Jeźdźcy apokalipsy

Bali się jej wrodzy żołnierze, ludność cywilna oraz... moskiewska centrala
1. Armia Konna Siemiona Budionnego budziła powszechny strach. Gdy gdzieś pojawiali się jeźdźcy ze sławnej Konarmii, nikt nie był bezpieczny. Nawet komisarze.

Zbiera się teraz przez Kremieńczug i Jekatierynosław sława bolszewickiej armii, konna armia Budionnego, która jakoby zwyciężyła Denikina. Zbiera się bardzo powoli, bo im pociągi źle pracują, ale powoli przechodzi na prawy brzeg Dniepru i już dwie dywizje i pół, to znaczy pięć dywizji jazdy. Będzie więc ładna i może rozstrzygająca gra” – pisał w połowie maja 1920 r. naczelny wódz Józef Piłsudski do gen. Sosnkowskiego. Dzięki wywiadowi Piłsudski znał doskonale ruchy wojsk bolszewickich. Ba, w odległej Warszawie orientowano się nawet w problemach logistycznych odległego o tysiące kilometrów przeciwnika. Informacje o rzuceniu 1. Armii Konnej z Kaukazu na front przeciwko Polakom nie zrobiły jednak na Wodzu Naczelnym specjalnego wrażenia. Uważał on bowiem wrogą armię za mało groźną, a jej wojowniczą sławę za mocno wyolbrzymioną. Kilka lat później napisał, iż „znaczenie tego nowego nieprzyjaciela w owe czasy lekceważyłem. (...) Z niedowierzaniem również przyglądałem się metodzie użycia jazdy niewiele w sposób nomadów, sposób przypominający mocno starodawne czasy, tak znane naszym praojcom, czasy najazdów tatarskich. Jazda, idąca, że tak powiem, bez zorganizowanych tyłów na dalekie przestrzenie, żywiąca ludzi i konie jedynie wyjadaniem jak szarańcza tego, co znajdzie na miejscu, ciągnąca za sobą zapasy amunicyjne na czas dłuższy (...) taka sformowana w samodzielną armię, wydawała się i wydaje mi się dotąd pewnym nonsensem strategicznym. Nie przypisywałem jej więc, powtarzam, wielkiego znaczenia”. Czy jednak Piłsudski miał rację?

Gdy armie mocarstw europejskich wyruszały w 1914 r. na fronty wielkiej wojny, to właśnie Rosjanie mogli pochwalić się najpotężniejszą liczebnie kawalerią świata. Jednak zaledwie trzy lata później z dumnych pułków konnych Mikołaja II pozostało tylko wspomnienie.

Politycznie niepoprawni

Przeprowadzony jesienią 1917 r. przewrót bolszewicki zagroził nawet całkowitym unicestwieniem rosyjskiej kawalerii. Nowi włodarze Kremla uznawali bowiem jazdę za „ideologiczne odstępstwo, niemające związku z duchem robotniczo-chłopskiej armii”. Preferowana była piechota, artyleria, ale nie jazda – kojarzona z dawną elitą czy nieobliczalnymi Kozakami. Dopiero sukcesy kawalerii „białych” generałów, którzy w 1918 roku wydali wojnę bolszewikom, zmusiły Lenina i Trockiego do rewizji swoich poglądów. Na hasło Lenina „proletariusze na konia!” bolszewicy zaczęli organizować szwadrony, pułki, brygady, wreszcie kawaleryjskie dywizje. Latem 1919 r. powstał 1. Korpus Konny, na dowódcę którego wyznaczono Siemiona Michajłowicza Budionnego.

Budionnyj, doświadczony kawalerzysta, twórca wielu pierwszych „czerwonych” szwadronów, sprawiał wrażenie idealnego kandydata. Choć nieco ograniczony umysłowo, znał się na kawalerii, a z bolszewikami związał się na śmierć i życie. Lojalność zaś uważano za rzecz najważniejszą, ponieważ w czasie wojny domowej oddziały kawaleryjskie nadzwyczaj często zmieniały front, nawet po kilka razy! Dowódca konnego korpusu miał także nosa do dobierania znajomych. Już w 1919 roku stał się poplecznikiem Iosifa Dżugaszwilego, znanego lepiej jako Józef Stalin. To właśnie przyszły „czerwony car”, jako członek Rewolucyjnej Rady Wojennej Frontu Południowego, poparł pomysł Budionnego utworzenia całej armii konnej. Formalnie tzw. konarmię utworzono 11 listopada 1919 r. Gdy kilka lat później Stalin stał się panem Rosji, to właśnie ludzie z „jego” armii zajęli szereg najwyższych państwowych urzędów. W większości przetrwali nawet krwawe „czystki”.

Rodzi się legenda

Utworzenie Armii Konnej zbiegło się z głośnymi sukcesami jazdy Budionnego nad Dońcem i we wschodniej Ukrainie. Faktycznie, szli jak burza, choć trzeba zaznaczyć, iż zdemoralizowane armie byłych carskich generałów stawiały względnie słaby opór. Wreszcie w styczniu 1920 r. czerwoni jeźdźcy zjawili się w Rostowie, głównej bazie zaopatrzeniowej wojsk „białych”, co faktycznie rozstrzygnęło klęskę tych ostatnich. W bogatym mieście, pełnym wojskowych zapasów, zaczęła się też rodzić „czarna” legenda Armii Konnej. Gwałty, liczne rozboje, mordowanie jeńców, masowe pijaństwo wstrząsały miastem przez kilka dni i praktycznie nikt nie potrafił przywołać do porządku podkomendnych Budionnego. Jednak dla Kremla, zwłaszcza zaś dla przewodniczącego Rewolucyjnej Rady Wojennej Republiki Lwa Trockiego, najgroźniejszy był inny element. Niesubordynację i brak ideowości uznawano za szczególnie niebezpieczne. Żołnierzami Budionnego byli często Kozacy działający w grupach klanowych i im przede wszystkim wierni. Dodatkowo ludzie ci słabo orientowali się w celach wojny, o polityce nie wspominając. Nierzadko przerażeni komisarze meldowali, iż żołnierze wznosili hasła w stylu „bolszewizm tak, komunizm nie” lub „bij panów, Żydów i bolszewików. Niech żyje Lenin”. Zdarzały się nawet napady rabunkowe na inne oddziały armii bolszewickiej. Jednak na razie Trocki tolerował 1. Armię Konną, była bowiem potrzebna na froncie. Nie bez znaczenia była także protekcja Stalina.

Rostów był tylko zapowiedzią brutalności, jakiej wiosną i jesienią 1920 roku (w czasie marszu na i odwrotu z frontu polskiego) doświadczyła z ręki żołnierzy Armii Konnej ludność Ukrainy. Licząca blisko 40 tysięcy ludzi wszystkich służb armia, niczym przywołana przez Piłsudskiego głodna szarańcza, ogołacała szlak swego marszu z koni, butów, jedzenia i wszelkich dóbr. Zdarzało się, iż interweniujący w celu ochrony ludności komisarze i miejscowi komuniści byli nawet zabijani. Sprawców wprawdzie natychmiast surowo karano, ale nawet sam Budionnyj nie do końca orientował się, na co jeszcze stać jego podkomendnych. Tym bardziej iż gdy w maju armia stanęła naprzeciw wojsk polskich, zdezerterowało z niej w całości kilka kozackich pułków!

Polska pięść

Ocena Piłsudskiego co do Konarmii sprawdziła się częściowo. Jej wartość bojowa – z punktu widzenia standardów z 1914 roku – była znikoma. Maksymalnie 20 tys. ludzi w oddziałach liniowych, niespełna sto dział, kilkanaście samochodów pancernych, tyleż samolotów, parę pociągów pancernych. Jednak i siły polskie z nią walczące były relatywnie nieliczne. Dlatego też czerwona jazda odniosła latem 1920 r. kilka znaczących sukcesów, dochodząc ostatecznie prawie pod Lwów. Z drugiej strony Polacy bili się inaczej niż „biali”. Walczyli twardo, okrucieństwo i zabijanie jeńców nie osłabiało, ale umacniało ich morale i wolę walki, byli lepiej dowodzeni. Agitacja polityczna zaś nie trafiała do okupowanej ludności. Zabici w szeregach Armii Konnej padali znacznie częściej niż dotychczas, co spowodowało, iż dyscyplina zaczęła się załamywać. Gdy w sierpniu odtrąbiono odwrót, upadła całkowicie. Dopiero masowe rozstrzeliwania i rozwiązywanie kilku pułków „wsławionych” mordami komisarzy i masowymi grabieżami położyło kres niesubordynacji oddziałów. Piłsudski faktycznie nieco nie docenił Konarmii, ale generalnie miał rację. Dla słabych lub bezbronnych żołnierze Budionnego byli prawdziwymi jeźdźcami apokalipsy. Jednakże wobec twardego oporu sławna Armia Konna traciła ducha walki, okazywała słabość. Po zakończeniu wojny domowej Trocki najpierw zredukował, a w 1923 r. ostatecznie rozwiązał 1. Armię Konną. Wkrótce jednak przegrał walkę o władzę, a krwawi kawalerzyści, tacy jak Budionnyj, Woroszyłow czy Timoszenko dosłużyli się stopni Marszałków Związku Radzieckiego.

Źródło:
onet.pl - "Polska Zbrojna"


Inne doniesienia prasowe: