Powstanie warszawskie - "Signal"

Autor:

Poniżej przedstawiamy artykuł o powstaniu warszawskim, który ukazał się w polskiej edycji niemieckiego propagandowego czasopisma Signal. Chcąc oddać jego charakter nie zmieniliśmy w nim żadnego słowa. Opublikowanie artykułu przez Nimeców w takim terminie nie było przypadkowe. „Zwycięstwo” w Warszawie było drugim i ostatnim niemieckim sukcesem w 1944 r., po zatrzymaniu pod Arnhem alianckiej operacji „Market-Garden”. Ale artykuł udostępniono Polakom, i to po polsku, nie tylko po to, by sławić sukcesy niemieckiego oręża. Pokazano w nim przede wszystkim „bezsens powstańczego zrywu” i „zdradę sojuszników”, a przede wszystkim wyeksponowano fakt nieudzielenia powstaniu pomocy przez Armię Czerwoną.
Tekst ten, pomimo wybitnie propagandowego charakteru, niesie w sobie i inne przesłanie. Stara się nie tylko wybielić Niemców i zrzucić z nich odpowiedzialność za zburzenie stolicy Polski, ale również przekonać Polaków, że większym niebezpieczeństwem są dla nich Sowieci, a nie III Rzesza.
Zamieszczenie artykułu na naszych łamach ma przybliżyć metody propagandy hitlerowskiej w najmniej znanym okresie II wojny światowej. Był to czas, gdy nazistowskie Niemcy dogorywały i do obrony resztek „tysiącletniej Rzeszy” gotowi byli użyć nawet Polaków. Przypomnijmy, że jesienią 1944 r. Hitler zezwolił na przyjmowanie osób narodowości polskiej do niemieckich Sił Zbrojnych. Dlatego też, gwoli lepszego poznania wielu aspektów prawdy historycznej, publikujemy tekst, co do charakteru którego nikt chyba nie może mieć wątpliwości - chociaż niektóre oceny brzmią zaskakująco znajomo, zwłaszcza te o zdradzie sojuszników i nieodpowiedzialnej decyzji kierownictwa polskiego Państwa Podziemnego.

 



Jak to było w rzeczywistości: WARSZAWA

Ruch powstańców w Warszawie został stłumiony. Po walkach trwająych cale tygodnie, które doprowadziły miasto do zupełnego zniszczenia, opuszczone przez wszystkich resztki powstańców za­przestały oporu i skapitulowały!" Tymi krótkimi zdaniami kładzie komunikat głównego dowództwa niemieckich sił zbrojnych kres drugiemu polskiemu powstaniu, które po wszystkie czasy, będzie wiadome jako tragedia o historycznych rozmiarach.

Przy końcu lipca 1944 r. ulworzyl się w Chełmie pod opie­kuńczym zwierzchnictwem Moskwy „Połski Wyzwoleńczy Komitet Na­rodowy" Po stopniowym zajęciu Pol­ski wschodniej przez Sowiety siedzi­ba jego miała być w Lublinie. Mo­skwa oświadczyła równocześnie z tą wiadomością., że uważa ten komilet za jedynego posiadacza polskiej wła­dzy państwowej.
Korespondent Reutera John Evans czuł się powołanym do napisania dla swej prasy następującego artykułu:
„Polski Komilet Wyzwolenia Naro­dowego" zdobywa szybko szacunek ludności. Członkowie tego komitetu będą wiadomi również w Polsce oku­powanej dzięki nowozałożonej roz­głośni radiowej w Lublinie Prezyden­tem tego komitetu i dyrektorem jego urzędu spraw zagranicznych jest Ed­ward Booleslaw Osubka- Morawski, typowy Polak typu mieszczańskiego, który może liczyć od 30 do 45 lat. On ma największe zaufanie do przy­szłości lego komitetu, który, jak się wyraził. - zapowiada "drastyczne" zarządzenia. Mobilizacja na terenach sowieckich ruszyła z miejsca bez tarć, "Wizja przyszłej Polski" wyja­śnia Morawski, „polega na inicjaty­wie prywatnej". Między innymi członkami komitetu znajduje się wicepre­zydent Andrzej Witos, krępy musku­larny mężczyzna tatarskiego typu Po­laków. General Herling, zastępca dyrektora Urzędu Obrony Narodowej i przywódca wojsk polskich podlega­jących sowieckiemu zwierchnictwu, oraz Żyd Sommerstein. którego śmiech słyszy się z odległości 50 yardów, należą również do tego komitetu. Sommerstein jest dyrektorem rządo­wego biura odszkodowań. Oczekuj on dnia, w którym będzie mógł przedłożyć Niemcom rachunek swych odszkodowań. Dyrektorem Urzędu Obrony Narodowej i głównodowodzą­cym polskiej armii jest generał Rola Żymierski, nowoczesny typ militarnego Polaka. On rna zastęp doradców, przeważnie eleganckich młodych puł­kowników. Następnym wiceprezyden­tem tego komitetu jest Wanda Wasi­lewska, ciemna, wysoka, znana pi­sarka komunistyczna, która poświęciła się polityce, córka dawnego polskie­go ministra spraw zagranicznych. Czasem można ją zobaczyć w komi­tecie w sukni wieczorowej, czasem nosi ona mundur wojskowy!

 

Między Londynem a Lublinem...

 Z chwilą, utworzenia polskieqo "Komitetu Narodowego" emigracja polska podzieliła się na dwie czę­ści. Istniały teraz dwa "rządy", jeden zależny do Moskwy w Lublinie i je­den podlegający Anglii w Londynie. Były teraz dwie "armie" polskie wojska Berlinga przy Czerwonej Ar­mii i polskie "oddziały wyzwole­nia" przy armiach angielsko-amerykańskich, których prawowitym do­wódcą, uważał siebie generał Sosnkowski obrany przez polski rząd wy­gnańczy w Londynie.

Polacy na wygnaniu zareagowali bardzo gwałtownie na aktywność Moskwy i nazwali swych lubelskich konkurentów uzurpatorami. Polski ex-premier w Londynie Mikołajczyk udał się do Moskwy w celu prowa­dzenia pertraktacji ze Stalinem. Je­dnocześnie wyjaśniono w Londynie ze strony polskiej, że z pośród pięt­nastu członków lubelskiego komitetu siedmiu jest zupełnie nieznanych. Tych osiem innych, jak np. przewod­niczący Morawski, jest znanych z ich komunistycznych przekonań. Tak zwany minister wojny Żymierski był w roku 1927 jako generał armii zawikłany w skandal finansowy i ska­zany na pięć lat więzienia

Gdy sowieckie dywizje czołgowe zbliżały się do Warszawy i Wisły, Mikołajczyk oświadczyl Stalinowi w Moskwie, że polski ruch podziemny w Warszawie powstanie w najbliższych dniach w porozumieniu z naczelnym dowództwem sprzymierzonych. Podczas gdy polski rząd wygnańczy spodziewa! się moralnej podpory w walce przeciwko konkurentom lubelskim. Stalin spostrzegł jedyną w swoim rodzaju szansę zniszczenia niemiecką bronią niepożąda­nej polskiej opozycji narodowej Zatwierdził on plan powstania i począwszy od 13 lipca sowiecka roz­głośnia ..Kościuszko rozpoczęła na­woływania w polskim języku, skierowanr do ludności warszawskiej "Chwytajcie za broń Powstańcie przeciwko Niemcom! Wasi słowiań­scy bracia przyjdą wam na pomoc!". Dbowodca nielegalnego ruchu pod­ziemnego w Warszawie generał Ta­deusz Bór-Komorowski, widząc, ze owoce jego-podziemnej pracy orga­nizatorskiej dojrzewają, jako polski nacjonalista dążył do teqo by Warszawa została zdobyta nie przez wojska sowieckie, lecz przez Polaków.

Polska ludność posiada od czasów carów rosyjskich stuletnią tradycję nielegalnej walki. Niemieckie władze wiedziały od dawna o ukrytycg skła­dach amunicji, prymitywnych warsz­tatach granatów ręcznych, coctailach benzynowych przyrządzanych na wzór hiszpański i sowiecki. Upłynęło zaledwie kilka tygodni od aresztowa­rna polskiego inżyniera, który pro­wadził potajemną fabrykację, pistoletów maszynowych. Wiedziano o ist­nieniu lak zwanej „armii ojczystej", klóra pod nazwą ..Armii Krajowej", w skróceniu A. K.. silnie zorganizo­wana, zjednoczona, czekała na hasło do powstania. Podczas gdy A. K. miała kierunek narodowy i obejmo­wała szerokie koła polskiej inteligen­cji, polscy zwolennicy Sowietów utworzyli potajemne kadry o silnym zabarwieniu komunistycznym pod nazwą. „Armii Ludowej", w skróce­niu A. L. Więcej niz raz meldowali polscy łącznicy niemieckim władzom. że zostały ogłoszone, pewne stopnie alarmu i że w przeciągu kilku godzin musi się rozpocząć powstanie, jednak przesuwano ciągle jego termin.

Po południu dnia pierwszego sierp­nia 1944 r. ruch na ulicach Warszawy był znacxzie większy niz zwykle o tej godzinie Zaobserwowano wielkie grupy cyklislów, a jednocześnie oddziały sztormowe A.K. w grupach liczących od pięciu do dwudziestu mężczyzn zajęły przewidziane stanowiska Zwłaszcza domy znajdujące się w obrębie niemieckich posterunków służbowych, remiz tramwajowych składów żywnościowvch i odzieżowych napełniły się młodymi chłopcami w wieku od 15 do 20 latm którzy milcząc zajeli ukradkiem miejsca w komorach i pokojach tylnych. Okna i luki na strychach zostały zajęte. Na zewnątrz widok ulicy zdawał się być zupełnie niezmieniony.




 

Powstanie w Warszawie



Strzały w centrum miasta...

Zaczęło się około godziny piątej po południu w centrum miasta. Glupia strzelanina czy bodaj ten właściwy termin? Zapełniony samochód policyjny pędził z śródmieścia do posterunków zamiejskich. Na skutek strzałów padających z domów została zabita prawie cała drużyna. O godzinie piątej huczało we wszystkich kątach i końcach. Powstańcy dali blyskawicznie swym oddziałom szturmowym osłonę ogniową z domów dawno do tego przeznaczonych i zaryglowali ogniem zaporowym cale dzielnice, nie biorąc najmniejszego względu na ludność cywilną. W niespodziewanym uchwycie zdobyto skład mundurów SS, a przede wszystkim hełmów stalowych. Z szybkością błyskawicy zamienili się ludzie A.K. w żołnieży niemieckich. Następnie pokiwali do nieprzeczuwających niczego przejeżdżających obok samochodów ciężarowych, zastrzelili szofeów i zabrali ładunek jako zdobycz. Niemicki samochód pancernt został zatrzymany przez ludzi SS, a załoga zabita. Dzięki tym podstępnym metodom wpadł w ręce tych buntowników w pierwszych godzinach walki wielki zapas broni, amunicji i żywności. Warszawska ludność cywilna została w przeważającej części zaskoczona tymi wypadkami. Warszawa była już przybrała pod niemieckim zarządem widok pokojowy, szkody wojenne z roku 1939 zostały już dawno zapomniane. W sklepach było towarów poddostatkiem a nielegalny handel umożliwiał nabycie nawet kosztowności i łakoci. Wyżywienie ludności było lepsze niż wyżywienie Niemców. Pracy było dosyć i kto chciał mógł się wzbogacić podczas gdy dawni właściciele zatrzymali swoj dobytek. Na ulicach...



Tragedia dzieci. Również dzieci wciągano w kilku wypadkach do powstania. Tego dziewięcioletniego chłopca używano jako gońca, a przy tym został on ciężko ranny. Prawie trzy tygodnie spędził on bez pielęgnacji w piwnicy, aż dopóki kapitulacja nie przyniosła mu opieki niemieckich lekarzy Pamiętnik Zofii Czarneckiej



Z końcem sierpnia niemieccy żoł­nierze znaleźli pod gruzami rozwalonej kamienicy zwłoki pewnej Polki, zabitej przez spadające kawalki ru­mowiska. W jej posiadaniu znajdował się. wytarty notatnik, oprawiony w płótno woskowane. Byl to pamiętnik tej kobiety, która z swego sta­nowiska śledziła cały rozwój wypadków. Z umieszczonego poniżej dosłownego tłumaczenia pamiętnika wyłania się cała tragedia Warszawy w jej sztucznle podnieconych namiernościach i nadziejach aż do wy­buchu najdzikszej rozpaczy przeciwko zdradliwym uwodzicielom w obo­zie sojuszników sprzymierzonych Na­stępuje pamiętnik:

 

1.8. 1944 r. - wtorek

Piąta godzina po południu powsta­nie się zaczęło Ostre strzały od uli­cy Mazowieckiej aż do placu Napoleona, dalej wzdłuż Marszałkowskiej, Świętokrzyskie| i Zielnej. Lu­dność cywilna ucieka panicznie. Szybko zamykają sklepy. Wielu nie może się juz dostać do swych mieszkań. Ósma godzina wieczorem.
Znajdujemy się w pewnym sklepie na ulicy Świętokrzyskiej nr. 41. W bramach domów stoją nasi chłopcy. Każdy z biało-czerwoną przepaską na ramieniu. Prawie wszyscy z pistoletami kalibru 7 lub 9. Często tylko flaszka z benzyną lub filipinka (pewnego rodzaju cocktail Mołotowa). Bardzo rzadko rozpylacz (prymitywny miotacz ognia z wężów wodnych i pomp powietrznych). Wszyscy zagorzalcy "jak cholera". W bramie domu pod nr. 39 stoi oddzial. Naraz wylatuje komendant i krzyczy: "Kto jest szoferem, dobyliśmy samochów!" Okrzyki hurra! rozbrzmiewają z okien. Wszystko jest podniecone, teatralne widowisko. Nad dworcem łuna pożaru. Coś się pali jak cholera. Wtenczas ostrzeżenie: "Czołg się zbliża!" Słychać ogień broni ręcznej, krótkie i długie salwy, a wszystko razem miesza się do detonacji ze zgryźliwym grzmotem granatów czołgowych. "Olek, uwaga!". Od rogu robotnik w niebiskiem kombinezonie podkrada się z rozpylaczem pod budynek, w którym zabarykadowało się niemieckie wojsko.
Dwunasta w nocy: Krążą różne wersje. Właściwie niczego śię nie wie. Poczta, obsadzona przez Niemców jeszcze się broni. Dworzec główny pali si. Niemcy zapalili strzałami zdobyty przez nas samochód. Na naszej ulicy widno jak w dzień. Przed naszą zamkniętą i zabarykadowaną bramą jęczy jakiś mężczyzna. Przenosimy go na podwórze, ma rozkrwawioną ranę brzucha. Kanonada trwa bez przerwy. Krótkie wybuchy, szum rozpylaczy i zgryźliwy grzmot granatów. Niemiecka ciężarówka z amunicją pędzie dziko strzelając przez nasze linie. Pomimo zaciętych ataków naszych. Chociaż wrogowie – lecz odważni i mężni. Przebiliśmy się do mojej drukarni. Tam śpimy. Pisek dał nam chleba i wody.

 

2.8.1944 r. - środa

Kanonada, kanonada bez przerwy. Powstańcy w budynku radiowym walą ciężko jak cholera na Cedegren, który wciąż się jeszcze broni. Poczta padła. Stamtąd noszą amunicje i broń dla A.K. Jakoby malo rannych po naszej stronie. Pośrodku Zielnej leżą polegli Niemcy. Ściągnięto z nich buty. Czołgi przejeżdzają obok, strzelanina. Dziesięciu niemieckich jeńców . Komendant rozkazuje: “Rozstrzelać!” i już po nich. Pod oknem, w ktorym siedzę, przechodza wciąż gońcy i posłanki z amunicją. Od dłuższego czasu gra dookoła miotacz granatów. Nie wiedzieć czy to Niemiec, czy jeden z naszych. Deszcz pada bez przerwy. Część mężczyzn ukazuje się w dawnych polskich mundurach.
Szóstwa wieczorem wlaśnie widzialam kilka niemickich trupów leżących na ulicy. Jak psy na deszczu. Zdjęto z nich buty i opracowano ich kieszenie. Miałam ochotę kopnąć któryś z tych trupów.

 

3.8.1944 r. - czwartek

Na ulicach wzniesiono barykady. Wszędzie wielkie spustoszenia. Pocisk czołogwy uderzył przed naszym domem, ul. Marszałkowska nr. 140. Ukazal się biuletyn o walkach ulicznych w Warszawie. Z niemieckich czołgów walą jak jasna cholera. Istnieje jeszcze wiele niemieckich gniazd oporu. Pociski wybuchają nad naszym domem. Chwila szczęścia. Mamy wodę i papierosy. Z żarciem jest gorzej. Dziś zjadamy resztki kartofli. Chleba nie mieliśmy w ogóle. Posiadamy jako zdobycz wojenną kilka odłamków szrapnelowych, dalej bimber, poślednia wódka i 300 papierosów.

 

4.8.1944 r. – piątek

Widziałam atak powstańców. Chłopcy pelzają na rękach z granatami ręcznymi w zębach. Dowodzi nimi podchorąży z rozpylaczem. Druga po poludniu, pierwszy atak lotniczy na Warszawę. Bomby wybuchowe i zapalające. Ulica Graniczna i plac Grzybowskiego palą się, półtonowe bomby wybochowe trafiły urząd pracy. O czwartej po południu drugi nalot z karabinami maszynowymi i bronią burtową.

 

6.8.1944 r. – niedziela

Strzały, strzały, strzały. Przenieśliśmy się do Czarneckich. Pierwszy sen na sofie, a nie na ziemi jak w drukarni! Stosunki prywatne są obrzydliwe. Nie mamy wody, odór trupów jest nie do wytrzymania.

 

8.8.1944 r. – wtorek

Walki bez przerwy. Wszędzie wielki ruch. Ludność opuszcza gorejące domy. Naloty nękające z bombami zapalającymi i wybuchowymi.

 

9.8 1944 r. – środa

Jeszcze jest nieco strzelaniny. Od strony Królewskiej pożary. Kilka nalotow. Przeszłam przez miasto. Beznadziejna nuda. Chaos. A żeby człowieka diabli wzięli. Prywatnie nie do zniesienia.

 

10.8.1944 – czwartek

Zupełna beznadziejność. Od czasu do czasu strzał artylerii lub turkot karabinu maszynowego. Byłam dziś w mieście – zupełna ruina. Sródmieście wciąż się jeszcze pali. Przez Aleje Jerozolimskie nie można przejść. Własny nastrój jest okropny.

 

11.8.1944 r. – piątek

Strzelanina ucichła nieco. Ataki nurkowców, wielkie spustoszenia i pożart. W mieście uciekamy z piwnicy do piwnicy. Drukujemy pocztówki dla poczty polowej.

 

13.8.1944 – niedziela

Wyznaczono nam kwaterę na Zielnej nr. 24 mieszkanie 15. W nocy zrzucanie bomb. Cała noc na barykadach. Moja przyjaciółka Leksa zwariowała.

 

15.8.1944 – wtorek

Samoloty brytyjskie zrzucały w nocy broń. Gdybyż tylko więcej! Niemiecka artyleria przeciwlotnicza zamieniła niebo w piekło. Opracowują nas ciężkie miotacze min. Granaty, pociski. Rzucamy się na ziemię. Zosia skacze jak sarna przez Świętokrzyską. Mój przyjaciel Władek komenderuje chaosem u artystek teatralnych. Następnie ma sprzeczkę z Olkiem, a na koniec szok nerwowy. Nina chciała grać rolę sędziego rozjemczego i została obita.

 

16.8.1944 – środa

“Ryczące krowy” (tak polscy powstańcy nazywali niemieckie miotacze mgły) zaczeły działać. Mocne oparzeliny u ludzi. Strasznie. Byliśmy dwakroc u Stefana w sprawie legitymacji, odebranych nam przez A.K. W dniu 1 sierpnia.

 

17.8.1944 – czwartek

“Krowy” ryczą. W nocy ataki lotnicze. Leksa jest poskromiona.

 

18.8.1944 – piątek

O szóstej rano atak lotniczy. Niech to diabli! O szóstej wieczorem pociski ciężkiej artylerii. Naszą drukarnię diabli wzięli. Ela Balecka nie żyje. Pani Sperling ranna. Ja uratowałam się, ponieważ co nocy ucztowaliśmy w Boccaccio. Przy tej okazji odpowadzono Halucię z powodu opilstwa na komisariat. Żołnierkę Elę pochowaliśmy natychmiast pod brukiem ulicznym.

 

Nekrolog

Do redakcjoi “Demokraty” w Warszawie: “Elu! Od pierwszego dnia powstania biegałaś jako posłanka pod obstrzłem tam i z powrotem. Nawet bez przepaski, bez przydziału. Dla Ciebie nie istniały rzeczy uciążliwe. Za to dzień i noc i noc i dzień barykady. Zbłąkany pocisk pogrzebał Cię pod zwaliskami podczas służby meldunkowej. Twarz, ¶ece i nogi są rozstrzaskane. Ostatnie Twe słowa były “Ratujcie mnie!”. Zwłoki zabraliśmy w bezpieczne miejsce. Następnego dnia o zmroku pogrzeb żołnierski. Szcześć desek – oto Twoja trumna. Elu. Idziemy krokiem marszowym pod obstrzałem. Twa koleżanka. Nina prowadzi kondukt pogrzebowy, niosąc wysoko krzyż. Grób! Jama! Kapłan! Ostatnia uroczystość! Obstrzał! Nad Twoim grobem wybuchają szrapnele. Niech Ci się przyśni Polska! 

Zofia.

 

20.8.1944 r. – niedziela

Przeklęta parada lotników. Zrzuty dla Szwabów w Ogrodzie Saskim. Moje prywatne stosunki z Władkiem psują się.



21.8.1944 r. – poniedziałek

Już o świcie pędzą samoloty. Ciężki ostrzał po południu i wieczorem. Anglicy pozostawiają nas na pastę losu – a co robią Sowiety ?



22.8.1944 r. – wtorek

Trzy tygodnie powstania. Samoloty szaleją. Władek zachorowal, wysoka gorączka.



24.8.1944 r. – czwartek

Nocą slychać było artylerię sowiecką, J.P.P. Twierdzi, że bolszewicy wkroczą dziś lub jutro do Warszawy. Niemiecct jeńcy pracują przy wygrzebywaniu rannych i trupów. Stan nerwów Ninki jest zły.



25.8.1944 r. – piątek

Wtajemniczeni twierdzą, jakoby Szwabi odrzucili bolszewików w tył. Niemcy grzebią dalej na Zielnej 22 i 26. Ninka ma napad wątroby. Dziś byłam świadkiem jedynej w swym rodzaju sceny: U porucznika Nowaka, oficera polskiego, któremu podlegali jeńcy niemieccy zgłosił się pewien żyd, były posiadacz sklepu na Świętokrzyskiej. “Panie poruczniku, przyszedłem, przekradlem się z bardzo daleka, ponieważ dowiedziałem się, żę tutaj pracują jeńcy. Niech pan porucznik pozwoli zemścić się nieco” - “Nie wolno bić jeńców, przynajmniej nie wolno mi tego widzieć” - “Och, dlaczego bić? Ja zrobię Panu to z ustami!” - Porucznik odchodzi z uśmiechem. Żyd woła: “No ty, chodź tu, zaraz, już natychamiast!” Żołnierz niemiecki odkłada kilof z ręki i zbliża się do niego “Ty cholero, ty psiakrew, rozumiesz po polsku. Uważaj, dobrze i powtórz wszysto, co ja ci powiem. Ty świnio, bandyto, przeklęta cholero, ty psie. Ty nie wiesz pluskwo jedna, co oni z nami robili? Ty nic nie wiesz, ty psie, ty bandyto jeden? Mów, ty sukin synu!” Potem usłyszałam krzyki jeńca i śmiech. Na zakończenie żyd pyta porucznika “Och panie poruczniku dlaczego ja pytam, dlaczego ci Szwabi pracują w trzewikach, co? Czemu oni nie pracują boso? Dlaczego oni noszą cegły stojąc, a nie łażąc na kolanach? Ja leciałem jak na skrzydłach, aby patrzeć oczyma zemsty”. On splunął z pogardą na ruiny i oddalił się.



26.8.1944 – sobota

Oni rzucają latające miny, w tej chwili zawalił się dom przy ulicy Pańskiej 5 i zabił drużynę żołnierzy A.K., którzy wracali z wyprawy. Okropnie! Ale jednocześnie ogłoszono w prasie, że ci w Londynie i w Moskwie konferują wciąż konferują. Dla nas pozostało tylko jedno, umierać, tylko umierać. Nasze najwyższe instytucje wypisują morza atramentu i codziennie zużywają ponad pud farby drukarskiej. Przechodzący patrol twierdz, że z drapacza chmur można widzieć sowieckie wojska. Gdyby to było prawdą. Olek poszedł po wódke. Razem z rycerskim człowiekiem Aleksandrem oraz strzelcem Ostrym podążył on za zapachem. Wynik: Uderzyła latająca mina. Czarni jak kominiarze wrócili oni z powrotem. Z nabożeństwem wypito wódke. Halusia twierdz, że ma w mózgu odłamki cegły.

 

27.8.1944 r. – niedziela

Rankiem jak zwykle “przemarsz” samolotów. Okropne przebudzenie się. W nocy podczas budowy barykad zaginęło dużo ludzi. Wymieniłam litr wina na 250 papierosów. Za dwie pary jedwabnych pończoch dostałam 100 gramów przetopionego masła. Wymyłam sobie porządnie nogi. Wieczorem było dobre picie.


28.8.1944 r. – poniedziałek

Obudził nas wściekły huk wybychających pocisków. Na Marszałkowskiej płoną domy. Siedzimy dzień i noc w piwnicach. Ktoś sprzedał za 300 złotych litr wiśniowego soku. Niestety nie można go znależć.
Potrzebuje koszuli i daję za nią litr wódki. Tłuszczu w ogóle nie ma. Brakuje też kartofli i jarzyn. Gdy tylko człowiek pomyśli o pomidorach, aż ślinka idzie do ust.


29.8.1944 r. – wtorek

Chce mi się jeść – lecz nie ma nic do żarcia. W naszym bloku nie ma światła. Przekleństwo, jeszcze jeden dramat: około południa przestała płynąć woda, która i tak była tylko w piwnicy. Coraz lepiej. W ulotkach ani słowa o Rosjanach. Bardzo przygniatający nastrój i ogólna apatia. Perspektywy są bardzo ponure.


30.8.1944 r. – środa

Oddałam lekarzowi cudotwórcy dwie pary jedwabnych spodni za litr wódki. Następują 4 nieczytelne stronice, napisane prawdopodobnie w nietrzeźwym stanie.


31.8.1944 – czwartek

Strzelanina bez przerwy. Ludzie siedzą w schronach i rozmawiają szeptem. Niemcy zrzucili ulotki, w których się mówi, że ludność cywilna może opuścić miasto.
Ludzie A.K. Przeszkadzają jej w tym bronią palną. Znaleziono studnię. Woda zmieszana z krwią. W schronach wzrastają poważne nastroje. Jakaś kobieta krzyczy na cały regulator: “Tylko zaś... inteligencja miała powód do robienia powstania. Ona zawsze pożerała naród. Teraz ona zniszczy wszystkich do ostatniego, bo zemsta Niemców będzie straszną. Mówię głośno tylko to, co inni myślą. Dla mnie jest wszystko jedno, niech mnie nareszcie rozstrzelają wtedy przynajmniej zakończy się ten wieczny strach. Żreć też nie ma co, nie ma wody, nie ma światła. Są tylko szaleńcy i bolszewicy. Przekleństwo! Z motyką porywać się na słońce! Od pierwszego dnia wiedziałam czym się to skończy. Nasz dom trafiły dwie miny. Okropne wrażenie. Kwatera prawie zniszczona.


2.9.1944 r. – sobota

“Krowy”, bomby, artyleria, karabiny, maszynowe, niemiecki czołgi typu Tiger. Jakaś nowa broń syczy nad naszymi głowami. Dom Dębskiego płonie. Władek przyniósł wódke. On jest przestraszony tym co się dzieje w Warszawie. W Starym Mieście oddziały A.K. Skapitulowały. Żołnierze cofają się częściowo w ubraniu cywilnym.


4.9.1944 r. – poniedziałek

Okropny dzień, naloty, bomby zapalające i wybuchowe. “Ryczące krowy”, pociski artylerii. Cały dzień w schronie. Miasto płonie. Sytuacja beznadziejna.


7.9.1944 r. – czwartek

4 godzina rano. Zofiia, Janusz i ja pozostawiamy ruiny i usiłujemy przedostać się do Niemców. Miejsmy nadzieję, że nasi strzelcy przepuszczą nas. Trzy razy nad nami wybuchają pociski, tracimy związek. O 1 godzinie jestem na Sosnowej u Teresy. Atakują samoloty nurkujące. Chowam się do schrony za ulicą Komitetową nr. 2. Podobno 200 000 ludzi poddało się Niemcom i opuściło Warszawę. Po południu dowiedziałam się, że janusza zastrzelili właśsni strzelcy. Z powodu okpronego upału pochowano go na trawniku przed Polskim Bankiem Emisyjnym. Kolega doręczył mi jego papiery oraz spodnie. Wszystko to takie okropne...”

Na tym kończy się pamiętnik. Jego naga, brutalna rzeczywisość przemawia wyraźniej niż wszystkie tanie pochwały Anglo-Amerykanów. Ta kobieta, która jak niezliczona ilość innych, nie mogła uniknąć swego losu z pewnością nie może być uważaną za nastrojoną filoniemiecko. Tym bardziej zasługuje na uwagę przebijające się z jej pamiętnika okropne oskarżenie zbałamuconego i zdradzonego polskiego narodu skierowane przeciiw wszystkim tym, którzy gdzieś tam bawią się w rząd, prowadzą wygodne życie oraz mówią o wolności, pokoji i ludzkości, a zawsze okazywali się jedynymi wrogrami swego ambitnego, fanatycznego i walczącego narodu.



Tragedia kobiet. Ludność cywilna miasta siedziała tygodniami w ciasnych piwnicach. Tę kobietę, która z powodu bólów nie może już chodzić prowadzi mąż w bezpieczne miejsce


Walki uliczne. Wśród zadymionych ruin i barykad toczyły się zacięte walki partyzanckie. Zdjęcie pokazuje oddziały niemieckiej policji, które odznaczały się podczas zwalczania powstania polskiego. Wróg, który walczył bardzo zacięcie, wykorzystywał swoją znajomość miejsca i terenu. Często udawało mu się przy pomocy rozgałęzionego systemu kanalizacji podziemnej uniknąć zniszczenia.




 

Płonące ruiny. Działa szturmowe przedzierają się przez góry rumowisk i reszty murów, aby wziąć pod celny ogień rozbudowane gniazda oporu. Kupy gruzów często o kilkametrowej wysokości są wciąż nową osłoną dla powstańców. Po żmudnej walce trzeba było zbodywać i oczyszczać od wroga dom za domem i blok za blokiem. Powstańcze oddzialy miały wyjątkowo krwawe straty, strat skupionej ludności cywilnej nie da się w ogóle ocenić.

Blok domów za blokiem

Fakem oczyszczenia od powstańców, przy końcu sierpnia Starego Miasta walka jeszcze się nie zakończyła. Powstańcy zajmowali silne pozycje na Żoliborzu, Mokotowie i też nad Wisła. Oni walczyli w wyrafinowany sposób, a rozgałężiony system kanalizacji dawał im wciąż możliwość uniknąć ostatecznego zniszczenia. Niemieccy saperzy przy pomocy miotaczy ognia atakowali obwarowane gniazda oporu i zdobywali blok za blokiem. Przy pomocy nowoczesnych środków wojennych Niemcy zawalili część sieci kanalizacyjnej, gdy po odważnej wyprawie udało się im dostać w swe ręce potrzebne plany. Oddziały SS oraz służby bezpieczeństwa broniły się często kilka tygodni na odciętych punktach oporu. Często komunikowali oni telefonicznie swoje spostrzeżenia centrali obrony, dopóki wystrzały nie przerwały rozmowy.
Gdy wojska sowieckie doszły do położonego na wschód od Wisły przedmieścia Pragi, powstańcy jeszcze raz spodziewali się pomocy. Nadaremnie. Tylko nieliczne oddziały sowiecko-polskiej armii Berlinga usiłowały około połowy września przejść pod ochroną sztucznej mgły w kilku miejscach Wisłe. Niemieckie wojsko wszystkie te oddziały zniszczyło.
Za cały czas trwania powstania Anglo-Amerykanie tylko w trzech wypadkach wysłali swe bombowce, aby zrzucić powstańcom broń oraz aprowizację. W sprawozdaniu “Daily Herald” mówi się: “Lot do Warszawy jest śmiertelnym lotem”. Podczas anglo-amerykańskich nalotów na Warszawę każdego razu z 5 maszyn jedna nie wracała z powrotem. Ten wysoki procent zestrzelonych samolotów tłumaczy się tym, że bombowce musiały lecieć nad obszarem Niemiec i niemieckie myśliwce wciąż je atakowały. Zrzucić materiał na ściśle określony niewielki obszar można tylko z niewielkiej wysokości.przy czym nieprzyjacielskie bombowce są narażone na nieustający obstrzał niemieckiej obrony przeciwlotniczej.




 

Generał Tadeusz Bor-Komorowski po podpisaniu warunków kapitulacji, ktore umożliwiły mu, wszystkim członkom oddziałów powstańczych oraz pomocniczym oddziałom kobiecym honorową kapitulację. W ten sposób zakończone bezsensowną walkę, która na życzenie Moskwy i Londyny miała unieszkodliwić całą polską inteligencję.




 

Dnia 5.10.1944 r. reszta oddziałów powstańczych ze swoimi przywódcami maszeruje ulicą ?ódzką z Warszawy na zachód do niewoli.

 

Ostatni rozkaz dzienny Sosnkowskiego

Nieznaczona anglo-amerykańska pomoc skłoniła głównego dowódcę polskiej armii w Londynie generała Sosnowskiego, do wydania rozkazu następującej treści: “jest to straszną, tragiczną zagadką, żę pozostawiono powstańców w Warszawie samym sobie. Dla Polski ta zagadka jest tym trudniejszą do rozwiązania, że jej sprzymierzeńcy posiadają olbrzymie środki. Eksperci usiłują przekonać nas, że nieotrzymanie pomocy tłumaczy się trudnościami technicznego charakteru. Utrata nad Warszawą 27 samolotów w przeciągu miesiąca nie ma dla naszych sprzymierzeńców, którzy posiadają dziesiątki tysięcy różnego typu maszyn, specjalnego znaczenia. Podczas walki o Anglię polskie lotnictwo utraciło znacznie więcej niż 40% swego składu, a podczas usiłowań pomóc powstańcom w Warszawie Anglo-Amerykanie utracili tylko 15% operujących samolotów i ich załogi. Warszawa nie oczekuje pochwały, współczucia czy sympatii lecz broni i amunicji. Ona nie żąda okruszyn z pańskiego stołu, lecz środków dla dalszczego prowadzenia walki, które nam przyrzekli nasi sprzymierzęńcy. Przez pięć lat zarzucano armii krajowej bierność, a teraz znowu zarzuca się jej, żę walczy zacięcie i za dobrze.”
Moskwa natychmiast zareagowała na ten rozkaz Sosnkowskiego, w którym w innym miejscu zarzuca się bolszeiwkom, że oni też pozostaili Warszawę samej sobie. Moskiewskie “Izwestia” nie szczędziły obelg pod adresem Sosnkowskiego. Hasło do powstania w Warszawie było wydane z zacisznego gabinety Sosnkowskiego w Londynie, aby wyprzedzić bolszewików, oraz aby można było powiedzieć, że Warszawę uwolnił generał Bor-Komorowski. Takich morderców i łotrów i jak Sosnkowski trzebaby było postawić przed trybunałem wojennym.
Anglicy solidaryzowali się z sowieckimi protestami. Przy końcu września polski emigracyjny rząd w Londynie czuł się zmuszonym do odwołania Sosnkowskiego z jego stanowiska. Następcą jego został przeznaczony generał Bor-Komorowski przywódca warszawskiego powstania. Lecz i tę nominację Moska uważała za prowokację.
Z początkie paździenika żona generała Sosnkowskiego określiła w “Evening Standard” wiadomość, żę Sosnkowski nabył w Brazylii farmę, jako całkiem nietrafną. W międzyczasie rząd brazylijki udzielił Sosnkowskiemu i innym wygnańcom polskim wizy na wjazd.



Biała flaga...

Podczas gdy Moskwa i podlegly “Polski Komitet Narodowy” w Lublinie obsypywali rozpaczliwie, walczących powstańców stekiem urągań, szyderstw i pogardy, tragedia warszawska zbliżała się ku końcowi. Dnia 2 października 1944 r. Hrabina Tarnowska prezes Polskiego Czerwonego Krzyża, dotarła na zlecenie generała Bora-Komorowskiego jako parlamentarka powstańców do niemieckich linii. Delegacja dowództwa pełne zrozumienie.
Zgodnie z postanowieniami podpisanego w dniu 4.10.1944 r. układu kapitalacyjnego wszyscy przynależni do A.K. Zostali potraktowani jako walczące wojsko na zasadach postanowień konwencji genewskiej. To samo stosuje się także do żołnierzy, kobiet oraz do personelu pomocniczego. Nikt, ani osoby cywilne, nie będzie pociągnięty do odpowiedzialności za swoje aktywne poparcie powstania, obojętnie w jakiej formie ono się odbywało.
Dnia 5 i 6 paździenika 1944 r. Resztą polskich powstańców pod kierownictwem swoich oficerów maszerowała w zwartej masie z Warszawy na zachów jako jeńcy wojenni. Za nimi toczył się nieskończony potok nędzy – luność cywilna, która porzuciła swe płonące, nie dające przytułku rodzinne miasto. Polska Agencja Telegraficzna w Londynie podaje, że powstańcy mieli takie straty: ponad 200 000 poległych, rannych i zaginionych bez wieści, ponad 100 000 jeńców. To jest mniej więcej trzecia część mieszkańców Warszawy przed wojną.
Z początkiem października 1944 r. Londyńska gazeta “Catholic Herald” wystąpiła z ostrym oskarżeniem moskiewskiego cynizmu i napiętnowała “strategiczne rozważania Brytanii”, które przeszkodzyły w udzielaniu Warszawie skutecznej pomocy. Gazeta kończy swoje rozważania takim twierdzeniem: “Jeżeli sprzedamy Polskę, przegraliśmy tę wojnę. Krew przelana w Warszawie będzie śię mścić na nas i na naszych dzieciach”.
W 14 dni póxniej Churchill sprzedał ostatecznie Polaków Stalinowi. Stało się to w Kremlu. Korki od szampana strzelały. Warszawa milczała.




 

Powstańcy, którzy częściowo maskowali się przy pomocy niemieckich mundurów, z podniesionymi rękoma wychodzą z rozbitych piwnic na światło dzienne.