Prof. Friszke: wybory czerwcowe '89 - kolejny przedmiot walki politycznej?

3.6.Warszawa (PAP) - Czerwcowe wybory były kluczowym wydarzeniem zmiany ustrojowej w Polsce, a obecnie - tak jak cała sekwencja wydarzeń roku 1989 - są przedmiotem politycznej walki o obraz przeszłości - uważa historyk, prof. Andrzej Friszke.



Przed 18 laty, 4 czerwca 1989 roku, odbyły się pierwsze w powojennej historii Polski częściowo wolne wybory do Sejmu oraz całkowicie wolne do przywróconego Senatu. Wybory zakończyły się zwycięstwem opozycji, startującej jako Komitet Obywatelski "Solidarność".



"Wybory czerwcowe w roku 1989 były pierwszymi wolnymi wyborami w Polsce od wielu, wielu dziesięcioleci. Były one możliwe dzięki zawarciu kompromisu przy +Okrągłym Stole+" - przypomniał prof. Friszke w rozmowie z PAP.



Jak dodał, były to wybory wolne w tym sensie, że "Polacy po raz pierwszy po II wojnie światowej mogli swobodnie zawalczyć o obsadzenie całego Senatu i jednej trzeciej miejsc w Sejmie". "Te wybory spowodowały generalną zmianę ustrojową, znacznie głębszą niż kontrakt Okrągłego Stołu" - uważa historyk.



Według niego, wybory '89 r. w gruncie rzeczy położyły kres dominacji PZPR - "szczególnie, że przywódcy PZPR nie dostali się do Sejmu w ogóle".



"Ugrupowania koalicyjne miały większość 2/3 posłów związanych z dawnym układem rządzącym, ale w gruncie rzeczy była to większość dość słabo mobilna. W ciągu paru tygodni powstała nowa koalicja rządząca - dotychczasowych sojuszników PZPR, czyli ZSL i SD z +Solidarnością+ i w ten sposób powstać mógł rząd Tadeusza Mazowieckiego, pierwszy rząd wolnej Polski" - powiedział prof. Friszke.



Okrągły Stół, wybory czerwcowe, a potem powstanie rządu Mazowieckiego to - mówił historyk - są trzy wydarzenia, które układają się w sekwencję zdarzeń i trudno jest jakiekolwiek z niej wyłączyć, a wybory czerwcowe są w samym jej centrum.



Prof. Friszke podkreślił, że w 1989 roku Polska zadziwiła świat, bo przez lata 80. była krajem ogromnego kryzysu politycznego: "tysiące więźniów politycznych, brutalne starcia na ulicach - w tym charakterze Polska gościła na łamach światowej prasy".



"Natomiast w roku 1989 okazało się, że Polacy są w stanie wznieść się ponad te emocje, ponad te konflikty, potrafią zawrzeć kompromis co do procedur i trzymać się ich - żadna ze stron nie próbowała tych umów i tych procedur złamać, co oczywiście byłoby szalenie groźne" - powiedział historyk.



Tym sposobem - dodał - Polska pokazała, że jest możliwe łagodne i pokojowe przejście z jednego do drugiego systemu.



"Nie wszystkim się to podoba i dzisiaj mamy mnóstwo ataków przede wszystkim na +Okrągły Stół+ oraz pomówień kierowanych pod adresem negocjatorów ze strony solidarnościowej. I choć nikt na razie wprost nie atakuje wyborów czerwcowych, to logika ataków na +Okrągły Stół+ w gruncie rzeczy może się też przełożyć na logikę ataków na wybory czerwcowe, bo są one rozwinięciem kontraktu +Okrągłego Stołu+" - uważa prof. Friszke.



Zmiana w postrzeganiu wydarzeń 1989 roku - jak podkreślił profesor - nie wynika z tego, że wyszły na jaw nowe fakty czy też poznano jakieś nowe dokumenty, które kazałyby zmienić ocenę tamtych wydarzeń. "To jest walka polityczna wokół obrazu przeszłości. Już nie raz w historii tak się działo, że wydarzenia sprzed lat były amunicją do walki politycznej" - powiedział prof. Friszke.



"To walka - powiedzmy sobie szczerze - o przywództwo w dawnym obozie +Solidarności+ i podważenie zasług ludzi, którzy w roku 1989 kierowali tym obozem, takich jak Lech Wałęsa, Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki, Adam Michnik czy Jacek Kuroń. Bo to są najważniejsze osoby, które układały strategię opozycji w roku 1989. Walcząc z tymi ludźmi, dzisiaj w oczach prawicy bardzo niepopularnymi, w gruncie rzeczy podważa się ich osiągnięcia, ich zasługi" - mówił.



Prof. Friszke podkreślił, że obraz przeszłości taki, jaki powinien być upowszechniany w szkole i na uniwersytetach, "musi być zgodny z dokumentacją, z tym co ustalają historycy, co pamiętają świadkowie".



"Żadne dostępne i znane mi dokumenty nie podważają obrazu przemian roku 1989, jaki znamy z autopsji. Choć niektórzy ludzie nie umieją się z tym obrazem pogodzić i na siłę próbują wmawiać, że było inaczej niż widzieliśmy" - zaznaczył.



"Roman Giertych ma wielką moc tworzenia faktów - mógł przesądzić, że Jan Dobraczyński jest większym pisarzem od Józefa Conrada albo Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, więc teoretycznie wyobrażam sobie, że bardzo różne rzeczy jeszcze może próbować narzucić" - ironizował profesor.



Ale - jak dodał - "jeżeli administracja, rząd narzuci pewien obraz historii i uzna, że to jest kanoniczna prawda, to oznaczałoby zniesienie demokracji".(PAP)




Inne doniesienia prasowe: