Stradivarius za milion dolarów wysłany pocztą

Skrzypce są poobijane, a smyczek ma pozrywane włosie. Ale na wklejce wewnątrz instrumentu artysta wypalił inskrypcję: "Antonius Stradivarius Cremonensis Anno 1713". Na świecie oryginalnych stradivariusów jest ledwie tysiąc. Kosztują po milion dolarów i więcej. Kolekcjonerzy trzymają je w sejfach i strzegą jak oka w głowie.
Jednak pani Halinie, rencistce z Gliwic, przez głowę nie przeszło, że w domu ma takie cacko. Mieszka w małym mieszkaniu, jest już starsza i nie uważa się za bogaczkę.

- Moja siostra Cecylia przed laty przyjaźniła się z pewną damą z wyższych sfer z Wrocławia. Kiedy ta umarła, Cecylia uprzątnęła dom znajomej i zabrała kilka bibelotów. Wśród nich stare skrzypce - opowiada pani Halina. - Moja siostra kilka lat temu przeprowadziła się do Kanady, ale wiele rzeczy zostawiła u mnie. Trafiłam na nie przy okazji świątecznych porządków. Skrzypce zagracały mi mieszkanie, dlatego chciałam je odesłać Cecylii.

Pana Halina zamknęła więc skrzypce do futerału. Całość zapakowała w zwykłą paczkę, jakby to były jakieś książki, i nadała pocztą na adres siostry w Kanadzie. Na przesyłce napisała tylko: "instrument muzyczny".

I pewnie rencistka z Gliwic nigdy nie dowiedziałaby się, że trzymała w domu skarb, gdyby paczka nie wzbudziła zainteresowania celników. Urzędnicy z warszawskiego Służewca tropią przemytników dzieł sztuki i kontrolują przesyłki na wyrywki.

Żeby wywieźć z kraju jakiekolwiek zabytek starszy niż 55 lat, trzeba mieć specjalne zezwolenie z Ministerstwa Kultury. Nie masz zezwolenia - popełniasz przestępstwo. - Nie wiedziałam, że trzeba to komukolwiek zgłosić - zarzeka się przestraszona pani Halina.

Celnicy mówią, że może grozić jej nawet pięć lat więzienia.

- Już dzwoniłam do siostry i nakrzyczałam na nią. Nie mam zamiaru więcej się przez nią denerwować - mówi pani Halina.

W ciągu najbliższych dni eksperci zbadają instrument pani Haliny i ocenią, czy na pewno jest oryginalny. - Stradivarius był tak popularny, że podrabiano go nawet za jego czasów - mówi Witold Lisicki, rzecznik Izby Celnej w Warszawie. Niestety, nawet jeśli skrzypce okażą się zwykłą podróbką wartą 1 tys. zł, ale sprzed co najmniej pół wieku, pani Halina będzie musiała odpowiedzieć przed prokuratorem.

Co jednak zrobi rencistka z Gliwic, gdy eksperci potwierdzą autentyczność skrzypiec? - Oddałabym wszystko siostrze. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Wystarczająco dużo problemów mi siostra narobiła - denerwuje się pani Halina.

Źródło:
Nowy dzień


Inne doniesienia prasowe: