Dr Dudek: wybory 4 czerwca 1989 r. - początek końca komunizmu

3.6.Warszawa (PAP) - Zdaniem historyka, dra Antoniego Dudka, wybory 4 czerwca 1989 roku były początkiem końca komunizmu w Polsce. "Okrągły Stół to ostatnie ważne wydarzenie w dziejach PRL, a wybory 4 czerwca to pierwsze ważne wydarzenie w dziejach III RP" - podkreślił historyk.



Przed 18 laty, 4 czerwca 1989 roku, odbyły się pierwsze w powojennej historii Polski częściowo wolne wybory do Sejmu oraz całkowicie wolne do przywróconego Senatu. Wybory zakończyły się zwycięstwem opozycji, startującej jako Komitet Obywatelski "Solidarność".



W ocenie dr. Dudka, wybory 4 czerwca były najważniejszym wydarzeniem w 1989 r. Według niego, obrady Okrągłego Stołu "całkowicie przysłoniły" w świadomości Polaków inne, bardzo ważne wydarzenia w 1989 roku: wybory i powstanie rządu Tadeusza Mazowieckiego.



"Polakom te wydarzenia zlewają się w pewną całość - duża część społeczeństwa myśli, że wszystko wydarzyło się przy Okrągłym Stole. A to jest nieporozumienie" - zaznaczył.



Historyk podkreślił, że Okrągły Stół uruchomił pewien proces, ale - jak ocenił - gdyby nie wyniki wyborów 4 czerwca, to wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. "W wolnej grze wyborczej ekipa +Solidarności+ odniosła totalne zwycięstwo, co otworzyło drogę do odejścia od kontraktu Okrągłego Stołu, czego efektem było powstanie rządu Mazowieckiego" - powiedział Dudek.



Jak dodał, PZPR po wyborach była przegrana i znalazła się w rozsypce.



Zdaniem Dudka, 4 czerwca to wielki sukces Polski i Polaków. "Przy pomocy najbardziej pokojowej metody - kartki wyborczej - Polacy odrzucili socjalizm i dyktaturę komunistyczną. To był żywiołowy proces destrukcji władzy komunistycznej w Polsce" - podkreślił historyk.



"Wybory 4 czerwca to był plebiscyt +za - czy przeciw PRL+. Ci, którzy byli za kontynuacją PRL, głosowali na kandydatów koalicji rządzącej - PZPR, SD, ZSL, a ci którzy byli przeciw, głosowali na drużynę Lecha Wałęsy - czyli na kandydatów Komitetu Obywatelskiego +Solidarność+" - powiedział Dudek.



Historyk przypomniał, że w Senacie "drużyna Lecha" zdobyła 99 na 100 miejsc, a - jak zaznaczył - obóz rządzący nie zdobył tak naprawdę żadnego mandatu, bo brakujący mandat zdobył Henryk Stokłosa - w praktyce kandydat niezależny. "To dowodziło, że Polacy zdecydowanie odrzucili stary reżim" - podkreślił.



Dudek przyznał, że również niektórzy kandydaci obozu władzy na senatorów, tacy jak Aleksander Kwaśniewski czy Mieczysław Wilczek dostali sporo głosów wyborach, ale - jak przypomniał - to było za mało, żeby wygrać w systemie większościowym - w jakim przeprowadzone były wybory do Senatu.



"Polska 4 czerwca była podzielona, ale w ramach tego podziału wyraźna większość chciała zmiany i odejścia od PRL. Odbyło się to bez dramatycznych wydarzeń, bez rozlewu krwi" - podkreślił historyk.



Dudek przypomniał też, że niektóre osoby, które były wtedy w "drużynie Lecha", wciąż działają w życiu politycznym. Jarosław Kaczyński jest premierem, Lech Kaczyński - prezydentem, Bogdan Borusewicz - marszałkiem Senatu. "Ludzie Solidarności nie są na marginesie" - podkreślił.



Przyznał jednocześnie, że wielu ludzi Solidarności w nowej rzeczywistości czuje się zapomnianych i odrzuconych. "To jest jednak nieuchronne zjawisko. To taki syndrom kombatancki. Dlatego trzeba przypominać o nich, a tym którzy tego potrzebują trzeba pomagać materialnie, nadawać odznaczenia" - powiedział historyk.(PAP)


Inne doniesienia prasowe: