Po II wojnie światowej Polska utraciła w sumie ok. 76 tys. km2, a jej granice przesunięto 200 km na zachód. Nastąpiło olbrzymie przemieszczenie ludności na tzw. Ziemie Zachodnie i Północne. Te procesy migracyjno-terytorialne dotyczyły również Ziemi Kłodzkiej, na teren której przerzucono 10. Dywizję Piechoty ludowego Wojska Polskiego. Wspomniana Ziemia Kłodzka była w obrębie zainteresowań ówczesnych władz Czechosłowacji, które za wszelką cenę chciały przyłączyć ją do swego państwa.
Chodziło zresztą nie tylko o korektę tej części obszarów przygranicznych na korzyść Czechosłowacji. Powojenne siły zbrojne Polski nie były absolutnie przygotowane pod względem strukturalno-organizacyjnym, aby przynajmniej w miarę profesjonalnie zabezpieczyć granice Polski, dlatego też regularne oddziały Wojska Polskiego musiały natychmiast objąć nowe zadania i nowe posterunki.
Spór polsko-czechosłowacki o granice z lat 1945–1947 ma pewne uwarunkowania historyczne. Śląsk od ponad 400 lat, od umowy trenczyńskiej w 1335 r. do pokoju wrocławsko-berlińskiego w 1742 r., stanowił część Korony Czeskiej. Stąd też w procesie formowania się tkanki terytorialnej przyszłego państwa czeskiego pojawiły się krańcowe żądania rewindykacji ziem należących do Korony Świętego Wacława przed 1742 r., a w odniesieniu do Łużyc nawet przed 1635 r., kiedy to Czechy utraciły na rzecz Saksonii Łużyce Górne. Również w Polsce pojawiły się podobne głosy za przywróceniem historycznych granic Rzeczypospolitej z roku 1772 r.
Żołnierze 27. pp 10. DP na posterunku granicznym Kudowa-Słone – lipiec 1945
Po wybuchu II wojny światowej emigracyjne rządy Polski i Czechosłowacji przystąpiły do negocjacji nad przyjazną konfederacją obu państw. Zapowiadała ją wspólna deklaracja Edvarda Beneša i Władysława Sikorskiego z 11 XI 1940 r. Na tej bazie rząd polski w złożonym w tym samym miesiącu ministrowi Ernestowi Bevinowi memoriale postulował likwidację grożących obu państwom niemieckich klinów terytorialnych i wydłużenie wspólnej granicy. W pochodzącym z tego okresu zarysie nowych granic Rzeczypospolitej, opracowanym przez Londyńskie Biuro Prac Politycznych, pojawiły się propozycje oddania Czechom znacznej połaci powiatu głubczyckiego oraz dawnego hrabstwa kłodzkiego, o powierzchni 2332 km2, zamieszkanej przez 265 tys. osób. Pozwoliłoby to wydłużyć granicę polsko-czechosłowacką o 215 km. Dokument ten zawierał także postulat przyłączenia do Czechosłowacji Górnych i Dolnych Łużyc.
W pojęciu wielu polityków polskich, w tym Jerzego Winiewicza z Ministerstwa Prac Kongresowych, do powojennego państwa polskiego miał należeć Dolny Śląsk bez Kłodzka i Bystrzycy Kłodzkiej, które miały przypaść Czechosłowacji.
Zakres czechosłowackich nabytków terytorialnych zakreślony został również w dokumentach Polskiego Państwa Podziemnego. Wytyczając w połowie 1943 r. przyszłą granicę polsko-niemiecką, Krajowa Reprezentacja Polityczna pozostawiła hrabstwo kłodzkie Czechom. Jeszcze dalej w tej materii szły postulaty Komendy Głównej Armii Krajowej z sierpnia 1943 r., mówiące o potrzebie poparcia terytorialnych roszczeń Czechosłowacji do Kłodzka, Świdnicy, Legnicy, a nawet do dalszych rejonów Dolnego Śląska, jednak w połączeniu ze sprawą Zaolzia. Zagadnienia związane z ewentualnymi nabytkami terytorialnymi kosztem Niemiec zaprzątały także czechosłowackie kręgi migracyjne. Szczególną aktywność na tym polu wykazywał późniejszy przewodniczący Výboru Př?tel Klaska, prof. Vaclav Černy.
Beneš już w latach 1940–1942 miał dawać do zrozumienia zachodnim aliantom, że po wojnie Czechosłowacja wysunie roszczenia do części pruskiego Śląska. W 1941 r. powstał w Londynie zamysł opanowania Kłodzka w chwili załamania się Niemiec. Akcję tę miał przeprowadzić oddział Statni Police z Nachodu dowodzony przez J. Chudobę. Powiększenie obszaru Republiki było jednym z punktów rokowań czechosłowacko-radzieckich, prowadzonych w dniach 5–28 XII 1943 r. w Moskwie. Stalin miał wówczas zaproponować włączenie do ČSR południowego pasa Górnego Śląska z Raciborskiem, dolnej części Kotliny Kłodzkiej oraz Zagłębia Wałbrzyskiego. W oficjalnym protokole z rozmów nie sprecyzowano zakresu przyszłych czechosłowackich rewindykacji. W tej kwestii bardzo ostrożny był sam Beneš, któremu komuniści czechosłowaccy zarzucali kunktatorstwo i zaprzepaszczenie sprawy uzyskania Kłodzka.
Wiosną w Raciborskiem, Głubczyckiem, Nyskiem i Kłodzkiem doszło do licznych incydentów. W dniu 10 maja 1945 r. do Raciborza przybyły równocześnie polska obsada starostwa oraz zmotoryzowana i uzbrojona czeska grupa operacyjna. Okres niepewności trwał do 12 maja, kiedy to miejscowy radziecki komendant wojenny po otrzymaniu rozkazu przekazania Polakom miasta i prawobrzeżnej części powiatu zmusił Czechów do opuszczenia Raciborza. Nadal jednak niejasna była przyszłość reszty powiatu. Zarówno tam, jak i w sąsiednim Głubczyckiem pojawiły się trójkolorowe flagi. W tym samym czasie w Kłodzkiem, przy aktywnej pomocy ośrodka nachodzkiego, powstały zalążki czechosłowackiej administracji. W Słonym, Zakrzu i Kudowie podjęli działalność czescy starostowie, tolerowani przez wojskowe władze radzieckie.
W Nyskiem przygraniczny czeski starosta przystąpił do tworzenia z miejscowych Niemców podległej sobie milicji w Kałkowie, Jarnołtowie i Jasienicy Górnej, sygnalizując jednocześnie zamiar objęcia regionu przygranicznego z Otmuchowem włącznie. Poczynaniom tym kres położyła dopiero interwencja starosty nyskiego Wincentego Karugi u radzieckich władz wojskowych. O takim zajmowaniu przez Czechów przygranicznych gmin raportował również pełnomocnik do spraw przemysłu na powiat i miasto Nysę. Podobne informacje dochodziły także z powiatów kłodzkiego, bystrzyckiego i wałbrzyskiego. Wiele incydentów miało charakter bezprawnych rekwizycji; w maju i pierwszych dniach czerwca 1945 r. Raciborskie bez przeszkód penetrowała czeska milicja, zabierając bydło i płody rolne, a także strzelając do polskich flag. W dniu 6 czerwca Polacy zatrzymali 10-osobową grupę czechosłowackich milicjantów, którzy rekwirując konie i krowy dotarli aż na teren Raciborza. Po interwencji czechosłowackiego komendanta wojennego zostali oni szybko zwolnieni.
Żołnierze 27. pp 10. DP na posterunku granicznym Tłumaczów – lipiec 1945 roku
Inspekcjonujący w pierwszej połowie czerwca 1945 r. powiaty cieszyński i raciborski drugi wojewoda śląski Stefan Węgierow, omawiając powyższe wydarzenia, zwracał Jakubowi Bermanowi uwagę na potrzebę rychłego przejęcia całego powiatu raciborskiego, nie w kontekście zagrożenia czechosłowackiego, lecz ze względu na napływającą na Opolszczyznę falę osadników, głównie z Kresów.
Ale nie brakowało również incydentów transgranicznych. W Kotlinie Kłodzkiej za południową granicę wywieziony został m.in. z Mostowic skład Horna, a z Lasówki fabryka kryształów. Prasa polska jednoznacznie wskazywała na Czechów jako sprawców tych rekwizycji. Do podobnych wydarzeń dochodziło również na innych odcinkach pogranicza. W Kałkowie, w powiecie nyskim, w ostatniej chwili udaremniono Czechom demontaż i wywóz młyna wraz z zapasami zboża. Liczba przeprowadzonych przez południowego sąsiada rekwizycji została na terenie tej gminy ograniczona dopiero na początku czerwca, z chwilą gdy radziecka komendantura wojenna w Paczkowie przekazała stronie polskiej znajdujące się tam obiekty gospodarcze i weszła tam polska milicja. Linię graniczną w maju 1945 r. zdarzało się traktować bez specjalnej grzeczności także polskim urzędnikom. W porozumieniu z pełnomocnikiem do spraw przemysłu na miasto i powiat Nysa niemiecki dyrektor głuchołaskiej papierni zapuszczał się do 100 km w głąb terytorium Czech, ściągając stamtąd różne maszyny i urządzenia. Podobne działania podejmował również niemiecki dyrektor Okręgowych Sieci Elektrycznych.
Szaber i rabunki były wówczas na Ziemiach Odzyskanych zjawiskiem powszechnym. Na południowej granicy w pierwszych tygodniach po zakończeniu wojny dodatkowo sprzyjała temu niepewność co do politycznej przyszłości tych ziem. Zdemilitaryzowani byli także lokalni dowódcy radzieccy. W Kłodzkiem polska grupa operacyjna przybyła 17 maja, lecz władzę mogła przejąć dopiero 3 czerwca. W prasie z lipca 1945 r. pojawiła się informacja, że 2 czerwca 1945 r. do Kłodzka miały wjechać 2 ciężarówki z 60 czeskimi milicjantami, którzy mieli zwołać wiec pod hasłem przynależności Kłodzkiego do Czechosłowacji. 5 czerwca 1945 roku administracja polska zaczęła formalnie funkcjonować także w Bystrzycy Kłodzkiej. Kilka dni wcześniej, 26 maja, radziecki komendant wojenny oświadczył przybyłym tam Polakom, że nie ma żadnych rozkazów odnośnie do przekazania im miasta. Grupie podążającej do Wałbrzycha Rosjanie oświadczyli wręcz, że miasto to zostanie przekazane Czechosłowacji. W tym wypadku wątpliwości trwały jednak krócej, bo już 28 maja przeszło ono pod polską administrację.
Do poważniejszych incydentów doszło na przełomie pierwszej i drugiej dekady czerwca. 10 czerwca 1945 r. czechosłowacki batalion piechoty, wsparty plutonem czołgów i dwoma plutonami zmotoryzowanymi, przekroczył granicę w Raciborskiem, zajmując 14 przygranicznych miejscowości i dochodząc na odległość 5 km od Raciborza. W przygranicznych Chałupkach Czesi przeprowadzili rewizję we wszystkich domach, rozbroili wartowników kolejowych, aresztowali zawiadowcę stacji, a na samej stacji zerwano polskie tablice i emblematy. Polacy otrzymali 2 godziny na opuszczenie Chałupek i zostali odstawieni do Odry. Reagując na posunięcia strony czechosłowackiej, 12 czerwca rząd warszawski stanowczo zażądał wycofania wojsk czechosłowackich. Tego samego dnia Krajowa Rada Narodowa zaleciła ustawić wzdłuż granicy z Czechosłowacją słupy graniczne (z wyjątkiem odcinka nadolziańskiego). Naczelny Dowódca ludowego Wojska Polskiego marszałek Michał Rola-Żymierski nakazał 1. Korpusowi Pancernemu przejść na rubież Prudnik–Cieszyn, a dowódcy 2. Armii obsadzić linię Prudnik–Nysa. Polscy oficerowie mieli zażądać od dowódców czechosłowackich wycofania się za granicę w ciągu 24 godzin. W przeciwnym wypadku zajęte przez Czechów miejscowości miały być okrążone, a ich obsada brana do niewoli i odstawiona do granicy. Strzelać miano jedynie w odpowiedzi na ogień Czechów. Energiczne kroki podjęły także organy administracji. Ministerstwo Administracji Publicznej poleciło władzom polskim nie ustępować ze swych placówek na zagrożonych terenach, nawet w wypadku użycia przez Czechów siły, oraz przygotować się na przyjęcie przybywających tam jednostek wojska.
Jak to się odbywało na najniższych szczeblach, mówią wspomnienia Michała Kutny (których część jest niestety nieczytelna), żołnierza 29. pułku piechoty 10. Dywizji Piechoty. Pize on: „...po forsownym marszu do kraju spod czeskiej Pragi I batalion zatrzymał się na kilka dni w Głuszycy, a moja drużyna CKM otrzymała zadanie ochrony obiektu byłego obozu koncentracyjnego, gdzie obecnie, bez śladu tamtych dni, znajduje się stadion sportowy. Po penetracji terenu przez oficerów i ustaleniu granicy południowej w tym rejonie, batalion otrzymał zadanie – obstawić granice. Moja pięcioosobowa drużyna zajęła strażnicę przy przejściu w Golińsku. Po kilku tygodniach otrzymaliśmy zadanie zmiany strażnicy. Do Kudowy przyjechałem rowerem z kilkuosobową grupą rowerzystów w godzinach popołudniowych, w dniu Bożego Ciała. Daty nie pamiętam. Strażnicę w Kudowie – słonym przejęliśmy od cywili, którzy z ulgą oddali nam tak ważne zadanie. Na posiłki dojeżdżaliśmy wszyscy rowerami do najbliższej restauracji, przy drodze. Pewnego poranka przybył do nas na stołówkę elegancki panicz (z siwym wąsikiem). Był to pierwszy starosta Kudowy. Poprosił on nas, abyśmy przygotowali się do przywitania armii wracającej z Zachodu. Czekaliśmy z chlebem i solą do końca lipca 1945 r. i, zamiast witać braci, żegnaliśmy czerwonoarmistów zdążających na wschodni front”.
Inny świadek historii, Adam Kuhnem, tak wspomina swoją służbę graniczną od maja do września 1945 r.: „na polecenie dowódcy placówki w Zieleńcu skierowany zostałem do grupy organizującej patrole wzdłuż granicy, a dokładniej do spraw organizacyjnych związanych ze służbą wojskową oraz zabezpieczeniem obiektów wchodzących w skład placówki w wypadku napaści ze strony działających w tym rejonie grup ‘wilkołaków’ rozbitych pododdziałów SS”.
Dalej twierdzi Adam Kuhnem, że dowództwo 27. pp od maja do września 1945 r. doskonaliło system obrony granic pod względem strukturalnym, mówiąc o zorganizowaniu strażnic i placówek. Według danych z 17 lipca 1945 r. dywizja zorganizowała 41 placówek i 69 posterunków granicznych. 27. pp obsadził granicę czechosłowacką II i III batalionem, natomiast I batalion najpierw był w obwodzie, a w końcowym okresie służby został skierowany do ochrony granicy na odcinku Duszniki–Lądek Zdrój.
Okres służby granicznej 10. DP zapisał się dwoma znanymi wydarzeniami: otrzymaniem nazwy „sudecka”, co nastąpiło 19 sierpnia 1945 r., oraz sformowaniem specjalnej jednostki ochrony pogranicza zwanej WOP-em, i skierowaniem do tej służby 50 oficerów, 113 podoficerów i 300 szeregowców. Formowanie tej jednostki zakończono 29 września 1945 r. Odkomenderowanych wyposażono w broń i zgrupowano w rejonie rozmieszczenia dowództwa 10. DP w Kłodzku, formując potem z nich odpowiednie sztaby i pododdziały WOP-u.
Adam Kuhnem opisuje również incydent, jaki wynikł z powodu lądowania zwiadowczego samolotu czeskiego typu „Storch”, który przekroczył granicę w okolicy Wałbrzycha, próbując lądować w kilku miejscach: „...po pokonaniu trzech rund wokół twierdzy kłodzkiej i po obstrzale przez żołnierzy będących na polu gospodarstwa nastąpiło przymusowe lądowanie na obecnym czołgowisku, przy szosie prowadzącej do Nysy od strony wsi Jaszkowa Dolna. Po ogłoszonym alarmie w 27. pp na miejsce zatrzymania skierowano pluton żołnierzy celem zabezpieczenia zatrzymanego obiektu, natomiast dowódca pułku przesłał do MON-u raport o naruszeniu terytorium RP. W kilka godzin po zajściu przybyła grupa operacyjna dowództwa WOP w Kłodzku, której przekazano samolot, pilota (w stopniu podoficera) oraz oficera, członka załogi samolotu. Według zatrzymanych przyczyną przekroczenia granicy była ‘nieznajomość’ terenu. Po dokonaniu formalności przez dowództwo WOP-u samolot z załogą odleciał do Czechosłowacji”.
Nie tylko wojsko brało udział w zabezpieczaniu terenu. W Kłodzkie udał się wicewojewoda Węgierow, który w towarzystwie pełnomocników obwodowych 13 czerwca wizytował powiaty kłodzki i bystrzycki. Ze swej strony pełnomocnik okręgowy Stanisław Piaskowski delegował na pogranicze swego zastępcę ppłk. Orczykowskiego. Od rana 14 czerwca z Wrocławia, Legnicy i innych miast dolnośląskich zaczęły wyjeżdżać w Kłodzkie oddziały straży przemysłowej, w łącznej sile 500 ludzi. Według meldunku tego dnia do wieczora Czesi mieli w Kotlinie Kłodzkiej przejść granicę na głębokości 10–12 km i obsadzić Lewin Kłodzki, Międzylesie i kilka okolicznych wiosek. Zatrzymano grupę operacyjną z Nysy, która po stronie czeskiej szukała wywiezionych z Nysy składów elektrotechnicznych.
W dniu 13 czerwca rząd polski wystosował następną, jeszcze ostrzejszą w tonie notę. Tego samego dnia wystąpił przed mikrofonami praskiego radia sekretarz stanu MSZ Vlado Clementis, informując o zamiarze wystąpienia rządu Czechosłowacji do Sprzymierzonych z propozycjami korekt granicznych w Kłodzkiem, Raciborskiem i Głubczyckiem. Oddziały czechosłowackie otrzymały rozkaz opuszczenia Raciborskiego do godziny 1800 dnia 15 czerwca. Mimo to Warszawa tego samego dnia wystosowała pod adresem Pragi 24-godzinne ultimatum, żądając wycofania z Zaolzia czechosłowackiej administracji, policji i wojska.
Konflikt zbrojny z Czechami wisiał na włosku, ale o wszystkim zadecydował „dobry Stalin”. Około 18 czerwca akcję odwołał marszałek Żymierski, nakazując skoncentrowanym wojskom przejść do ochrony granic. W Kłodzkiem zgodnie z rozkazem dowódcy 10. DP pułkownika Aleksandra Struca działać miały kompania szkolna i kompania zwiadu 25. pułku piechoty. Weszły one na teren powiatu kłodzkiego 19 czerwca. Tego samego dnia Czesi mieli opuścić wszystkie wcześniej zajęte miejscowości. Za granicę wycofał się także operujący pomiędzy Ścinawką Średnią a Kłodzkiem czechosłowacki pociąg pancerny. 22 czerwca zaczęły w Kłodzku funkcjonować polska komendantura wojenna i garnizon. W dwa dni później Wojsko Polskie weszło do Paczkowa i Głuchołaz. Zachowanie się wkraczających oddziałów pozostawało wiele do życzenia, jednak obsadzenie granicy zdecydowanie poprawiło tam stan bezpieczeństwa. Mimo że ustały prowadzone zza południowej granicy wyprawy rabunkowe, drobne incydenty zdarzały się także w późniejszym okresie.
W dniu 28 czerwca 1945 r. w okolicach Śnieżnika ostrzelani zostali żołnierze I batalionu 25. pp. Wieczorem tego samego dnia, po wywieszeniu nad placówką biało-czerwonej flagi, ostrzał, połączony z obrzuceniem granatami, powtórzył się. Wyjaśniając to wydarzenie Czesi stwierdzili, że wzięli polskich żołnierzy za Niemców.
Na początku lipca 1945 roku rząd czechosłowacki zaprotestował przeciwko naruszeniu granicy przez regularne jednostki Wojska Polskiego i czasowemu zajęciu przez nie m.in. Frydlantu, Libawy, Mezim?sti oraz Łużyckich Lubija i Żytawy. Badając tę sprawę sztab 2. Armii Wojska Polskiego stwierdził, że ani do 26 czerwca, ani później, do 12 grudnia 1945 r., w pasach działania 7. i 10. DP, stacjonującej na wysokości wymienionych w nocie miejscowości, nie naruszono granicy. Jak się okazało, przez czechosłowackie terytorium przemaszerował 16. pułk z 6. DP. Według wyjaśnień sztabu 1. Armii Wojska Polskiego, gdy dowódca pułku zorientował się, że omyłkowo wkroczył do czeskiego Frydlantu, leżącego u styku granic Czechosłowacji, Polski i Niemiec, chciał zawrócić, lecz miejscowy dowódca czechosłowacki zezwolił polskiej jednostce na kontynuowanie marszu.
Trzeba zaznaczyć, że działania podejmowane w gorących tygodniach maja i czerwca 1945 r. nie przyniosły ostatecznie żadnej ze stron widocznych efektów. Zdecydowana postawa Warszawy oraz akceptacja przez władze radzieckie Linii Odry i Nysy Łużyckiej jako zachodniej granicy Polski, potwierdzona na polsko-czeskim pograniczu stopniowym przekazywaniem polskim grupom operacyjnym władzy przez tamtejsze komendantury, udaremniły czechosłowackie próby tworzenia tam faktów dokonanych. Strona radziecka była także czynnikiem decydującym w zniweczeniu polskich zamiarów wykorzystania czechosłowackich poczynań w Raciborskiem i Kłodzkiem jako podtekstu do zbrojnego wkroczenia na Zaolzie.
Rząd komunistyczny w Warszawie chciał pewnych ustępstw terytorialnych. Za niezbędne uważał zachowanie w polskim ręku linii kolejowych Bogumił–Racibórz–Koźle, Koźle–Prudnik oraz linii Odry. W Kłodzkiem, jego zadaniem, najistotniejsze znaczenie dla Polski miały Bardo, Złoty Stok, Nowa Ruda oraz Ścinawka Średnia. Granica mogłaby tam biec w odległości ok. 8–10 km na południe od tej ostatniej miejscowości, na wysokości rozwidlenia kolejowego na północ od Kłodzka. Polska wówczas gotowa była zaproponować do wymiany większość Kotliny Kłodzkiej oraz m.in. Głubczyce, Baborów i Kietrz. Możliwości odstąpienia Czechosłowacji, w zamian za fragmenty Zaolzia, kilkunastu gmin w powiecie głubczyckim, zamieszkanych przed wojną przez 20 tys. mieszkańców, o łącznej powierzchni 168 km2, oraz Pietraszyna, Krzanowic, Borucina, Bolesławia, Samorzawic i Owsiszcza w Raciborskiem, co dałoby Czechom kolejne 48 km2 z 8,9 tys. mieszkańców. Proponowali oni także, w celu wyprostowania granicy, wymianę wciągającego się pomiędzy Prudnik i Głubczyce klina osoblażskiego na podchodzący pod Albrechtice występ Ciermięcice–Dobieszów.
Na początku roku 1946 dokładne materiały dotyczące zagadnień terytorialnych przygotował powołany w obliczu zapowiedzianych na luty tego roku rozmów polsko-czechosłowackich zespół rzeczoznawców, w którego skład weszli profesorowie Bolewski, Leszczycki i Piwarski, docent Urbańczyk oraz doktorzy Lutman i Wrzosek. W rejonie Kłodzka zaproponowali oni do wymiany za Zaolzie kilkanaście wsi czeskich w okolicy Kudowy, leżących w skupisku Łaby, o powierzchni 95 km2, i południową część powiatu bystrzyckiego w rejonie Międzylesia po Długopole Górne, o powierzchni 95 km2. Grupę Śnieżnika Kłodzkiego o powierzchni 122 km2 – za okolice Jawornika. Południowo-zachodnie stoki Gór Bystrzyckich, o powierzchni 118 km2 oraz 45 km2 na południowych stokach Gór Izerskich w Jeleniogórskiem miano zaproponować do wymiany za Jaworzynę. Uznano, że wsie Okrzeszyn i Uniemyśl można oddać Czechom celem wyprostowania granicy. Rozpatrywano także możliwości oddania tzw. „worka żytowskiego” z Zawidowem, o powierzchni 181 km2, za rejon Popradu. W odniesieniu do Opolszczyzny opracowano dwa warianty propozycji do wymiany. Pierwszy przewidywał odstąpienie za Zaolzie 6 gromad w Raciborskiem, pomiędzy granicą a rzeką Czyną, o obszarze 51 km2, z najdalej wysuniętą na wschód wsią Bolesław, a w Głubczyckiem 172 km2 w południowej części powiatu, z Michałkowicami, Posuciacami, Lubotyniem, Dzierżysławem, Wódką i Chruścielowem. W myśl drugiego wariantu Czechom miano oddać 136 km2 w środkowo-zachodniej części powiatu głubczyckiego, a w wypadku zgody Pragi na większe ustępstwa na Zaolziu środkową część powiatu z Kiedrzynem i Głubczycami oraz 64 km2 w rejonie Głuchołaz, w Nyskiem. Przedstawiane opracowania i ekspertyzy miały charakter historyczny, uwzględniając stosunki narodowościowe w Kłodzkiem, Raciborskiem i Głubczyckiem.
Rozmieszczenie garnizonów WP
Pierwszy taki dokument sporządzili przebywający wówczas w Pradze w charakterze korespondentów wojennych Edmund Omańczyk i Mieczysław Zarzycki. Ich zdaniem w powiecie raciborskim gminy z większością czeską w 1920 r. weszły w skład Czechosłowacji, a reszta powiatu nosi charakter czysto polski, czego dowodzić miały wyniki plebiscytu i długoletnia działalność polskich organizacji. W odniesieniu do powiatu głubczyckiego stwierdzono, że jest on w ¾ zniemczony, „...a to co się stało w północnej części powiatu, jest polskie”. Autorytatywnie stwierdzono, że wsi czeskich tam nie ma i nie było. Jedyną podstawę do czeskich pretensji dostrzegano w fakcie, że w wypadku polskiego zwycięstwa w plebiscycie południowy fragment powiatu miał przypaść Czechosłowacji. Dokument kończyła konkluzja, że czeskie roszczenia są jedynie polityczną spekulacją, podczas gdy prawa polskie opierają się na wieloletniej walce tamtejszych Polaków z naporem germanizacyjnym.
Również zagadnienie Ziemi Kłodzkiej, w kontekście czechosłowackich roszczeń terytorialnych, stało się także przedmiotem kilku opracowań i ekspertyz. Opierając się na wynikach badań najwybitniejszego znawcy tej tematyki, profesora Jozefa Kubina, podano tam, że liczebność żywiołu czeskiego w Kłodzkiem w 1908 r. wynosiła 4800 osób. Zamieszkali oni (według ówczesnego nazewnictwa): Brzozowice, Zakrze, Kudowę, Błażejowie, Czerwoną, Jakubowicę, Pstrążną, Bukowinę, Nędzy, Ostrą Górę oraz, w niewielkiej liczbie, Lewin, Jeleniów i Jerzykowice. Był to tzw. Czeski kąt, o powierzchni około 80 km2, zaludniony w 1939 r. przez 11 tys. osób. Reszta powiatu miała wówczas charakter czysto niemiecki, tak więc pretensje czeskie do tych terenów uznano za bezpodstawne. Podobnie argumenty czeskie skwitował profesor Kazimierz Piwarski z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pretensje czeskie do okręgu Kłodzka, Głubczyc i Raciborza w roku 1918/1919 i po I wojnie światowej dążenie do likwidacji zagrażającego komunikacji pomiędzy Pragą i Warszawą występu dolnośląskiego całkowicie straciły swe uzasadnienie militarne z chwilą usadowienia się Polaków nad Odrą i Nysą Łużycką i likwidacji zagrożenia pruskiego, na którym opierali swą argumentację autorzy czechosłowackich memoriałów z 1919 roku. Trzeba jasno powiedzieć, że skala czeskich działań propagandowych na rzecz powiększenia obszaru państwa o Kłodzko, Racibórz i Głubczyce była rażąco nieporównywalna z argumentacją Polski.
Ostatecznym argumentem miało być zasiedlenie m.in. Kotliny Kłodzkiej przez 160 tys. Polaków, którzy do swych domów za Bugiem byli „...nie mniej przywiązani niż prascy członkowie Związku Przyjaciół Kłodzka do czeskiego kątka”. Zarzucano także Czechosłowacji, że postępowaniem w kwestii granic, wbrew swym werbalnym deklaracjom, burzy „...słowiańską jedność wobec zagadnienia niemieckiego”. Ta argumentacja pochodzi z okresu po wystąpieniu ČSR w kwietniu 1946 r. do przedstawicieli wielkich mocarstw z programem rewindykacji terytorialnych. Na łamach tygodnika „Polska Zachodnia” znalazła się obszerna relacja z największej manifestacji przeciw czeskim poczynaniom, tj. z odbytego 5 maja 1946 roku, w ramach Tygodnia Ziem Odzyskanych, 20-tysięcznego wiecu w Kłodzku. Wówczas wiceprzewodniczący Krajowej Rady Narodowej Stanisław Grabski stwierdził, że rząd polski nie dopuści, by dla „...szowinistycznej fantazji czeskiej” zamieszkujący te tereny Polacy po raz kolejny musieli udać się na poniewierkę.
W tym samym czasie administrację polską w Kłodzkiem niepokoiły posunięcia władz czechosłowackich zmierzające, jak to określano, do „reczechizowania” znacznego odłamu miejscowego elementu niemieckiego i uchronienia go tym samym od wysiedlenia i utraty majątku. Podjęto wówczas działania zmierzające do rozbicia zaczątków czeskiej administracji w Kłodzkiem. Latem 1945 roku aresztowano Jozefa Bernarda, Oldřicha Vacka, Frantiska Kubečka, JosefaUlrycha i księdza Martina Hofmana. Przejęto większą liczbę metryk urodzenia opieczętowanych i podpisanych w Nachodzie i Meziměsti oraz metryk pozbawionych podpisu lub daty wystawienia, a także dokumenty stwierdzające czeskie pochodzenie, wystawione przez ONV (Powiatowa Rada Narodowa) w Nachodzie, w tym 60 in blanco. Jednak w marcu 1947 r. Polska musiała pogodzić się z definitywną utratą Zaolzia, a Czechosłowacja zrezygnować ze swego programu zmian granicznych na Śląsku.
Sprawa korekt granicznych miała znaczenie dla czeskich komunistów przed wyborami, a także rządu polskiego w Warszawie, który w ten sposób ugruntował swoją pozycje. Ostatecznie konflikt graniczny polsko-czechosłowacki uregulowano prawnie w latach pięćdziesiątych.
Źródła:
Relacje Michała Kutny i Adama Kuhnema z dnia 7.03.1995 r.
Piotr Pałys, Administracja polska wobec ludności czeskiej przy pograniczu polsko-czechosłowackim w latach 1945–1947, Śląski Kwartalnik Historyczny Sobótka 2000, nr 2, s. 213–240.
Idem, Miejsce Śląska w Czechosłowacji w latach 1945–1948 i 1968–1969, Śląski Kwartalnik Historyczny Sobótka 2000, nr 1, s. 27–86.
Jerzy Prochowicz, Wojsko Polskie w ochronie granic Polski, Problemy Ochrony Granic 2000, nr 13, s. 21–38.
Paweł Szymkowicz, Polsko-czechosłowacki konflikt graniczny na odcinku Śląska Opolskiego i Opawskiego w latach 1945–1947, Opole 2002, s. 167.
Jan Twardowski, Czesław Żmuda, Wojska Ochrony Pogranicza w latach 1945–1946, Wojskowy Przegląd Historyczny 1966, nr 4(40), s. 16–17.