Nieuchwytni zbrodniarze

Gdzie mają swoje nory?
Co jakiś czas dochodzą nas wiadomości, że „pętla wokół Karadżicia i Mladicia się zacieśnia”. Tymczasem ci dwaj najbardziej poszukiwani zbrodniarze są wciąż nieuchwytni. Mija właśnie dziesięć lat od dnia, gdy trybunał w Hadze – po raz pierwszy od zakończenia drugiej wojny światowej – rozesłał listy gończe za zbrodniarzami ludobójcami.
Spośród kilkudziesięciu ściganych właśnie oni mają ręce najbardziej zbroczone krwią. Radovan Karadżić był prezydentem Republiki Serbskiej, a generał Ratko Mladić dowódcą jej wojsk.

Nie brak więc spekulacji – piszą banjaluckie „Nezavisne novine” – że istnieją siły, którym zależy na tym, aby nigdy nie doszło do schwytania i procesu obu zbrodniarzy, gdyż mogliby oni ujawnić tajemnice kompromitujące nie tylko Zachód. Dziennik twierdzi, że najbardziej obawiają się tego Rosjanie i Francuzi. Nie podaje jednak, czego te obawy mogłyby dotyczyć? Można się jedynie domyślać, że chodzi o sprzyjanie Serbom, w szczególności w pierwszym okresie wojny w byłej Jugosławii.

Pierwszą poważną zakrojoną na wielką skalę obławę na Karadżicia przeprowadzono w kwietniu 1998 r. na granicy Bośni i Hercegowiny z Czarnogórą. Ponieważ zakończyła się niepowodzeniem, więc – dla podreperowania prestiżu i poprawienia sobie samopoczucia – dowództwo sił międzynarodowych w BiH wydało „bardzo poważne ostrzeżenie”, że jeśli Karadżić sam w ciągu 30 dni nie odda się w ręce sprawiedliwości, to jego dni, a może nawet i godziny wolności będą po tym terminie policzone. Autorom tego ostrzeżenia zabrakło już pewnie baranów do liczenia...

Kolejne cztery wielkie operacje, w tym także obława z udziałem polskiego GROM-u, przyniosły jedynie rozgłos Karadżiciowi jako chytremu lisowi. Bo choć żołnierze i policjanci wiele razy wpadali na trop ściganego i deptali mu po piętach, ten zdołał zawsze zmylić pościg i skryć się w swojej norze.

Z początkiem 2002 r. do poszukiwań przyłączyli się amerykańscy rangersi, którzy – jak twierdził Waszyngton – zlokalizowali bardzo precyzyjnie kryjówki Karadżicia i Mladicia. Ten drugi miał się ukrywać w kompleksie Han Pijesk (była baza wojenna Jugosłowiańskiej Armii Ludowej w Bośni i Hercegowinie). Zapewniano, że obiekty zostały okrążone i nawet mysz nie przejdzie. Ale Mladić przeszedł... Do Serbii...

– Szukaliśmy Mladicia wszędzie, gdzie mógł się ukrywać... W lesie, w prywatnej klinice i w zakonspirowanym mieszkaniu w Belgradzie. Także w willi pod Belgradem, a nawet w monastyrach – mówi Rasim Ljajić, przewodniczący Narodowej Rady do Współpracy z Trybunałem w Hadze. Jego zdaniem generał Mladić do 2002 r. rzeczywiście ukrywał się w Serbii, lecz później wszelki ślad po nim zaginął.

Gdzie mają swoje nory?

Wywiadowcy CIA są niemalże pewni, że Mladić ukrywa się w jakiejś pieczarze, a może nawet w norze w niedostępnej puszczy Perućica. Ale „wszyscy wierni ludzie generała” znają tajemne przejścia, którymi może on szybko zbiec do Serbii lub Czarnogóry. I – jeśli wierzyć ostatniemu oświadczeniu byłego szefa tajnej serbskiej policji Gorana Petrovicia – Mladić już wiele razy korzystał z tajemnych ścieżek, bo do końca 2002 r. przebywał często w Serbii pod opieką wysokich rangą oficerów sztabu generalnego wojsk Jugosławii, a następnie ministerstwa obrony Serbii i Czarnogóry. Podobno został przypadkowo spotkany i rozpoznany w belgradzkich koszarach „Topcider” przez dwóch żołnierzy, którzy wkrótce zginęli w tajemniczych okolicznościach.

Wywiad rosyjski stanowczo zaprzecza tym rewelacjom i zapewnia, iż Mladić znalazł schronienie najlepsze z możliwych – w Rosji, gdzie ma kryjówki w luksusowym apartamencie w Moskwie, w Petersburgu oraz w jednym z monastyrów, a nad jego bezpieczeństwem czuwają agenci KGB. Zapuścił brodę i nosi kapelusz z szerokim rondem.

Natomiast na bogatej i krętej trasie niezliczonych kryjówek Karadżicia znajdują się wille w Lukavicy i Trebinii, monastyry: „Ostrog” w pobliżu Nikszicia i „Hilandar” na „Svetoj gori”. Czarnogórska policja wiele razy przeszukała m.in. „Ostrog” i nie znalazła śladów pobytu Karadżicia, nawet jednego włosa... Podobno Karadżić zgolił bujną czuprynę i zapuścił brodę.

Generał się targuje

Mladić – w przeciwieństwie do Karadżicia, który od samego początku twierdził, że „żywego mnie nie wezmą” – gdy zobaczył pierwszy raz swoje zdjęcie na liście gończym, przestraszył się. Oblał go zimny pot... Zaczął bardzo poważnie zastanawiać się nad możliwością dobrowolnego oddania się w ręce sprawiedliwości, licząc, że uniknie wtedy stryczka, a może nawet i dożywocia. Przebywał wówczas (1996 r.) w swoim bunkrze dowodzenia w Crnoj Rijeci w pobliżu wspomnianego już Han Pijesk i zajmował się uprawą roli. Wspólnie z zaufanym greckim adwokatem przygotowywał linię obrony przed haskim trybunałem.

Ta ostatnia wiadomość rozeszła się lotem błyskawicy i być może uśpiła nieco czujność sił międzynarodowych, co umożliwiło Mladiciowi skontaktowanie się z Karadżiciem. Po rozmowie w cztery oczy z prezydentem psychiatrą Mladić zmienił zdanie! Odprawił greckiego adwokata i wydał oświadczenie: „Nigdy nie pojadę dobrowolnie do Hagi! To jest trybunał polityczny nad Serbami! Ja mogę być sądzony jedynie przez serbski sąd, przez sąd mojego narodu”.

Jednakże ostatnio Mladić znowu zmienił zdanie. Gdy zorientował się, że trybunał w Hadze ma niepodważalne dowody jego zbrodni, w szczególności tej najstraszliwszej, dokonanej w Srebrenicy (w lipcu 1995 r. zamordowano tam prawie 8 tys. bezbronnych Bośniaków Muzułmanów, głównie kobiet, dzieci i starców), znowu rozważa możliwość wyjścia z kryjówki i oddania się w ręce sprawiedliwości. Ale już na wstępie stawia warunki. Żąda przekazania jego rodzinie 5 mln dolarów oraz dożywotniej ochrony.

Rzekomo pośrednikami w tych rozmowach są – pozostający w cieniu, lecz wciąż powiązani z serbską polityką – byli współpracownicy Slobodana Miloszevicia. Belgrad oficjalnie odcina się od tych rewelacji.

Od momentu, gdy za zbrodniarzami rozesłano listy gończe, spekuluje się, co się stanie, jeśli zostaną okrążeni i nie będą już mieli żadnej możliwości ucieczki?

Zoran Stanković, były naczelnik Wojskowej Akademii Medycznej w Belgradzie, przyjaciel rodziny Mladiciów, twierdzi, że Ratko zwierzył mu się kiedyś, że „żywy nie pozwoli się wziąć”. To znaczy zginie w walce.

Także bracia i przyjaciele Karadżicia są pewni tego, że ich „ukochany przywódca” postąpi podobnie. Pisarz Momo Kapor, pozostający kiedyś w zażyłych stosunkach z Karadżiciem, również wyklucza, aby Radovan popełnił w ostatniej chwili samobójstwo. – On jest człowiekiem głęboko wierzącym, a prawosławie uważa samobójstwo za największy grzech. Co więc uczyni w ostatecznym zagrożeniu? Karadżić pochodzi z czarnogórskiego plemienia Drobnjaka, które surowo przestrzega następującej zasady: „Jeśli znajdziesz się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, to walcz, aby razem z tobą poszedł na »tamten świat« także jeden z twoich zabójców” – kończy Kapor.

Radovan Karadżić

Urodził się w 1945 r. we wsi Petnica w Czarnogórze. Jego ojciec był krawcem i szewcem. Radovan studiował medycynę w Sarajewie i w USA (neuropsychiatra). Żonaty, dwoje dorosłych dzieci. Do polityki trafił w 1989 r.; wybrano go wówczas na przewodniczącego skrajnie nacjonalistycznej Serbskiej Partii Demokratycznej (SDS), a w maju 1992 r. był już prezydentem Republiki Serbskiej.

Ratko Mladić

Urodził się w 1943 r. we wsi Bożanovicie w pobliżu Kalinovika. Ukończył z dyplomem prymusa akademię wojskową. Pełnił służbę m.in. w Skopje, Kumanovie, Ohridzie, a od 1991 r. w Prisztinie. Gdy Jugosławia zaczęła się rozpadać, mianowano go komendantem Korpusu w Kninie, a następnie został głównym dowódcą sił serbskich w Bośni i Hercegowinie. W 1996 r. Biljana Plavsić, która była wówczas prezydentem RS, przeniosła Mladicia w stan spoczynku.

Źródło:
onet.pl


Inne doniesienia prasowe: