Grupa byłych działaczy Studenckiego Komitetu Solidarności (SKS) dotarła do materiałów SB z inwigilacji ich środowiska. Wyłania się z nich czarny obraz. Tylko wrocławski SKS obserwowało czterdziestu Tajnych Współpracowników.
O wszystkim informuje "Słowo Polskie - Gazeta Wrocławska". "Dokumenty, do których uzyskaliśmy wgląd nie pochodzą z wrocławskiego IPN-u i może dlatego jest w nich tyle ciekawych informacji. Powiem tylko, że to fragment większego raportu o rozpracowaniu opozycji studenckiej w Polsce" - mówi Krzysztof Grzelczyk, obecnie jeden z dyrektorów wrocławskiego magistratu, a na przełomie lat 70. i 80. student politologii Uniwersytetu Wrocławskiego i działacz SKS-u.
Materiały, jakie przeglądali, mają trzy tysiące stron. To, jak mówią, pasjonująca lektura, w której znaleźli między innymi raporty z rozpracowania opozycji pisane przez oficerów SB i wysyłane do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Warszawie. Relacjonowano w nich na przykład wizyty Jacka Kuronia na Dolnym Śląsku, a także posiedzenia SKS-u. W tych raportach są nie tylko listy obecności, ale i relacje z opiniami wygłaszanymi przez uczestników spotkań. Teczka o działalności SKS-u zawiera również sprawozdania spisywane przez TW, często z ich odręcznymi podpisami.
"Te raporty pisało kilkunastu agentów SB występujących pod pseudonimami. W dokumentach pada też jednak konkretna liczba kapusiów kręcących się przy naszym środowisku. Okazuje się, że było ich aż 40. Jak na 150 osób zaangażowanych w studencki ruch oporu we Wrocławiu to trzeba przyznać, że byliśmy dobrze rozpracowani" - mówi Aleksander Gleichgewicht, dziś pracownik magistratu, w czasie PRL student fizyki, a potem pracownik Polskiej Akademii Nauk i działacz opozycji.
Gleichgewicht twierdzi, że czytając dokumenty jest w stanie rozszyfrować nazwiska dwóch TW. "Mam prawie sto procent pewności co do tych osób. Trzy kolejne podejrzewam. Na razie nie chcę jednak zdradzać żadnych personaliów. Tę wiedzę warto jednak mieć, chociażby po to, by wiedzieć komu nie podawać ręki" - mówi były działacz SKS-u.
Współpracowników Służby Bezpieczeństwa starają się rozszyfrować również inni opozycjoniści, którzy widzieli materiały o SKS-ie. Jednak i oni nie chcą na razie zdradzić kogo ze swych byłych kolegów podejrzewają o związki z SB.
Raporty pokazują jak ówczesna władza utrudniała życie osobom, które angażowały się w opozycję. Na porządku dziennym były na przykład interwencje u władz uczelni z sugestią, by osoby takie ostrzej traktować na egzaminach.
(PAP)
Źródło:
interia.pl