Polsko-krzyżacka walka wywiadów w dobie wojny w latach 1409-1410

Autor: Sławomir Jóźwiak

Szpiegostwo było od niepamiętnych czasów jednym z istotnych elementów dziejów ludzkości. Zawsze również istniały informacje, które miały ogromną wartość, przez co z jednej strony starano się je zachowywać w najgłębszej tajemnicy, z drugiej natomiast - pozyskiwać, zdobywać lub wykradać, często nie przebierając przy tym w środkach. Wiedza o każdym aspekcie życia (zarówno indywidualnym, jak i masowym) zyskiwała jednak na znaczeniu szczególnie w politycznych stosunkach między państwami. Relacje społeczeństw czy narodów zorganizowanych w takich właśnie mniej lub bardziej uporządkowanych strukturach bardzo często prowadziły bowiem do wzajemnej rywalizacji, konfliktów i wojen. U ich podstaw leżała w zdecydowanej większości przypadków chęć dominacji jednych nad drugimi. W tej sytuacji posiadanie możliwie pełnej wiedzy o sąsiadach, którzy łatwo mogli stać się potencjalnymi wrogami, było zawsze priorytetowym działaniem władców. W jaki jednak sposób ją pozyskiwano? Tak, jak to tylko było możliwie, choć nigdy nie mogło się przy tym obyć bez zaangażowania ludzi, którzy z różnych powodów decydowali się na zdobywanie i przekazywanie utajnionej wiedzy. To oni właśnie tworzyli grono agentów, szpiegów, donosicieli, wywiadowców czy też informatorów.

W stosunkach polsko-krzyżackich, zwłaszcza w ich newralgicznym okresie - wojny w latach 1409-1410, mimo mocno ograniczonych przekazów źródłowych z epoki wszystkie te elementy aktywności wywiadowczej obu stron są uchwytne.

 

 

Bardzo ciekawe informacje na ten temat zawarte są w liście zredagowanym 29 lipca 1409 roku. W odpowiedzi na nieznane bliżej pismo wielkiego komtura, ostrzegające przed działalnością obcych szpiegów w państwie zakonnym, komtur ostródzki poinformował tego dygnitarza, że właśnie udało mu się jednego schwytać. Był on przebrany za księdza, a ponadto podawał się za lekarza. Udało się go zdemaskować (nie wiadomo jednak, komu i gdzie, ale wydaje się, że został on zadenuncjowany przez któregoś z poddanych krzyżackich), gdyż mimo swoich 24 lat nie potrafił czytać ani odprawiać obrzędów mszalnych. Komtur nakazał poddać schwytanego torturom, podczas których zeznał on, że wraz z bratem został wysłany do państwa zakonnego przez polskiego burgrabiego z Lipna z ziemi dobrzyńskiej (42 km na płd. wsch. od Torunia) po informacje o charakterze wywiadowczym. Polecono mu dowiadywać się o liczbę i lokalizację werbowanych przez Krzyżaków oddziałów wojsk zaciężnych, stan zaopatrzenia i zdolność do obrony zamków i miast oraz o ogólne przygotowania militarne w państwie zakonnym. Informacje te miał on następnie przekazywać nieznanym bliżej urzędnikom w Lipnie. Ponadto przesłuchiwany wydał dużą siatkę polskich szpiegów, którzy mieli działać w miastach pruskich. Wśród nich znaleźli się niejacy Fryderyk i Mikołaj w Chełmnie - tkacze, którzy kiedyś mieszkali w Toruniu, oraz człowiek o imieniu Petirkeyn, który obecnie miał mieszkać w tym mieście w domu jakiegoś Grolicza na ulicy Mostowej. Ponadto w Elblągu miał być ulokowany szpieg o imieniu Filip, który był z pochodzenia Czechem i szynkarzem, natomiast w Tucholi niejaki Andrzej, czeladnik szewski. W Malborku do siatki należeli Prokop i Schelinga, polskim zaś szpiegiem w Gdańsku miał być pewien czeladnik kowalski o imieniu Hensil, który mieszkał na ulicy Korzennej. Niestety tożsamości żadnej z tych postaci nie da się zweryfikować na podstawie innych zachowanych źródeł. Komtur ostródzki przy okazji przesłuchania pytał również zatrzymanego o ruchy wojsk wielkiego księcia litewskiego Witolda, ale złapany szpieg nic nie wiedział na ten temat. Oczywiście treść zaprezentowanego tu raportu z lipca 1409 roku rodzi szereg pytań. Przede wszystkim trudno rozstrzygnąć, czy informacje zdobyte przez komtura ostródzkiego od torturowanego szpiega były prawdziwe, a jeśli tak, to co stało się ze zdekonspirowanymi osobami. Niestety z braku innych wzmianek źródłowych na ten temat (zwłaszcza ze strony polskiej) postawione tu pytania muszą pozostać bez odpowiedzi.

Działania wojenne rozpoczęły się 16 sierpnia 1409 roku. Ówczesny zwierzchnik Zakonu Ulrych von Jungingen, ufny we własne siły, zdecydował się na walkę jednocześnie na dwa fronty (z dwoma sąsiadującymi państwami), ale z tej racji nie musiał bynajmniej czuć się na straconej pozycji. Początkowo stroną ofensywną byli bowiem Krzyżacy, których wojska 16 sierpnia równocześnie aż w czterech miejscach przekroczyły granice Królestwa Polskiego, uderzając na ziemię dobrzyńską, Kujawy, Krajnę i z Nowej Marchii na zachodnią Wielkopolskę. Operacje militarne na obszarze Kujaw prowadziła armia dowodzona przez dwóch komturów - człuchowskiego i tucholskiego. Po pierwszym, trwającym ponad tydzień, niszczącym ataku na tereny przygraniczne i po kilkudniowym odpoczynku na terytorium państwa krzyżackiego grupie tej potrzeba było maksymalnie półtora dnia, by opanować miasto i zamek w Bydgoszczy (najpóźniej 29 sierpnia 1409 roku). Spektakularny sukces tej akcji militarnej jest tym bardziej zaskakujący, że armia obu komturów musiała w ramach tego czasu pokonać jeszcze co najmniej 25-kilometrowy odcinek drogi od granicy obu państw (nie wiadomo niestety, gdzie ją przekroczyła), co pozwala się domyślać, że Bydgoszcz została przez wojska krzyżackie zdobyta niejako z marszu.

Zachowane przekazy źródłowe wskazują na to, że sukces ten nie był dziełem przypadku, lecz poprzedziła go dobrze zorganizowana operacja wywiadowcza, mająca na celu rozpoznanie zamierzeń i przygotowań militarnych przeciwnika. Z listu, który komtur tucholski Henryk Schwelborn wysłał najprawdopodobniej 7 sierpnia 1409 roku (o godz. 12.00 w południe!) do wielkiego mistrza Ulrycha von Jungingen, wynika, że jego wystawca spotkał się właśnie z komturem człuchowskim Arnoldem von Baden, by omówić z nim szczegóły przygotowywanej wyprawy wojennej. Obaj administratorzy zakonni zgodzili się, że muszą znacznie zwiększyć liczbę godnych zaufania osób działających po drugiej stronie granicy, nie tylko w celu szpiegowania przeciwnika, lecz także rozpoznawania dróg i kładek na traktach i ich ewentualnej naprawy. Sam komtur tucholski miał dotąd na stronę polską wysłać trzech swoich wywiadowców, których powrotu spodziewał się 13 sierpnia. Już jednak 10 sierpnia ten sam urzędnik krzyżacki przekazywał najwyższemu zwierzchnikowi Zakonu otrzymane od innego swojego informatora mieszkającego w Polsce, niejakiego Tycze Maula (swego czasu za nieznaną bliżej akcję wynagrodzonego przez wielkiego mistrza sumą czterech grzywien, czyli około 800 gramów srebra), doniesienie między innymi o tym, że w Inowrocławiu stacjonuje w chwili obecnej 50 kopii (około 150 zbrojnych). Dwa dni później (12 sierpnia) przybył do komtura tucholskiego kolejny jego wywiadowca działający na Kujawach. Poinformował on administratora zakonnego, że Inowrocław jest obsadzony dużą załogą czeskich i węgierskich zaciężnych. Miano tam 8 sierpnia przeprowadzić przegląd wojska, na którym szpieg był obecny osobiście. Samo miasto było intensywnie przygotowywane do obrony. Ponadto - jak donosił dalej - w Brześciu Kujawskim stacjonowała dwa razy liczniejsza załoga niż zwykle, natomiast w Nakle gorączkowo wzmacniano zamek i oczyszczano fosy. Jedynie w Bydgoszczy miało znajdować się mało wojska, a tamtejszy zamek nie był w pełni obsadzony załogą. Szczególne zainteresowanie wzbudza tu ta ostatnia informacja przekazana przez krzyżackiego szpiega, zważywszy, że armii zakonnej dowodzonej wspólnie przez komturów człuchowskiego i tucholskiego potrzeba było jednego (maksymalnie półtora) dnia, by pod koniec sierpnia 1409 roku (czyli nieco ponad dwa tygodnie po tych doniesieniach) podejść znad granicy pod Bydgoszcz i najpóźniej do 29 tego miesiąca opanować tamtejszy zamek i miasto.

A to nie wszystko. W okresie bezpośrednio poprzedzającym wojnę z lat 1409-1411 Krzyżacy dzięki swoim szpiegom i wywiadowcom wysyłanym do Królestwa Polskiego przez komturów: świeckiego, tucholskiego i człuchowskiego mieli już bardzo dokładnie rozpoznane drogi strategiczne biegnące w kierunku Kujaw i Wielkopolski.



Treść innych zachowanych przekazów źródłowych pozwala wnosić, że zakończoną powodzeniem błyskawiczną akcję zdobycia Bydgoszczy pod koniec sierpnia 1409 roku Krzyżacy zawdzięczali jednak przede wszystkim temu, że w samym mieście mieli oni wówczas własnych agentów, szpiegów i informatorów, nie tylko wśród zwykłych jego mieszkańców, ale również w gronie tamtejszych urzędników polskich.

Na to, że w Bydgoszczy, w gronie mieszczan, Krzyżacy w czasie wojny w latach 1409-1410 mieli swoich informatorów, wskazuje nieco późniejszy przekaz. W liście z 30 maja 1410 roku (a więc na prawie miesiąc przed wybuchem kolejnej fazy wojny) komtur bierzgłowski zawiadamiał wielkiego mistrza Ulrycha von Jungingen między innymi o tym, że jakiś mieszczanin bydgoski (którego urzędnik krzyżacki określał jako swojego dobrego, skrytego przyjaciela) doniósł mu (prawdopodobnie jednak nie osobiście), że w klasztorze cysterskim w Koronowie z rozkazu królewskiego stacjonowało 1500 ludzi (500 kopii) pod dowództwem walczącego po stronie polskiej zaciężnego morawskiego Jana Sokoła z Lamberku. Z tego powodu usunięto stamtąd zakonników. Ponadto mieszczanin ten informował o krążącej w Bydgoszczy opinii, że król polski nie chce zachować pokoju z wielkim mistrzem. Inne zachowane przekazy pozwalają wnosić, że Krzyżakom w nieznany bliżej sposób udało się zwerbować do współpracy nie tylko zwykłych mieszczan, ale również wysokich rangą urzędników, odpowiedzialnych za obronę miasta w czasie wojny. Strona polska posądzała bowiem później o zdradzieckie wydanie wojskom krzyżackim pod koniec sierpnia 1409 roku zamku bydgoskiego tamtejszego burgrabiego Bernarda, którego bezpośrednio po tych wydarzeniach król Władysław Jagiełło ukarał więzieniem. Kronikarz polski Jan Długosz podał w swoim dziele, że wspomniany Bernard został przez Krzyżaków przekupiony. Niestety dokładne okoliczności tej zdrady nie są znane. Zachowane przekazy źródłowe wskazują jednak dodatkowo na to, że burgrabia bydgoski ukarany przez Władysława Jagiełłę po wydarzeniach z sierpnia 1409 roku nie był bynajmniej najwyższym rangą urzędnikiem polskim, którego - jak można wnosić - udało się wówczas Zakonowi zwerbować do współpracy. Fragment listu komtura świeckiego Henryka von Plauen do wielkiego mistrza Ulrycha von Jungingen z 2 czerwca 1409 roku w ciekawym, nowym świetle stawia bowiem również postać ówczesnego podczaszego krakowskiego (1386-1407), kasztelana sandomierskiego (1407-1409), a jednocześnie starosty generalnego Wielkopolski (1389[1398]-1409), starosty inowrocławskiego (1394) i starosty bydgoskiego (1408-1409) Tomka (Tomasza) z Węgleszyna herbu Jelita. Komtur ze Świecia w przytaczanym liście przekazywał wielkiemu mistrzowi doniesienia, które uzyskał od swoich informatorów z Poznania i Inowrocławia. W końcowej części tego pisma znajduje się najważniejsza w kontekście prowadzonych tu rozważań wzmianka. Komtur zawiadamiał mianowicie swojego zwierzchnika, że poddany krzyżacki, rycerz z okręgu świeckiego, Jan z Topolna przybędzie wkrótce do Ulrycha von Jungingen wraz z listami ?pana Tomka starosty, które on wam w szczególnej tajemnicy wysłał?. W ten sposób - jak zaznaczył komtur - najwyższy zwierzchnik Zakonu uzyska z treści tych pism lepszą wiedzę na temat wojennych planów strony polskiej niż ta, która płynie z doniesień zawartych w jego własnym liście. Z tego fragmentu omawianego przekazu wynikałoby jednoznacznie, że Tomko z Węgleszyna był w czerwcu 1409 roku (czyli na dwa i pół miesiąca przed wybuchem konfliktu zbrojnego) informatorem wielkiego mistrza na temat militarnych i politycznych zamierzeń strony polskiej.

Kiedy i z jakiego powodu ten wysoki rangą urzędnik terytorialny mógł podjąć współpracę z Zakonem, która w kontekście listu komtura świeckiego z czerwca 1409 roku miałaby wyraźne cechy zdrady? Trudno powiedzieć. Wiadomo w każdym razie, że starosta Tomko utrzymywał z kierownictwem krzyżackim półoficjalne kontakty już od początku XV wieku, ale co i kiedy skłoniło go do przekazywania Zakonowi poufnych informacji o zamierzeniach politycznych i militarnych strony polskiej w obliczu zbliżającego się konfliktu, nie wiadomo. Wydaje się zresztą, że ówczesny wywiad polski jeszcze długo po wydarzeniach z 1409 roku nic nie wiedział o tajnej współpracy Tomka z Węgleszyna z Zakonem w przeddzień wybuchu wojny. Milczą w każdym razie na ten temat istniejące przekazy źródłowe. Z drugiej strony zastanawia jego dość zagadkowa śmierć. Jan Długosz zamieścił mianowicie w swojej kronice informację, że Tomko z Węgleszyna zmarł pod koniec sierpnia 1409 roku rażony nagłym atakiem jakiejś choroby na wieść o zdobyciu przez Krzyżaków Bydgoszczy (gdzie wówczas go nie było). W kontekście przedstawionych tu dowodów, a zwłaszcza treści listu komtura świeckiego do wielkiego mistrza z 2 czerwca 1409 roku, można by zastanawiać się zasadnie nad wiarygodnością tej informacji, nie tyle jednak co do czasu śmierci Tomka, ile jej faktycznych powodów. Niewykluczone przecież, że w rzeczywistości mógł on popełnić samobójstwo lub zostać z czyjegoś polecenia zlikwidowany. Sprawa ta prawdopodobnie na zawsze pozostanie jednak okryta tajemnicą.

W sumie więc z przytoczonych faktów wynika, że militarna operacja zdobycia przez Krzyżaków Bydgoszczy 29 sierpnia 1409 roku została poprzedzona prowadzonymi przez nich różnorodnymi działaniami szpiegowskimi. Miały one na celu rozpoznanie stanu przygotowań przeciwnika do wojny na obszarach przygranicznych i jego planów militarnych. Ponadto starano się dokładnie rozpoznać drogi strategiczne na terytorium wroga, co umożliwiałoby przeprowadzenie najskuteczniejszej z możliwych akcji zaczepnej. Dokonywano także werbunku agentów i współpracowników po stronie przeciwnika (również w gronie jego wysokich urzędników terytorialnych), którzy przez swoje działania lub pozyskiwane informacje mogliby w rezultacie przyczynić się do powodzenia operacji militarnej. Wszystkie te wysiłki złożyły się na ostateczny sukces przeprowadzonego w końcu sierpnia 1409 roku ataku na Bydgoszcz.



Pierwsza faza wojny zakończyła się rozejmem zawartym 8 października 1409 roku. Miał on trwać do 24 czerwca roku następnego, a sam przedmiot konfliktu oddano do polubownego rozstrzygnięcia królowi czeskiemu Wacławowi IV. Ten 8 lutego 1410 roku wydał wyrok, zobowiązując obie strony do przestrzegania wzajemnych układów pokojowych sprzed wojny. Ówczesne kierownictwo polsko-litewskie było jednak zdecydowane na kontynuację działań militarnych po upłynięciu terminu rozejmu, co więcej - daleko zaawansowane były już przygotowania do realizacji nowatorskiego i zaskakującego jak na warunki średniowieczne planu skoncentrowania dwóch sojuszniczych armii na Mazowszu i przeprowadzenia nagłego i zmasowanego ataku skierowanego na stolicę państwa krzyżackiego. Jednocześnie przygotowania do tej operacji należało poprowadzić tak, by kierownictwo Zakonu jak najpóźniej rozpoznało te zamiary. W tym celu strona polska wykorzystała dość niespodziewaną propozycję pośrednictwa w rozmowach pokojowych, którego podjął się ówczesny król węgierski Zygmunt Luksemburski. To jego posłowie po rozmowie z Władysławem Jagiełłą w Krakowie złożyli w Malborku w maju 1410 roku Ulrychowi von Jungingen propozycję zjazdu monarchów (wielkiego mistrza, Zygmunta, króla polskiego i wielkiego księcia Witolda) 17 czerwca w Toruniu w celu pogodzenia się w przedmiocie konfliktu. Ten projekt, który kierownictwo polsko-litewskie od samego początku zamierzało zbojkotować (ale ujawnić to możliwie późno), był bardzo korzystny dla Władysława Jagiełły, gdyż maskował prowadzone już wówczas pełną parą intensywne przygotowania militarne do nowej fazy wojny. Co więcej, propozycja Zygmunta skłoniła Krzyżaków do rezygnacji z projektowanych przez nich jeszcze w maju planów ofensywnych przeciwko Polsce. Odtąd do początku lipca 1410 roku strona polsko-litewska zwodziła Zakon rzekomą chęcią polubownego rozstrzygnięcia konfliktu, dodatkowo myląc kierownictwo krzyżackie prowadzeniem pozorowanej koncentracji wojsk w Bydgoszczy, w Wielkopolsce, na Litwie i Żmudzi. Wszystko to sprawiło, że gdy w początkach lipca 1410 roku połączona armia polsko-litewska ruszyła z Mazowsza do Prus, decydenci zakonni nadal nie mieli jasności co do faktycznych zamiarów przeciwnika i cały czas utrzymywali dużą armię na Pomorzu, która w decydującym momencie nie zdążyła pod Grunwald...

Jednocześnie już w czerwcu 1410 roku w państwie krzyżackim wzmogła się aktywność polskich szpiegów, którzy z jednej strony starali się zdobywać maksymalnie dużo informacji o charakterze wywiadowczym, z drugiej natomiast prowadzili działalność dezinformującą i dywersyjną. Tak oto w liście z 8 czerwca 1410 roku nieznany z imienia tymczasowy zastępca komtura toruńskiego poinformował wielkiego mistrza Ulrycha von Jungingen o schwytaniu polskich szpiegów w Toruniu. Kilka dni wcześniej do urzędnika zakonnego mieli mianowicie przybyć miejscowy burmistrz, który ujawnił (nie wiadomo jednak, w jaki sposób pozyskał posiadane przez siebie informacje), że w mieście są dwaj szpiedzy, natomiast w karczmie na kujawskim brzegu Wisły, położonej dokładnie naprzeciw Torunia, miał przebywać ich sługa z wozem i dwoma końmi. Zastępca komtura polecił burmistrzowi śledzić wspomnianych dwóch ludzi dzień i noc, sam natomiast poinformował o całej sprawie komtura z Nieszawy na Kujawach (dziś Mała Nieszawka, 5 km na zachód od Torunia), prosząc go, by wysłał swoich ludzi, którzy pochwyciliby przebywającego w karczmie sługę szpiegów. Zaplanowaną w ten sposób w tajemnicy akcję właściwie zsynchronizowano w czasie i zrealizowano z pełnym powodzeniem, gdyż jednocześnie pochwycono wspomnianych dwóch ludzi w Toruniu i ich człowieka w karczmie na drugim brzegu Wisły. Jeden ze złapanych został uwięziony na zamku komturskim, drugi natomiast znalazł się w więzieniu rady miejskiej. Sługa schwytany przy karczmie miał poczas konfrontacji ze szpiegami wstępnie zeznać, że otrzymali oni pieniądze od króla polskiego Władysława Jagiełły, by przy ich pomocy podjąć próbę przekupienia niektórych mieszczan, a w rezultacie doprowadzić do wydania miasta w jego ręce. W przygotowaniach do realizacji tych zamierzeń miał im pomagać jakiś ksiądz (niestety z treści źródła nie wynika, czy świadomie, czy też nieświadomie), którego spotkali po drodze. Od niego mieli oni uzyskać informację o tym, że można swobodnie podróżować do Torunia i z powrotem. Nie wiadomo jednak, kim był ten ksiądz i czy go również schwytano. Zastępca komtura donosił dalej wielkiemu mistrzowi, że na razie nie przesłuchał jeszcze wspomnianych szpiegów i prosił go o instrukcje, czy ma to zrobić, czy poczekać na jego przybycie do Torunia.

Mimo tych wliczonych w profesję szpiegów drobnych niepowodzeń w sumie dobrze rozegrana przez kierownictwo polskie zakrojona na szeroką skalę działalność wywiadowcza prowadzona latem 1410 roku wobec państwa krzyżackiego przyniosła wielki sukces w postaci zwycięstwa grunwaldzkiego.


Fotografie pochodzą z inscenizacji bitwy pod Grunwaldem, 15.07.2006 r.