Wielu marzy o znalezieniu skarbów, zdobyciu bogactwa. Jest to wpływ lektur i odwiecznego pragnienia przygody, a także chęci dokonania odkryć przynoszących nagrodę w postaci klejnotów, złota itp. W XIX stuleciu po lekturze „Iliady” o odkryciu słynnego skarbu Priama marzył młody Heinrich Schliemann, co dało impuls do zainteresowania się uczonego archeologią i poszukiwania zaginionej Troi.
Ruiny zamku w Szymbarku
Większość skarbów i cennych dzieł sztuki odnaleziono przez przypadek. Tak było np. z rzeźbą Wenus z Milo. Grecki rolnik, orząc pole, zauważył w ziemi szczelinę, powstałą zapewne po trzęsieniu ziemi. Ze szczeliny wystawał fragment posągu. Podobnych przypadkowych odkryć dokonano też w Polsce. W 1967 roku w zamku Grodziec na Śląsku dzieci znalazły w korzeniach zwalonego przez wichurę drzewa garnek wypełniony monetami z XIV i XV wieku, w latach 70. w Poznaniu w trakcie konserwacji kamienicy przy ulicy Kramarskiej 8 znaleziono w piecu garnek z monetami z XIV wieku. Było ich 5200 sztuk i ważyły 20 kilogramów. Skarb można dziś oglądać w poznańskim muzeum. Historia znalezisk – a nie tylko poszukiwań – na ziemiach polskich jest bardzo interesująca.
Najpierw warto wyjaśnić, czym różnią się skarby od innych znalezisk? W archeologii skarb to zespół wartościowych przedmiotów ukryty przeważnie w ziemi, zwykle w naczyniach glinianych. Takie znalezisko daje uczonym wiele informacji o zamożności dawnych posiadaczy, wymianie handlowej i kontaktach zagranicznych (np. obecność monet z odległych krajów świadczy o handlu z kupcami z tych stron). Należy odróżniać skarby w sensie ścisłym (zbiory cennych przedmiotów z metali szlachetnych, biżuterię, monety, a także dzieła sztuki) od pozostałych przedmiotów poszukiwanych przez grupy hobbystów, np. broni i innych militariów.
Denar Zygmunta Starego, 1546 r., Gdańsk
Przedwojenna „Encyklopedia Powszechna” wydawnictwa Gutenberga definiuje pojęcie „skarb” następująco: „rzecz wartościowa, która tak długo leżała w ukryciu, że właściciel stał się nieznanym”. Jak widać, jest to określenie bardzo nieprecyzyjne: często bowiem znamy właścicieli skarbu (np. Bursztynowej Komnaty), nie znamy tylko miejsca jego ukrycia.
Według Zygmunta Glogera, autora Encyklopedii staropolskiej słowo „skarb” pochodzi od słowa „scefr”, tj. drobna moneta. W Polsce piastowskiej i później często zakopywano w ziemi skarby monet umieszczonych w garnkach. Od czasów Batorego odkryty skarb należał do właściciela ziemi. „Za odkrycie skarbu prawo polskie nie oznaczało wysokości nagrody dla znalazcy, pozostawiając to szlachetności właściciela i uznaniu sędziego” – pisał Gloger. Inaczej sprawy te regulował Statut Litewski, obowiązujący w Wielkim Księstwie Litewskim, gdzie aż do czasów Konstytucji 3 maja obowiązywało inne prawo, istniał osobny skarb i działały odmienne od koronnych formacje wojskowe. Na Litwie zatem połowa wartości znaleziska należała się znalazcy.
Ternar Zygmunta Starego, 1527 r., Kraków
W zaborze pruskim i w Królestwie Kongresowym również połowa skarbu należała wg prawa do właściciela ziemi, drugą zaś mógł zatrzymać znalazca. Ten przepis był korzystny, o ile znalazca umiał ocenić wartość skarbu nie według ilości, a wartości. Nie musiał liczyć jedynie na łaskawość właściciela gruntu i dokonaną przez niego wycenę.
Dukat Władysława Łokietka z około 1330 roku; średnica 21,4 mm Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego – Muzeum Narodowe w Krakowie
Później przepisy zmieniły się na niekorzyść odkrywców. Carskie okólniki z 2. połowy XIX stulecia stanowiły, że znalezione monety należy przekazać lokalnej policji, skąd przekazywano je dalej władzom guberni. Z guberni znaleziska miały trafiać do Cesarskiej Komisji Archeologicznej, działającej od połowy XIX stulecia w Petersburgu. Władzom rosyjskim zależało na zdobyciu cennych przedmiotów i wywiezieniu ich z ziem polskich. Zdarzało się jednak, że właściciele gruntów odmawiali zgody na przekazanie monet do Petersburga czy na ich przetopienie.
Tetradrachma, Grecja, Ateny, około V w. p.n.e., srebro, rewers: sowa, półksiężyc i gałązka oliwna
Przepisy stanowiące, iż znalazca otrzymuje połowę wartości skarbu, obowiązywały również w Polsce międzywojennej. Dopiero w PRL prawo zostało zmienione i znalazcom wypłacano jedynie nagrodę wg uznania muzeów, które przejmowały znaleziska. Często wynagrodzenie to nie zwracało kosztów poszukiwań czy nawet dojazdu do muzeum, zatem nic dziwnego, że przypadkowi znalazcy skarbów nie zgłaszali specjalistom cennych przedmiotów. Niestety, stan ten nie został zmieniony w III RP. Obecnie właściciel gruntu nie jest właścicielem znalezionego na jego ziemi skarbu. Znalezione skarby w całości należą do państwa, co jest nonsensem. Te rozwiązania prawne, sprzeczne z polską i europejską tradycją, doprowadziły do utraty cennych dla nauki przedmiotów. Ich znalazcy woleli sprawę zatuszować i albo pozostawić sobie cenne przedmioty, albo je po cichu sprzedać, niż otrzymać (i to nie zawsze) mizerną nagrodę z budżetu muzeum. Uregulowania prawne powodują, że poszukiwania skarbów w Polsce odbywają się na dziko. Zabierają się za to amatorzy, bez wykształcenia historycznego, archeologicznego, którzy swoimi „wykopkami” niszczą bezpowrotnie cenne stanowiska archeologiczne czy ruiny zamków.
Emeryk Hutten-Czapski, miedzioryt z akwafortą, W. A. Bobrow, 1876. Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego – Muzeum Narodowe w Krakowie
Przykładem miejsca takich dzikich poszukiwań są ruiny zamku w Szymbarku na Pojezierzu Iławskim. Po wojnie rozeszła się wieść, że w dawnej posiadłości rodu Finckensteinów ukryte są cenne przedmioty, biżuteria rodzinna, urastająca do rangi „skarbu”. Nocami wielu śmiałków buszowało po ruinach, wykuwając dziury w murach, kradnąc przy okazji pozostałości wyposażenia zamku. W latach 60. skradziono płytę z napisem, znajdującą się na wieży bramnej. Do dziś nie wróciła na swoje miejsce. W latach 70. „rozebrano” dach jednej z ocalałych wież. O odnalezieniu skarbu nic nie słychać, co oczywiście nie znaczy, że nikt niczego w ruinach nie znalazł. Może po prostu wolał nic nie mówić i wywiózł znalezisko za granicę.
Wielu poszukiwaczy organizuje własne ekipy eksploratorskie, wyposażone w coraz lepszy sprzęt. Poszukiwacze drogocennych przedmiotów na ogół znają literaturę fachową, są też dosyć dobrze wyposażeni w plany penetrowanych budowli. Natomiast przypadkowi odkrywcy nie tylko nie wiedzą nic o miejscu poszukiwań, nie znają nawet przybliżonej wartości znaleziska, ale też bywa, iż niszczą cenne przedmioty, które uda im się znaleźć. Wiele razy zdarzało się także, iż amatorzy zdobycia skarbów ginęli pod zwałami gruzów, które nieopatrznie naruszyli kopiąc w lochach.
Denar Bolesława Chrobrego
Niektóre skarby znalezione w Polsce przepadły, ponieważ cenne monety czy wyroby jubilerskie przetopiono. Tak stało się ze skarbem monet odkrytym w Jadownikach czy z monetami znalezionymi w Korzkwi. Zdarza się, że niefrasobliwy znalazca używa bezcennych monet np. jako... podkładek pod gwoździe! Tak pewien rolnik zniszczył w 1960 roku szesnastowieczne monety króla Zygmunta Starego i księcia Albrechta Hohenzollerna, znalezione w Żurawcach na Zamojszczyźnie. Nieświadomy wagi znaleziska chłop użył monet właśnie jako podkładek pod gwoździe i przybił nimi papę na dachu domu. Był to najcenniejszy dach, jaki istniał w Polsce.
Dlatego należy zmienić prawo i dać poszukiwaczom jakąś godziwą rekompensatę za odkryte znaleziska. Jeśli skarb nie ma dużej wartości historycznej, a jedynie materialną, to powinien pozostać w rękach odkrywcy, jeśli znalezisko ma wartość cenną dla nauki – wówczas odkrywca powinien mieć prawo do połowy jego wartości.
Denar Mieszka I
Burzliwe dzieje Polski, często obfitujące w dramatyczne wydarzenia, wojny i grabieże, przyczyniły się do tego, że w wielu miejscach kraju ukrywano przed wrogami cenne przedmioty, zakopywane przez dawnych właścicieli przed grabieżą. Przedstawię tu pokrótce historię najciekawszych odkryć skarbów w Polsce.
W 1631 roku w Jadownikach pod Iłżą pewien rolnik w czasie prac polowych wyorał pługiem naczynie pełne starożytnych monet. Monety przekazał dzierżawcy majątku, który z kolei wręczył znalezisko – zgodnie z prawem – właścicielom ziemi: mnichom z klasztoru w Miechowie. Wśród monet były wczesnośredniowieczne denary węgierskie, brakteaty (monety z cienkiej blachy wybijane jednostronnie) królów Węgier z XIII stulecia, Andrzeja II i Beli IV. Niestety mnisi nie mieli szacunku dla skarbu. Monety przetopili i z uzyskanego kruszcu wykonali kielich mszalny z pateną.
„Batory pod Pskowem”. 1872. Olej na płótnie. 322 x 512 cm. Zamek Królewski w Warszawie
Cennego odkrycia dokonano w 1726 roku w Jaworze, na Śląsku. Przebudowywano tam stary szpital. W trakcie prac budowlanych wykopano złoto: 2 złote sztabki o wadze 42 gramów oraz 400 złotych monet z XIV wieku. Były tam floreny pochodzące z różnych krajów, monety francuskie, czeskie, węgierskie, złote skudaty bite w Antwerpii przez cesarza Ludwika Bawarskiego, monety angielskie z czasów Edwarda III. Ciekawym dla nauki znaleziskiem był złoty floren bity na Śląsku w połowie XIV wieku przez księcia legnickiego Wacława I.
W pierwszej połowie XVIII wieku w Korzkwi koło Ojcowa pewien rolnik wyorał pługiem ponad 800 denarów rzymskich z I i II wieku n.e. Właściciel wsi Adam Jordan... przetopił monety będące w złym stanie. Krakowski złotnik Józef Cypler wykonał z uzyskanego w ten sposób srebra piękny kufel z pokrywką, ozdobnym uchwytem i napisem po łacinie na pokrywce: „Silny oracz orząc pole w Korzkwi, wyorał pługiem to bogactwo, z którego jest dzban. Dawna Fortuno, będę cię już pił z pełnego dzbana...” Najlepiej zachowane 188 monet... wtopiono w ścianki naczynia, by służyły jako ozdoba. W XVII i XVIII wieku panowała moda na zdobienie rozmaitych naczyń dawnymi monetami. W kuflu Cyplera tkwią więc denary cesarzy rzymskich Nerona, Wespazjana, Tytusa, Nerwy, Trajana, Hadriana, Marka Aureliusza i innych. Kufel ten znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Poznaniu. Podobne można oglądać w Muzeum Narodowym w Warszawie.
„Unia Lubelska”. 1869. Olej na płótnie, 298 x 512 cm. Muzeum Narodowe w Warszawie. Depozyt w Muzeum Okręgowym w Lublinie
Ciekawego odkrycia skarbu dokonano w XVIII stuleciu w Warszawie. Na początku panowania Stanisława Augusta kopano fundamenty pod oficynę tarasową zamku (od strony Wisły). Robotnicy przypadkowo znaleźli garnek żelazny pełen dukatów. W garnku znajdowała się kartka z napisem: „Kto znajdzie, niech pamięta o duszy Michała”. Król wręczył skarb znalazcy, nakazując spełnienie warunku, tj. by odkrywca dał na mszę za wspomnianego Michała.
W 1847 roku w Bochni wybuchła sensacja. U jubilera sortującego złoto przeznaczone na przetopienie właściciel wsi Śledziejowice nazwiskiem Niedzielski zauważył metalowy krążek. Przy bliższych oględzinach okazało się, że jest to moneta o wadze 3,5 grama z napisem WLADISLAVS DI G REX oraz sylwetką św. Stanisława. Uratowaną przed przetopieniem monetą był... złoty dukat króla Władysława Łokietka, wykopany przez robotników niwelujących ziemię w miejscowym klasztorze Bernardynów. Dukat ten był unikatem i pierwszą polską złotą monetą, wybitą prawdopodobnie z okazji koronacji Łokietka.
Po pewnym czasie monetę tę kupił kolekcjoner hrabia Emeryk Hutten-Czapski, fundator muzeum Czapskich. W jego zbiorach znajdowało się 11 000 monet polskich. Obecnie zbiory Czapskiego wraz ze złotym dukatem Łokietka znajdują się w Muzeum Narodowym w Krakowie, ale z niezrozumiałych powodów od II wojny nie są udostępniane zwiedzającym. Już w 1972 roku na łamach „Życia Warszawy” publicysta i satyryk Witold Zechenter domagał się otworzenia dla publiczności zbiorów Czapskiego. Bez skutku. Może teraz Muzeum Narodowe w Krakowie uzna wreszcie, że zbiory przekazane przez fundatora narodowi polskiemu nie są prywatną własnością muzeum, lecz należą do społeczeństwa. Brak miejsca na ekspozycję nie może być wytłumaczeniem ukrycia monet, Emeryk Czapski na potrzeby muzeum przekazał bowiem także budynek.
Z dukatem Łokietka wiąże się jeszcze inna historia. Drugi egzemplarz tej monety miał w swej kolekcji pewien warszawski numizmatyk. Dukat ten pochodził ze skarbu wykopanego w 1914 roku na Wołyniu. W 1943 roku widział ten egzemplarz kolekcjoner nazwiskiem Terlecki. Po wojnie ślad po dukacie przepadł. I oto w roku 1974 pewien mieszkaniec radzieckiego wtedy Kowna zaproponował muzeum wileńskiemu kupno tej monety. Sam podobno kupił ją ok. 1960 roku w Królewcu (Kaliningradzie) od miejscowego dentysty. Uczeni radzieccy nie byli zainteresowani kupnem polskiej monety. Muzeum w Wilnie nie zakupiło więc dukata Łokietka, a polskim muzeom nawet nie zaproponowano kupna bezcennej monety! I tak przepadł ślad po złotej monecie króla Łokietka, cennej nie tylko z powodów materialnych, ale głównie historycznych. Według naszych badaczy dukat ten mógł być nawet wcześniejszą emisją niż moneta z Krakowa. Złote dukaty Łokietka były bowiem bite dwukrotnie: 8 maja i 27 września 1330 roku. Miejmy nadzieję, że dukat jeszcze istnieje, nie został przetopiony i może obecny właściciel zaoferuje monetę polskiemu muzeum.
Skarb ze Skrwilna. Łańcuch, ok. 1600 r. Złoto, drut złoty o przekroju graniastym, rubiny w oprawach pełnych, odlew, emalia żłobkowa i korpusowa, fakturowanie, cyzelowanie; dł. 72 cm
Inne cenne znalezisko w Polsce to np. słynny skarb z Borucina. W 1856 roku w Borucinie na Kujawach znaleziono 6 złotych i 31 srebrnych ozdób: paciorków z guzami, zdobionych filigranem, linulę, czyli wisiorek w kształcie półksiężyca ze srebra, puzderko srebrne, będące schowkiem na amulety lub relikwie, pokryte wzorem roślinnym, bransoletę, łańcuch pleciony i 2 zawieszki. Bransoleta później zaginęła. Naukowcy ustalili, że skarb pochodzi z XI wieku, a więc z początków istnienia państwa polskiego. Znajduje się on obecnie w zbiorach Muzeum Archeologicznego w Warszawie.
Jakże często los odkrytego skarbu jest niepewny. Przykładem może być historia znaleziska z Gościkowa. W listopadzie 1867 roku w wielkopolskim Gościkowie zakładano system odwadniający piwnice w budynku dawnego klasztoru Cystersów. W trakcie prac znaleziono ponad 7,5 tysiąca srebrnych monet o łącznej wadze 220 kilogramów! Był to największy skarb monet odnaleziony na polskich ziemiach. Znalezisko zdeponowano w sądzie powiatowym w Międzyrzeczu. Miejscowe władze odmówiły zdeponowania skarbu w Berlinie. Należy pamiętać, że tereny te znajdowały się wówczas pod zaborem pruskim.
Skarb podzielono na dwie części. Jedna z mocy prawa należała do państwa, drugą zabrał znalazca. Część upaństwowiona mimo oporu lokalnych notabli trafiła do berlińskiej mennicy. Do zbiorów muzealnych przekazano tylko 119 okazów. Resztę... przetopiono. Co ze swoją częścią zrobił odkrywca skarbu, nie wiemy.
Nie zawsze znalazcy oddawali skarb właścicielowi ziemi. Oto we wsi Głębokie w Wielkopolsce 3 października 1872 roku oracz na polu pana Radońskiego wykopał gliniany garnuszek. Potrącony lemieszem garnek rozbił się i wysypały się z niego cienkie monety. Chłop postanowił ukryć przed właścicielem swe odkrycie. Akta sądowe przechowują opis sprawy: „Znalazca dostrzegłszy w nich srebro począł spiesznie zbierać w kieszeń co mógł, krusząc tym sposobem na drobne kawałki wszystko, co się w jego ręce dostało. Rzucili się za nim inni rataje, do których przyłączyły się żony, co właśnie wtedy śniadanie swym mężom przyniosły i w krótkim czasie co mogli, to wyzbierali. Trzeba było siłą odebrać monety ratajom”. Znalezisko liczyło pierwotnie 2000 brakteatów. Z tej liczby udało się opisać już tylko 1250 monet. Były to piastowskie monety z czasów Mieszka, Bolesława Chrobrego i Kazimierza Odnowiciela. Monety zostały ukryte prawdopodobnie w okresie rozbicia dzielnicowego. Odkrycie miało ogromne znaczenie naukowe, pozwoliło bowiem na zbadanie pierwszych monet w państwie Piastów.
W roku 1927 w Kaliszu, a ściślej w dzielnicy Zagórzynek odkryto skarb monet, medalionów i różnych ozdób (datowanych na koniec V i początek VI wieku). Według badaczy był to skarb dynastii panującej w miejscowym plemieniu, być może szczepu Lugiów. Należy pamiętać, że Kalisz jest jednym z najstarszych miast w Polsce i wiadomości o nim podał już Ptolemeusz.
Z kolei w 1928 roku w Boroczycach, miejscowości na Wołyniu, na południowy zachód od Łucka znaleziono skarb monet i przedmiotów z późnego okresu wpływów rzymskich, związany z osadnictwem Gotów na tych terenach, a więc w pierwszych wiekach naszej ery. Odkrycie pozwoliło wykazać, że Goci dotarli nie tylko na Pomorze czy Ruś Kijowską, ale byli w innych miejscach, np. na Wołyniu.
Największy dotąd skarb numizmatyczny w Polsce odnaleziono w Słuszkowie koło Kalisza w roku 1935. Znalezisko zawiera kilkadziesiąt kilogramów XI-wiecznych monet, tzw. krzyżówek oraz srebrnych paciorków. Przez lata odkrywcy byli posiadaczami skarbu. W 1958 roku przekazali go do muzeum w Kaliszu, gdzie można oglądać 13 tysięcy monet.
Znajdowano nie tylko monety. We wsi Basonia na Lubelszczyźnie (gmina Józefów) w 1914 roku odkryto skarb bursztynowy z późnego okresu wpływów rzymskich. Było to kilkaset kilogramów brył surowca i około 30 kilogramów paciorków wykonanych na tokarce. W średniowieczu bursztyn ceniono na równi ze złotem. Dziś to znalezisko jest również cenne dla nauki, rozszerza bowiem obraz kultury materialnej na ziemiach polskich przed powstaniem państwa Piastów.
Okres II wojny światowej był dla polskich kolekcjonerów i muzeów czasem tragicznym. Niemcy przygotowywali się do rabunku cennych kolekcji już od 1937 roku. Na podstawie polskich katalogów niemieccy uczeni sporządzili listy przedmiotów, które zamierzano ukraść Polsce. W 1939 roku z „wizytą przyjaźni” przybyła ekipa niemieckich kustoszy muzeów z doktorem Dagobertem Freyem na czele. Ustalili, gdzie znajdują się upatrzone przedmioty. W momencie wybuchu wojny specjalna instytucja powołana do grabieży dóbr kultury, „Ahnenerbe”, podlegająca Himmlerowi, zabrała się do plądrowania polskich muzeów i kolekcji prywatnych. Wywieziono z Polski dzieła Rafaela, Tycjana, Canaletta, Cranacha, obrazy polskich malarzy, przedmioty sztuki złotniczej, księgozbiory. Niektóre ze skradzionych dzieł odnalazła w 1945 roku grupa polskich uczonych powołana przez dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie, Stanisława Lorentza. W Przesiecie koło Cieplic na Śląsku odnaleziono zbiory numizmatyczne z Muzeum Narodowego w Warszawie, grafiki ze zbiorów króla Stanisława Augusta, kielich mszalny z 1480 roku i barokowy kielich z katedry św. Jana w Warszawie, inkunabuły i starodruki, płótna Matejki: „Batory pod Pskowem”, „Rejtan” i „Unia Lubelska”. Na Śląsku znaleziono też kolekcje wywiezione przez hitlerowców po powstaniu warszawskim. W Cieplicach znajdował się też m.in. wielki srebrny krzyż z XIV wieku zdobyty przez Władysława Jagiełłę pod Grunwaldem. W Szklarskiej Porębie odnaleziono dzieła sztuki pochodzące ze Śląska. Rosjanie jednak nie pozwolili polskim uczonym na poszukiwania! Przekazali jedynie 33 skrzynie ze zbiorami Muzeum Narodowego w Warszawie. Polscy badacze zauważyli, że składy skradzionych przez Niemców zabytków w chwili, gdy weszli do nich nasi uczeni, były już splądrowane. Tak więc wiele cennych przedmiotów dostało się do rąk m.in. żołnierzy radzieckich. W ten zapewne sposób drugi egzemplarz dukata Łokietka trafił do Kaliningradu.
Do dziś do słynnych obrazów, jakie znajdowały się przed wojną w Polsce, a których nie odnaleziono, należy „Portret młodzieńca” Rafaela. Nie wiemy, gdzie znajduje się wiele cennych przedmiotów z polskich muzeów czy prywatnych kolekcji. Część odpowiedzialności spada na złodziei z Wehrmachtu czy SS, NKWD, a także rozmaitych dygnitarzy partyjnych, którzy po wojnie wykorzystali parcelację majątków polskiej arystokracji i nielegalnie weszli w posiadanie skarbów z pałaców i zamków podległych „reformie rolnej”.
Po II wojnie światowej odkrycia skarbów są naukowo opisywane, toteż o wielu znaleziskach możemy nie tylko przeczytać, ale i je obejrzeć. W Muzeum Archeologicznym w Łodzi można na przykład podziwiać monety znalezione w Oleśnicy pod Łodzią podczas prac przy budowie obory. Gospodarz z Oleśnicy, Jan Kowalczyk, we wrześniu 1958 roku wykopał naczynie wypełnione ozdobami ze srebra oraz monetami. Po zbadaniu znaleziska przez archeologów okazało się, że wśród monet są denary anglosaskie, czeskie i niemieckie z XI wieku oraz – i to była ogromna sensacja – najstarsze polskie monety: denar Mieszka I i denar Bolesława Chrobrego.
Nie wszystkie odkrycia skarbów były przypadkowe. 27 maja 1961 roku, w czasie prowadzenia badań wykopaliskowych w grodzisku w Skrwilnie (między Rypinem a Lipnem), doktor Jadwiga Chudziakowa z Torunia znalazła w pobliżu dworu niezwykle cenny skarb. W jego skład weszły przedmioty ze złota, srebra i pozłacane. Była to biżuteria o dużej klasie artystycznej. W znalezisku był pas złocony złożony z czworobocznych ogniw, cztery złote bransolety z kolorową emalią, sześć łańcuszków, 50 pereł, 16 guzów od żupana – pięć złotych z rubinami, pięć srebrnych, pozłacanych i sześć srebrnych z diamentami, wisior z syreną, zdobiony ornamentem roślinnym, wysadzany szafirami, rubinami, diamentami i wiszącymi perłami, pierścionki z diamentami i rubinami, cztery srebrne lichtarze z początku XVII wieku, dwa z ornamentem roślinnym, mające czworokątną podstawę i nóżki w kształcie psich głów, dwa z podstawą okrągłą i ozdobami w kształcie liści akantu, dzban z pokrywą zwieńczoną lwem i ornamentem girlandowym, akantowym oraz z misą wykonaną w 1617 roku, z ornamentem o motywach aniołków, owoców i akantu. Dodatkowo w skarbie znajdowały się kufel z pokrywą i 12 łyżek wykonane przez toruńskich mistrzów. Wyroby ze złota ważyły 2 kilogramy, a przedmioty ze srebra około 5 kilogramów.
Skarb ze Skrwilna. Zawieszenie z figurą Fortuny, koniec XVI w., złoto, diament, szafiry, rubiny, perły; wycinanie, kucie, fakturowanie, cyzelowanie, emalia korpusowa; 11,5 x 2,3 cm
Janusz Bieniak z Muzeum Okręgowego w Toruniu na podstawie inicjałów i herbów Rogala i Prawdzic ustalił właścicieli tego znaleziska. Dzięki herbom na łyżkach i inicjałach udało się stwierdzić, że właścicielem skarbu był podczaszy płocki Stanisław Piwo, szlachcic z ziemi dobrzyńskiej, herbu Prawdzic. Część przedmiotów miała sygnatury wskazujące, że stanowiły własność jego żony Zofii Magdaleny.
O wartości skarbu stanowi nie tylko jakość artystyczna zabytków, wartość użytego kruszcu i kamieni szlachetnych, ale też oznaczenia rodowe. Jest więc cennym materiałem naukowym, ukazującym zamożność średniej szlachty Rzeczypospolitej w połowie XVII wieku. „Bez wahania powiązać można zakopanie skarbu ze szwedzkim najazdem za czasów Jana Kazimierza” – mówił Janusz Bieniak. W czasie potopu Stanisław Piwo ukrył swoje cenne przedmioty, a następnie zginął. Skarb ze Skrwilna został odkryty dopiero w drugiej połowie XX wieku, a obecnie znajduje się w zbiorach Muzeum Okręgowego w Toruniu i tam można go oglądać.
Inne odkrycia miały czasem też dramatyczne konsekwencje. Latem 1963 roku w Zimnej Wodzie koło Gostynia, w pałacu hrabiego Grochulskiego, zamienionym za czasów PRL na zakład odwykowy dla alkoholików (!) znaleziono w trakcie remontu w łazience skrzynię z ocynkowanej blachy, a w niej biżuterię, kilogram monet (2,5 tysiąca), w drugiej skrzyni porcelanę, pasy kontuszowe, dawne pistolety, książki, gobelin i wiele cennych pamiątek rodzinnych, m.in. pamiętniki, które hrabia ukrył w 1945 roku przed Armią Czerwoną. Znalazcom... wytoczono proces o zabór własności... państwowej. By przedmioty zwrócić właścicielowi lub spadkobiercom, władzom nie przyszło nawet do głowy. A przecież właściciela skarbu znano. Nie było to mienie państwowe, bo przepisy o reformie rolnej upaństwowiały ziemię, a nie sprzęty, ruchomości, pamiątki rodzinne.
Dnia 17 listopada 1972 roku w Ozorkowie właściciele domu przy ulicy Orzeszkowej wycięli gruszę. W korzeniach drzewa znaleźli naczynie gliniane, z którego wysypały się srebrne monety. Skarb trafił do Muzeum Regionalnego w Łęczycy. Badacze stwierdzili, że w naczyniu znajdowało się 7 kilogramów srebrnych monet z XIV wieku: m.in. grosze krakowskie Kazimierza Wielkiego wybite ok. 1370 roku – dziś jest to wielka rzadkość numizmatyczna.
Z kolei w grudniu tego samego roku w Kotowicach, w trakcie budowy obory robotnicy znaleźli 1000 monet europejskich, wśród nich denary czeskie, duńskie, bawarskie, monety arabskie oraz różne ozdoby. Znalazcy dużą partię monet zabrali. Część sprzedali przypadkowym chętnym. Gdy wieść się rozeszła, do Kotowic pojechali naukowcy i wzywali znalazców do przekazania skarbu muzeum. W znacznej mierze apele te odniosły skutek.
Jedną z największych rewelacji ostatnich lat było odkrycie skarbu w Środzie Śląskiej, miejscowości leżącej 30 km na zachód od Wrocławia. Podczas budowania fundamentów domu 24 maja 1988 roku łyżka koparki natrafiła na garnek ze srebrnymi monetami. Niebawem na sąsiedniej posesji odnaleziono skarb srebrnych i złotych monet oraz biżuterii z XIII i XIV wieku i złotą koronę. Historia skarbu jest interesująca. W czasie epidemii dżumy, która w 1348 roku dziesiątkowała ludność Europy, król czeski Wacław, późniejszy cesarz Karol IV Luksemburski, dał Żydowi Mojżeszowi (w dokumentach Muscho) ze Środy w zastaw klejnoty koronne. Mojżesz dał władcy pieniądze, a skarb ukrył. W zamian za pieniądze otrzymał nie tylko klejnoty, ale też prawo pobytu na Śląsku przez 3 lata oraz zwolnienie z podatku. Jednakże niebawem Mojżesz zmarł, być może na zarazę. Przez 6 wieków skarb znajdował się w ukryciu i nikt o nim nie pamiętał. Dopiero przypadek go ujawnił. Niestety w dużym stopniu skarb rozkradziono. Obecnie liczy on 2924 monety srebrne i 39 złotych. Najcenniejszym znaleziskiem jest korona królewska wysadzana szlachetnymi kamieniami (turkusy, szmaragdy, rubiny), składająca się z 12 elementów zwieńczonych wizerunkiem orła Hohenstauffów. Jest to najpewniej wyrób sycylijski z 2. połowy XIII wieku. Według szacunków badaczy wartość korony wynosi ponad 50 milionów dolarów. Wyjątkowa jest też zapona od płaszcza ceremonialnego z XIII wieku. Uczeni uważają, że jest to jeden z najwspanialszych zabytków na świecie. Zapona jest misternie wykonana i bogato zdobiona. Była wyrobem francuskim. Karol IV przekazał też Mojżeszowi złotą taśmę – wyrób czeski z początku XIV w. Skarb ten był prezentowany w 2001 roku w Muzeum Archeologicznym w Warszawie. Na co dzień można go oglądać w ratuszu w Środzie, gdzie mieści się Muzeum Regionalne.
Podobna historia wiąże się ze znalezieniem w 2000 roku we Wrocławiu skarbu stu tysięcy denarów. Odkryto go podczas prac budowlanych przy ulicy Kazimierza Wielkiego. Koparka wydobyła z ziemi gliniany dzban, w którym znajdowało się sto tysięcy srebrnych monet z XV wieku, m.in. denarów królów Polski Władysława Warneńczyka i Kazimierza Jagiellończyka. Denary ważyły 45 kilogramów! Co ciekawe, o skarbie musiało być głośno przed wiekami. Ktoś przed laty już go szukał. Archeolodzy natrafili na 5 wykopów wokół skarbu, najbliższy znajdował się... 30 centymetrów od dzbana z monetami.
Dnia 3 czerwca 2004 r. gazeta „Ziemia Łódzka” zamieściła informację o odkryciu wartościowego znaleziska. W trakcie budowy autostrady w okolicy Parzęczewa pod Łodzią pracownicy budowlani trafili na dzban ze srebrnymi monetami, ozdobami i bryłkami srebra. W dzbanie było 1100 denarów o łącznej wadze 1 kilograma. Monety zostały wybite w Polsce, Czechach. Saksonii, na Węgrzech. Uczeni z Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi uważają, że skarb ukryto przed działaniami zbrojnymi na przełomie XI i XII wieku. Przez kilka stuleci dzbanek przeleżał w ziemi – aż do 2004 roku. Dyrektor muzeum profesor Ryszard Grygiel ocenia znalezisko jako dużą rzadkość numizmatyczną.
Z kolei w sierpniu tego samego 2004 roku sensacją było odnalezienie w Głogowie skarbu ponad 5 tysięcy złotych i srebrnych monet. Odkryto go podczas rutynowych badań archeologicznych prowadzonych w Głogowie przed rozpoczęciem budowy. Znaleziono 273 złote monety, 301 srebrnych oraz blisko 5 tys. drobnych monet, takich jak szelągi i grajcary. To jedno z największych odkryć w powojennej historii Dolnego Śląska. Wstępnie oceniono, że monety pochodzą z lat 1555–1648. Wśród nich znajdują się takie ciekawostki jak monety tureckie czy talar francuski.
„Chyba każdy archeolog marzy o znalezieniu takiego skarbu” – powiedział Zenon Hendel z głogowskiego Muzeum Archeologiczno-Historycznego. Najpierw jeden z archeologów znalazł pojedynczą monetę. Natychmiast zabezpieczono teren i rozpoczęto poszukiwania kolejnych. Okazało się, że monety leżą w piasku luzem. Kiedyś były schowane w kufrze, w sakiewkach, lecz z czasem drewno kufra zbutwiało. Zapewne jakiś głogowski kupiec schował w kufrze swój majątek w obawie przed rozruchami wojny 30-letniej. Muzeum w Głogowie otrzymało skarb w depozyt. Decyzję o przekazaniu skarbu podjął w kwietniu 2005 roku wojewódzki konserwator zabytków we Wrocławiu Andrzej Kubik. Obecnie trwa jego inwentaryzacja i wstępne naukowe opracowywanie.
Dyrektor muzeum w Głogowie Leszek Lenarczyk chce, żeby jego placówka otrzymała zbiory na własność. „Gdy zostanie wpisany do naszych ksiąg inwentarzowych, liczymy, że uda nam się zdobyć pieniądze na jego konserwację” – poinformował. Przedstawiciele muzeum i samorządu zapowiedzieli, że podejmą starania, aby skarb już na początku 2006 roku był eksponowany w tutejszym muzeum.
Cenne skarby znajdują się m.in. w Muzeach Narodowych w Poznaniu, Warszawie, Szczecinie, Muzeum Archeologicznym w Warszawie, Muzeum Okręgowym w Toruniu, Muzeum Ziemi Rawskiej w Rawie Mazowieckiej, Muzeum Okręgowym w Białymstoku, Muzeum Archeologicznym i Etnograficznym w Łodzi (są tu zbiory z ponad 100 skarbów!) i tam można je oglądać.
Wiele skarbów znajduje się jeszcze w ziemi lub specjalnych skrytkach i czeka na swoich odkrywców. Na odnalezienie czeka np. Bursztynowa Komnata. Warto wspomnieć o kilku miejscach, w których już poszukiwano drogocennych przedmiotów. Oto na początku lat 30. w Szydłówku, północnej dzielnicy Kielc wybuchła prawdziwa „gorączka złota”, w prasie ukazała się bowiem historia skarbu, ukrytego w 1914 roku przez uciekającego przed nacierającym wojskiem niemieckim generała rosyjskiego. Przed swą ucieczką generał ukrył w jakiejś skrytce kosztowności, złoto, rozmaite cenne przedmioty, które zdobył (można się domyślać, że niezbyt legalnie) stacjonując w Kielcach. Mieszkańcy miasta rzucili się do poszukiwań, przekopali niemal całą dzielnicę, ale skarbu nie znaleźli. Być może artykuł o skarbie był „kaczką dziennikarską”, ale możliwe, że historia o ukrytym skarbie rosyjskiego generała była prawdziwa i drogocenności doczekają się swego odkrywcy. A oto kilka miejsc, gdzie cenne przedmioty na pewno się znajdują, gdyż ich obecność została potwierdzona w źródłach historycznych. W Sarnowie koło Chełmna proboszcz miejscowego kościoła w czasie potopu ukrył przed Szwedami kosztowności parafialne. Niestety w 1658 roku zmarł, nie wyjawiając miejsca ukrycia skarbów. Parafianie długo szukali kosztowności, ale bez rezultatu. Jest to jeden z nie odnalezionych skarbów potwierdzonych historycznie.
Z kolei pod koniec XIX wieku we wsi Bojano znaleziono i ... niestety utracono cenny zapewne skarb. W pobliskim bagnie robotnicy wyłowili skrzynię z osobliwymi rusztami. Myśląc, że to żeliwo, wrzucili „ruszty” z powrotem do bagna. Tylko jeden z pracowników wziął sobie na pamiątkę jeden poczerniały pręt. Po odczyszczeniu okazało się, że ruszt był... sztabką złota. Pozostałe sztabki ponownie utonęły w bagnie. Może kiedyś, gdy np. przeprowadzi się w tym miejscu roboty drogowe, ktoś ponownie odnajdzie skrzynię z dziwnymi rusztami. Późniejsze poszukiwania nie przyniosły rezultatów.
Prawdziwe są też informacje o zatopionej w okolicach Wielbarka na Mazurach skrzyni ze złotymi monetami. Skarb ten to kasa rosyjskiej armii „Narew” generała Samsonowa. Waży podobno ok. 100 kilogramów i został zatopiony w trakcie odwrotu Rosjan w czasie I wojny światowej. Ktoś będzie miał naprawdę ogromne szczęście, gdy ją znajdzie. Poza satysfakcją nie może spodziewać się wielkiej nagrody, bo dla nauki monety ze skrzyni nie przedstawiają wartości. Cenne są zaś z powodu ilości złota. Należy więc podejrzewać, że odkrywca skarbu nie zgłosi się do muzeów ani do konserwatora zabytków, tylko – wbrew prawu, ale w zgodzie z rozsądkiem – przywłaszczy sobie znalezisko. Chyba że wcześniej zmienią się przepisy i odkrywcom będzie opłacało się przekazywać informacje o swych znaleziskach muzeom. Może uda się odnaleźć Bursztynową Komnatę i skradziony przez Niemców obraz Rafaela, a może też drugi egzemplarz złotego dukata Władysława Łokietka? Ciekawe, co jeszcze odnajdą poszukiwacze skarbów w Polsce?