Bitwa pod Kumejkami 1637

Autor: Marcin Gawęda

 

 

 

Wstęp

Bunty Kozaków Zaporoskich na obszarze Ukrainy wybuchały co jakiś czas, ale były krwawo tłumione przez wojska polskie. Co prawda rozerwanie taboru kozackiego, dysponującego znaczną siła ognia, nie było łatwe dla polskiej jazdy, która była trzonem wojsk kwarcianych, ale przy sprzyjających okolicznościach można było tego dokonać. Bitwa pod Kumejkami jest znakomitym przykładem, w jaki sposób można było rozerwać tabor kozacki, umiejętnie stosując „taktykę broni połączonych”. Najpierw ogień dragonii i artylerii „zmiękczał” obronę przeciwnika przed decydującym atakiem jazdy, a następnie jazda – głównie husaria – wykonywała gwałtowne szarże na wybrane fragmenty taboru, próbując wedrzeć się do środka. Kampania z grudnia 1637 r. i sama bitwa pod Kumejkami jest jednak przykładem nie tylko rozerwania kozackiego taboru, ale także wyjątkowo krótkiej kampanii, gdyż wkrótce po bitwie zdemoralizowani kozacy zdali się na łaskę królewską.

 

Droga do buntu

Niespokojnie było na Ukrainie już od 1633 i 1634 roku. Powracające z wojny smoleńskiej i spod Kamieńca Podolskiego masy Kozaków Zaporoskich nie chciały się zdemobilizować i wrócić do spokojnego życia. Miarą nastrojów na Ukrainie może być bunt Sulimy z 1635 r., który po zburzeniu forteczki w Kudaku został krwawo stłumiony przez wiernych Rzeczypospolitej kozaków rejestrowych, będących na żołdzie państwowym. Sam Sulima przypłacił bunt życiem. Historycy są zgodni co do tego, że wydarzenia z 1635 r. powinny być ostrzeżeniem dla hetmana wielkiego Stanisława Koniecpolskiego i całej polskiej elity, ale niestety nie były. W skład oddziałów Sulimy wchodzili głównie tzw. „wypiszczycy” (wydaleni z rejestru, a więc nie otrzymujący już żołdu), było więc jasne, że dalsze ograniczanie rejestru kozackiego doprowadzi do znacznie gwałtowniejszych wystąpień. Do wzmożenia nastrojów przyczyniło się także niewypłacenie żołdu kozakom rejestrowym. Kiedy w 1637 r. kozacy postanowili wyprawić się na Turcję, Rzeczypospolita musiała interweniować, gdyż groziło to wybuchem wojny z Imperium Osmańskim. Udało się wprawdzie odciągnąć od buntującej się czerni kozackiej rejestrowych, ale wybuch powstania był już przesądzony. Paweł Pawluk na czele „wypiszczyków” zaatakował Czerkasy, uprowadzając stamtąd działa. Wkrótce trzy z siedmiu pułków rejestrowych przeszły na stronę powstańców, których siły wciąż rosły – zasilane przez „wypiszczyków”, zbuntowanych chłopów i inne niespokojne elementy, których nie brakowało na Zaporożu. Jakiś czas potem na stronę Pawluka przeszli także rejestrowi z pułku korsuńskiego, do tej pory wierni Rzeczypospolitej. 10 grudnia kampanię przeciwko powstańcom rozpoczęły wojska polskie dowodzone przez hetmana polnego Mikołaja Potockiego. Sześć dni późnej pod Kumejkami wojsko Potockiego zastąpiło drogę maszerującemu taborowi Pawluka.


 

Siły stron

Pierwsze ruchy oddziałów polskich znad Dniestru do Białej Cerkwi, gdzie wyznaczono miejsce koncentracji, rozpoczęły się 7 listopada. Wobec choroby Koniecpolskiego prowadzenie kampanii przeciwko powstańcom Pawluka powierzono nowo mianowanemu hetmanowi polnemu Mikołajowi Potockiemu. Wojsko kwarciane w kilku chorągwiach składało się z 17 chorągwi husarskich, 16 kozackich (nie mylić z Kozakami Zaporoskimi) i 9 kompanii dragonów i liczyło szacunkowo ok. 4400 ludzi. Sytuacja wojsk koronnych skoncentrowanych w Białej Cerkwi była bardzo trudna. Wojsko było nieopłacone, części chorągwi kończyły się listy przypowiednie. Na 9 grudnia buntujące się wojsko postanowiło w Rokitnej koło generalne. Na kole doszło do burzliwych scen, m.in. hetman polny upokarzał się przed wojskiem, gdyż „łzami i płaczem mowę pieczętował”, wzywając, by zanim wojsko zawiąże konfederację, niech przynajmniej stoczy walkę z nieprzyjacielem. Wojsko uspokoiło się dopiero wówczas, gdy od Koniecpolskiego przyszły wieści, że pieniądze na żołd zostały już wysłane. Na szczęście zmarnowane przez stronę polską 2 tygodnie nie zostały należycie wykorzystane przez Pawluka, mimo iż wiedział on o jej kłopotach.

Pawluk – zamiast starać się, aby powstanie objęło jak największy obszar Ukrainy – zarządził koncentrację w Czerkasach, prowadząc mobilizację głównie na Zadnieprzu. Mimo wszystko powstanie stopniowo rozszerzało się na całe Zadnieprze, gdyż Kozacy wykorzystywali początkowe niezdecydowanie hetmana wielkiego Stanisława Koniecpolskiego, który obawiał się wojny z Turcją i nie chciał się angażować na dwóch frontach.

Szymon Okolski pisze o 23 tys. Kozaków, ale liczba ta wydaje się przesadzona. Władysław Tomkiewicz szacuje wojska powstańcze Pawluka na ok. 18 tys. ludzi, natomiast Maciej Franz zaniża ich liczebność do 10 tys., nie podaje jednak, na jakiej podstawie. Według „języków” Pawluk prowadził tabor na 20 tys. ludzi, z 8 działami i wielką ilością amunicji. Co do liczby dział nie ma wątpliwości, taką samą liczbę podaje Okolski. Pewne jest także to, że wojska powstańcze miały różną wartość bojową: dobrze wyposażeni byli kozacy rejestrowi oraz część nierejestrowych uzbrojona w broń ukrywaną na Siczy, natomiast niewyszkolona czerń kozacka była uzbrojona słabo (m.in. w kosy i siekiery) i nierzadko stanowiła tylko niezdyscyplinowany tłum.

Tymczasem w wojsku Potockiego nie wszystkie chorągwie i oddziały skoncentrowane pod Białą Cerkwią wzięły potem udział w bitwie. Co prawda kiedy nadeszły nowe oddziały, pod Białą Cerkwią wojsko polskie liczyło ok. 5650 ludzi (w tym 1550 piechoty), ale pod Kumejkami było już mniej liczne, w wyniku wspomnianej absencji wielu chorągwi. Tomkiewicz ustala liczebność wojsk polskich pod Kumejkami na ok. 4 tys. ludzi, w tym ok. 2800 jazdy, 1200 dragonów i 6 dział.

 

Bitwa

Potocki na czele wojska wyruszył 14 grudnia z Korsunia do Netrebki, podczas gdy pułk Samuela ?aszcza (znanego w Polsce warchoła, ale i znakomitego żołnierza) stanowiący straż przednią znajdował się w okolicy Kumejek. Tam dotarły informacje, że Pawluk idzie z Czerkas z całym taborem i artylerią, aby połączyć się ze zgrupowaniem kozackim Skidana w Mosznach, a także wiadomości, że w kierunku Moszen idzie również zgrupowanie kozackie Kizyma. 16 grudnia Potocki był już w Kumejkach, ale mimo działającego w rejonie Moszen pułku ?aszcza nie można było zapobiec dotarciu Pawluka do Moszen i jego połączeniu się ze Skidanem. Znacznym sukcesem ?aszcza zakończył się natomiast atak na część przeprawiających się przez Dniepr wojsk Kizyma, które zepchnięto za rzekę. W ten sposób ?aszcz nie tylko rozpoznał przeciwnika, ale także odciął zgrupowanie Kizyma od Pawluka i Skidana, a następnie wycofał się, zastępując drogę przeciwnikowi i niejako „naprowadzając” go na rozkaz Potockiego na główne siły polskie. Wkrótce jego pułk został wezwany pod Kumejki, gdzie na tabor kozacki czekał gotowy do bitwy Potocki z całym wojskiem.

Pawluk maszerował zwartym taborem po drodze Biłozero–Kumejki. Z przodu szła zapewne jazda, ścierając się w harcach z cofającymi się chorągwiami ?aszcza, który zgodnie z zamiarem hetmana polnego ustępował z drogi Kozakom, uniemożliwiając jednocześnie przeprowadzenie przez powstańców należytego rozpoznania.


 

Tabor kozacki maszerował dość raźno, przy czym dowództwo powstańcze nie miało pojęcia, że na drodze jego marszu stoi kilka tysięcy koronnego żołnierza. Świadczy o tym przekaz Okolskiego, który wyraźnie stwierdza, iż wśród starszyzny kozackiej zapanowało spore zamieszanie, kiedy ich oczom ukazało się dość liczne i ustawione w szyku wojsko polskie, Pawluk jednak szybko przywrócił porządek, wydając rozkaz kontynuowania marszu w kierunku przeciwnika. Na czele taboru ustawione były cztery działa oraz zapewne najlepsi strzelcy (zgodnie z taktyką taboru kozackiego), pozostałe cztery ustawione były po dwa w środku i na końcu maszerującego taboru. W środku taboru maszerowała dość znaczna siła powstańcza, jednak złożona w dużej części z niezdyscyplinowanej i źle uzbrojonej czerni. Kozakom brakowało przede wszystkim broni palnej i wielu mołojców zamiast w samopały uzbrojonych było tylko w rohatyny, kosy i siekiery.



Potocki wiedział o marszu przeciwnika i postanowił wykorzystać tę wiedzę i do bitwy wybrać teren, który dawałby przewagę stronie polskiej. Hetman osobiście dokonał więc rekonesansu. „Sposobne miejsce do potrzeby [bitwy] i taboru zobaczył – pisze Okolski – kędy ku obronie czoła było nieprzebyte błoto.” Szykując wojsko pod wsią Kumejki Potocki zamierzał wykorzystać w walce wspomniane bagno, które uniemożliwiało maszerującemu taborowi kozackiemu atak czołowy. Centrum pozycji polskich stanowił więc 10-rzędowy tabor, od czoła zasłonięty linią kawalerii w szyku bojowym, podczas gdy prawe skrzydło taboru ubezpieczała dragonia i artyleria. Tymczasem Pawluk zobaczywszy uszykowane wojska polskie i opanowując konsternację wśród kozackiej starszyzny zamierzał początkowo uderzyć na Polaków od czoła, ale spostrzegłszy bagno musiał zawrócić tabor na lewo, a następnie w prawo. Po tych manewrach Pawluk szedł prosto na Kumejki, zapewne z zamiarem obejścia pozycji polskich i zaatakowania ich od boku lub tyłu. Tymczasem kiedy znalazł się na wysokości pozycji artylerii i dragonów zobaczył, że drogę do wsi blokuje mu pułk ?aszcza, który jednocześnie osłonił skrzydło artylerii i dragonii, do tej pory narażone na obejście. Mając drogę zatarasowaną tabor znieruchomiał i wkrótce dały się słyszeć z obu stron salwy dział.

O dalszym przebiegu bitwy zadecydował fakt, że chłopi z Kumejek, chcąc zaszkodzić „Lachom”, podpalili wieś, oddając tym samym Pawlukowi niedźwiedzią przysługę, gdyż wiatr wiał w kierunku kozackiego taboru – cały dym szedł więc wprost na nich, zasłaniając kozakom pole widzenia. Dym armatni dokonał reszty i przez pewien czas Pawluk nie bardzo widział, co się dzieje na przedpolu. Tymczasem sytuację wykorzystał Potocki, który rozkazał dragonom pod dowództwem Marveila i Żółkiewskiego, aby podbiegli do taboru na odległość strzału z muszkietu i rozpoczęli ostrzał. Z obozu wyszła także dragonia Bieganowskiego i zaszła taborowi drogę od czoła, przyłączając się wkrótce do ostrzału zdezorganizowanego przeciwnika. Z obu stron grzmiały także działa, ale wkrótce przewagę uzyskała artyleria polska. Przyczynę takiego stanu rzeczy podaje Okolski: „Dawałci wprawdzie i nieprzyjaciel swej armacie ognia, ale mało szkodził; piękniej im z armaty naszej grano, bo skoczniej skakali”. Przewaga w wyszkoleniu polskich artylerzystów i zwarty szyk taboru spowodowały, że w pojedynku artylerii kozacy zaczęli ponosić większe straty.

Tymczasem Pawluk nakazał skrócenie taboru z 6 rzędów wozów do 12 rzędów, aby łatwiej było go bronić. W czasie przeformowania tabor narażony był szczególnie na atak i rozerwanie szyków, dlatego Potocki zorientowawszy się w kozackim manewrze postanowił przeprowadzić atak jazdy, która do tej pory nie mogła się już doczekać, kiedy hetman rzuci ją do ataku. Mimo dogodnej sytuacji nie powiodła się pierwsza szarża chorągwi kozackich i husarskich wymierzona w bok taboru – załamała się w ogniu kozackich samopałów i armat, padli zabici i ranni. Jazda wycofała się, zostawiając na polu walki osamotnionych dragonów i piechotę, która prowadząc z kozakami zaciekłą walkę ogniową poniosła pewne straty. Chorągwie polskie szybko jednak uporządkowały szyki – „w pół Zdrowaś Mario”, jak pisał chyba z przesadą Potocki – i w kolejnej szarży rozerwano tabor, wdzierając się między wozy (mniej więcej w trzeciej części jego długości). W uczyniony wyłom Potocki rzucił kolejne chorągwie jazdy i wkrótce wewnątrz taboru doszło do bezpardonowej walki na białą broń. Część jazdy kozackiej i piechoty poczęła wymykać się już w panice z taboru, ale pozostali walczyli dzielnie. Tymczasem tylna część taboru osłonięta przez bagno wcale nie była jeszcze atakowana. Największy opór stawiało jednak czoło taboru, gdzie znajdowały się 4 armaty i najlepsi strzelcy, mimo że cały czas ostrzeliwane było przez dragonów Bieganowskiego i atakowane przez jazdę ?aszcza. Tymczasem dragonia Bieganowskiego na rozkaz Potockiego zaszła czoło taboru od tyłu, a kiedy syn hetmana polnego podpalił wozy z amunicją, wśród kozaków wybuchła panika i czoło taboru pękło – dragoni Bieganowskiego i jazda ?aszcza wdarli się do środka. Obrona kozacka załamała się zupełnie. Rozpoczęła się rzeź. Chorągwie polskie, widząc uciekającego nieprzyjaciela, prawie w całości zaprzestały walki w taborze i rzuciły się w pogoń. Tymczasem niedobitki kozackie przedarły się do tylnej części taboru, która do tej pory nie była atakowana. Ostrzeliwujący się kozacy, dysponujący w zwartym na nowo taborku dwoma działami, rozpoczęli odwrót. Ponieważ Pawluk uszedł w zamieszaniu z pola walki, dowództwo taborku objął Hunia – przyszły wódz kozacki. Pozostawiona w taborze dragonia znowu poniosła duże straty w boju z zaciekle broniącymi się gdzieniegdzie kozakami – zginął m.in. oberszterlejtnant Marveil. Wieczorem taborek Huni został osaczony, ale kozacy nie chcieli się poddać. Potocki nie zamierzał już atakować przeciwnika i późną nocą taborek Huni dotarł do Moszen. Nie było już potrzebne dalsze przelewanie krwi, co zapewne Potocki wiedział, bo każdy znający psychologię kozacką musiał wiedzieć, że klęska kumejska oznaczać musiała jednocześnie koniec powstania. Nie jest także wykluczone, że na decyzję Potockiego, aby pozwolić kozakom wycofać się do Moszen, wpłynęły wysokie straty, jakie wojsko polskie poniosło w trakcie bitwy.


 

Po bitwie

Starcie pod Kumejkami, jak każda bitwa z kozakami, było bardzo bezpardonowe. Wśród strat polskich wysoki był stosunek zabitych do rannych, co należy zapewne tłumaczyć zaciętością kozaków, którzy zdaniem Potockiego w pierwszej fazie bitwy nie dawali polskiej jeździe żadnego pardonu, dobijając rannych. Wielu z polskich żołnierzy podkreślało krwawy charakter starcia, czego echa mamy w słowach Okolskiego: „Dawne towarzystwo przyznawało to, iż nigdy w takim ogniu, a tak długo, nie bywali, i niewidzieli tak wielkiego trupa, jako są wojownikami, na placu”. Całe pole bitwy zasłane było zabitymi i rannymi. Po bitwie Potocki donosił, iż w taborze padło ok. 3000 Kozaków, „a za taborem, więcej niż na milę. Po lesie, drogach i bagnach, kupami leżących trudno kto miał policzyć”.

Okolski, który miał do dyspozycji listę strat, podaje dokładnie, iż jazda polska straciła 77 zabitych i 171 rannych. Rejestr ten nie obejmuje jednak wszystkich chorągwi jazdy (np. pułku ?aszcza) oraz nie dotyczy dragonii; łączne straty polskie były więc jeszcze wyższe. Poważne były straty w starszyźnie (zabitych dwóch oficerów dragonii), kilku oficerów jazdy było rannych (m.in. porucznik husarii i rotmistrz kozacki), padło też wiele koni (sam Potocki stracił pod sobą dwa konie).

Bitwa, zakończona znacznymi obustronnymi stratami, okazała się polskim zwycięstwem i de facto oznaczała koniec powstania – zdemoralizowani klęską kozacy, oblegani kilka dni później przez Polaków pod Borowicą, poddali się, wydając Polakom Pawluka. Polacy opłacili zwycięstwo niemałymi stratami, ale straty kozackie były bez porównania większe. Zdaniem Potockiego sięgały 5 tys., a zdaniem Beauplana nawet 6 tys. ludzi – wyniosły więc szacunkowo 1/3 wszystkich mołojców Pawluka, gdyby przyjąć ich liczebność na 18 tys. Z ośmiu dział w ręce polskie wpadło sześć, tylko dwa udało się kozakom uratować w taborku Huni.

Starcie to interesujące jest także z taktycznego punktu widzenia. Po pierwsze uderza znaczny udział w walce polskiej dragonii, która walczyła ogniem i w znacznej mierze przyczyniła się do zwycięstwa. Po drugie na uwagę zasługuje fakt, że polska jazda zdołała rozerwać tabor kozacki. Nie udało się to do tej pory ani pod Sołonicą (1596), ani pod Kurukowem (1625), ani Perejasławiem (1630), gdzie kozaków zmuszano do kapitulacji poprzez blokadę taboru i prowadzenie układów. Bitwa wykazała, że przeprowadzony w sprzyjających okolicznościach atak jazdy, zwłaszcza przy współdziałaniu z dragonią i artylerią, może przynieść skutek. Dla samego Potockiego bitwa niosła jednak ujemne doświadczenie – zaczął on lekceważyć kozaków. To lekceważenie przeciwnika zemściło się na nim pod Korsuniem w 1648 r.

 

Bibliografia selektywna:

A. Borowiak, Kozaczyzna w przededniu powstania Bohdana Chmielnickiego (1635–1648), [w:] Epoka „Ogniem i mieczem” we współczesnych badaniach historycznych, red. M. Nagielski, Warszawa 2000.

M. Franz, Wojskowość Kozaczyzny Zaporoskiej w XVI–XVII wieku: geneza i charakter, Toruń 2002.

M. Nagielski, Kozaczyzna czasów Władysława IV (1632–1648), Przegląd Wschodni 1991, t. I, z. 4.

S. Okolski, Dyaryusz transakcyi wojennej między wojskiem koronnem i zaporoskim w r. 1637, wyd. K. J. Turowski, Kraków 1858.

W. Tomkiewicz, Bitwa pod Kumejkami (16 XII 1637), Przegląd Historyczno-Wojskowy 1937, t. IX, z. 2.

Z. Wójcik, Dzikie pola w ogniu. O Kozaczyźnie w dawnej Rzeczypospolitej, Warszawa 1968.