W latach 30. XX wieku stworzenie własnego, narodowego wzoru pistoletu wojskowego stało się ambicją każdego kraju europejskiego aspirującego do znaczenia na kontynencie. Nie stanowiliśmy od tego trendu wyjątku i udało nam się stworzyć konstrukcję do dziś słynącą z jakości i trwałości – Visa.
Odrodzona w roku 1918, a potem wykuwana w ogniu trwających jeszcze przez trzy lata wojen i powstań Polska odziedziczyła po zaborcach, aliantach i najeźdźcach zdumiewająco różnorodną zbieraninę typów broni strzeleckiej – kilkadziesiąt systemów i wzorów karabinów, broni maszynowej, pistoletów i rewolwerów, strzelających niezliczoną liczbą typów amunicji.
W roku 1923 specjalna komisja, w której skład weszli przedstawiciele departamentów piechoty, kawalerii i artylerii oraz uzbrojenia Ministerstwa Spraw Wojskowych, zastanawiała się nad wyborem ujednoliconego typu broni krótkiej dla WP. Trzeba było wybrać nie tylko nabój i system broni, ale jeszcze jej rodzaj. W pierwszym rozdaniu zwyciężyło przekonanie o wyższości rewolweru i w lutym 1924 r. komisja wnioskowała o ich zakup dla wojska. W ministerstwie starła się opcja pistoletowa z opcją rewolwerową, i jak to bywa w takich przypadkach, obie strony okopały się głęboko i przerzucały papierami, a przedmiot sporu pozostał na ziemi niczyjej i powoli wszyscy zaczynali już zapominać, o co walczą.
Piotr Wilniewczyc i Jan Skrzypiński w karykaturach Jotesa z firmowej teki PWU
Minął rok 1924, w którym zajmowano się głównie standaryzacją naboju 7,9 mm x 57 Mausera jako amunicji karabinowej, więc nikt nie miał głowy do pistoletów. Przeszedł rok 1925, kiedy zdawało się, że przyjmując Hotchkissa na nabój 7,9 mm rozwiązano problem cekaemu. Potem nadszedł pamiętny rok 1926 i MSWojsk. znowu miało ważniejsze sprawy na głowie. Nowa ekipa po zamachu majowym wzięła stronę „pistoletowców” przeciw „rewolwerowcom” i do listy czterech rewolwerów zakupionych do badań dodano aż siedem pistoletów samopowtarzalnych.
Szkic pistoletu PWU wz. 28, fikcyjnego projektu Wilniewczyca z 1929 r. [Muzeum Wojska Polskiego]
Tak się jakoś złożyło, że pod rządami nowej ekipy próby przeprowadzone w ciągu roku 1927 przez Instytut Badań Materiału Uzbrojenia (dzisiejszy WITU) zdyskwalifikowały wszystkie cztery rewolwery: dwa hiszpańskie, jeden firmy Norberto Arizmendi systemu Naganta, a drugi firmy Ideal systemu Bayarda, oba na nabój 8 mm francuski, amerykański Colt Army DA w odmianie wz. 1905 piechoty morskiej na nabój .38 Colt DA i najnowszy wówczas model brytyjskiej firmy Webley & Scott, Mk IV na nabój .38-200. Zakupione do badań pistolety samopowtarzalne łączył jedynie kaliber 9 mm, a dzieliło wszystko inne. Były to:
* FN Mle 1903, z zamkiem swobodnym, na nabój 9 mm x 20SR Browninga długi;
* FN Mle 1922 z zamkiem swobodnym, na nabój 9 mm x 17 Browninga krótki;
* Parabellum P.08, ryglowany, na nabój 9 mm x 19 Parabellum;
* ČZ vz. 24, ryglowany, na nabój 9 mm x 17 Browninga krótki;
* ČZ tzw. „polski”, ryglowany, z mechanizmem spustowym samonapinającym (DAO);
* Beretta Mod. 923 z zamkiem swobodnym na nabój 9 mm x 17 Browninga krótki.
Z tych modeli najciekawszą konstrukcją był pistolet ČZ z mechanizmem DAO. Przydomek „polski” wziął się stąd, że model ten powstał w wyniku zapytania naszego MSWojsk. o możliwość stworzenia broni, łączącej konstrukcję pistoletu vz. 24 z mechanizmem spustowym systemu inż. Aloisa Tomiški z Pilzna, który jeszcze za nieboszczki c. i k. monarchii wyrabiał pistolety kieszonkowe marki „Little Tom” w niego(?) zaopatrzone. W roku 1927, kiedy w IBMU badano pistolety na konkurs, był to najnowocześniejszy pistolet wojskowy i policyjny całej Europy. Walther PP, który wniósł na rynek rewolucyjny mechanizm SA/DA, pojawił się dopiero dwa lata później.
Pierwszy egzemplarz prototypowy Visa rozłożony częściowo. Zwracają uwagę dwa wycięcia do zaczepu w zamku, opis na zamku, sztywna żerdź urządzenia powrotnego i bardzo długi w porównaniu z późniejszymi wyrzutnik
W fazie eliminacyjnej konkursu badany był także – ale poza konkurencją z uwagi na przekroczenie limitu masy – pistolet FN Grand Rendement Mle 1926, z magazynkiem na 13 nabojów 9 mm Parabellum, przodek FN High Power.
Tytułowa strona opisu patentu Nr 15567 na pistolet Vis
W listopadzie 1927 r. do ścisłego konkursu przeszły jedynie trzy pistolety, wszystkie na nabój 9 mm Browninga krótki: ČZ vz. 24, FN Mle 1922 i Beretta Mod. 923. Niedopracowany nowoczesny „polski” ČZ został odrzucony, wraz z przestarzałymi Parabellum i FN Mle 1903. Kiedy MSWojsk. straciło zainteresowanie tym pistoletem, projekt przejęło Ministerstwo Finansów, któremu podlegała wówczas Straż Graniczna. Kłopoty z żywotnością mechanizmu DAO, pogorszona w wyniku nieuniknionego wzrostu oporu spustu celność i wysoki koszt wprowadzenia do produkcji nowatorskiej konstrukcji spowodowały, że nowy nabywca pistoletu vz. 28 zrezygnował z nowatorstwa na rzecz sprawdzonych rozwiązań. MF zakupiło łącznie 2530 pistoletów ČZ vz. 28, ale wyłącznie w odmianie bez mechanizmu samonapinającego. Chwyty pierwszej partii 230 pistoletów zostały przedłużone tak, by zrobić miejsce na szynę do mocowania drewnianej kolby-kabury. W odróżnieniu od czeskich wojskowych vz. 24, pistolety wz. 28 mieściły dzięki temu magazynek na 9, a nie 8 nabojów. Kolejne partie zachowały przedłużone magazynki, ale z drewnianych kolb-futerałów zrezygnowano.
Sierżant Kwaciszewski z Pracowni Broni Małokalibrowych IBMU, zasłużony autor wielu przedwojennych instrukcji o broni, demonstruje napinanie kurka pistoletu wz. 32 o spodnie [Muzeum Wojska Polskiego]
Próby konkursowe obejmowały: pomiar prędkości pocisku, pomiar rozrzutu ze stojaka i z wolnej ręki, pomiar siły przebijania pocisku, próbę odporności na zanieczyszczenia, próbę żywotności (3000 strzałów z broni smarowanej, po czym 1500 z suchej) oraz próby funkcjonalne (pewność zabezpieczenia, łatwość manipulacji i rozkładania). W wyniku badań prowadzonych w marcu i kwietniu 1928 r. pierwsze miejsce przyznano pistoletowi czeskiemu vz. 24, przed Berettą Mod. 923 i Browningiem Mle 1922. Badany poza konkursem FN GR Mle 1926 oceniono jednak jako „pod wszystkimi względami lepszy” od finalistów.
Pistolet WiS wz. 32 z partii informacyjnej nr ser. 0003
7 sierpnia 1928 r. odbyła się konferencja, na której porównywano pistolety czeski i belgijski – przy czym określenie „13-to strzałowy” nie pozostawia wątpliwości, o który model FN chodziło. W pistolecie czeskim podkreślano „dużą celność przy szybkiem i wygodnem celowaniu”, małą wrażliwość na zanieczyszczenia i mniejszą masę własną. Belgijski pistolet miał jednak nabój o większej zdolności przebijania i przewyższał broń czeską odpornością na zużycie. Co ciekawe, dużej pojemności magazynka wcale nie poczytano mu za zaletę!
Szkielety pistoletów wz. 32 (u dołu) i seryjnego wz. 35. Widoczne różnice w układzie wyrzutnika – przesunięty w lewo na prototypie i centralny w pistolecie seryjnym
Pistolet czeski miał najwyższą cenę jednostkową obowiązkowej dostawy od producenta (3000 sztuk –108,85 zł, podczas gdy Beretty kosztowały 87,21 zł, a Browningi wręcz 57,72 zł!) spośród zgłoszonych do konkursu, jego licencja kosztowała najdrożej (422 720 zł jednorazowo plus 6,07 zł od sztuki w porównaniu do 93 200 + 4,66 zł/szt. za Berettę oraz 88 800 + 8,88 zł/szt. za Browninga), jednak przewaga w ocenach nad pozostałymi wzorami sprawiła, że choć brak kredytu uniemożliwiał zakup od razu, werdykt komisji wskazywał jednoznacznie ČZ vz. 24 jako faworyta.
Zespoły ruchome pistoletów wz. 32 (u góry) i wz. 35 Widoczne różnice w kształcie tylnej części zamków
Polski Münchhausen
Do tej chwili historia konkursu nie odbiega od dotychczasowych wersji przebiegu zdarzeń bazujących w większości na wspomnieniach o kulisach powstania Visa, ogłoszonych przez Piotra Wilniewczyca w „Muzealnictwie Wojskowym” 1959, t. 1. Dalej jednak rzeczywiste wypadki potoczyły się zgoła sensacyjnie – i zupełnie inaczej, niż je przedstawił autor.
Przekrój Visa „brakujące ogniwo” – już zaokrąglony tył zamka, ale jeszcze bez zwalniacza kurka [CAW]
Otóż brak pieniędzy na zakup licencji czeskiej spowodował, że rekomendacji komisji nigdy nawet nie próbowano wcielać w życie – co przecież jest fundamentem relacji Wilniewczyca. Departament Uzbrojenia otrzymywał nadal po zamknięciu konkursu oferty od kolejnych producentów, i choć były to w większości propozycje nierealne (Astra 900, Le Francaise, Husqvarna m/07), to postanowiono je rozważać, jednocześnie pozostawiając KOP, korpusowi oficerskiemu i Ministerstwu Finansów wolną rękę w wyborze pistoletów. Zarówno Beretta, jak FN zgłosiły po pierwszych próbach poprawione wersje swojej broni – ta ostatnia zresztą obu: 1922 i „13-to strzałowego”. W lutym 1929 r. odbyła się kolejna seria prób, w wyniku której niekwestionowanym zwycięzcą konkursu został tym razem „poprawiony FN 13-to nabojowy o wadze przepisowej”.
Replika futerału-kolby wz. 39 z pistoletem Vis – widok pistoletu z kolbą i schowanego wewnątrz kabury Widoczny sposób umieszczenia pistoletu i dwóch zapasowych magazynków
Był to pierwszy model FN HP, dzieło tym razem już samego Saive’a, który po wygaśnięciu patentu na Colta M1911 mógł wreszcie w 1928 r. użyć do GR osi głównej z zaczepem zamka, skopiowanej z Jedenastki. To pozwoliło znacznie uprościć konstrukcję, odchudzić ją, zrezygnować ze skomplikowanego sposobu rozkładania z wyjmowaniem zamka do tyłu, a płaszcza zamkowego do przodu. Pistolet uzyskał już niemal swój ostateczny wygląd – choć do 1931 r. zachował jeszcze demontowane łożysko lufy. Uproszczenie konstrukcji i formy zewnętrznej pozwoliło zmniejszyć masę i teraz rozładowany HP ważył już tylko 910 g, mieszcząc się w warunkach polskiego konkursu.
Vis produkcji polskiej z roku 1938, nr ser. 25419
W ślad za wygraną w konkursie poszła nowa rekomendacja Komitetu do Spraw Uzbrojenia i Sprzętu (KSUS) Sztabu Generalnego – w dniu 25 marca 1929 r. na jego posiedzeniu zapadła uchwała, której punkt drugi brzmiał: „W sprawie pistoletów: K.S.U.S. po zaznajomieniu się ze sprawą pistoletów zatwierdza jako typ pistoletu dla armji, pistolet automatyczny 13 strzałowy Browning kal. 9 mm wyrobu F.N.”
Vis późniejszej (nr ser. 47630, 1939 r.) produkcji polskiej ze szkieletem pozostawionym w stanie białym, prawdopodobnie zmontowany z części wykradzionych z fabryki w pierwszych miesiącach okupacj
W świetle tych faktów wersja Wilniewczyca o wyborze broni czeskiej, która była do tej pory przyjmowana bez dyskusji przez wszystkich autorów krajowych i zagranicznych, nie trzyma się kupy. Zgodnie z nią „zimą 1929 r.” inż. Piotr Wilniewczyc, wówczas ekspert balistyczny i doradca w zakresie konstrukcji broni dyrekcji Państwowych Wytwórni Uzbrojenia w Warszawie, dowiedział się od dyrektora technicznego PWU Andrzeja Dowkontta o „parafowaniu umowy” na zakup licencji czeskiego pistoletu vz. 24, o którym miał jak najgorsze zdanie. Dalej pada kwota 1 300 000 złotych (w przeliczeniu około ćwierć miliona dolarów) jako suma opłat licencyjnych, co w miarę wiernie oddaje liczby użyte w sprawozdaniu KSUS – z tym że dla produkcji rzędu ponad 100 000 sztuk, której nigdy nie planowano!
Vis P35(p) produkcji niemieckiej z 1942 r., nr ser. C2932
Na posiedzeniu dyrekcji koncernu PWU, dotyczącym produkcji rewolweru Nagant dla Policji Państwowej, 17 lutego 1929 r. inż. Wilniewczyc przedstawił całą sprawę pistoletu w jak najczarniejszych barwach. Na koniec zaproponował wyjście – wielką mistyfikację w stylu, którego nie powstydziłby się sam baron Münchhausen. Otóż postanowiono, że Wilniewczyc w ciągu weekendu narysuje rysunek złożeniowy fikcyjnego projektu pistoletu PWU wz. 28, po czym w ciągu dwóch miesięcy zobowiązał się dostarczyć gotowy projekt broni. Tymczasem dyrekcja koncernu miała rozpocząć zakulisową kampanię oskarżeń o dyskryminację krajowego przemysłu na rzecz zamówień zagranicznych oraz powoływać się na wielkie nakłady rzekomo poniesione przez PWU na dotychczasowe prace nad tym pistoletem, które w wyniku nieodpowiedzialnej decyzji wojskowych zostaną zmarnowane.
Vis P35(p) produkcji 1943 r. już z brązowymi okładkami, nr ser. R9359
Jak postanowiono, tak zrobiono. Weekend Wilniewczyca wprawdzie przeciągnął się do tygodnia, ale 25 lutego na posiedzeniu Rady Administracyjnej koncernu z udziałem przedstawicieli Skarbu Państwa dyrekcja PWU poinformowała, że „posiada wypracowany własny projekt pistoletu wojskowego, który ma odpowiadać wszystkim wymaganiom stawianym przez wojsko. Projekt jest w trakcie doskonalenia i badań szczegółowych, poczem egzemplarze próbne zostaną przedłożone dla dokonania prób urzędowych”.
Vis produkcji polskiej z roku 1938, nr ser. 25419
Ta niesamowita opowieść pozostawiona bez przedstawienia szerszego tła wydarzeń wystawiałaby jej głównym aktorom jak najgorsze świadectwo nieodpowiedzialnych intrygantów. Jednak w tym samym czasie dyrekcja PWU prowadziła zażarty spór sądowy z FN w sprawie rkm wz. 28. Z powodu niedociągnięć Belgów dokumentację licencyjną rkm trzeba było wykonywać niemal od podstaw w Warszawie, ale FN nie kwapiła się wcale ze zwrotem nienależnie pobranych za nią płatności. Można zrozumieć, że w tej sytuacji PWU nie były wcale zachwycone perspektywą kolejnej belgijskiej gruszki na wierzbie. Polski koncern zresztą odegrał się wkrótce na Belgach, dowodząc, że konstrukcja cekaemu Browninga z chłodzeniem wodnym (amerykański M1917) nie jest chroniona w Polsce patentem. Z tego zaniedbania, wykrytego przez inż. Jana Skrzypińskiego, dyrektora PWU-Fabryki Karabinów w Warszawie skwapliwie skorzystano, kopiując konstrukcję, wprowadzoną wkrótce z paroma modyfikacjami do uzbrojenia WP jako ckm wz. 30. Na tym tle opowieść Wilniewczyca pokazuje nam drugie, do tej pory nie eksplorowane dno – pistolet Saive’a też jeszcze nie miał ochrony patentowej, a więc nie było sensu ponosić kosztów, skoro można go było po prostu skopiować. Święta prawda, tylko po co w takim razie było dorabiać do tego wzniosłą ideologię o rzekomym uchronieniu ojczyzny od wielkiego błędu?
Vis P35/1(p) produkcji 1944 r. bez zaczepu do rozkładania, nr ser. H0507
Pistoletu Saive’a nigdy w końcu nie zakupiono, choć do dziś pokutują opowieści o „piętnastostrzałowych efenkach wz. 30”, które w 1939 r. ponoć znajdowały się w uzbrojeniu różnych formacji, ze szczególnym uwzględnieniem Marynarki Wojennej (patrz ORP Orzeł zaginął S. Biskupskiego) i w ten sposób straciliśmy kolejną szansę na pierwszeństwo w świecie – mogliśmy być pierwszym krajem świata, w którym przyjęto do uzbrojenia pistolet z dwurzędowym magazynkiem.
Opisy na zamkach pistoletów Vis (od góry): polskiego z roku 1939, niemieckiego z 1941 r. z dodatkowym napisem P35(p) oraz niemieckiego z roku 1944. Zwraca uwagę ewolucja cech odbiorczych kontroli technicznej w Radomiu – wcześniej było to „WaA77”, potem skrócone do „77”. Cecha ostatecznego odbioru w Steyr zachowała stary układ „WaA623” do końca
Narodziny Visa
Tymczasem jednak prace konstrukcyjne Wilniewczyca nabrały nowego impetu, kiedy przypadkiem inż. Jan Skrzypiński zaskoczył go któregoś dnia nad deską kreślarską przy tworzeniu kolejnego wcielenia PWU wz. 28. W swej relacji Wilniewczyc wspomina „długą dyskusję” nad rozwiązaniami i w jej rezultacie decyzję o wspólnym tworzeniu pistoletu. W tym zespole ponoć Wilniewczyc „wiedział, co chce zrobić”, a Skrzypiński „wiedział, jak to zrobić”. Sądząc z rezultatów, to raczej Skrzypiński wiedział jedno i drugie, bo po nawiązaniu tej współpracy pistolet z dnia na dzień przybrał diametralnie odmienne kształty!
Części 9 mm pistoletu Vis wz. 35. 1 – zamek; 2 – szczerbina; 3 – wyciąg; 4 – sprężyna igliczna; 5 – iglica; 6 – żerdź główna urządzenia powrotnego; 7 – przetyczka żerdzi; 8 – przednia opora sprężyny powrotnej; 9 – sprężyna powrotna; 10 – sprężyna wewnętrzna urządzenia powrotnego; 11 – stopa żerdzi urządzenia powrotnego; 12 – lufa; 13 – zwalniacz kurka; 14 – sprężyna zwalniacza; 15 – opora iglicy; 16 – przerywacz; 17 – zaczep kurkowy; 18 – kurek; 19 – kołek popychacza kurka; 20 – popychacz kurka; 21 – opora zaczepu magazynka; 22 – sprężyna zaczepu magazynka; 23 – zaczep magazynka; 24 – bezpiecznik samoczynny; 25 – tłoczek sprężyny uderzeniowej; 29 – sprężyna urządzenia spustowego; 30 – spust; 31 – magazynek; 32 – kołek opory sprężyny uderzeniowej; 33 – zaczep do rozkładania; 34 – oś kurka; 35 – oś zaczepu kurkowego; 36 – oś główna z zaczepem zamkowym; 37 – szkielet; 38 – okładka uchwytu; 39 – wkręt okładki uchwytu; 40 – gniazdo wkrętu okładki uchwytu
Ostateczne dopracowanie konstrukcji obaj panowie powierzyli zresztą inżynierowi z Biura Studiów FK, Feliksowi Modzelewskiemu, bez którego Vis nie powstałby w takiej postaci, jaką wszyscy znamy. Rzecz cała ciągnęła się jeszcze przez półtora roku, w ciągu których, jak otwarcie pisze Wilniewczyc, projekt leżał odłogiem i poza Modzelewskim nikt przy nim nawet palcem nie kiwnął. Dopiero pod koniec 1930 r. projekt doprowadzono do fazy, w której można było zacząć jego ostateczną realizację – od kroku, którego zaniedbała FN – opatentowania w Polsce. Zaniechanie jakichkolwiek prób patentowania za granicą jasno oddaje zdanie samych wynalazców na temat oryginalności zastosowanych rozwiązań. Urząd Patentowy RP przyjął zgłoszenie patentowe 15 stycznia 1931 r., a 8 lutego następnego roku udzielił patentu nr 15 567.
Alternatywne sposoby unieruchamiania zamka do rozkładania w Visach P35(p) z zaczepem do rozkładania i P35/1(p) bez zaczepu. Zwraca uwagę przesunięcie wycięcia na oś główną w zamkach obu wersji
Także pod koniec 1930 r. zaczął powstawać pierwszy prototyp pistoletu, ukończony w lutym 1931 r. O jakości prac projektowych Modzelewskiego doskonale świadczy fakt, że prototyp funkcjonował bez zarzutu od pierwszej próby. W ciągu kilku dni lutego 1931 r. strzelania z nowego pistoletu prowadzono jeszcze kilkukrotnie, w obecności dyrektora Skrzypińskiego, inż. Wilniewczyca oraz przedstawiciela odbioru wojskowego, płk. Grzybowskiego. Prototyp był dalej dopracowywany (m.in. zmieniono konstrukcję żerdzi sprężyny powrotnej) i w marcu pooksydowany (bo pierwsze strzelania prowadzono z broni w stanie białym).
Kolej na wielką premierę przyszła 17 i 18 kwietnia 1931 r. W IBMU przeprowadzono oficjalną próbę wojskową prototypowego pistoletu połączoną z pokazem dla rządowych i wojskowych oficjeli.
Wyjmowanie magazynka. Przed przystąpieniem do rozkładania rozładuj broń! W czasie rozładowywania broń musi być skierowana wylotem w bezpiecznym kierunku! Palec trzymać poza kabłąkiem spustu! W celu rozładowania broni należy wyjąć magazynek, naciskając na przycisk zaczepu umieszczony z lewej strony szkieletu u nasady kabłąka spustu, a następnie odciągnąć zamek za rowki umieszczone na jego tylnej części i spojrzeć do komory nabojowej. Dla pewności można unieść kciukiem znajdującą się na lewej stronie szkieletu dźwignię zaczepu zamka i po zablokowaniu zamka w tylnym położeniu upewnić się, czy w komorze nie ma naboju. Po sprawdzeniu zwolnić zamek, po czym kciukiem nacisnąć na dźwignię zwalniacza kurka.
Pistolet wzbudził wielkie zainteresowanie, ale i od początku rodził kontrowersje. Protokół z prób w IBMU stwierdza, że broń okazała się bardzo celna, wszyscy strzelcy chwalili ją za wygodne ukształtowanie chwytu. Przyrządy celownicze o przekroju prostokątnym, który zastąpił w prototypie dotychczas spotykane w broni trójkątne, uznano za lepsze. Przesądziły o tym zarówno łatwość ich zgrywania przy szybkim strzelaniu, jak i mocniejsza, mniej podatna na uszkodzenia budowa. W sprawie bezpieczników uczestnicy komisji pod przewodnictwem płk. Szpręglewskiego z IBMU przy wstępnym omówieniu konstrukcji pistoletu uznali, że zabezpieczenie jest niewystarczające z uwagi na brak bezpiecznika nastawnego. Próby wykazały jednak, że bezpiecznik automatyczny zabezpiecza broń „w zupełności wystarczająco”, gdyż kombinacja zęba zabezpieczającego kurka, przerzutowej iglicy i teleskopowej żerdzi urządzenia powrotnego wyklucza odpalenie na skutek upadku broni, próby uderzania w kurek załadowanej broni nie doprowadziły zaś ani razu do odpalenia. Broń można zatem przenosić z nabojem w lufie i spuszczonym kurkiem, co spełnia funkcję bezpiecznika o tyle skuteczniej, że kurka nie da się zapomnieć napiąć, jak to się zdarza z wyłączeniem bezpiecznika. Wbrew relacji Wilniewczyca, rezygnacja z bezpiecznika nastawnego przeszła więc bez trudu. Kiedy zdawało się, że wszyscy są zadowoleni, zaczęła się jednak sprawa ze zwalniaczem kurka, która miała jeszcze całemu projektowi wyjść bokiem już za trzy-cztery lata.
Użycie zaczepu do rozkładania. Odsunąć zamek pistoletu w tył o ok. 2 cm, po czym wprowadzić hak zaczepu do rozkładania w wąskie ukośne wycięcie w dolnej krawędzi zamka, unieruchamiając go
Właściwie konstruktorzy sami są sobie winni. Gdyby nie wspomnieli w opisie patentowym o zaczepie do rozkładania broni służącym jako zabezpieczenie przy zwalnianiu kurka, delegat Departamentu Kawalerii (rtm. Trzyszko) zapewne nigdy nie wpadłby na pomysł, że zwalniacz jest niezbędny. W myśl opisu patentowego Vis miał na zamku dwa wycięcia współpracujące z zaczepem do rozkładania broni. Przednie z nich służyło do unieruchamiania odciągniętego zamka, by uwolnić rękę do zwolnienia osi zaczepu zamka przy rozkładaniu. Drugie, identyczne, umieszczone było w tylnej części zamka w taki sposób, że zamek trzeba było odciągnąć ok. 2–3 mm, by można z niego skorzystać. Tak unieruchomiony zamek osłaniał dolną krawędzią opory iglicy jej główkę przed uderzeniem kurka – jak przy niedomkniętym zamku. Ściągnięcie spustu zwalniało więc kurek, ale strzał nie padał, bo kurek nie dosięgał iglicy. Zwolnienie kurka w ten sposób wymagało jednak użycia obu rąk i zdaniem kawalerzysty dyskwalifikowało to rozwiązanie, bo jeździec musiał w lewej ręce trzymać wodze konia. Departament Kawalerii złożył formalny wniosek o wyposażenie pistoletu w zwalniacz kurka obsługiwany jedynie kciukiem ręki strzelającej.
Użycie alternatywnego zaczepu do rozkładania. Pistolety późnej produkcji niemieckiej pozbawione były zaczepu do rozkładania, jednak i w nich można unieruchomić zamek do dalszego rozkładania. W tym celu po odciągnięciu zamka należy opuścić dłuższe ramię zwalniacza kurka, wprowadzając je w specjalnie w tym celu wykonane podcięcie na główce kurka
Konstruktorzy od samego początku lojalnie uprzedzali, że przebudowanie pistoletu tak, by wkomponować zwalniacz kurka obsługiwany jedną ręką, może się okazać trudne i kosztowne, przy czym odwlecze i tak już opóźniony program pistoletu o kolejny rok czy nawet dwa. Departamenty Piechoty i Artylerii, które początkowo poparły wniosek, na takie dictum wycofały swoje poparcie, jednak kawalerzyści upierali się przy swoim. W końcu stanęło na tym, że sprawę zwalniacza „jednoręcznego” odłoży się na później, a tymczasem należy nieprzydatne urządzenie „dwuręczne” w ogóle z serii informacyjnej pistoletu usunąć.
Prototyp poddano próbom zgodnie z programem opracowanym w 1928 r. na potrzeby konkursu pistoletowego. Wyniki prób były wielkim sukcesem Visa, który zakasował wszystkie dotychczas testowane modele pistoletów. O powrocie do FN HP nie było już mowy.
PA WiS wz. 32
Prawie rok po zakończeniu prób, 28 lutego 1932 r. odbyła się konferencja w MSWojsk., na której zapadły bardzo ważne decyzje. Po pierwsze – o wprowadzeniu do uzbrojenia „automatycznego pistoletu 8-strzałowego Vis kal. 9 mm konstrukcji PWU”. Po drugie – zamówiono partię informacyjną nowego pistoletu w liczbie 100 szt. z terminem dostawy w roku budżetowym 1932, a więc do końca pierwszego kwartału 1933 r. Egzemplarze z partii informacyjnej miały być przeznaczone do przeprowadzenia prób wojskowych w trzech rodzajach broni. Partie po 10 pistoletów i 200 nabojów miały trafić do trzech pułków piechoty, trzech pułków kawalerii i trzech pułków artylerii lekkiej. Trzecim ważnym postanowieniem było przeniesienie produkcji pistoletu z Warszawy. Opanowanie i uruchomienie produkcji nowego wyrobu w i tak już do granic obciążonej zamówieniami FK mogło się odbić na dostawach karabinów maszynowych. By tego uniknąć, postanowiono produkcję już od serii modelowej przenieść do Fabryki Broni w Radomiu.
Wyjmowanie zaczepu zamka. Unieruchomienie zamka na zaczepie do rozkładania zwalnia przytrzymującą go rękę, którą należy odciągnąć w przód koniec żerdzi urządzenia powrotnego, zwalniając nacisk stopy żerdzi na oś zaczepu zamkowego. Jeśli teraz obrócimy pistolet prawą stroną do góry, wystarczy lekko pchnąć wystający koniec osi, by zaczep sam wypadł ze szkieletu. Oczywiście, dla miłośników rozwiązań siłowych pozostaje wygniecenie osi ze szkieletu bez zwolnienia nacisku, ale nie polecam, bo to boli i strzelca, i pistolet
Próby w Zielonce jeszcze trwały, kiedy 18 kwietnia 1931 r. MSWojsk. na podstawie wstępnych wyników postanowiło zamówić na pniu 6000 „pistoletów PWU” z terminem dostaw w latach budżetowych 1932/1933 i 1933/1934, wychodząc z optymistycznego założenia, że „fabrykacja pistoletu uruchomiona zostanie na jesieni po zakończeniu prób”. W sierpniu podobna narada, już nad ostatecznym raportem z prób (złożonym 6 lipca), przyniosła preliminarz kolejnych zamówień na lata budżetowe 1934/1935 do 1936/1937 – po 3000 sztuk rocznie. Przyczyny tego pośpiechu wskazuje dokument w sprawie stanu uzbrojenia dla armii mobilizacyjnej, sporządzony w sierpniu tego samego roku. Dla przewidywanego etatu wojennego WP potrzeba było 88 105 sztuk pistoletów, tymczasem w magazynach wykazywano ich zaledwie 15 296. Manko w wysokości 72 809 pistoletów było zaiste wystarczającym powodem do niecierpliwości – bo nawet gdyby dotrzymać preliminowane tempo dostaw, jego nadrobienie potrwałoby niemal ćwierć wieku...
Zsuwanie zamka. Po wyjęciu osi zaczepu ściągnąć w przód zamek z szyn szkieletu. Zsuwanie zamka nie wymaga zachowywania żadnych środków ostrożności – urządzenie powrotne stanowi oddzielny element, sprężyna jest utrzymywana w napięciu na jego żerdzi, więc nic nam z pistoletu nie wystrzeli ani nie wypadnie.
Mimo tego pośpiechu brak funduszy spowodował, że pierwsze formalne zamówienie, na 100 egzemplarzy partii informacyjnej „PA WiS wz. 32” do prób wojskowych i 5900 kolejnych według planu zamówień z 1931 r. złożono dopiero 9 sierpnia 1932 r. Termin dostawy serii informacyjnej według umowy upływał 15 marca 1933 r., po czym pierwsza seria produkcyjna (także 100 szt.) miała zostać oddana do 1 października 1933 r., potem kolejne 2800 do 1 lipca 1934 r., i pozostałe 3000 do końca grudnia tegoż roku. Jeszcze nie wysechł w Warszawie atrament na zamówieniu, gdy z Radomia pierwszy raz proszono o dwa miesiące prolongaty terminu dla partii informacyjnej (do 1 czerwca 1933 r.) z powodu problemu z frezarkami, niezbędnymi do wykonania kluczowych operacji przy chwycie, z których dostawą już ponad 6 tygodni zalegała fabryka Stowarzyszenia Polskich Mechaników z Ameryki w Pruszkowie. Prośbie odmówiono, ale problemy z dostawą maszyn okazały się na tyle poważne, że w końcu na polecenie centrali PWU w warszawskiej FK zdemontowano dwie frezarki i wysłano je do Radomia, byle tylko dotrzymać warunków prestiżowego kontraktu, tym bardziej że pistoletem zainteresowała się Jugosławia – szykowało się zamówienie na kolejnych 6000 WiS-ów. Kiedy jednak dyrekcja FB odpowiedziała, że zamówienia jugosłowiańskie mogłaby wykonać w ciągu 4 miesięcy po wykonaniu kontraktu WP, czyli po 1 maja 1935 r., zapał Belgradu znacznie przygasł i w końcu nic nie wyszło z pierwszej szansy eksportowej.
Dotrzymanie terminu dostawy partii informacyjnej okazało się ponad siły FB. Prolongowano go do 15 maja 1933 r., ale i ten termin nie został dotrzymany.
Sto pistoletów dostarczonych wreszcie we wrześniu rozesłano zgodnie z wytycznymi z lutego 1932 r.: po 10 szt. do 4., 21. i 72. pułków piechoty, 6. pułku ułanów, 3. i 10. pułków strzelców konnych oraz 5., 21. i 27. pułków artylerii lekkiej, pozostałymi 10 obdzielając Centra Wyszkolenia piechoty, kawalerii i artylerii. Z tej pierwszej partii znane są w tej chwili trzy egzemplarze: 0003 w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, oraz 0070 i 0108 w kolekcjach amerykańskich. Pistolety rozesłano do jednostek wczesną jesienią, a tymczasem w IBMU trwały przygotowania do badań pistoletu w celu ustalenia danych do instrukcji strzeleckiej.
Zanim jednak były one możliwe, zrobiła się już zima. Potem z powodu trudności z doborem gatunku prochu obsunął się program amunicji 9 mm Parabellum w PWU-Fabryce Amunicji w Skarżysku. Zanim uporano się ze wszystkimi problemami, był już koniec kwietnia 1934 r., a same próby odbyły się w maju i czerwcu. Przeprowadzono je według programu skróconego z uwagi na niedobór amunicji z PWU-FA i konieczność szybszego niż początkowo przewidywano zwrotu wypożyczonych z centrów wyszkolenia i jednostek pistoletów. Było ich w sumie 10, a bronią porównawczą w testach był pistolet Parabellum z lufą 98 mm ze zbiorów Pracowni Broni Małokalibrowej IBMU. Do strzelania używano amunicji 9 mm x 19 produkcji niemieckiej oraz dwóch typów amunicji polskiej: dostarczonej przez Warszawską Spółkę Myśliwską (elaborowanej w Warszawie z importowanych komponentów niemieckich) i produkcji PWU-FA w Skarżysku.
W ramach prób ustalono optymalną siłę oporu spustu, dającą najlepsze wyniki strzelania z wolnej ręki. Vis ze swojej lufy długości 120 mm uzyskał V0 357 m/s z amunicji WSM, 339 m/s z amunicji PWU-FA i 349 m/s z niemieckiej, podczas gdy dla Parabellum wartości te wynosiły: 347 dla amunicji WSM i 328 m/s dla niemieckiej – z braku amunicji FA nie strzelano nią z Parabellum. Warto zauważyć, że były to wszystko naboje z pociskiem 8 g – ostatecznie wprowadzona do produkcji polska amunicja wojskowa 9 mm x 19 miała później pociski o masie 7,5 g.
Wyjmowanie urządzenia powrotnego. Obrócić zamek do góry dnem i przekręcić stopę żerdzi urządzenia powrotnego o 90° w dowolną stronę, po czym unieść koniec i wysunąć całe urządzenie spod lufy. Vis spasowany jest na tyle ściśle, że wszelkie komponenty przy rozkładaniu trzeba mu niemal wyrywać – ale przy zachowaniu minimum zdrowego rozsądku nie grozi to żadnymi negatywnymi następstwami
Próby wykazały, że Vis w porównaniu z Parabellum miał wyższą prędkość początkową pocisku, bardziej płaski tor lotu pocisku (rzędu 5%), większą zdolność przebijania, siłę odrzutu (zmierzoną na wahadle balistycznym) mniejszą o 24% – ale za to niemal 200% większy podrzut, a mimo to znacznie większą celność. To ostatnie było największym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę opinię, jaką cieszyło się i nadal cieszy Parabellum jako broń tarczowa. Tymczasem po wprowadzeniu uchwalonych w dniu 14 czerwca drobnych poprawek (zmniejszenie siły oporu spustu, zwiększenie szerokości chwytu do 31 mm, poszerzenie języka spustowego o 3 mm, zmniejszenie głębokości zagłębiania się bezpiecznika chwytowego) wyniki prób wykazały celność ze statywu lepszą o 25%, z podparcia o 50%, a z wolnej ręki aż o 150% lepszą od Parabellum! Trwałość i niezawodność oceniono jako porównywalne. Pistolet niemiecki w przebiegu próby nie miał ani jednego niewypału i niewyrzuconej łuski, podobnie jak 2 z 10 Visów. Pozostałe miały łącznie 7 niewypałów (wszystkie na amunicji z PWU-FA, którą Parabellum nie strzelał) i 4 przycięte łuski na łącznie ok. 3500 oddanych strzałów. Z badanej amunicji najlepsze wyniki osiągnęły naboje Warszawskiej Spółki Myśliwskiej, najgorsze PWU-FA.
„Brakujące ogniwo”
Na podstawie ustaleń z prób w IBMU i sygnałów napływających z prób wojskowych zadecydowano o dokonaniu dalszych zmian konstrukcyjnych w obrębie zamka i chwytu.
Użytkownicy narzekali na zbyt płytkie osadzenie chwytu w dłoni i domagali się zwiększenia jego tylnego podcięcia. Można to było zrobić na dwa sposoby: głębiej wciąć chwyt (ale do tego trzeba by przekonstruować cały pistolet) albo wydłużyć sam nawis – ale wtedy uniemożliwiłoby to napinanie kurka o udo, co stanowiło dla kawalerzystów dowód na jednoręczną obsługę pistoletu, na czym bardzo im zależało. Drugi sposób był na pewno tańszy i mniej kłopotliwy, ale pozostawał problem z napinaniem kurka. Po dyskusji i na to znaleziono radę – tylnej części zamka nadano półokrągły kształt. Mimo przedłużenia nawisu główka kurka wystawała z zamka na tyle, by możliwe było napięcie kurka o spodnie, a przy okazji półokrągła krawędź już ich nie cięła tak bardzo jak prosta. Raporty z prób były niestety jednomyślne w negatywnej ocenie nowatorskich przyrządów celowniczych Modzelewskiego. Zwyciężyło konserwatywne przyzwyczajenie do trójkątnych muszki i szczerbiny, które zastąpiły prostokątne muszkę i szczerbinę pierwszego prototypu.
Vis „brakujące ogniwo” był przygotowany do uruchomienia produkcji seryjnej i nawet posłużył do opracowania w zimie 1934/1935 projektu „Instrukcji o broni i instrukcji strzeleckiej”, której tekst, zdjęcia i rysunek przekroju zachowały się jako jedyne świadectwo istnienia tej wersji, nie znanej z żadnego zachowanego egzemplarza.
Zwalniacz kurka kontratakuje
„Już był w ogródku, już witał się z gąską...”, gdy tymczasem Departament Kawalerii przypomniał sobie o swoich zastrzeżeniach co do problemu zwalniania kurka i wobec udanych prób wojskowych partii informacyjnej zażądał wprowadzenia obiecanego trzy lata wcześniej zwalniacza „jednoręcznego”. Co więcej, zagroził zablokowaniem całego programu gdyby jego żądaniom nie stało się zadość. Konstruktorzy z FK po rozpoznaniu sprawy doszli do wniosku, że realizacja wymogu spowodowałaby konieczność przekonstruowania większej części pistoletu. Przewidywane opóźnienie uruchomienia produkcji miało wynieść co najmniej rok, lecz kawalerzyści pozostali nieugięci. Co więcej, poparło ich ministerstwo, godząc się na opóźnienie.
Wyjmowanie lufy. Ująć lufę za występ odryglowujący, przekosić i poruszając lekko w różnych kierunkach znaleźć miejsce, w którym uda się ją wysunąć z zamka
Skoro tak, to nie było innego wyjścia, jak zabudować nieszczęsny zwalniacz kurka. Podobne urządzenie, które zapewne zainspirowało żądanie kawalerii (cofające iglicę przed zwolnieniem i obsługiwane kciukiem ręki strzelającej), miały pistolety Walthera: PP, PPK i MP. Proste skopiowanie nie wchodziło w grę z uwagi na ochronę patentową, ale także odmienność konstrukcji tych pistoletów. Do pracy nad przebudową Visa zabrali się liczni konstruktorzy Biura Studiów PWU i w pierwszym kwartale 1935 r. wybrano najlepsze propozycje, budując kilka modelowych pistoletów z różnymi rozwiązaniami zwalniacza. Na wiosnę przeprowadzono próby porównawcze tych modeli i wybrano jeden projekt do dalszej realizacji.
Nie wiadomo niestety, kto był jego autorem, a szkoda, bo jest to rozwiązanie proste i eleganckie zarazem. Wybrane urządzenie miało postać poprzecznego trzpienia z rozstawionymi pod pewnym kątem dwoma ramionami: krótkim, współpracującym z płaskim wyciętym na iglicy i długim, działającym na przerywacz. Na wystającym z zamka końcu trzpienia zanitowane było skrzydełko z moletowanym oparciem dla palca, którym uruchamiało się zwalniacz. Nacisk na skrzydełko zwalniacza powoduje obrót trzpienia, który najpierw krótkim ramieniem wsuwa iglicę do wnętrza kanału iglicznego, a następnie (o synchronizacji w czasie decyduje kąt pomiędzy ramionami) długim ramieniem naciska na główkę przerywacza, za jej pośrednictwem odsuwając zaczep kurkowy od kurka i pozwalając mu opaść pod działaniem sprężyny uderzeniowej. W odróżnieniu od współczesnych konstrukcji tego typu, zwolniony kurek uderza z pełną siłą, ale ponieważ przerzutowa iglica jest schowana, strzał nie pada. By osłabić uderzenie kurka, wraz ze zwalniaczem wprowadzono otwór ulgowy w główce kurka, który zmniejszał jego masę. Przeprowadzone próby wykazały, że zmniejszenie masy kurka nie miało żadnego ujemnego wpływu na pewność funkcjonowania mechanizmu, a dodatkowo wpłynęło na poprawę i tak już wysokiej, „wrodzonej” celności Visa. Stało się tak na skutek przyspieszenia uderzenia lżejszego kurka – mechanizm uderzeniowy działał szybciej, kasując ujemny wpływ oczekiwania na strzał po przełamaniu oporu spustu. Był to pierwszy na świecie zwalniacz kurka użyty w pistolecie bojowym i pierwszy, którego działanie nie było związane z funkcją zabezpieczania broni w sensie unieruchamiania jego mechanizmów.
Żeby to bardzo proste i niewielkie (14 x 15 mm) urządzenie zamontować, chwyt, kurek i zamek pistoletu musiały ulec daleko idącej przebudowie. Trzeba było wyciąć gniazdo zwalniacza w zamku, ale najwięcej roboty i zmian było z chwytem. Wyrzutnik, który do tej pory znajdował się po lewej stronie szkieletu, jak w Colcie M1911, został przeniesiony na środek, by zrobić miejsce na dłuższe ramię zwalniacza. Przeniesienie wyrzutnika na środek sprawiło, że trzeba było zrobić na niego miejsce w zamku, wycinając kanał w centralnym żebrze zamka, służącym do wyłuskiwania naboju z magazynka. Centralne umieszczenie wyrzutnika sprawiło z kolei, że trzeba było w nim wyciąć gniazdo na główkę przerywacza. Całość przeprowadzonych zmian osłabiła konstrukcję wyłuskiwacza i wyrzutnika, ale ogólna solidność i zapas ich wytrzymałości sprawiły, że na dłuższą metę nie miało to żadnego wpływu na funkcjonowanie i żywotność broni. Rewolucja na niemal przygotowanej do produkcji seryjnej linii Visa w Radomiu kosztowała dodatkowo 65 000 złotych i opóźniła jej rozpoczęcie o niemal dwa lata, ale kawaleria dostała wreszcie, czego chciała!
I wreszcie produkcja
Wprowadzone rozwiązania zwalniacza zadowoliło wreszcie Departament Kawalerii i otworzyło drogę do wprowadzenia pistoletu w ostatecznej formie do uzbrojenia, co formalnie nastąpiło 26 sierpnia 1935 r. Uruchomienie produkcji nadal się odwlekało i jeszcze w pierwszym kwartale 1936 r. punktowi „Produkcja pistoletu wz. 35” w sprawozdaniu z prac Fabryki Broni towarzyszył nawias z dopiskiem „(w uruchomieniu)”. Sytuacja ta utrzymywała się mimo monitów i ponagleń dyrekcji PWU do końca drugiego kwartału. Dopiero w trzecim kwartale udało się zakończyć wdrażanie wszystkich zmian związanych z wprowadzeniem zwalniacza kurka i wreszcie we wrześniu 1936 r. mogła ruszyć produkcja seryjna pistoletu. Przypomnijmy, że według pierwszego preliminarza z 1932 r. w tej chwili w jednostkach powinno być już ponad 10 000 pistoletów.
Opóźnienie starano się nadrobić, zwiększając tempo produkcji. W ciągu zaledwie czterech miesięcy pierwszego rocznika powstało ok. 5400 pistoletów, a więc niemal dwa razy tyle, ile było planowane na cały rok. Wilniewczyc wspomina, że pierwsze 3000 wyprodukowane były ze stali stopowej, a powyżej tego numeru FB przeszła na tańszą stal węglową. Dokumenty raz jeszcze tej tezie przeczą – jedyne wzmianki o stali stopowej dotyczą prototypów, a dokładniej szybkiej z niej rezygnacji, po wykonaniu „kilkunastu pistoletów”. W roku 1937 następuje dość zagadkowe wygaszenie produkcji – najwyższe znane numery z tego rocznika nie przekraczają 9000, a więc przez cały rok wyprodukowano ich o prawie tysiąc mniej niż w ciągu czterech ostatnich miesięcy poprzedniego roku. Według najnowszych ustaleń miało to związek z wprowadzeniem do produkcji w Radomiu karabinu piechoty wz. 98a – a więc z lufą pełnej długości 740 mm i nowym płaskim celownikiem. Nowy karabin wprowadzany był w związku ze zmianami w taktyce piechoty i jego szybkiej dostawie do jednostek nadano tak wysoki priorytet, że produkcja Visa zeszła na dalszy plan. W 1938 r. karabinów było już dość i produkcja pistoletów znowu nabiera rumieńców – najwyższy znany numer z tego roku to 27450, a więc powstało ich około 19 000 sztuk. Tu znów wróćmy na chwilę do wspomnień Wilniewczyca: znalazła się tam wzmianka o jakoby zaledwie 18 000 Visów wyprodukowanych w Polsce. To kolejny przyczynek do wiarygodności tego do tej pory przyjmowanego na wiarę „źródła”. W ostatnim, niepełnym roku przed wojną produkcja Visów rośnie na niespotykaną skalę: najwyższy znany numer przekracza 51 000, a więc w ciągu niespełna dziewięciu miesięcy tego roku wyprodukowano niemal drugie tyle pistoletów, co przez cały poprzedni okres! Około numeru 40 000 pojawia się partia co najmniej 1500 pistoletów z deltą (trójkątem) wybitym po numerze seryjnym – należały one do tzw. partii mobilizacyjnych, w korespondencji PWU nazywanych otwarcie „pistoletami drugiego gatunku”, zmontowanymi z części odrzuconych wcześniej przez bardzo dotąd drobiazgową kontrolę techniczną. To właśnie te pistolety, dzięki obniżeniu ceny trefnych zespołów do 50%, osiągnęły cenę 84 zł, którą tak chwalił się w swoich wspomnieniach Wilniewczyc.
P35(p)
Niemcy zajęli Radom już 8 września, zdobywając niemal nienaruszoną Fabrykę Broni i zapasy gotowych części oraz materiałów do produkcji broni.
Mimo trwających już przygotowań do kampanii zachodniej w zimie 1939 r. nie uruchomiono produkcji. Fabryka, w pełni wyposażona i zaopatrzona, z załogą liczącą 13 400 pracowników, stała odłogiem i była aż do jesieni 1940 r. właściwie niczyja. 15 listopada 1939 r. dekretem „w sprawie mienia byłego państwa polskiego na terenie Generalnego Gubernatorstwa” Fabryka Broni przestała być własnością „byłego państwa polskiego”, ale dopiero 24 września została przejęta przez władze GG, a nadzór techniczny nad jej funkcjonowaniem objęły zakłady Steyr-Daimler-Puch AG z Austrii, które w niemieckim systemie zaopatrzenia w sprzęt wojskowy miały status na dobrą sprawę niewiele odbiegający od FB – po Anschlussie dopiero zaczynały się przestawiać na produkcję broni niemieckiej. Od września 1940 r. pojawiają się pierwsze wzmianki o montażu karabinków wz. 29 i pistoletów Vis z zapasów polskich części. Montowano nieznaczne ilości pistoletów z pozostawionych części polskich, z numerami seryjnymi z zakresu 49 000–51 000. Pistolety takie miały polski dwuwierszowy opis z godłem państwowym, ale na zamku pojawił się dobity napis „P35(p)” – Pistole Modell 35 (polnisch) i cechy niemieckiego odbioru technicznego – WaA77 komisji w Radomiu i WaA623 ostatecznego odbioru w Steyr. By ograniczyć liczbę pistoletów wykradanych przez pracowników na potrzeby organizującego się ruchu oporu, postanowiono o przeniesieniu produkcji luf, a co za tym idzie – końcowego montażu – do Austrii. Pod koniec roku 1940 skończył się zapas podzespołów polskich i pojawiły się pierwsze raporty o produkcji luf do Visa w Steyr. Z tego okresu pochodzą pierwsze partie pistoletów z niemieckim opisem jednowierszowym – uzupełnionym cechą „P35(p)”, podobnie jak na pistoletach montowanych z części polskich. W okresie od grudnia 1940 r. do marca 1941 r. powstało łącznie około 11 000 pistoletów, z których znaczną część stanowiły partie skierowane do Kriegsmarine z numerami bez prefiksu literowego. Od wszystkich innych Visów różnią się one czernionymi lufami i brakiem ucha do przypinania smyczy.
Na skróty
Vis pozostał w tym okresie produktem bardzo pracochłonnym – dość skomplikowanym technologicznie, wykonywanym według bardzo ścisłych tolerancji, luksusowo wykończonym: polerowanym i pokrywanym głęboką oksydą. Wymagania frontu w perspektywie zbliżającej się wojny z Rosją nie pozwoliły długo pozostawiać FB na uboczu niemieckiego systemu zaopatrzenia wojskowego. W marcu 1941 r. rozpoczęła się produkcja na naprawdę masową skalę, jakiej Radom do tej pory nie widział. Celem było osiągnięcie 10 000 sztuk miesięcznie – i choć potrwało to ponad rok, cel ten osiągnięto, a potem przekroczono. Tej liczbie podporządkowano np. numerację pistoletów: numery nadawano w blokach oznaczonych kolejnymi literami alfabetu i numerami od 0001 do 9999.
Pierwszym pójściem na skróty była eliminacja produkcji lufy i ostatecznego montażu, dokonana, o czym była mowa wyżej, ze względów bezpieczeństwa. Drugą ofiarą padło wykończenie broni – Vis strzelał równie dobrze i bez polerowania. Potem przyszła kolej na kolejne uproszczenia. Nikt nigdy nie widział na oczy kolby do tego pistoletu, a jednak nadal wykonywano wycięcie na szynę mocującą kolby-kabury. Na początku 1942 r., w trakcie trwania serii D wycięcie pominięto, oszczędzając kilka operacji. Wkrótce ze szkieletu zniknęły wycięcia ułatwiające sięgnięcie palcem do spustu. Potem kabłąk spustu przestano profilować, ograniczając się do zgrubnej obróbki. Zmiana koloru okładek i wielkości śrub je mocujących była już tylko kosmetyką, ale w końcu 1943 r. zaszła jedyna znacząca zmiana w konstrukcji pistoletu. Pod koniec serii Z zniknął zaczep do rozkładania na tylnej części szkieletu. Oś zaczepu stanowiła jednocześnie oś bezpiecznika samoczynnego i jego wyjęcie umożliwiało demontaż bezpiecznika. Teraz zastąpiono ją roznitowanym blaszanym kołkiem, podobnie jak osie kurka i zaczepu kurkowego. Mechanizm uderzeniowy stał się nierozbieralny w warunkach polowych – ale to i tak powinien robić rusznikarz w warsztacie. Eliminacja zaczepu zmusiła do znalezienia innego rozwiązania rozkładania broni – i rozwiązanie takie znaleziono, proste i eleganckie, zupełnie nie po niemiecku. Wystarczyła prosta fazka wyfrezowana na główce kurka, w którą wprowadzało się dłuższe ramię zwalniacza – i zamek był unieruchomiony do rozkładania. Odpowiednio do tego przesunięto podcięcie zamka, przez które wychodzi ze szkieletu oś główna. Kilka miesięcy później plastikowe okładki zastąpiono drewnianymi z charakterystycznymi łukowatymi bruzdami zamiast kratki.
Jakość obróbki w miarę wzrostu wydajności spadała na łeb na szyję, ale Vis nadal był pistoletem pewnym w działaniu i bezpiecznym: wyeliminowano tylko kosmetykę, jakość elementów decydujących o funkcjonowaniu broni była pilnowana i egzekwowana bezlitośnie, o czym donosił nawet wywiad AK. Mimo ścisłego nadzoru w FB szalała konspiracja, każdy ruch i organizacja zbrojna z pełnego spektrum sceny politycznej, od komunistów po narodowców, miały w fabryce swoich ludzi, którzy na potęgę szmuglowali części. Nawet brak luf nie stanowił poważnej przeszkody – Armia Krajowa uruchomiła ich masową produkcję w zakładzie Teofila Czajkowskiego w Warszawie. Skala szmuglu była już tak duża, że w końcu musiało dojść do wsypy. W listopadzie 1942 r. gestapo dokonało nalotu na fabrykę i aresztowało ponad 80 pracowników, z których 26 powieszono dla przykładu koło bramy Fabryki Broni. Mimo to części do Visów wypływały nadal szeroką rzeką z FB, a w roku 1944 uruchomiono w niej nawet potajemną produkcję podzespołów do konspiracyjnej kopii Stena!
W sierpniu 1944 r. front stanął na Wiśle i jasne było, że jeśli ofensywa przekroczy rzekę, powtórzy się sytuacja FB z 1939 r. Niemcy przeprowadzili więc póki czas ewakuację zakładów, przenosząc od września całą produkcję do Steyr. Od tej pory (druga seria K) pistolety powstawały w całości tam, początkowo z części przewiezionych z Radomia, a potem produkowanych na miejscu. Przez krótki czas zamki produkowane tam nosiły zamiast opisu tylko oznaczenie kodowe zakładów w Steyr, „bnz”, ale wkrótce uruchomiono wszystkie przewiezione z Radomia maszyny i na zamki powrócił opis – by znowu z nich zniknąć, ale już bez śladu, w roku 1945. Wraz z przeniesieniem produkcji dokonała się kolejna, ostatnia już zmiana konstrukcyjna: Niemcy doszli wreszcie do przekonania, że nie ma nic zdrożnego w tym, że wyrzucony z okna pierwszego piętra pistolet wystrzeli, i wyeliminowali teleskopową żerdź sprężyny powrotnej, powracając do rozwiązania z pierwszego prototypu Visa.
Ewakuacja Radomia okazała się przedwczesna – Armia Czerwona weszła tam dopiero 16 stycznia 1945 r. Do Styrii doszli w maju i wtedy historia produkcji klasycznego Visa dobiegła końca.
Konstrukcja Visa
9 mm Vis wz. 35 jest pistoletem samopowtarzalnym działającym na zasadzie krótkiego odrzutu lufy z zamkiem ryglowanym przez przekoszenie lufy za pomocą dwóch występów ryglowych na jej górnej powierzchni. Ruchami lufy sterował występ pod komorą nabojową lufy, współpracujący z wycięciem kształtowym bezpośrednio w szkielecie. Takie rozwiązanie przesądza o tym, że choć jest to bez wątpienia ryglowanie systemu Browninga, Vis pozostał bronią w dużym stopniu oryginalną. Związanie krzywki sterującej bezpośrednio ze szkieletem wyeliminowało główne słabe punkty FN HP Saive’a – obluzowujący się wsad ryglowy w szkielecie i pękające gniazdo wsadu w występie odryglowującym. Znacznym uproszczeniem w stosunku do obowiązującej na przełomie lat 20. i 30. technologii było zastosowanie nieruchomego łożyska lufy w zamku. Otwarty od przodu zamek znacznie ułatwiał wykonanie zamka, po czym otwór z przodu gwintowano i wkręcano od przodu łożysko, unieruchamiane kołkiem. Po oszlifowaniu gotowego zamka trudno się doszukać linii łączenia łożyska i zamka. Wszyscy, którzy zarzucają Wilniewczycowi, Skrzypińskiemu i Modzelewskiemu plagiat rozwiązań FN HP, powinni zwrócić uwagę na interesującą zbieżność dat – w FN HP w początkach 1932 r. identyczne rozwiązanie zastąpiło stosowane do tej pory łożysko wyjmowane w stylu Colta M1911, a więc przepływ pomysłów był, jak widać, w obie strony...
Mechanizm spustowy wzięty jest niemal żywcem z Colta M1911 – bezpiecznik samoczynny, trójpalczasta sprężyna spustu, bezpiecznika automatycznego oraz zaczepu kurkowego, układ mechanizmu uderzeniowego i konstrukcja tylnej części szkieletu są identyczne. Różnicą jest jedynie brak bezpiecznika nastawnego i inne, znacznie prostsze i pewniejsze rozwiązanie napędu zaczepu zamkowego. Zamiast obudowy ze sprężynowym zatrzaskiem zaczepu i bezpiecznika nastawnego, Vis ma zaczep uruchamiany naciskiem sprężyny powrotnej – co jest rozwiązaniem oryginalnym, bo FN HP ma specjalną sprężynę wewnątrz żerdzi sprężyny powrotnej, która uruchamia zatrzask.
Pistolet Vis wz. 35 rozłożony częściowo. Dalsze rozkładanie do rutynowego czyszczenia nie jest już potrzebne. Składanie w odwrotnej kolejności. Przy wkładaniu zamka z lufą na szkielet daje się wyczuć opór, którego zignorowanie skończy się zwykle wetknięciem osi zaczepu zamka za występ odryglowujący lufy i pistolet nie będzie funkcjonował. Warto zwrócić uwagę na położenie przedniego końca żerdzi urządzenia powrotnego – przy prawidłowym składaniu nie powinno ono wystawać z przedniej krawędzi zamka więcej niż na 1–2 mm. Przy składaniu należy poruszając zamkiem i szkieletem znaleźć położenie, w którym lufa wskoczy na swoje miejsce – bardzo pomaga w tym składanie chwytem do góry. Po zakończeniu składania należy sprawdzić poprawność działania pistoletu
Kolejnym oryginalnym osiągnięciem konstruktorów Visa jest nowatorskie urządzenie powrotne, wyjmowane w czasie częściowego rozkładania jako oddzielny zespół. Był to znaczny postęp w konstrukcji broni, zapobiegający gubieniu drobnych części (opory, żerdzie, sprężyny), częstemu w przypadku wcześniejszych modeli. Inspiracją były zapewne Colt M1902 i Steyr M.11, w których urządzenie powrotne było po prostu na stałe powiązane ze szkieletem i w ogóle się go nie demontowało. Około roku 1930 posypały się rozwiązania pistoletów z urządzeniami powrotnymi demontowanymi w całości: francuskie pistolety firmy Unique i Charlesa Pettera (MAS 1935A i S, później szwajcarski SIG P210), Vis – ale i meksykański Sistera Obregon, który miał nawet teleskopową żerdź z wewnętrzną sprężyną, zupełnie jak Vis.
Rezultatem prób fabrycznych prototypu w lutym–marcu 1931 r. była nowa żerdź sprężyny powrotnej. Pierwotnie w prototypie użyto żerdzi sztywnej, podobnej do stosowanych obecnie w tuningowanych pistoletach sportowych na bazie Colta M1911. Po próbach bezpieczeństwa wysunięto zastrzeżenie, że w razie upadku lufą naprzód sztywna żerdź nie pozwala pistoletowi się odryglować – przez co spłonka naboju w lufie pozostawała na drodze podlegającej sporym przeciążeniom iglicy. Sposób prowadzenia próby (zrzucanie z 2 m lufą naprzód na drewnianą podłogę) niewiele miał wspólnego z realiami walki, ale ponieważ w 8 przypadkach na 10 padał strzał, żerdź została przekonstruowana. Dotychczasową sztywną żerdź z oporą wkręcaną od tyłu, przedstawioną w patencie, zastąpiła znacznie bardziej skomplikowanej konstrukcji żerdź dwuczęściowa. Opora żerdzi, dotychczas okrągła, nakręcana na żerdź, stała się teraz odrębną częścią, a jej stopa przybrała kształt prostokąta z zaokrąglonymi krótszymi bokami. Podłużna szczelina wycięta w trzpieniu opory wsuniętym w zasadniczą żerdź pozwalała żerdzi urządzenia powrotnego w razie uderzenia skrócić się na tyle, że zamek z lufą cofały się i dochodziło do odryglowania – lufa przekaszała się i spłonka naboju schodziła z drogi iglicy. Obie części żerdzi połączone były kołkiem, przechodzącym przez zewnętrzną żerdź i szczelinę trzpienia opory. Podczas prób wojskowych egzemplarzy z partii informacyjnej z dwuczęściową żerdzią okazało się, że siła, z jaką sprężyna powrotna rozpiera obie części, nie wystarcza, by utrzymać kołek na miejscu. Zanitowanie go oznaczałoby konieczność niszczenia żerdzi przy każdej wymianie sprężyny powrotnej, na co wojsko nie chciało się zgodzić. Znaleziono inne rozwiązanie: wewnątrz żerdzi umieszczona została druga sprężyna, której głównym zadaniem było rozpychanie obu części żerdzi tak, by łączący je kołek nie wypadał i nie powodował zacięć. Wilniewczyc pisze o tej modyfikacji żerdzi z pewnym politowaniem, jako o niepotrzebnej komplikacji. W czasie okupacji Niemcy podzielili jego zdanie i uproszczony P35/1(p) z 1944 r. dostał z powrotem sztywną żerdź jednoczęściową.
Vis, mimo że nie produkowany od 60 lat (jeśli nie liczyć 26 sztuk ręcznej roboty replik z FB, wyprodukowanych w latach 90.), do dziś uchodzi za wzór celności, niezawodności działania i wytrzymałości, pistolet nie do zdarcia, któremu nie dają rady nawet najwięksi psuje. Nawet późne pistolety niemieckie, którym ani mierzyć się wyglądem czy jakością obróbki z przedwojennymi polskimi, trzymają fason, dobrze świadcząc o konstruktorach PWU, którzy stworzyli Visa. W Polsce Vis jest legendą, więc w ogóle wymyka się ocenom – bo legend się nie ocenia. W odróżnieniu jednak od innej legendarnej broni, Morsa, którego gwiazda mocno przyblakła, odkąd cudem znalazł się jej egzemplarz, Vis na swoją famę w pełni zasługuje.
Choć jego czas minął już dawno, to jeszcze długo posłuży chętnym, by z niego postrzelać. Niestety nie ma raczej szans na powrót do produkcji, chyba że kiedyś zmieni się polityka wydawania pozwoleń na broń i łatwiej będzie można otrzymać zezwolenie na broń nie „do sportu” lub „do obrony”, ale po prostu „do strzelania”. Legenda Visa może sprawić, że na fali nostalgii za dawnymi, dobrymi czasami otworzy się na niego chłonny rynek krajowy.