Bunt w Katyniu - historia nieznanego bohatera

Autor: Jarosław Mańka

Na początku długa droga pociągiem.

Potem, gdy już przyjechali na stację kolejową, prosto z wagonów do czarnych jak kruki samochodów... Praktycznie nie dotykali ziemi.

Wszystko było przemyślane. Perfekcyjna logistyka. Cała akcja musiała być przeprowadzona precyzyjnie, tylko w nocy.

Czarne samochody jechały w dwóch kierunkach – jedne skręcały piaszczystą drogą prosto do lasu, gdzie czekały już wykopane doły, inne kierowały się w stronę Smoleńska. Pod strażą konwojentów jeńcy zeskakiwali z ciężarówek i prowadzeni byli do budynku tamtejszego NKWD.

Akcja trwała już od kilku tygodni i była na tyle dobrze przygotowana, że enkawudziści nie spodziewali się żadnych niespodzianek. Każdy pasażer czarnego samochodu prowadzony był przez dwóch strażników do budynku. Tam kolejne przesłuchanie, a raczej identyfikacja ofiary. W papierach wszystko musiało się zgadzać. Ostatnia droga prowadziła do piwnicy. Wtedy też związywano jeńcom ręce. Wszystko robiono tak, aby inni nie domyślili się, co ich czeka.

Dla niego cała ta podróż była mocno podejrzana. Był oficerem Wojska Polskiego w jenieckiej niewoli.

Dlaczego tak długo nas trzymają? Przecież wojna skończyła się pół roku temu. Dokąd nas wiozą i dlaczego w takiej tajemnicy? Nawet samochody mają okna zamalowane na czarno. Na pewno coś chcą ukryć, ale co? Czyżby...? Nie, przecież jestem oficerem, jeńcem. No tak, ale im nie można ufać, nie dotrzymują słowa, nigdy nie dotrzymywali. Tak, oni do wszystkiego są zdolni, nawet do tego…

Uzbrojeni konwojenci wyprowadzili go z samochodu. Szarzało. Jeniec rozglądał się po okolicy. W powietrzu czuć było wiosnę. Stali przed szarym, brudnym budynkiem z otwartymi drzwiami wejściowymi. Strażnicy byli już mocno zmęczeni. Jeden z nich popchnął go w stronę wejścia do budynku: „Idi!”. W środku inny zaczął związywać mu ręce. Jego kolega przeciągle ziewnął.


Drewniane papierośnice wydobyte podczas ekshumacji zwłok zamordowanych polskich oficerów z masowych grobów w Charkowie w 1996 r.

 

 

To była chwila... Więzień błyskawicznie wyszarpnął jednemu ze strażników karabin, wymierzając silny cios kolbą. Drugi funkcjonariusz sięgał po broń, ale nie zdążył. Padł strzał i strażnik bezwładnie osunął się na ziemię. Jeniec odwrócił się, chcąc dopaść pierwszego konwojenta, lecz ten biegł już w stronę wnęki w ścianie. Drugi strzał oficera nie był celny. W tym momencie koło ucha świsnęła mu kula. To enkawudziści z końca korytarza strzelali do niego z karabinów. Na szczęście światło było bardzo słabe. Jeniec schylił się, przebiegając kilka kroków dzielących go od drzwi. Zamknięte! Enkawudziści biegli w jego stronę. Dudnienie wojskowych butów słychać było coraz bliżej. Strzelił w ich kierunku, dopadając kolejnych żelaznych drzwi. Na szczęście grube wrota ustąpiły. Jeniec błyskawicznie zamknął je za sobą, zasuwając żelazny skobel. Zdążył. Po chwili w drzwi zadudniły pięści enkawudzistów.

Schodami zbiegł do piwnicy. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Był w zbrojowni. Przez dwa małe okienka do wnętrza wpadało słabe światło. Zaczęło świtać. Walenie w drzwi nie ustawało: „Nu, sołdat, otwieraj dwieri, otwieraj!”. Nie odpowiedział. Gorączkowo rozglądał się po piwnicy. W rogu był kran z wodą, karabiny i skrzynie z amunicją. Załadował karabin…

Podwórze rozbrzmiewało tupotem żołnierskich butów. Oficer podsunął pod ścianę dwie skrzynki z amunicją. Teraz mógł zobaczyć podjeżdżające auta, z których wysypywali się żołnierze. „Otoczą cały budynek, mysz się nie prześliźnie” – pomyślał.

Przed budynek podjechała mała ciężarówka. Gdy otwarła się burta, jeniec zobaczył ubranego w czarny płaszcz oficera przy ciężkim karabinie maszynowym „Maxim”. Zdążył odskoczyć, gdy na ziemię posypały się tysiące kawałków szkła. Po chwili kanonada ustała. „Przeładowywuje” – pomyślał. Więzień przymierzył, biorąc na muszkę oficera w czerni. Padł strzał. Enkawudzista złapał się za rękę i z jękiem padł na przyczepę. Kolejne strzały nie były już tak celne. Rosjanie szybko odpowiedzieli zmasowanym ogniem. On jednak nie pozostawał im dłużny…


Oleg Zakirow (pierwszy z lewej) podczas służby w Afganistanie

 

 

Fikcja literacka? Niekoniecznie.

 

Major KGB Oleg Zakirow pierwszy raz o Katyniu usłyszał przez radio „Svoboda” na początku lat 80. XX wieku. Radiowe sensacje o pomordowanych oficerach polskich były sprzeczne z tym, co głosiła oficjalna radziecka propaganda. Już wtedy zastanawiał się, jaka jest prawda. O pracy w KGB marzył jeszcze na studiach prawniczych. Chciał zmieniać świat na lepsze i jak najlepiej służyć swojej ojczyźnie.

W 1983 r. z odległego Frunze jako funkcjonariusz KGB trafił do pracy do prowincjonalnego Smoleńska. Początkowa radość z informacji, że w ciągu kilku miesięcy otrzyma mieszkanie służbowe, szybko przerodziła się w zgorzknienie, gdy okazało się, że „służbówki” przydzielane są znajomym komendanta. Wkrótce jednak nowy budynek mieszkalny KGB zaczął się cieszyć złą sławą. Po Smoleńsku rozniosła się wieść, że podczas budowy koparka trafiła na duże ilości ludzkich kości.

Kolejnych informacji dostarczyła Zakirovowi rozmowa w smoleńskim KGB. W 1984 r. emeryt służb bezpieczeństwa w Smoleńsku Tabaczkow wygadał się, że polskich oficerów w 1940 r. rozstrzelało NKWD.

Ostra reakcja szefa działu pułkownika Klaczyna, oskarżającego o tę zbrodnię Niemców, tylko podsyciła ciekawość Zakirowa. To wtedyobiecał sobie w duchu, że kiedyś rozwikła tę zagadkę.

Po dwuletniej służbie w Afganistanie major Zakirow wrócił do smoleńskiego urzędu KGB. O pewnych rzeczach w Rosji mówiło się już coraz odważniej. Gorbaczow głosił hasła „pierestrojki” i ambitny śledczy uwierzył w te słowa. Wtedy już wiedział, że jego dziadek także był ofiarą czystek Stalina…

Dekret Gorbaczowa o rehabilitacji ofiar represji z lat 1939–1940 i początku 50. „skierował” Zakirowa do pracy w archiwum smoleńskiego KGB. Musiał tam zmierzyć się z ogromem zbrodni popełnionych w tym czasie w ZSRR. Z tej próby wyszedł całkowicie odmieniony.

W aktach jawił się prawdziwy, przerażający obraz sowieckiej rzeczywistości. Katyński las już w latach 30. stał się grobem dla dziesiątków tysięcy ofiar stalinizmu – Rosjan, Białorusinów, Ukraińców, Łotyszy, Estończyków, Niemców, Żydów… Ze szczególną zajadłością NKWD tępiło mieszkających w ZSRR Polaków.

W archiwum Zakirow sporządzał notatki na temat ofiar stalinowskich czystek, szukając jednocześnie śladu mordu polskich oficerów. Na próżno. W aktach znalazł jedynie informację o mieszkańcu Katynia, który za stwierdzenie, że Polaków rozstrzelało NKWD, został zesłany do łagru. Żadnego innego dokumentu o Katyniu nie udało się znaleźć. Utwierdziło go to w przekonaniu, że komuś zależało na tym, aby w archiwum nie pozostał ślad po tej zbrodni.

W roku 1989 podczas jednego z wieczornych dyżurów Zakirow odebrał telefon od mieszkanki Katynia z informacją, że ktoś z Moskwy chodzi po wsi i pyta o polskich oficerów i że odpowiedziała „co trzeba” – że Polaków zastrzelili Niemcy. Podczas innego z dyżurów ochrona obiektu specjalnego KGB w Kozich Górach (obok Katynia) informowała o zatrzymaniu dwóch ludzi, którzy wyrywali złote zęby odkopanym trupom. Major zapamiętał też informację, że na guzikach wojskowych mundurów były polskie orzełki.


Mundur oficerski i sutanna (po renowacji) oraz guziki od polskich mundurów wydobyte z dołów śmierci w Charkowie w 1996 r.

 


Zakirow doskonale wiedział, że Niemcy wyrywali rozstrzelanym ofiarom złote zęby. Nic nie mogło się zmarnować. Funkcjonariusze NKWD nie bawili się w takie drobiazgi. Nie mieli na to czasu.

Kierownictwo KGB wkrótce zorientowało się, że Zakirow sporządza notatki w archiwum, zakazano mu więc czytania teczek. Wtedy jednak major postanowił szukać żywych świadków ludobójstwa z wiosny 1940 r. – emerytowanych funkcjonariuszy NKWD. Tylko tak można było zdobyć niezbite dowody.

Wkrótce znalazł jednego z nich. Nie musiał szukać daleko. W lipcu 1989 r. Oleg Zakirow nakłonił do rozmowy Jegora Polakowa, emerytowanego enkawudzistę, pracującego wtedy w smoleńskim KGB jako strażak. „Rozstrzelanych z NKWD wywożono samochodami do Katynia i tam grzebano” – potwierdził Polakow.

Drugie spotkanie z Polakowem dostarczyło majorowi sensacyjnych informacji. Oto fragment z autobiografii O. Zakirowa: „Jesienią 1989 roku jeszcze raz rozmawiałem z Jegorem Polakowem. On dobrze pamiętał, że polskich księży rozstrzelano w piwnicy NKWD. Opowiedział mi też o prowadzonym na rozstrzelanie Polaku, któremu się udało wyrwać broń jednemu z konwojentów i zastrzelić drugiego.

Potem zamknął się w piwnicy, skąd przez trzy dni się ostrzeliwał. Był nie do pokonania, dopóki nie otruto go gazem. Komendanta KGB Iwana Stelmacha zranił w rękę. Polakow twierdzi, że widział całą strzelaninę, a Stelmach strzelał w okno piwnicy z cekaemu »Maksim«. Całe śródmieście w okolicach NKWD otoczyło wtedy wojsko. Spowodował to jeden dzielny Polak!”.

Należy zwrócić uwagę, że Jegor Polakow opowiadał o tym zdarzeniu „swojemu”, czyli majorowi KGB. Nie miał potrzeby kłamać. Niemniej wytrawny śledczy doskonale wiedział, że każda informacja musi być potwierdzona przez „inne źródło”. Pod koniec 1989 r. Oleg Zakirow natrafił na takie źródło. Był nim stary czekista Iwan Nozdriow. Oto jak major wspomina to spotkanie w swojej książce: „Od 1938 roku do jesieni 1940 roku Nozdriow wykonywał zadania NKWD w Smoleńskich Zakładach Lotniczych, gdzie zajmował stanowisko zastępcy dyrektora zakładów do spraw kadr (były to stanowiska-przykrywki, które zajmowali pracownicy NKWD). Dlatego on osobiście (jak twierdzi) nie brał udziału w rozstrzeliwaniu polskich oficerów. W zeznaniu z 23.12.1989 roku stwierdził jeszcze: »Komendantem w NKWD–UKGB w latach 1935–1950 był Iwan Iwanowicz Stelmach, miał przy sobie pluton komendancki« [...] Nozdriow potwierdził też opowieść Polakowa o tym, że jeden ze skazanych na rozstrzelanie zabił konwojenta i przez trzy dni ostrzeliwał się w piwnicy budynku smoleńskiego NKWD. Nie pamiętał, jakiej narodowości był ten człowiek. Dodał jeszcze: »Tego, co strzelał, otruto gazem. Przez cały dzień później wietrzono pomieszczenia NKWD«”.

W grudniu 1989 r. Iwan Łukicz Nozdriow potwierdził więc sensacyjną informację Jegora Polakowa. W archiwach KGB Zakirow nie znalazł żadnego śladu walki w Smoleńsku wiosną 1940 r. Nie był tym zdziwiony, skoro przez kilkadziesiąt lat władze ZSRR za wszelką cenę chciały udowodnić, że mordu na polskich oficerach dokonali Niemcy. Tym bardziej chciano zapewne ukryć fakt walki smoleńskich enkawudzistów z jednym, nad wyraz odważnym więźniem. Byłaby to przecież jedna z opowieści ku pokrzepieniu serc. Ponadto gdyby więźniowi udało się uciec, moskiewskie kierownictwo NKWD z pewnością wyciągnęłoby wobec swoich smoleńskich podwładnych daleko idące konsekwencje.

Kim był śmiałek, który sam jeden zdecydował się na walkę z mordercami z NKWD? Zapewne był to oficer Wojska Polskiego, ale czy był on Polakiem? Pamiętajmy, że w 35-milionowej II Rzeczypospolitej Polacy stanowili 70%, a reszta to mniejszości narodowe: Ukraińcy, Żydzi, Białorusini i Litwini. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na wschodnie tereny II Rzeczypospolitej Ukraińcy i Białorusini traktowani byli jak „swoi”. Wszak Armia Czerwona przyszła z pomocą swoim braciom. Co więcej, Ukraińcy już wtedy bardzo ochoczo zaczęli się przyczyniać do oczyszczania „ich terenu” z „elementu polskiego”.

Do radzieckiej niewoli trafili głównie Polacy i Żydzi z polskim obywatelstwem. Wśród kadry oficerskiej stanowili oni około 5% stanu osobowego. Można domniemywać, że walczący z enkawudzistami jeniec mógł być Polakiem albo Żydem, ale nie jest też wykluczone, iż mógł to być np. Białorusin.


Manierka z wyrytym nazwiskiem Sobolewski oraz obrączka zatopiona w mydle, znaleziona podczas renowacji w bakelitowej mydelniczce


Sam Zakirow wspomina jeszcze o innych świadkach opisujących zażartą walkę oficera WP. Podczas ucieczki do piwnicy o mało nie zabił on drugiego konwojenta. Trzydniowy opór był możliwy, bo w piwnicy była zbrojownia i jeniec miał się czym bronić. Nie pomógł ostry ostrzał z karabinu maszynowego, nie pomogła także próba zatopienia pomieszczenia. Dopiero trujący gaz wpuszczony do piwnicy zakończył opór nieznanego bohatera.

Co stało się ze świadkami walki w Smoleńsku?

Z informacji Nozdriowa wiemy, że to właśnie komendant NKWD w Smoleńsku Iwan Stelmach, zraniony podczas strzelaniny w rękę, dowodził plutonem rozstrzeliwującym jeńców. Nozdriow opowiedział jeszcze Zakirowowi o tym, że w czasie rozstrzeliwań Stelmach postrzelił swojego przyjaciela, który zmarł. Sam komendant zmarł w męczarniach w roku 1960. Nozdriow i Polakow, świadkowie wydarzeń w Smoleńsku wiosną 1940 r., w 1989 r. byli już staruszkami.

O naczelniku więzienia w Smoleńsku, urodzonym w 1882 r. Iwanie Iwanowiczu Stelmachu wiemy, że już od 1918 r. należał do WCZk (Wszechrosyjska Komisja Nadzwyczajna do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem). Stelmach był jednym z głównych oprawców polskich oficerów.

Dzięki niebywałej odwadze mieszkającej na stałe w Niemczech dziennikarki (i całej ekipy filmowej) udało się w 1992 r. nagrać Jegora Polakowa w piwnicach smoleńskiego NKWD. Jego szczegółowa opowieść o tym, jak rozstrzeliwano polską elitę w piwnicy, która w roku 1940 stała miejscem kaźni, nie wymaga żadnego komentarza. W nagraniu emerytowanemu enkawudziście towarzyszył odkrywca historii nieznanego oficera Oleg Zakirow, wtedy już były oficer KGB.

W latach 40. Jegor Polakow był kierowcą smoleńskiego NKWD. Podobnie jak stary czekista Nozdriow, Polakow złożył zeznania na piśmie.

Dla mnie osobiście historia walczącego wojskowego urasta do miary symbolu walki z reżimem za wszelką cenę, do końca.

Najbardziej uderzający jest fakt, że pierwszych świadków katyńskiego mordu znalazł... major KGB, funkcjonariusz służb, które były spadkobiercą zbrodniczego NKWD! I to ci świadkowie opowiedzieli m.in. historię o walce nieznanego żołnierza w Smoleńsku wiosną 1940 r.

Zakirow swoimi działaniami na pewno przyspieszył tok spraw, a być może wręcz zmusił najwyższe władze ZSRR do ujawnienia prawdy o tym, kto zamordował polskich oficerów. Wszak zeznania świadków przekazywał odważnym dziennikarzom, którzy nagłaśniali sprawę Katynia, wywołując wściekłość KGB i pierwszego sekretarza partii Michaiła Gorbaczowa! Świadczy o tym chociażby wyrzucenie majora Zakirowa z szeregów KGB pod fałszywym zarzutem schizofrenii „o spowolnionym działaniu” już na początku 1991 r.

 

Dalsze losy majora KGB Olega Zakirowa, który poświęcił własną karierę i ryzykował życiem po to, by dociec prawdy o katyńskim mordzie, wymagałyby oddzielnej, długiej opowieści. Historia jego tajnego, prywatnego śledztwa jest wręcz nieprawdopodobna. KGB nie wybaczyło Zakirowovi, że nie stał się bezwolnym narzędziem systemu. Telefoniczne groźby, szykany, problemy ze znalezieniem pracy w Rosji, bieda, dziwne wypadki byłego majora, zakrawające na zamachy na jego życie – wszystko to doprowadziło go do wyjazdu wraz z rodziną do Polski w 1998 r. W kraju nad Wisłą musiał przełknąć gorzką pigułkę niewdzięczności, biedy i obojętności urzędników. Dopiero w 2005 r. Prezydent RP przyznał majorowi Zakirowowi polskie obywatelstwo i uhonorował go Krzyżem Kawalerskim Odrodzenia Polski (za ogromny wkład w ujawnienie prawdy o mordzie katyńskim).

Sam Zakirow podkreśla, że do liczby 22 tys. zamordowanych polskich oficerów należy dodać 11 tys. członków ich rodzin, którzy zginęli podczas deportacji do Kazachstanu i na Syberię. Należy też pamiętać, że Rosja do dzisiaj nie odtajniła wszystkich akt dotyczących sprawy katyńskiej. Co więcej, Oleg Zakirow w swojej książce Obcy element przypomina nam, Polakom, że powinniśmy pamiętać także o polskich ofiarach stalinowskich czystek na terenie Rosji przed rokiem 1940, obliczanych na około 110 tys. ludzi.

Gdy zmęczony ciężarem zasłyszanych historii zapytałem Olega o jego ulubionego autora książek, ten bez namysłu odpowiedział: „Fiodor Dostojewski Bracia Karamazow. Dlaczego? Bo widzisz, tam jest pokazane, jak iść jedną drogą i z niej nie zbaczać. I ja taką drogą poszedłem”.

Kropką nad „i” jest moim zdaniem fakt, że podczas prowadzenia tajnego śledztwa major KGB z ateisty stał się osobą głęboko wierzącą. „Czymże się dla mnie zakończyły moje błądzenia, poszukiwania i przeżycia? Najwspanialszą z łask: łaską wiary”.

O losie nieznanego bohatera nie zamierzamy zapomnieć. Czujemy się zobowiązani tę historię przypominać i nagłaśniać. Apelujemy do czytelników o zbieranie informacji na ten temat i o kontakt z naszą redakcją.

 

W artykule wykorzystano fragmenty książki Olega Zakirowa Obcy element, Wydawnictwo „Rebis” 2010.

Jarosław Mańka – współpracownik magazynu „Inne Oblicza Historii”, absolwent historii UJ, dziennikarz, reżyser. Doświadczenie dziennikarskie zdobywał w TVN i TVN Discovery Historia. Obecnie współpracuje z redakcją dokumentu i reportażu TVP Kraków „Kontrapunkt”, dla której zrealizował reportaż „Prywatne śledztwo majora Zakirowa”.