maszyna I-Go pełniła w tym przypadku funkcję ciągnika.
Kotwica bojowa z ostrzem o trzech grotach – ikari – wystrzeliwana ze zmodyfikowanego moździerza piechoty wz. 1907 kal. 90 mm, w który uzbrojony był zdalnie sterowany wóz Yi-Te. Kotwica umożliwiała mocowanie olinowania, po którym Yi-Te posuwał się ponad przeszkodami terenowymi. Maszyny Yi-Te opracował zespół inżynierów pod przewodnictwem majora Nomury, a ich łączna produkcja nie przekroczyła, jak się wydaje, tuzina egzemplarzy
Gaz można było także „podrzucać” pod okopy lub schrony polowe wroga poprzez pozostawienie w wybranym miejscu pojemnika z trującą zawartością. Otwarcie takiej „puszki Pandory” następowało samoczynnie dzięki dodatkowemu przewodowi w chwili odwrotu Yi-Go. Tak uzbrojonych maszyn wyprodukowano prawdopodobnie aż kilkanaście (wersje Ko i Otsu). Inna opcja przewidywała stawianie za pomocą Yi-Go pól minowych (tylko wersja Otsu). Transportując do 200–220 min (co ciekawe, w dokumentacji wymienia się wyłącznie miny przeciwpancerne Typ 93) maszyna „zwalniała” je na określonym obszarze w równych, automatycznych odstępach lub na sygnał nadany przez sterującego. Standardowa mina talerzowa Typ 93 miała średnicę 17 cm i ważyła ok. 1,36 kg (z czego ok. 1 kg TNT). Takie pole minowe widoczne było jak na dłoni, ale najwyraźniej ta forma satysfakcjonowała japońskich konstruktorów.
W kolejnym wariancie możliwe było dostarczanie z użyciem Yi-Go środków walki własnym oddziałom odciętym przez przeciwnika (amunicja, granaty ręczne i w mniejszym stopniu medykamenty, ale również meldunki przy braku łączności radiowej). Jeśli tylko nie nastąpiło przerwanie kabla zasilającego, zastopowanie pojazdu ogniem lub po prostu przejęcie go przez nieprzyjaciela, manewr taki miał szanse powodzenia. W wersji Otsu opracowano nawet przedział dla jednej osoby (rannego?), która spoczywając w pozycji leżącej mogła tym sposobem dostać się do okrążonych kolegów (lub odwrotnie). Tak wykorzystywany model Yi-Go mógł współdziałać z inną, nie mniej fantastyczną bronią samobieżną znaną pod nazwą Yi-Te, działającą na zasadzie zbliżonej do funkcjonowania kolejek linowych (o czym w dalszej części artykułu).
Niezwykła konstrukcja zabudowana na bazie japońskiego czołgu średniego Typ 97 Chi-Ha. Na prawdopodobnie jedynej zachowanej fotografii pojazd o nazwie Ka-Ha: czyli Niszczyciel Wysokiego Napięcia, lub raczej Niszczący Wysokim Napięciem (Ka – skrót od Kouatsu – wysokie napięcie, Ha – skrót od Hakai – niszczyciel). Załoga czołgu za pomocą strumienia elektrycznego o mocy ok. 10 000 V usiłowała zdezorganizować system łączności przeciwnika (telefony, radia, radiostacje). Pluton wyposażony w te maszyny (2 Ka-Ha) operował w pasie działania Yi-Go przed wprowadzeniem do akcji pojazdów miniaturowych, czyniąc stronę przeciwną „głuchą i ślepą”. Zachowano całe podwozie z seryjnych Chi-Ha oraz większość nadwozia. Zastosowano nową wieżę, w której montowano makietę działa, co miało upodabniać maszynę do „tradycyjnego” czołgu z armatą kal. 57 mm. Kadłubowy karabin maszynowy również usunięto i wóz funkcjonował praktycznie bez realnego uzbrojenia. W latach 1939–1940 wyprodukowano cztery seryjne egzemplarze Ka-Ha, które następnie przekazano jednostce saperów wyposażonej w wozy Yi-Go i Yi-Te
Interesujący wariant wykonano w 1940 r., projektując Yi-Go w charakterze broni przeciwpancernej. Z przodu wozu zamontowano miotacz płomieni osadzony ponad płytą kadłuba za pomocą zakrzywionego wysięgnika. Prawdopodobnie zaadaptowano istniejący przenośny ogniomiotacz Typ 93 oparty na rozwiązaniach niemieckich z końca I wojny światowej lub jego zmodyfikowany wariant, tzw. Typ 100. Przedział bojowy tak uzbrojonego Yi-Go dzielono na dwie części, w pierwszej umieszczając kompresor powietrza z silnikiem benzynowym, a w drugiej ciecz zapalającą. Zasięg strzału wynosił 23–28 m. Takie wykorzystanie bezzałogowego powolnego pojazdu wzbudza szczególne rozterki co do jego skuteczności w potencjalnym pojedynku. Jednak sytuacja, jaka zaistniała na przełomie 1939/1940 nad granicą mandżursko-sowiecką, także była szczególna. Można jedynie domniemywać, że impulsem dla opracowania przeciwpancernego modelu Yi-Go stały się świeże i tyleż bolesne, co zaskakujące dla Japończyków wydarzenia znad rzeki Chałchin-Goł. Nagle okazało się, że lekceważony dotąd przeciwnik posiada znaczną przewagę w broni pancernej (o czym właściwie wiedziano co najmniej od połowy lat 30., a już na pewno od czasu walk nad jeziorem Chasan). Nie było wątpliwości, że w przypadku ataku Armii Kwantuńskiej na system fortyfikacji sowieckich bardzo szybko dojdzie do rosyjskich kontrataków z użyciem czołgów. I to bardzo wielu czołgów. Inspiracji doszukano się w fakcie zniszczenia licznych samochodów pancernych i czołgów lekkich przeciwnika za pomocą butelek z płynem zapalającym. Atakowano nimi przedział silnikowy wozu i w mniejszym stopniu przedział kierowcy, likwidując w ten sposób całe pancerne plutony (patrz walki na podejściach do wzgórza Biezimiennaja 2. Brygady Zmechanizowanej z wozami BT 5 i BT 7 z 7 sierpnia 1938 r. czy też szarża 11. Brygady Czołgów na górę Bain-Cagan 3 lipca 1939 r.). Jednak wówczas spalone wozy uprzednio unieruchamiano wbijając bale drzewa w przednie koła napinające lub wciskając metalowe drągi w resztę układu jezdnego. Można więc domniemywać, że wrażliwy na ogień, powolny i prawie ślepy Yi-Go miałby marne szanse w konfrontacji z rozpędzonym T-26. Ponadto wydaje się, że nie wypracowano żadnej przemyślanej taktyki optymalnego wykorzystania takiego ruchomego miotacza ognia. Ideę zarzucono wkrótce po wykonaniu 2–3 egzemplarzy, choć wrócono do niej pięć lat później, wiosną 1945 r. Sterowane elektrycznie Yi-Go przerzucono wówczas na Honshu i konfrontacja z amerykańskimi M4 Sherman stała się całkiem prawdopodobna. Planowano wówczas prawdopodobnie przebudowę znacznej części pojazdów na wariant uzbrojony w miotacz płomieni, czemu przeszkodziły dwie bomby atomowe i w konsekwencji koniec wojny. Przypuszczalnie w terenie zurbanizowanym tak uzbrojony Yi-Go mógłby być niebezpieczny bardziej dla piechoty niż czołgów przeciwnika, wywierając wpływ na morale żołnierzy wroga w stopniu większym, niż wskazywałaby na to jego rzeczywista użyteczność bojowa.
Pułkownik Sueyoshi Kusaba, pierwszy dowódca 27. Samodzielnego Pułku Saperów – jedynej jednostki w armii japońskiej, którą zdołano wyposażyć w miny samobieżne Yi--Go. Dowodził pułkiem od sierpnia 1940 do sierpnia 1942, kiedy to awansowano go do stopnia generała, przerzucając do Japonii, gdzie objął funkcję Szefa Departamentu Techniki Armii Japońskiej. W 1977 roku opublikował pracę poświęconą historii pułku saperów uzbrojonego w japońskie „goliaty”
WERSJA DE LUXE
Na koniec warto wspomnieć o Cho-Ju Yi-Go w wersji makro, czyli pojeździe mierzącym przeszło 12 m długości (dla porównania gigantyczny sowiecki czołg ciężki T-35 mierzył „tylko” 9,7 m). Japończycy nie byliby sobą, gdyby nie opracowali takiego właśnie gigantycznego wariantu, który nazwano po prostu Super Ciężki Yi-Go (Cho – super, Ju – ciężki). Posiadano już zresztą pewne doświadczenie w konstruowaniu podobnych „krążowników szos” oparte na wykonanych trzy lata wcześniej czołgach ciężkich Typ 95 z kadłubem dochodzącym do 6,5 m długości i wadze sięgającej 26 ton (w latach 1934–1935 wykonano cztery seryjne egzemplarze). Pomysłodawcą był najwyraźniej gen. Tada, a współprojektantami wzmiankowani wyżej mjr Senoo (mianowany w 1937 r. dowódcą wszystkich, końcowych już testów z udziałem Yi-Go) oraz kapitanowie Nurataki i Katuragi. Głównym wykonawcą projektu pojazdu został jednak mjr Inomata, którego zapoznano wcześniej z już posiadanymi prototypami Yi-Go Otsu i Ko, udostępniając szczegółowe plany obu wersji i wyniki testów wstępnych. Na początku 1937 r. zmontowano żelazny prototyp, a już jesienią gotowy był ponoć (wg wspomnień gen. Kusaby) jeden egzemplarz seryjny. Niestety praktycznie nic nie wiadomo o tej niezwykłej konstrukcji. Prace nad nią były tak utajnione, że większość ludzi zaangażowanych przy miniaturowych Yi-Go nawet nie podejrzewała istnienia ich gigantycznej wersji. Cały materiał zdjęciowy i dokumentację techniczną zniszczono w sierpniu 1945 r., podobnie jak i istniejący egzemplarz wozu, po którym po prostu ślad zaginął. Kadłub Super Ciężkiego Yi-Go liczył 12 m długości, 2 m wysokości i 1,5 m wysokości. Silnik zabudowano na środku kadłuba, z przodu umieszczając ok. 300 kg ładunku wybuchowego (zastanawiające, czemu nie więcej, jeśli zważyć, że podobną ilość TNT przewidziano dla wielokrotnie mniejszego Yi-Go Otsu). Można domniemywać, że z tyłu pojazdu przewidziano przedział dla załogi, w końcu musiano jakoś zagospodarować przeszło 12 metrów. Świadczą też o tym (nie do końca jednak potwierdzone) relacje o planach zamontowania z tyłu wozu uzbrojenia. Miał to być wkm Typ 93 kal. 13,2 mm (w wersji standardowej lub sprzężonej podwójnie) lub w innej opcji działko przeciwlotnicze Typ 98 kal. 20 mm.
Prace nad pojazdem prowadzono na Honshu, a projekt wstępny i pierwsze testy przeprowadziła ekipa pod kierownictwem mjr. Inomaty. W arsenale w Osaka (założonym w 1870 r.) wyprodukowano prototypowy egzemplarz, który testowano w warunkach terenowych w rejonie Tochigi kana maruga hara (region Japonii położony w górach Nasu, niedaleko Kanto, podczas wojny – prefektura Tochigi).
Prawdopodobnie cały pojazd posiadał opancerzenie, które wzmocniono dodatkowo zamontowanymi z przodu płytami grubości kilku milimetrów (zachowały się dane mówiące nawet o pancerzu czołowym dochodzącym do 35 mm, trudno je jednak zweryfikować). Pancerne płyty chroniły jednakże tylko przedział zawierający materiał wybuchowy, który w warunkach bojowych wysuwano na specjalnym wysięgniku w kierunku atakowanego obiektu. Kontrola nad gigantem odbywała się w sposób analogiczny do miniaturowych Yi-Go, czyli z użyciem czterech kabli długości 2000 m każdy. Kable nawijano na bęben wystający ponad tylną płytę kadłuba. Maszyna poruszała się do przodu (trzy różne prędkości), w tył i na boki – z tym ostatnim były jednak problemy, podobnie jak ze zmianą kierunku. Pojazd dobrze radził sobie w pokonywaniu przeszkód terenowych, co zawdzięczano ponoć niecodziennym rozmiarom maszyny. Zamysłem opracowania takiej konstrukcji było stworzenie pojazdu zdolnego pokonać każde, najbardziej nawet rozbudowane transzeje przeciwnika.
Wyniki miały być w pełni zadowalające, ale jak podkreślają historycy japońscy, już na wstępnym etapie badań założono, że Super Ciężki Yi-Go nie będzie produkowany seryjnie. Cały eksperyment miał raczej na celu przeprowadzenie dodatkowych badań, które wykorzystano by później podczas eksploatacji miniaturowych wersji seryjnych.
Japoński opancerzony transporter amunicyjny So-Da (So – Soukou – Pancerny, Da – Danyakusha–wóz amunicyjny). Na fotografii widoczny wóz zdobyty i użytkowany przez pododdział hinduski, prawdopodobnie w Birmie w 1945 roku. Maszyna ta posłużyła ostatecznie w 1942 jako źródło transportu urządzeń prądotwórczych zasilających samobieżne miny Yi-Go. Prądnice zabudowano w tylnej części pojazdu, adaptując przedział, w którym pierwotnie przewożono amunicję
TYPY ŁADUNKÓW WYBUCHOWYCH I TAKTYKA DZIAŁANIA
Ze względu na typ materiałów wybuchowych przewidzianych do niszczenia fortyfikacji przeciwnika rozróżniano trzy wersje Yi-Go. W dwu pierwszych zastosowano tradycyjny ładunek eksplodujący, w trzeciej natomiast sięgnięto po środek utożsamiany przez polskiego czytelnika raczej z plażami Normandii niż z armią japońską, czyli torpedy bangalore, znane w japońskiej armii jako Hakaito.
Japończycy opracowali w drugiej połowie lat 30. kilka modeli tej broni (osobnych dla armii i wojsk lądowych marynarki), z których w największych ilościach wytwarzano Typ 99 opracowany w latach 1938–1939 i przekazany wojsku jesienią 1939 lub na początku 1940 r.
W tego typu ładunki wydłużone wyposażano zarówno wariant Ko, jak i Otsu. Autor nie dotarł do źródeł precyzujących, jakiego typu torped bangalore użyto do uzbrojenia Yi-Go. Najwyraźniej wykorzystano mocno zmodyfikowany (czytaj: ze zwiększonym ładunkiem wybuchowym) Typ 99, umieszczając po jednym ładunku wydłużonym wzdłuż osi kadłuba, nieco ponad górną płytą pojazdu. Istnieją niepotwierdzone informacje o montowaniu również dwu torped po bokach kadłuba zawieszonych każda nad taśmą gąsienicy, w wozach wersji Otsu. Broń odpalano za pomocą impulsów elektrycznych przesyłanych przewodem doprowadzonym do specjalnej tuby nakręcanej na końcówkę obwodu torpedy lub samoistnie z chwilą cofania się pojazdu. Standardowe torpedy bangalore mierzyły 1,075 cm długości i 5 cm średnicy lub 1,151 cm długości i 3,8 cm średnicy w nowszej wersji. Pojedyncza torpeda ważyła odpowiednio 5,5 lub 4,8 kg, przy czym ciężar samej tuby bez ładunku wynosił 2,1 kg. Kaliber zastosowanej głowicy wynosił 50 mm (w montowanych na Yi-Go prawdopodobnie więcej), a masa wykorzystanego ładunku wybuchowego – 2,7 kg i więcej. Trudno jednak powiedzieć, jak duże zmiany wprowadzono w modelach instalowanych na Yi-Go, gdyż brak zdjęć. Zachowany po wojnie schemat obrazujący zasadę działania I-Go pokazuje przypuszczalnie ładunek wydłużony Typ 93.
Pojazdy uzbrojone w ładunki wydłużone miały przede wszystkim niszczyć zasieki z drutu kolczastego. Jako ich cel przewidziano również obiekty umocnione lub zajęte przez przeciwnika. W tym wariancie pojedyncza torpeda miałaby penetrować 80 –110 mm betonowej płyty i odpowiednio 20–30 mm płyty pancernej (dane niepotwierdzone, wymagające weryfikacji).
Wiadomo, że po 1940 r. prowadzono próby z Hakaito wyposażonymi w stabilizatory brzechwowe. Natomiast już po przystąpieniu Japonii do II wojny światowej testowano Yi-Go w wersji Otsu uzbrojone w bangalore posiadające głowice nadkalibrowe, stanowiące rozwinięcie kumulacyjnych pocisków nadkalibrowych nakładanych na lufy dział p.panc. Typ 94 kal. 37 mm (pomysł nie wyszedł poza etap prób).
Pojazd po odpaleniu torpedy wycofywał się w stronę własnych linii. W przypadku zastosowania tradycyjnego ładunku TNT było inaczej. Yi-Go docierał do celu ataku, gdzie detonowano ładunek wraz z maszyną. Gdy cel stanowił schron polowy przeciwnika, starano się podprowadzić pojazd pod strzelnice lub wejście obiektu. W przypadku linii okopów wprowadzano po prostu Yi-Go do transzei i tam detonowano. Wyliczono, że eksplozja 300 kg ładunku wybuchowego unieszkodliwi siły żywe przeciwnika w obszarze ok. 50 m² (relacja gen. Kusaby). W wariancie Otsu przewidziano jednak możliwość powrotu wozu na własne pozycje po przeprowadzeniu ataku. W takiej opcji ładunek zostawiano w wybranym miejscu i detonowano w odległości bezpiecznej dla pojazdu.
W przypadku gdy warunki terenowe lub widoczność nie pozwalały na obserwację celu ataku ekipie sterującej wozem, w maszynie zajmował miejsce specjalnie przeszkolony żołnierz (tylko w wersji Otsu). Jego zadaniem było naprowadzenie pojazdu na cel, jednak sam nim nie sterował. Zajmującego pozycję leżącą „załoganta” wyposażano w telefon (lub radiotelefon pod koniec wojny), za pomocą którego utrzymywał kontakt z własnymi pozycjami12. Obserwacja przedpola możliwa była dzięki zamontowaniu w przedniej części kadłuba specjalnego peryskopu (senboukyou), z którego żołnierz korzystał leżąc głową w kierunku ataku. Obserwatora chroniły nakładane pancerne płyty grubości 10 mm wzmiankowane we wcześniejszej części artykułu.
W przypadku napotkania rozbudowanego systemu umocnień przeciwnika opracowano prostą zasadę współdziałania grupy pojazdów atakujących fortyfikacje na wybranym odcinku. Zespół taki składał się z dwóch drużyn Yi-Go, każda po dwa wozy Ko, i jednej drużyny posiadającej dwa Otsu. Na każdą z drużyn przypadało po jednym pojeździe zasilającym (z prądnicą zabudowaną w opancerzonym ciągniku), który miał operować 200–500 m za „własnymi” Yi-Go. Cały pluton liczył więc sześć Yi-Go (cztery Ko, dwa Otsu) i trzy pancerne prądnice (zmodyfikowane transportery amunicji So-Da lub zaadaptowane do działań specjalistycznych pancerne drezyny Typ 91, szybko zastąpione drezynami Typ 95 So-Ki), wyposażone w środki łączności bezprzewodowej.
Założenie było proste. Yi-Go Ko służyły do wykonania przejść w zasiekach lub innych przeszkodach fortyfikacyjnych, przez które miały przedostać się Yi-Go Otsu, atakując główne cele – schrony, transzeje itp. Awaryjność Yi-Go była na tyle duża, że w pojedynczej drużynie działały po dwa wozy tego samego typu na wypadek awarii jednego z nich. Z chwilą wycofania pojazdów, które przetrwały akcję, w dany rejon wyprowadzano atak piechoty.
Miniaturowe pojazdy transportowano w rejon akcji z użyciem 3-osiowych samochodów ciężarowych Typ 94 (5,3-tonowych „koni roboczych” cesarskiej armii). Z czasem pod wpływem sugestii któregoś z młodszych oficerów pojazdy zastąpiono ciężarówkami marki Ford i Chevrolet. Te ostatnie produkowano w Japonii na licencji od lat i w kręgach nie zarażonych duchem „pogardy dla złudnej techniki” ugruntowały sobie opinię niezawodnych. Jeden pojazd przewoził do dwóch Otsu wraz z obsadą przewidzianą dla jednego Yi-Go (12 ludzi). Rozładunku dokonywano ręcznie z użyciem specjalnych wózków, którymi również ręcznie przetaczano Yi-Go na pozycje wyjściowe. Tam za pomocą kabli zasilających podłączano pojazdy do samobieżnych prądnic (po dwa do każdej).
Bardzo duży nacisk kładziono przy tym na odpowiednie maskowanie wszystkich maszyn z użyciem wszelkich dostępnych środków, od krzaków i gałęzi począwszy, na siatkach maskowniczych i specjalnych matach przytwierdzanych do kadłuba skończywszy. Skala tych zabiegów nie dziwi nikogo, kto choć trochę poznał sposób walki japońskiego żołnierza, w której zaskoczenie i podstęp zawsze odgrywały pierwszoplanową rolę.
Fotografia ukazująca wykonany współcześnie symboliczny pomnik nagrobny pojedynczego Nikudan San Yushi. Żołnierz trzyma fragment prowizorycznego ładunku wydłużonego – najwyraźniej rury wypełnionej na całej długości materiałem wybuchowym, obłożonej z zewnątrz łupkami bambusowymi i związanej sznurem. Eksplodując wykonywał w przeszkodzie (np. zasiekach z drutu kolczastego) ścieżkę umożliwiającą dalszy atak. Cmentarz przyległy do świątyni Seisho w Tokio
POJAZDY WSPÓŁDZIAŁAJĄCE
Inną konstrukcją, która współdziałała z Yi-Go, był chyba jeszcze bardziej od niego tajemniczy Yi-Te (inny wariant pisowni I-Te), opracowany w 1937 r. przez grupę inżynierów pod przewodnictwem mjr. Masahiko Nomury. Nazwa pojazdu oddawała charakter jego przeznaczenia: Yi-Te Go – Wyrzutnia Numer Jeden (Yi – pierwszy, czyt.: model pierwszy, Te – skrót od Touteki – wyrzutnia). Gen. Kusaba w swoich wspomnieniach nazwał go „bratem” Yi-Go. Wiadomo o tej maszynie bardzo niewiele. Konstrukcyjnie był to pojazd bardziej zaawansowany niż Yi-Go (gen. Kusaba). Wóz porównywalnych rozmiarów co Yi-Go Otsu, przemieszczał się w rejon akcji za pomocą podwozia gąsienicowego zasilanego przez prądnicę osadzoną w kadłubie drezyny pancernej Typ 91 lub ciągnika Typ 98 So-Da. Działał na zasadzie kolejki wysokogórskiej. Za pomocą wyrzutni kal. 90 mm wystrzeliwano kotwicę (ikari) z ostrzem o trzech grotach, połączoną z kablem, po którym następnie przesuwał się Yi-Te. Wyrzutnię montowano prawdopodobnie na górnej płycie kadłuba pojazdu, choć trudno to sprecyzować, gdyż nie zachowało się prawdopodobnie żadne zdjęcie maszyny. Wyrzutnia była niczym innym jak przeróbką archaicznego moździerza piechoty zastosowanego przez armię japońską w bitwach pod Phenianem i Lushun (Port Arthur) podczas wojny z Chinami o dominację w Korei (a więc trafił na wyposażenie wojsk przed 1894–1895!). Zmodernizowany model tego moździerza określany jako wz. 1907 kal. 90 mm posłużył właśnie do opracowania wyposażenia Yi-Te. Autor nie dotarł do danych precyzujących, jak dalece zmodyfikowano wzmiankowany moździerz dla potrzeb Yi-Te. Standardowy wz. 1907 kal. 90 mm ważył wraz z drewnianymi kołami o średnicy 2 m 126,7 kg. Wytwarzano też wariant moździerza z małymi kołami stalowymi. Lufa długości 320 mm miała wychylenie rzędu: -8 st., +68 st. Pojazd wyposażono w szereg mechanizmów zaczerpniętych z Yi-Go: np. typ silnika i mechanizm obsługujący kabel, stop niseko. Przewidywano współdziałanie wozów obu typów w jednym pododdziale, co zresztą udało się zrealizować w praktyce. Yi-Te miał operować w terenie trudnym (czytaj górzystym), gdzie poruszający się w sposób konwencjonalny Yi-Go miałby ograniczone możliwości działania. Początkowo chodziło o „dobranie się” do „schronów” wykutych w skałach czy umocnionych punktów oporu rozplanowanych na dominujących nad okolicą wzgórzach. Przeprowadzono udane ćwiczenia z forsowaniem rzek. Yi-Te dzięki kotwicy umocowanej nad lub przy celu docierał w wybrany punkt, gdzie detonowano ładunek zawarty w jego wnętrzu. Inna opcja przewidywała przemieszczanie się kilku Yi-Te miedzy dwoma wzgórzami dokładnie nad okopami przeciwnika. Sterowane elektrycznie, rozprowadzały wówczas nad głowami wroga mieszankę zapalającą (stosowano przynajmniej dwa rodzaje substancji łatwopalnej, z czego zapłon jednej z nich następował w wyniku wejścia w reakcję z tlenem).
Opracowano ponadto wariant transportowy, gdzie na podobnej zasadzie przesyłano ponad pozycjami przeciwnika amunicję, rozkazy czy medykamenty do własnego oddziału odciętego przez wroga. Planowano wykorzystywać wozy Yi-Te podczas budowy przepraw przez przeszkody wodne. Na tej ostatniej wersji skoncentrowano się, gdy cały projekt zaczął nabierać rozpędu.
Co ciekawe, cała konstrukcja działała, choć na tym etapie konstrukcyjnym dość zawodnie. Problemy występowały właściwie ze wszystkim – z trafieniem kotwicą w wybrany cel, z odszukaniem samej kotwicy, która nagminnie urywała się po drugiej stronie rzeki czy wzgórza. Z zachowanych strzępów wspomnień wynika, że z ponad tuzina osób obsługujących jednego Yi-Te połowa czas na ćwiczeniach spędzała przetrząsając krzaki w poszukiwaniu 1–2 kotwic. Szczególnie często wymieniano awarie kabla, który ulegał zerwaniu, splątaniu lub zaklinowaniu w bębnie nawijającym. Sam pojazd nie zawsze mógł przesunąć się ponad przeszkodą, notowano częste spadki napięcia elektrycznego (analogiczne zjawisko, choć na mniejszą skalę, występowało podczas eksploatacji Yi-Go). Gen. Kusaba podsumował ten „fruwający koszmar” chyba zbyt łagodnie: „dużo usterek, choć z czasem usuniętych”. Nie wiadomo, jak wiele Yi-Te ujrzało światło dzienne. Część źródeł podaje liczbę czterech egzemplarzy złożonych już w 1937 r. Co najmniej trzy zmontowano w 1940 r. w nowo utworzonej jednostce saperów używającej bliźniaczych Yi-Go. Oddział ten, stacjonujący w Mandżurii, posiadał według etatów z 1941 r. dziewięć sztuk Yi-Te w linii (obok 36 Yi-Go), zgrupowanych w trzech plutonach. Jeden taki pluton składał się z trzech Yi-Te i jednego So-Da.
Nie wiemy nawet, gdzie produkowano Yi-Te, podobnie zresztą jak nie wiemy, gdzie montowano bliźniacze Yi-Go. Nieznany jest los tej niezwykłej konstrukcji i prawdopodobnie nigdy już nie odnajdzie się żaden egzemplarz. Został tylko fragment bojowej kotwicy przechowywanej w Japonii. Zachowało się za to kilka sztuk moździerza wz. 1907 kal. 90 mm, umieszczonych na lawetach w charakterze baterii stacjonarnych.
PRĄDEM GO!
Na końcu tej pancernej garmażerii należy jeszcze zasygnalizować istnienie pojazdu, który miał poprzedzać atak z użyciem Yi-Go. Mowa o wozach Ka-Ha bazujących na konstrukcji japońskiego czołgu średniego Typ 97 Chi-Ha (dosłownie: Trzeci Średni). Była to wizjonerska maszyna, przerastająca czasy, w których przyszło jej działać. Ka-Ha, czyli Niszczyciel Wysokiego Napięcia, lub raczej Niszczący Wysokim Napięciem (Ka – skrót od Kouatsu – wysokie napięcie, Ha – skrót od Hakai – niszczyciel).
Załoga czołgu za pomocą strumienia elektrycznego o mocy ok. 10 000 V usiłowała zdezorganizować system łączności przeciwnika (telefony, radia, radiostacje). Pluton wyposażony w te maszyny (dwa Ka-Ha) operował w pasie działania Yi-Go przed wprowadzeniem do akcji pojazdów miniaturowych, czyniąc stronę przeciwną „głuchą i ślepą”.
Zachowano całe podwozie z seryjnych Chi-Ha oraz większość nadwozia. Zastosowano nową wieżę, w której montowano makietę działa, co miało upodabniać maszynę do „tradycyjnego” czołgu z armatą kal. 57 mm. Kadłubowy karabin maszynowy również usunięto i wóz funkcjonował praktycznie bez realnego uzbrojenia. Pancerz pozostał ten sam (wieża 25–19mm/0–90 stopni, kadłub: przód 25–16mm/11–82 stopni, boki 20 mm/30 st., tył 20 mm, góra 16–9 mm/0–82 st., dno 8 mm/90 st.), podobnie jak prędkość max 38 km/h po drodze, oraz jednostka napędowa: 12-cylindrowy silnik rzędowy, wysokoprężny Type 97 Mitsubishi, chłodzony cieczą o mocy 125,1 kW (170 KM) przy 2000 obr./min.
Wiadomo jedynie, że w latach 1939–1940 wyprodukowano przynajmniej cztery seryjne egzemplarze Ka-Ha, które następnie przekazano jednostce saperów wyposażonej w wozy Yi-Go i Yi-Te. W 1940 r. produkcję wstrzymano. Brak danych o zachowanym egzemplarzu.
Zdekompletowana zdalnie sterowana mina samobieżna Yi-Go w wersji Ko. Widoczna na fotografii maszyna pochodzi z grupy wozów zatopionych przez żołnierzy z 27. Pułku Saperów w rzece Tone w sierpniu 1945. Ujęcie wykonano krótko po wydobyciu części pojazdów przez Amerykanów. Brzeg rzeki Tone, wyspa Honshu – Japonia. Prawdopodobnie wiosna–lato 1946. Pojazd w wariancie wyposażonym w hakaito – japońskie ładunki wydłużone. Pośrodku pojazdu, poprowadzona wzdłuż jego kadłuba, stalowa rura o średnicy 80 mm, do której wsuwano hakaito przed odpaleniem. Widoczny elektryczny kabel detonacyjny, dwa kable zasilające (poniżej). Na ogniwach gąsienic dobrze widoczne wyciszające paski stopu firmy Nihon Seiko. Skrót firmy – niseko – mylnie interpretowano jako nazwę stopu
ORGANIZACJA I ZASTOSOWANIE BOJOWE
Wszystkie opisane wyżej wozy bojowe zgrupowano w jednej tylko jednostce. Tą jednostką był Dokuritsu Kouhei Dai 27 Rentai, czyli 27. Samodzielny Pułk Saperów. (dokuritsu – samodzielny, kouhei – saperzy, rentai – pułk). Był to jedyny oddział tego typu w całej armii japońskiej, podporządkowany tylko dowództwu głównemu Armii Kwantuńskiej. 27. Pułk utworzono rozkazem z dnia 15 sierpnia 1940 r. w miejscowości Koshurei położonej w centralnej części cesarstwa Mandżukuo (mniej więcej w połowie drogi między Changchun a Siping). Była to jednostka w pełni zmotoryzowana, szkolona przez cały czas swego istnienia jako samodzielny oddział szturmowy mający dokonać wyłomu w sowieckich fortyfikacjach polowych, chroniących wąską nić Kolei Transsyberyjskiej od Władywostoku po Krasnojarsk. Oczywiście pojedynczy batalion (27. Pułk pozostał pułkiem jedynie z nazwy, organizacyjnie i liczebnie nigdy nie wyszedł poza ramy batalionu – butai) rozdzielony na tak ogromnym odcinku nie mógł przeprowadzić przełamania na szczeblu operacyjnym. Jednak plany na lata 1940–1942 przewidywały utworzenie dalszych czterech jednostek tego typu (inne dane mówią o zamiarze sformowania do chwili ataku na dalekowschodnie posiadłości ZSRR 9–10 pułków saperów wyposażonych w Yi-Go. 27. Pułk miał kolejno dostarczać przeszkoloną kadrę do nowo tworzonych, bliźniaczych jednostek).
bezpośredni atak z udziałem 27. Pułku miano wyprowadzić z rejonu gór Małego Chinganu w kierunku Przymorza. Tamtejszy rejon cechowały słabe opady, zwłaszcza latem przekraczające zaledwie 127 mm. W razie ewentualnego sukcesu odcięto by bardzo silne garnizony , wychodząc na tyły Władywostockiego Rejonu Umocnionego. Przecięcie linii kolejowej przeciwnika było dla Japończyków kwestią pierwszoplanową. Po pierwsze pamiętali sytuację z lat 1904–1905, kiedy to mała przepustowość torów Kolei Transsyberyjskiej, a w konsekwencji problemy z dostarczaniem na czas posiłków wydatnie pomogły powalić na kolana silniejszą liczebnie armię rosyjską. Po drugie nie uszło ich uwagi, że taktyczny sukces wywalczony nad jeziorem Chasan możliwy był m.in. dzięki brakowi dobrych dróg w rejonie walk po stronie sowieckiej. Całe połacie potencjalnego obszaru działań wojennych obfitowały w ulewne deszcze. Ich nasilenie poważnie utrudniało komunikację nawet po nielicznych drogach z utwardzoną powierzchnią. Transport kolejowy pozostawał tymczasem w podobnych warunkach bardziej niezawodny.
Dowódcą 27. Pułku został pułkownik (taisa) Sueyoshi Kusaba, który w 1977 r. przerwał zasłonę milczenia wokół owianego tajemnicą oddziału, wydając w zbiorze prac pod wspólnym tytułem Rikusen Heiki Soran artykuł poświęcony pojazdom Yi-Go i historii 27. Pułku Saperów pt. Yusen Sojyu Heiki. Prawą ręką Kusaby został major (shosa) Kazanobu Obata, pełniący obowiązki zarówno zastępcy dowódcy pułku, jak i szefa sztabu. Te ostatnie przejął we wrześniu 1940 r. major Shigeru Tanaka – oficer operacyjny 27. Pułku. Na podkreślenie zasługuje fakt, że w sztabie jednostki znalazł się mjr Ooshima. Osiem lat wcześniej, podczas walk o Szanghaj, oficer ten piastował funkcję dowódcy 18. Batalionu Saperów, z którego pochodzili Trzej Bombowi Bracia.
Żołnierzy zapoznano z nową bronią jeszcze wiosną 1940 r., kiedy to w rejonie gór Hinggan Ling przeprowadzono finałowe testy z użyciem kilkunastu pojazdów. Mimo że oficjalnie 27 Rentai jeszcze nie istniał, formacja stanowiła zwartą jednostkę już na przełomie lat 1939/1940. Były to pierwsze ćwiczenia z udziałem tak licznej grupy zdalnie sterowanych pojazdów. Dla Yi-Go wypadły bardzo dobrze, dla Yi-Te umiarkowanie dobrze, a dla zasilających Typ 92 źle. Saperów zapoznawali z nowym sprzętem Yasuaki Takano – oficer techniczny eksperymentu i twórca specjalistycznych Yi-Go oraz jego zastępca porucznik (chui) Saito.
W sierpniu 1940 r. pułk dysponował już ok. 40 Yi-Go i 3 Yi-Te. Zaczęto także otrzymywać pierwsze So-Da z prądnicami w miejsce wcześniej używanych drezyn pancernych Typ 95 So-Ki, które z kolei zastępowano w latach 1937–1938 sprawiającymi tyle kłopotów drezynami na bazie wozu Typ 91 So-Mo. Na przełomie lat 1940/1941 oddział przerzucono do miejscowości Hsingyuanchen (z chińsk. chen – miasto), ukrytej wśród rozległych łańcuchów górskich (jap. Kou Gen Chin). Dokładne miejsce dyslokacji pozostaje nieznane. Musiało to być gdzieś na południe od Błagowieszczeńska i na północ od Harbina. W formie szczątkowej zachowała się z tego okresu jedyna znana struktura 27. Pułku Saperów. Brak danych o stanach osobowych, wydaje się jednak, że nigdy nie przekroczyły 2000 ludzi, z czego prawie dwie trzecie przypadało na obsługę Yi-Go. Pułk składał się ze sztabu, trzech kompanii szturmowych, kompanii niszczycieli (dwa wozy Ka-Ha wraz z rozpoznawczym wozem terenowym Typ 95 Kurogane 4 ki lub Daruma), kompanii zaopatrzeniowej, technicznej i transportowej. Każda z kompanii szturmowych (chutai) składała się z trzech plutonów (shotai) z wozami Yi-Go i plutonu moździerzy (trzy Yi-Te). Pojedynczy pluton Yi-Go liczył trzy drużyny (każda po trzy Ko i jednym Otsu) oraz drużynę So-Da (jeden wóz). Na jednego Yi-Go przypadało 12–13 ludzi obsługi, na jednego So-Da 4–6 ludzi. Etatowo przypadało więc na pułk 108 Yi-Go (27 Otsu, 81 Ko), 9 Yi-Te i 9–10 So-Da. W istocie pojazdów posiadano chyba nieco więcej.
Około 200 Yi-Go ześrodkowano w kilku magazynach na terenie Mandżurii i Japonii (na Honshu) z przeznaczeniem dla kolejnych pułków saperów, których nie dane już było Japończykom sformować.
Dnia 8 sierpnia 1942 r. dowódcę 27. Pułku Saperów Sueyoshi Kusabę awansowano do stopnia generała, przerzucając na wyspy macierzyste, gdzie objął funkcję Szefa Departamentu Techniki Armii Japońskiej. Jego miejsce zajął płk Sirou Kurahashi.
Przez cały czas 27. Rentai przeprowadzał intensywne ćwiczenia w rejonie Wielkiego Chinganu. Mimo to ze względów bezpieczeństwa nigdy nie zdecydowano się na wspólne manewry z jednostkami piechoty czy formacji pancernych, co obniżało poziom wyszkolenia pułku. Ten elitarny oddział szturmowy, doskonale przeszkolony taktycznie, nie miał w praktyce najmniejszego doświadczenia we współdziałaniu z innymi rodzajami wojsk. W realnym boju musiało to zaowocować szeregiem błędów.
SMUTNY KONIEC
Okazja do użycia Yi-Go w akcji przyszła wraz z klęskami Japonii w rejonie Pacyfiku. W marcu 1945 r. poczyniono pierwsze przygotowania do przerzutu pułku na Wyspy Japońskie. Stanowisko dowódcy 27. Pułku Saperów obiął wówczas mjr Tadao Oomine i pozostał na nim do sierpnia 1945 r.
Opór sił cesarskich na Iwo Jimie dogorywał, szturm Okinawy wydawał się nieuchronny. Następnym celem musiały być wyspy macierzyste. A tych zamierzano bronić metr po metrze aż do końca.
W kwietniu Dokuritsu Kouhei Dai 27 Rentai przebył szczęśliwie Morze Japońskie, docierając na Honshu mimo szczelnej blokady alianckich okrętów podwodnych. Pułk rozlokowano w Chiba w bezpośrednim sąsiedztwie Chiba Sensha Gakko, czyli słynnej Szkoły Wojsk Pancernych powstałej w sierpniu 1936 r. W istocie jej rodowód sięgał miasta Narashio, gdzie w sierpniu ogłoszono utworzenie Szkoły Czołgów, którą ze względów prestiżowych przeniesiono w lutym 1937 r. do Chiba (Narashio leży nad Zat. Tokijską w połowie drogi między Tokio a Chiba, podczas wojny wchodziło w skład prefektury Chiba). Terenem działania Yi-Go miały się stać tereny równinne na wschód od Tokio, gdzie wozy zamierzano zaangażować w walki o same plaże.
Decyzja o bezwarunkowej kapitulacji przekreśliła szanse tego niezwykłego pojazdu na konfrontację z przeciwnikiem. Nie chcąc przekazywać dopieszczanej przez niemal dziesięć lat broni w ręce aliantów, zdecydowano się na zniszczenie wszystkich posiadanych Yi-Go. Wszystkie lub część z ok. 300 wyprodukowanych maszyn zatopiono w wielkiej tajemnicy po 17 sierpnia w rzece Tone przechodzącej w liczne rozlewiska na północ od Chiba. Wraz z nimi zniszczono wszystkie istniejące Yi-Te14. Żołnierzy rozczłonkowano po innych jednostkach, przykazując aby zachowali w absolutnej tajemnicy szczegóły wyposażenia 27. Pułku. Po wojnie Amerykanie zlokalizowali część zatopionych pojazdów, które następnie wydobyli, sfotografowali jeszcze na brzegu (zawdzięczamy im właściwie jedyne zachowane zdjęcia Yi-Go dobrej jakości) i najzwyczajniej w świecie zniszczyli (wszystkie!).
Paradoksalnie największą tragedią zdalnie sterowanych Yi-Go był fakt, że wozów tego typu nie zdołała przejąć Armia Czerwona – przeciwnik, na którego samobieżne miny przygotowywano z takim nakładem sił i środków. Amerykanie szereg tajnych akt armii cesarskiej zapakowali w ostemplowane worki, które swą tajemnicę kryją gdzieś do dziś. Rosjanie przypuszczalnie rozkręciliby każdą śrubkę. W najgorszym przypadku niekompletny Yi-Go wyłoniłby się z mroków zapomnienia w Kubince po kilkudziesięcioletnim niebycie.
Czy przyszłość odkryje przed nami więcej szczegółów w kwestii saperskiego pojazdu Typ 97 Yi-Go? Rokowania nie są zbyt optymistyczne. Mimo to coś musiało przecież zostać na dnie rzeki Tone. Ale że nie jest to pełnokrwisty, niemiecki Sdkfz. 302 Goliath, tylko skromny Yi-Go, możemy jeszcze długo poczekać…
1 Patrz m.in. W. Katuncew, I. Koc, Incident. Podoplieka chasanskich sobytij, Rodina 1991, nr 6–7.
2 W boju nad jeziorem Chasan zaangażowano ze strony japońskiej elementy „zielonej” 19 Dywizji Piechoty, wchodzącej w skład Armii Korei. Jednak również większość jednostek Armii Kwantuńskiej postawiono w stan gotowości, a sztab tego ostatniego związku natychmiast wysłał obserwatorów w rejon walk.
3 Celowość natychmiastowego ataku na kolej transsyberyjską wykazał Józef Piłsudski w swoim raporcie dla wywiadu japońskiego na krótko przed wybuchem wojny rosyjsko-japońskiej w 1904 r.
4 Shanhai Haken Konsei Dai 14 Ryodan, czyli 24. Szanghajska Brygada Ekspedycyjna, była w istocie improwizowanym oddziałem utworzonym ad hoc z aż czterech pułków piechoty (14, 24, 46, 48), z których otrzymano po jednym batalionie. Posiadała 12 dział typ 41 kal. 75 mm (2
5 Jedyna japońska jednostka pancerna zaangażowana w Incydencie Szanghajskim, czyli 2. Samodzielna Kompania Czołgów lądowała w rejonie walk 17 lutego, jednak nigdy nie zdołała przebić się do Miaohangchen (jak utrzymywała strona chińska), gdyż zaangażowano ją w uporczywe walki uliczne, m.in. o Dworzec Północny, gdzie poniosła straty: trzy czołgi średnie typ 89 z uszkodzonym układem jezdnym. Kompania posiadała cztery plutony z pięcioma średnimi Typ 89 i dziesięcioma lekkimi Renault NC27 (dowódca kpt. Shigemi).
6 W wydanych w 1977 r. wspomnieniach gen. Kusaba stwierdził, że Bakudan San Yushi byli jedynie wytworem propagandy, co miało zainspirować do większego poświęcenia szeregowych żołnierzy. Taką wersję wydarzeń miał potwierdzić dowódca 18. Batalionu Saperów, z którego pochodzili trzej szeregowcy. Major Ooshima, o którym mowa, miał już po wojnie zaświadczyć, że chińskie fortyfikacje zniszczono w konwencjonalny sposób – z użyciem improwizowanych ładunków wydłużonych, ale bez zbędnego poświęcenia. W amerykańskim raporcie w 1946 r. badającym kulisy powstania Yi-Go stwierdzono, że trzej saperzy istotnie polegli podczas eksplozji. Nie był to jednak atak samobójczy, lecz przedwczesny wybuch podczas próby zniszczenia chińskich umocnień. Dopiero po fakcie spreparowano odpowiednią historyjkę.
7 Postawa taka była dla gen. Tady skrajnie niebezpieczna. Wszelka krytyka armii uchodziła w Japonii za objaw defetyzmu, przynajmniej w oczach młodych oficerów, zrzeszanych tuzinami w mniej lub bardziej tajnych stowarzyszeniach. Krocie zdolnych, przewidujących oficerów i polityków straciły życie lub zdrowie w zamachach, które w latach 1935–1936 przybrały zastraszające rozmiary. Tada wywodził się z frakcji, w której na koniec przywództwo objął marszałek Hajime Sugiyama (wówczas jeszcze w stopniu generała majora dowodzącego 12. DP). Działał więc w opozycji do „jastrzębi” pokroju gen. Tojo czy płk. Tsuji, choć z czasem wrogie frakcje znalazły wspólny język. Tsuji nazywał Tadę pogardliwie „liberałem” – co było zresztą jego ulubionym określeniem oficerów traktujących podwładnych łagodnie i po ludzku. W swym raporcie, utrzymanym podobno w ostrym tonie, Tada potępił propagowanie fanatyzmu w wojsku, postulując większe dotacje na rozwój wojsk technicznych, inżynieryjnych i zmotoryzowanych. Raportu nie upubliczniono, ograniczając dostęp doń do wąskiego grona, co być może uratowało Tadę przed utratą życia lub – w najlepszym przypadku – stanowiska.
8 Wbrew oczekiwaniom pojazd K-2 zapoczątkował całą linię pochodnych maszyn; badania nad nimi przerwał dopiero koniec wojny. W 1939 r. powrócono do pomysłu zdalnie sterowanych czołgów, konstruując K-3, 14-tonowy obiekt chroniony pancerzem rzędu 6–12 mm i dzięki silnikowi gaźnikowemu o mocy 200 hp, który zabudowano w tyle pojazdu, rozwijający prędkość do 30 km/h. Poza egzemplarzem prototypowym oddano do użytku jeden wóz przedseryjny, choć w zachowanych relacjach spekuluje się, iż w rzeczywistości zmontowano kolejne 2–3 maszyny. Przewidziano dwa warianty – bezzałogowy oraz z zabudowanym na płycie silnika w tyle pojazdu przedziałem bojowym mieszczącym 1–2 osoby. Przedział chroniły pancerne płyty nachylone pod kątem 22–30 stopni, o grubości 10–12 mm. Mieścił on kierowcę i ewentualnie strzelca, gdyż dla wozu przewidziano uzbrojenie w postaci podwójnie sprzężonego wkm Typ 93 kal. 13 mm, opartego na francuskim pierwowzorze. K-3 pokonywał pionowe ściany o wysokości 65–70 cm i rowy szerokości 2,4 m (inne dane podają nawet 2,7 m) oraz brody o głębokości 90 cm. W 1943 r. pojawił się jego następca K-4, będący konstrukcją tyleż tajemniczą, co przerastającą czasy, w których przyszło mu funkcjonować. Projektant wozu jest nieznany. Nie zachowały się też dane ilustrujące skład pracującego nad nim zespołu. Wiadomo, że w 1945 r. maszynę udostępniono profesorowi Takayanadze, zasłużonemu w pracach nad rozwojem radaru dla japońskiej marynarki. Był to jednak przede wszystkim prekursor badań nad początkami japońskiej telewizji. Testy prowadzono na terenie Ośrodka Konstrukcji Specjalnych w Hamamatsu. Nowa maszyna konstrukcyjnie stanowiła rozwinięcie wozu K-3, posiadając lepszy system kontroli nad pojazdem, co zawdzięczano wizjonerskiej pasji Takayanagi. Zamontował on w 1945 r. na K-4 prototyp opracowanej przez siebie kamery telewizyjnej. Pozwalała ona sterującemu pojazdem na obserwację atakowanego celu i bezpośredniego przedpola. System zasilania i sterowania maszyną zaczerpnięto z min I-Go i miał on działać na pięciu różnych częstotliwościach. Tak kierowana maszyna potrafiła wykonać ok. 25 operacji. Przewidywano powrót pojazdu do własnych linii po podłożeniu ładunku w rejonie celu. Niestety pierwsze próby z kamerą nie wypadły pomyślnie, a na poprawki życie nie dało już czasu. Był lipiec 1945 r. i wkrótce cesarskie orędzie w połączeniu z groźbą kolejnych bomb atomowych zmusiło Japonię do kapitulacji. Prototypowy egzemplarz K-4 zniszczono, podobnie jak całą dokumentację, by nie dostały się w ręce Amerykanów. Jak ujął to w pracy poświęconej Uniwersytetowi Technicznemu w Hamamatsu jeden z japońskich historyków: „idea była słuszna, ale możliwości techniczne Japończyków latem 1945 bardziej niż ograniczone”.
9 Wyprodukowano także niewielką serię min samobieżnych Yi-Go, prawdopodobnie krótko przed wstrzymaniem produkcji, w których kadłub łączono technika spawania.
10 Tyle w wydanej drukiem w latach 70. relacji Kusaby. Z japońskiej instrukcji wyszkolenia piechoty z 1934 r. (do dyspozycji w zbiorach autora niniejszego artykułu) wiemy, że standardowy nabój p.panc. z półkryzą Typ 92 kal. 7,7 mm o masie 12 g wystrzelony z ckm Typ 92 osiągał prędkość początkową 732 m/s i był w stanie przebic stalową płytę grubości 8 mm, ale tylko prostopadle do celu i z odległości poniżej 100 m. Dzięki zachowanym danym wiemy, że przedni kadłub I-Go Ko pochylony był pod kątem 20 stopni (górna płyta) lub 30 stopni (dolna płyta). Boczne płyty kadłuba miały nieznaczne nachylenie rzędu 10 stopni. Ta sama płyta pancerna przy nachyleniu od mniej więcej 30 stopni chroniła już przez rzeczonymi nabojami karabinowymi (przy kącie nachylenia 30 stopni nie osiągano przebicia już czasami przy płycie 6–7 mm).
11 Pomysł zastosowania niebieskich świateł wysunął kpt. Narutaki. Zainspirowały go żarówki w kolorze paryskiego błękitu, wprowadzone do sprzedaży latem 1937 r. Od 1942 r. ich kupno było obowiązkowe dla każdego dorosłego Japończyka, co sankcjonował stosowny dekret. Długie i liściowate, stały się nieodzownym towarzyszem japońskiego narodu od jesieni 1944 r., co wiązało się z eskalacją amerykańskich nalotów. Zapewniały stosowne zaciemnienie przy jednoczesnej względnej widoczności – cechy, których tak potrzebowano opracowując założenia taktyczne nocnego wykorzystania maszyn I-Go.
12 Był to japoński odpowiednik amerykańskiej przenośnej radiostacji SCR-536 „walkie-talkie”. Na wyposażenie oddziałów uzbrojonych w I-Go radiostacje trafiły w 1944 r. W latach 1944–1945 zaczął też trafiać do wybranych batalionów piechoty. Posiadał jeden zakres, zasięg nieco mniejszy od amerykańskiego odpowiednika (2,5 km) i odbierał na jednej częstotliwości. Marines testowali cztery takie aparaty radiowe zdobyte po raz pierwszy na Luzonie. Okazało się, że radiostacje obu armii współpracują ze sobą, a część elementów można było nawet stosować wymiennie w obu typach. Więcej na ten temat: War Department, Military Intelligence Division, Jap Walkie-Talkie, Intelligence Bulletin Vol. III, No. 12 (August 1945) oraz War Department, Military Intelligence Division, Communications, Intelligence Bulletin Vol. I, No. 7 (March 1943).
13 Pojazdy skoncentrowano w nieznanym bliżej rejonie ogromnej rzeki używając barek Dai-Hatsu, na których następnie zdalnie zdetonowano ładunki wybuchowe. Wiadomo, że wraz z samobieżnymi minami zniszczono wówczas kilka innych pojazdów inżynieryjnych, specjalistycznych czy prototypowych, m.in. pojazd do korygowania ognia artylerii Ka-So, opracowany na podstawie egzemplarza czołgu średniego Typ 1.