Najlepsi w drugiej wojnie światowej (klasyfikacja według komandosów brytyjskich)

Autor: Tomasz Szczurowski

Od pół wieku trwają i pewno trwać będą jeszcze długo dyskusje i dywagacje nad problemem: którym z żołnierzy biorących udział w drugiej wojnie światowej przysługuje miano najlepszych. Jako dowód wartości Polaków często przytacza się u nas mniej lub bardziej prawdziwą wypowiedź Hitlera, że dysponując niemieckim wyposażeniem i polskim żołnierzem pokonałby Związek Sowiecki i zawojował świat. Ma to być dowód na to, że Polacy, co zresztą wykazali w tej wojnie, bez wątpienia byli doskonałymi żołnierzami. Czy jednak rzeczywiście najlepszymi? Ponadto jest interesujące, jak widzieli nas inni, jak wypadamy na tle innych armii. Przedstawionego poniżej podsumowania nie należy traktować autorytatywnie, lecz jedynie jako pewnego rodzaju ciekawostkę, która jednak stanowi materiał do dalszych przemyśleń i wniosków. Ponadto jest ono wartościowe dzięki fachowości i obiektywizmowi osób, które je sporządzały.

W marcu 1946 roku grupa oficerów, głównie spadochroniarzy i komandosów, ze sztabu S.O.E. (Special Operations Executive, tzn. Zarząd Operacji Specjalnych) oczekiwała przez kilkanaście dni w garnizonowym miasteczku Meerut na powrót do domu, do Anglii. Większość z nich spędziła wojnę na różnych frontach w Europie, Afryce i Azji, biorąc udział w wielu akcjach, podczas których mieli doskonałą okazję poznania walorów bojowych zarówno swoich sprzymierzeńców, jak i żołnierzy nieprzyjaciela. Jako zespół stanowili kompletne i kompetentne grono fachowców w zakresie wszyst­kich niemalże sposobów walki na lądzie, na morzu i w powietrzu.

To oczekiwanie w Meerut było dla nich okresem szczególnym, dniami całkowitego już odprężenia, podczas których wspomnienia i retrospekcje minio­nej wojny często wracały w dyskusjach i rozmowach. Podczas długich wieczorów w kasynie, kiedy whisky i gin lały się strumieniami, atmosfera stawała się go­rąca, a argumenty wytaczane przez zabierających głos niezwykle dosadne. Z reguły obsługa baru nie nadążała za tokiem dyskusji i bladym świtem ku rozpaczy tych, którzy mieli jeszcze siłę oponować, zamykano lokal, a do debaty powracano popołudniem dnia następnego. W końcu 37 oficerów postanowiło prze­prowadzić głosowanie, którzy żołnierze byli najlepsi w drugiej wojnie światowej. Postanowiono również wybrać najgorszych – nie tylko odważnych, ale i tchórzy, nie tylko odpornych na trudy, ale i mięczaków. Ustalono, że oficerowie mogą głosować jedynie na narodowości, z którymi bezpośrednio zetknęli się w walce, do­świadczyli ich wad i zalet w boju. Stąd już w fazie przygotowań okazało się, że w tym podsumowaniu zostaną pominięci żołnierze kilku znaczących armii. Tak się bowiem złożyło, że spośród oficerów szta­bu S.O.E. jedynie dwóch zetknęło się w walce z Rosjanami, trzech z Chińczykami, a tylko jeden z Finami.

 

 

Po ustaleniu zasad i przeprowadzeniu głosowania, którego sekretariat  zainstalo­wano w barze kasyna, ogłoszono nastę­pującą klasyfikację: najlepszymi żołnie­rzami w drugiej wojnie zostali:

  1. Niem­cy (78% wszystkich głosów), 2. Polacy, 3. Japończycy.

Najgorsi: 1. Włosi (100%).

Najlepsi w natarciu:

1.      Niemcy (37%), 2. Szkoci (górale szkoccy, jako przeci­wieństwo Brytyjczyków), 3. Polacy i Japończycy.

Najlepsi w odwrocie:

  1. Niemcy (45%), 2. Brytyjczycy, 3. Oddziały mieszane.

Zdyscyplinowani:

  1. Japończycy (33%), 2. Niemcy, 3. oddziały mieszane.

Bez dyscypliny:

  1. Włosi (44%), 2. Ame­rykanie, 3. Australijczycy.

Odporni na trudy wojny:

  1. Brytyjczy­cy, 2. Niemcy, 3. Polacy.

Najmniej odporni:

  1. Grecy (46%), 2. Włosi, 3. Francuzi.

Obdarzeni wyobraźnią:

  1. Brytyjczycy (62%), 2. Francuzi, 3. oddziały mieszane.

Bez wyobraźni:

  1. Japończycy (35%), 2. Gurkowie, 3. Niemcy.

Odważni:

  1. Gurkowie (37%), 2. Japoń­czycy, 3. Polacy.

Tchórze:

  1. Włosi (84%), 2. oddziały mieszane.

Najszybciej wpadają w panikę:

  1. Włosi i Amerykanie (po ­48%), 2. oddziały mieszane.

Najbardziej bezwzględni:

  1. Niemcy (44%), 2. Amerykanie, 3. oddziały mie­szane.

Najwięksi indywidualiści:

  1. Brytyjczy­cy (88%), 2. Norwegowie, 3. Polacy.

 

 

Powyższe zestawienie, co już podkreś­lono, stanowi swego rodzaju ciekawostkę i może być traktowane jedynie jako opi­nia części brytyjskich oficerów oraz przyczynek do dalszej dyskusji i prób oceny wartości żołnierzy walczących w latach 1939–1945. Wynikają jednak z niego dwa nie­zbite fakty. Pierwszy, że do miana naj­lepszych żołnierzy w pierwszym rzędzie kandydują Niemcy. Walory i cechy po­zytywnie wyróżniające ich spośród innych armii są wszystkim dobrze znane i nie ma sensu ich powtarzać. Wśród tych, którzy również uzyskali sławę najlepszych, są przede wszystkim Polacy, ale także Japończycy i Gurkowie. Żołnierze odważni, doskonali w natarciu, odporni na trudy wojny. Z kolei Brytyj­czycy okazali się najlepsi w katego­riach wojsk specjalnych (komandosów), wyróżniając się indywidualizmem, wyobraźnią oraz pewnością w działaniu (so­lidni i niezawodni).

Zestawienie Brytyjczyków jest niekom­pletne, przede wszystkim brakuje w nim miejsca dla Finów. Umiejętności wojsko­we i determinacja tych ostatnich w wal­ce z agresją sowiecką w latach 1939–1940 muszą budzić podziw i uznanie. Po­dobnie, pomijając wszystkie względy po­lityczne i inne, uznanie budzić musi po­stawa i wielokrotnie okazywane męstwo żołnierzy sowieckich, którzy w znacznej mierze na swoich barkach dźwigali cię­żar pokonania wojsk hitlerowskich. Tym bardziej jest to godne podkreślenia, że według najnowszych badań prowadzonych w Londynie przez Lt-Col. Przemysława A. Szudka skuteczność ich działania w okresie drugiej wojny była dziesięciokrot­nie niższa niż żołnierzy niemieckich. So­wieci nie byli najlepsi, ale zaprezentowa­li w drugiej wojnie światowej umiejęt­ność utrzymania szybkiego tempa natar­cia, wprost zgniatania przeciwnika połą­czonego z utrwaloną mentalnością czynienia spustoszenia niczym Japończycy, przy jed­noczesnej ignorancji i przekonaniu o znikomej wartości życia ludzkiego.

Wspomnieć również należy o żołnie­rzach państw byłej Jugosławii, za dobrze i z determinacją prowadzone działania partyzanckie. Wśród najlepszych w głoso­waniu komandosów jest stosunkowo nie­wielki odsetek żołnierzy armii wspólnoty brytyjskiej. To mogło być umyślne dzia­łanie Anglików, którzy potrafili docenić szkockich górali (Highlanders), lecz widocznie zapomnieli o twardych Irlandczy­kach, nie mówiąc już o farmerach z Nowej Zelandii czy żołnierzach z Południo­wej Afryki. Jasno więc widać, że spo­śród poddanych angielskiej królowej naj­lepsi muszą być jeśli już nie Angli­cy, to na pewno Brytyjczycy.

A teraz o najgorszych. Nasuwa się drugi niezbity fakt, że najgorsi byli Wło­si. „Drewniane łyżki” to była armia żoł­nierzy niekompetentnych i pozbawionych charakteru waleczności. Na tle całej ar­mii włoskiej korzystnie prezentowały się niektóre z załóg miniaturowych łodzi pod­wodnych, podejmując wiele śmiałych ak­cji.

Wśród tych, z których w głosowaniu zrobiono nędzny show, są Francuzi, nie­zwykle napiętnowani, niemal brutalnie poniżeni. Ale też Brytyjczycy wykorzys­tują każdą okazję wykazania wyższości nad sąsiadem z drugiej strony kanału­ La Manche, a w tym przypadku jest po ich stronie dużo racji.

W głosowaniu w Meerut niespodzianką była konsekwentnie niska ocena Amery­kanów, ale –co podkreślali Brytyjczycy – poza ogromną masą sprzętu i ludzi oraz zaangażowaniem w wojnę na Dalekim Wschodzie, gdzie prym wiedli U.S. Mari­nes, w Europie nie oni odgrywali naj­ważniejszą rolę, a już na pewno nie szczególne cechy ich żołnierzy.

Wśród tych, o których udziale w wojnie nie będzie mówić się najlepiej, zna­leźli się również Grecy. My zaś ze swej strony przypomnieć jeszcze możemy ma­ło zdecydowaną postawę wojsk państw Beneluksu i w większości pozbawioną waleczności i ugodową postawę Czechów. Powyższe wyniki plebiscytu i te kilka słów komentarza niechaj posłużą za przy­czynek do przemyśleń Czytelnika i dys­kusji w swoim gronie nad pytaniem, którzy z żołnierzy biorących udział w drugiej wojnie światowej byli najlepsi i dlaczego.

 

Oprac. na podst. W. Stanley Moss, The Sum­ming-up, Lilliput, December, 1957.

 

Autor dziękuje Panu Lt-Col. Przemysławowi A. Szud­kowi za pomoc i udostępnienie materiałów do niniejszego artykułu.